Armenia spogląda w stronę Zachodu. Czy ma szanse otrzymać taką pomoc, jakiej oczekuje

W obliczu wrogości ze strony Azerbejdżanu Erywań ma poważny dylemat bezpieczeństwa. Nie wierząc w pomoc Rosji, Ormianie odwracają się od niej i zbliżają do Zachodu. Pytanie tylko, czy ten jest w stanie udzielić im pomocy, jakiej oczekują.

Publikacja: 19.04.2024 10:00

Premier Nikol Paszynian nie chce już podążąć drogą, którą wyznaczył Armenii Władimir Putin

Premier Nikol Paszynian nie chce już podążąć drogą, którą wyznaczył Armenii Władimir Putin

Foto: VLADIMIR SMIRNOV/SPUTNIK/AFP

Z budynku ukraińskiego resortu edukacji wyszedł wysoki brodaty mężczyzna i z uśmiechem na ustach podał rękę zbliżającej się do niego drobnej brunetce. Po wstępnych uprzejmościach minister Oksen Lisowy zaprosił Annę Akopian do ministerstwa. Żona premiera Armenii Nikola Paszyniana przyleciała na Ukrainę z pierwszą od początku rosyjskiej inwazji armeńską pomocą humanitarną. Do tej pory jej kraj starał się dystansować od tego konfliktu.

– Usłyszeliśmy o ponad 300 całkowicie zniszczonych szkołach. Tysiące dzieci jest zmuszonych, by uczyć się online, a wiele z nich straciło swoje domy i nie stać ich na kupno komputera czy smartfona. Z radością przekazuję wam pomoc od Armenii – powiedziała na konferencji prasowej Akopian. Następnie żona premiera pojechała do Buczy, która stała się symbolem rosyjskich zbrodni wojennych, gdzie spotkała się z uczniami jednej ze szkół i wręczyła im tablety.

Łącznie Armenia przekazała Ukrainie ponad tysiąc urządzeń elektronicznych. Ta wizyta z września 2023 roku jest uważana za symboliczny początek końca dotychczasowej polityki Erywania w stosunku do Rosji. Ormianie liczą teraz, że to Zachód, w odróżnieniu od Moskwy, pomoże zagwarantować bezpieczeństwo ich państwu, które po ostatnich porażkach militarnych z Azerbejdżanem znajduje się w ciągłym zagrożeniu.

Czytaj więcej

Inwazja chwastów Stalina

Rząd Paszyniana w Armenii za pomocą dyplomacji stara się zbliżyć do Zachodu

Po misji Anny Akopian nadszedł czas na coraz bardziej demonstracyjne dystansowanie się rządu jej męża od Rosji. Kilka dni później premier udzielił wywiadu włoskim mediom, w którym stwierdził, że poleganie na Moskwie było „strategicznym błędem”. Erywań ogłosił, że wycofuje swojego przedstawiciela przy Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ) nazywanej rosyjskim NATO. Równolegle Armenia przeprowadziła na swoim terytorium wspólne manewry z amerykańskimi żołnierzami. Celem „Eagle Partner” było wzmocnienie współpracy Waszyngton–Erywań. I choć w ćwiczeniach uczestniczyło niewielu wojskowych, to jak zauważa Radio Wolna Europa, były one jasnym przesłaniem dla Rosji, że Ormianie mają innych sojuszników. W październiku 2023 roku, idąc za ciosem, Armenia po latach ratyfikowała statut rzymski Międzynarodowego Trybunału Karnego, który rok wcześniej wydał nakaz aresztowania Władimira Putina. W związku z tym, jeśli rosyjski prezydent pojawi się w tym kraju, Erywań będzie zobowiązany go zatrzymać. Dla Kremla to wyjątkowo drażliwa sprawa.

Nowy rok przyniósł jeszcze bardziej zdecydowane kroki ze strony Paszyniana. W lutym w rozmowie z telewizją France 24 premier zasugerował, że jego kraj zamraża członkostwo w OUBZ. Kilka dni później potwierdził to oficjalnie, przemawiając przed parlamentem. W innym publicznym wystąpieniu nie wykluczył, że Erywań w ogóle opuści organizację oraz że powinien opracować nową strategię narodowego bezpieczeństwa. W ramach tych planów kraj, który do tej pory praktycznie całe swoje uzbrojenie pozyskiwał z Rosji, podpisał kontrakty zbrojeniowe z Indiami i Francją. Paryż dostarczył Armenii m.in. 50 wozów opancerzonych Bastion. Zaplanowano także dostawę systemów przeciwlotniczych Mistral 3 oraz radarów. Najpewniej w tym roku Ormianie kupią jeszcze od Francuzów systemy artyleryjskie Caesar. Wzmocnieniem armeńskiej armii są też zakupy z Indii. Erywań zamówił system wyrzutni rakietowych Pinaka, ciężkie haubice oraz działa samobieżne. Kluczowe, biorąc pod uwagę rolę, jaką w ostatniej wojnie z Azerbejdżanem odegrały drony, jest pozyskanie przez Ormian indyjskiego systemu Zen przeznaczonego do ich niszczenia. Kontakty zbrojeniowe z Armenią są na tyle ważne, że New Delhi po raz pierwszy mianowała attaché wojskowego w swojej ambasadzie w Erywaniu. Rozmowy o współpracy wojskowej toczą się także z Grecją.

Równolegle rząd Paszyniana prowadzi szeroko zakrojoną akcję dyplomatyczną, mającą na celu zbliżenie z Zachodem. W lutym premier spotkał się z liderami Niemiec i Francji, a także amerykańskim sekretarzem stanu Antonym Blinkenem oraz szefem brytyjskiego wywiadu Richardem Moore’em. Ponadto Erywań coraz głośniej mówi o chęci dołączenia do Unii Europejskiej. Na początku marca, podczas wizyty w Turcji, armeński minister spraw zagranicznych Ararat Mirzojan stwierdził: – W Armenii dyskutowanych jest wiele nowych możliwości i nie będzie sekretem, jeśli powiem, że również członkostwo w Unii.

W podobnym tonie wypowiedział się sam Paszynian. W odpowiedzi na te głosy, w połowie marca Parlament Europejski przyjął rezolucję popierającą rozwój bliższych relacji z Armenią oraz wzywającą do trwałego pokoju między Erywaniem a Baku. „Unia Europejska powinna pozytywnie odpowiedzieć i wykorzystać potencjalną reorientację geopolityczną oraz pomóc Armenii mocniej zakotwiczyć się w demokratycznej społeczności” – napisano w dokumencie. Kilka dni później do Erywania przybył sekretarz generalny NATO. Podczas spotkania z Jensem Stoltenbergiem Paszynian zapowiedział, że jego kraj jest zainteresowany pogłębieniem współpracy z sojuszem.

Ostatnie tygodnie to m.in. zakończenie przez Armenię akceptowania kart płatniczych połączonych z rosyjskim systemem płatności Mir. Ten ruch współgra z amerykańskimi sankcjami nałożonymi na Rosję. Ponadto rząd Paszyniana zażądał usunięcia nadzorowanej przez FSB rosyjskiej straży granicznej, stacjonującej od lat 90. XX wieku na międzynarodowym lotnisku Zwartnoc pod Erywaniem. Pod sam koniec marca na terenie Armenii zakazano emisji rosyjskich kanałów emitujących programy czołowego kremlowskiego propagandysty Władimira Sołowjowa. Na początku kwietnia UE przyznała Ormianom pakiet pomocy rozwojowej w wysokości ponad 270 mln euro. Wsparcie zapowiedział też Waszyngton. Kilka dni temu podczas ponad godzinnego przemówienia w parlamencie Paszynian oskarżył Rosję o wykorzystywanie konfliktu o Górski Karabach by utrzymać Erywań „na smyczy”.

Postępująca reorientacja armeńskiej polityki zagranicznej pokrywa się ze społecznymi nastrojami. Jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez International Republican Institute, o ile jeszcze w 2019 roku 93 proc. Ormian oceniało rosyjsko-armeńskie relacje jako dobre, o tyle w tym roku ta liczba spadła do 31 proc. Z tego samego badania wynika, że 80 proc. respondentów jest zadowolonych z kierunku, w jakim rozwijają się stosunki z UE. – Armenia przewróciła ostatnią kartę rosyjskiego rozdziału swojej historii i teraz mamy przed sobą czystą kartę przeznaczoną dla europejskiego rozdziału. Zaczynamy go pisać wspólnie z naszymi partnerami – mówi „Plusowi Minusowi” Ruben Mehrabjan, politolog armeńskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Bezpieczeństwa.

Drogi Erywania oraz Moskwy rozeszły się wraz z upadkiem wojennej architektury stworzonej przez Rosję

Rosyjski rozdział w najnowszej historii Ormian trwał ponad trzy dekady. Wraz z rozpadem ZSRR Moskwa stała się najważniejszym sojusznikiem niepodległej Armenii otoczonej przez nieprzychylną jej Turcję i Azerbejdżan, wspierając ją dyplomatycznie i militarne. To dzięki tej pomocy Erywaniowi w latach 1992–1994 udało się pokonać Azerów i doprowadzić do de facto niepodległości Górskiego Karabachu, czyli zamieszkanej głównie przez Ormian enklawy leżącej w graniach Azerbejdżanu. Jeszcze w 1992 roku Armenia i Rosja podpisały traktat taszkiencki o współpracy obronnej, który stał się podstawą OUBZ. W tym samym czasie zawarto umowę, zgodnie z którą rosyjscy żołnierze strzegą granic Armenii z Turcją i Iranem. Trzy lata później Erywań zezwolił Moskwie na założenie w kraju stałej bazy wojskowej. W 1997 roku oba państwa podpisały traktat o przyjaźni, współpracy i wzajemnej pomocy. Zgodnie z jego zapisami atak na jednego z sygnatariuszy będzie oznaczał także atak na drugiego z nich. W 2002 roku Armenia została członkiem OUBZ, a w 2015 roku dołączyła do działającej pod auspicjami Moskwy Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. Zależność militarna od Rosjan zwiększyła się jeszcze bardziej w 2016 roku, gdy rząd w Erywaniu zgodził się na stworzenie z nimi wspólnego systemu obrony powietrznej kraju. Przez ten cały czas Armenią rządzili prorosyjsko nastawieni politycy z tzw. klanu karabachskiego.

Zmiana polityki, jaką prowadzili, zaczęła się w 2018 roku. Wówczas na fali pokojowych antyrządowych protestów, znanych jako aksamitna rewolucja, do władzy doszedł były dziennikarz Nikol Paszynian. – Na sztandarach miał co prawda potrzebę odnowy głównie sytuacji wewnętrznej, ale postawił również nowe akcenty w polityce zagranicznej. Zaczął wskazywać, że relacje z Rosją, choć są strategiczne, to muszą być realizowane w uczciwy sposób. Wtedy pojawiły się pierwsze zgrzyty. Ze stanowiska sekretarza generalnego OUBZ odwołano armeńskiego generała, wybuchł również spór o korupcję w armeńskich kolejach, które kontroluje Rosja. Pojawiły się pierwsze medialno-informacyjne konflikty z Moskwą, a z drugiej strony normalizacja i pogłębianie stosunków z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi – przypomina w rozmowie z „Plusem Minusem” dr Michał Patryk Sadłowski, ekspert ds. obszaru postradzieckiego z Uniwersytetu Warszawskiego.

Drogi Erywania i Moskwy zaczęły się rozchodzić w 2020 roku, gdy Azerbejdżan po 44 dniach krwawych walk odzyskał część ziem wokół Karabachu kontrolowanych wcześniej przez Ormian. – Społeczeństwo ormiańskie poczuło się rozczarowane. W tym czasie Rosja co prawda zapewniła naszemu państwu wsparcie wojskowo-techniczne, ale nie zajęła jednoznacznej pozycji jak Turcja. Tureccy generałowie byli architektami wojny 2020 roku, skutecznie dowodząc siłami azerbejdżańskimi. Ankara zapewniała także Baku pomoc dyplomatyczną. Późniejsze wydarzenia były nie mniej drażliwe – mówią „Plusowi Minusowi” Benjamin Pogosjan oraz Siergiej Melkonian, analitycy prestiżowego armeńskiego think tanku Applied Policy Research Institute of Armenia.

W latach 2021–2022 doszło do serii starć na ormiańsko-azerskiej granicy. Według Erywania Azerbejdżan zajął ponad 200 km kw. suwerennego terytorium Armenii. W obliczu agresji rząd Paszyniana wezwał Rosję na pomoc. Bez skutku. – Moskwa nie tylko nie odpowiedziała i nie wypełniła zobowiązań wynikających z traktatu z 1997 roku, ale również nie pozwoliła, by swoje zobowiązania wypełniła OUBZ. Co więcej, zachęcała Baku do ataków. W tym kontekście to nie wojna z 2020 roku doprowadziła do reorientacji armeńskiej polityki zagranicznej, ale całkowity upadek zależnej od Rosjan architektury bezpieczeństwa – tłumaczy „Plusowi Minusowi” prof. Nerses Kopaljan, ormiański politolog i wykładowca na Uniwersytecie Nevady.

Czarę goryczy przelały zeszłoroczne wydarzenia. We wrześniu, w ciągu jednodniowej operacji Azerbejdżan zajął cały Górski Karabach, zmuszając dziesiątki tysięcy zamieszkujących go Ormian do ucieczki. Kreml nie zareagował, mimo że w regionie stacjonowały rosyjskie siły pokojowe, a Azerowie zabili kilku rosyjskich żołnierzy. Ta bierność i łatwość, z jaką Baku udało się odzyskać Karabach, spowodowały, że wysuwa on pod adresem Armenii kolejne żądania. Obecnie domaga się „zwrotu” czterech przygranicznych wiosek. Niewykluczone, że na tym nie poprzestanie. Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew kilkakrotnie powtórzył, że Armenia to „zachodni Azerbejdżan”, tym samym de facto odmawiając jej państwowości.

Dlaczego Kreml nie wsparł nominalnego sojusznika? – Moskwa skalkulowała, widać to wyraźnie w 2020 roku, że z jednej strony ma Erywań, który wziął na sztandary zachodnie wartości, a z drugiej strony coraz silniejsze Baku, które ma surowce, dobre położenie i jest krajem autorytarnym – i uznała, że nie opłaca jej się bronić za wszelką cenę Paszyniana – mówi dr Sadłowski. Chodzi również o wywarcie presji. – Rosja chce powrócić do struktury zależności, w której Ormianie znajdowali się od 1997 roku. W tym kontekście im bardziej niepewna jest sytuacja Armenii, tym większe prawdopodobieństwo, że kraj będzie błagał Kreml o pomoc i powróci do bycia rosyjskim satelitą – wyjaśnia prof. Kopaljan. Bierność Moskwy w obliczu azerskich ataków nie oznacza jednak, że przestała ona uważać Armenię za swoją strefę wpływów.

Czytaj więcej

Sztuczna inteligencja Władimira Putina

Rosja chce zrewidować swoje relacje z Armenią

Rosja zrewiduje swoje relacje z Armenią” – tak na kroki Erywania zareagował Siergiej Ławrow. Minister spraw zagranicznych Rosji stwierdził także, że za działaniami Ormian stoją „siły, które chcą wypchnąć Moskwę z Kaukazu”. W mocniejszym tonie wypowiedziała się rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa, która ostrzegła, że rząd Paszyniana ryzykuje „wyrządzenie nieodwracalnych szkód” w stosunkach dwustronnych. – Kreml chce być w regionie Kaukazu Południowego i traktuje go jako południową granicę swojego historycznego oraz współczesnego projektu imperialnego – zauważa dr Sadłowski. Stąd też Ormianie obawiają się, że ich zwrot w stronę Zachodu sprowokuje Moskwę do odwetu. – Rosjanie mają instrumenty ekonomiczne, by zdestabilizować sytuację w Armenii, chociażby poprzez dostawy surowców. Cała infrastruktura energetyczna kraju znajduje się w rosyjskich rękach. Erywań otrzymuje gaz po bardzo niskich cenach – mówi „Plusowi Minusowi” ormiański politolog Wigen Hakobjan.

Kreml może się też sięgnąć do swojego stałego repertuaru, czyli embarga na armeńskie towary. Dla Erywania byłoby to szczególnie dotkliwe, ponieważ o ile w 2021 roku kraj eksportował do Rosji towary o łącznej wartości 850 mln dolarów, o tyle obecnie ich wartość wynosi niemal 2,5 mld dolarów. Ten wzrost ma związek z wojną i sankcjami nałożonymi na Kreml. Armenia stała się bowiem państwem, poprzez które do Rosji trafiają zachodnie produkty objęte restrykcjami. – Dzięki temu Moskwa wciąż powstrzymuje się przed zakłóceniem relacji handlowych, a Erywań ma możliwości, by złagodzić eskalację ze strony Rosjan. Niemniej ryzyko istnieje – tłumaczy prof. Kopaljan. Kreml może także odegrać się na setkach tysięcy Ormian pracujących w Rosji. Przesyłane przez nich do ojczyzny pieniądze stanowią 5 proc. PKB Armenii.

Najbardziej dramatycznym krokiem Moskwy może być próba obalenia rządów Paszyniana, chociażby poprzez wspieranie ludzi powiązanych z tzw. klanem karabachskim i weteranów wojny o region, którzy nienawidzą premiera. – Rosja może również wspierać Baku w sprawie tzw. korytarza zangezurskiego, mającego poprzez terytorium Armenii połączyć Azerbejdżan z jego eksklawą Nachiczewaniem, albo może wprost naciskać na Azerów, by go zajęli. Spory graniczne wciąż są nierozwiązane, a okupacja armeńskich ziem przez Azerbejdżan mogłaby wywołać wstrząs w armeńskim społeczeństwie i wysadzić rząd Paszyniana – tłumaczy „Plusowi Minusowi” prof. Emil Aslan, znany czesko-ormiański politolog i ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Karola w Pradze.

Do pewnego stopnia środkiem nacisku pozostaje rosyjska baza wojskowa w mieście Giumri na północy kraju. – Ormianie obawiają się osamotnienia i destabilizacji, np. w drodze zamachów. Wciąż żywe są wspomnienia z zamachu z 1999 roku, w którym zginął m.in. armeński premier. Jakiś czas temu Paszynian wymienił całą swoją ochronę. W obliczu tego wszystkiego kluczowe pozostaje pytanie, czy Zachód będzie w stanie zrekompensować Erywaniowi zerwanie z Moskwą, również w sferze gospodarczej – mówi dr Sadłowski.

Pomoc, którą Unia Europejska może udzielić Armenii ma swoje limity

Pomoc, jaką do tej pory Armenia otrzymała od Zachodu, ma niestety swoje limity. – Zachód może dostarczyć Ormianom uzbrojenie, ale jego pomoc będzie ograniczona przez to, co dzieje się w Ukrainie i przez możliwości, jakie posiada. Co więcej, Armenia jest zbyt daleko od Europy, a dla Zachodu Kaukaz Południowy nie jest tak ważny jak Ukraina czy wschodnia Europa. Gdyby Azerbejdżan najechał Armenię, możliwe, że Zachód dostarczyłby pomoc militarną, ale dopóki się to nie zdarzy, Stany czy Europa nie widzą powodu, by interweniować – podkreśla prof. Aslan. Erywań nie może też liczyć, że któryś z zachodnich partnerów da mu gwarancje bezpieczeństwa w miejsce tych rosyjskich. – Nie ma żadnych rozmów o tym, by Stany Zjednoczone podpisały z Armenią traktat o wzajemnej obronie, albo by NATO zaczęło z nią rozmowy o integracji. Tym samym Zachód nie może zapewnić twardego odstraszania przed potencjalnym atakiem Azerbejdżanu – zauważają Pogosjan i Melkonian.

Działania Zachodu osłabia również to, że ani Waszyngton, ani Bruksela nie postrzegają Baku jako przeciwnika, a dopóki negocjacje pokojowe między Azerami a Ormianami oficjalnie trwają, nie zajmą też jednoznacznego stanowiska. W samej Unii istnieje w tej sprawie rozłam. – UE jest wciąż podzielona. Państwa takie jak Litwa czy Francja może i będą bojkotować Azerbejdżan, ale np. Włochy mogą się w ogóle nie angażować. Pytanie, co zrobi Polska – zastanawia się dr Sadłowski. Pełne zbliżenie ogranicza też to, że Erywań wciąż jest członkiem OUBZ oraz Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. Zbyt bliska współpraca militarna, np. częste ćwiczenia amerykańskich żołnierzy w Armenii, może zdecydowanie pogorszyć stosunki Erywania z Teheranem. Iran bowiem, w obawie przed separatyzmem swojej azerskiej mniejszości, jako jedyny sąsiad Armenii wspiera ją w konflikcie z Azerami. Problematyczne są też większe dostawy sprzętu wojskowego. – Kłopoty logistyczne wynikają z tego, że sąsiedzi Armenii nie są zainteresowani, żeby państwa spoza regionu dozbrajały Ormian – zauważa Hakobjan.

To wszystko nie oznacza jednak, że Zachód nie powinien i nie może wesprzeć Ormian w obliczu zagrożenia ze strony Baku. Ma ku temu narzędzia i możliwości. – Wspieranie stabilności regionu, pomoc w normalizacji relacji z Turcją i Azerbejdżanem, ograniczenie rosyjskich wpływów są skutecznymi krokami, by poprawić środowisko bezpieczeństwa dla naszego kraju. Łączą nas wspólne wartości, w oparciu o które możemy realizować te cele – przekonuje Mehrabjan. Kluczowe pozostaje także dalsze dozbrajanie Armenii, tak by kraj zmienił się w twierdzę, a koszt potencjalnej wojny zniechęcił do niej Azerów. Jak zauważa amerykański think tank Rand Corporation, w tym celu Stany Zjednoczone powinny dostarczyć Armenii m.in. systemy antydronowe oraz przenośne przeciwlotnicze zestawy rakietowe i systemy do obrony pojazdów opancerzonych. – Erywań nie potrzebuje, by Zachód bronił go przed Azerbejdżanem, ale by poprzez działania dyplomatyczne powstrzymał agresję. Powinien też wspierać demokratyzację Armenii oraz zapewnić jej środki na modernizację i reformę armii – mówi prof. Kopaljan.

Czytaj więcej

Ukraina ma problem. Jak rozliczyć kolaborantów i ocalić wspólnotę

W stabilnym wewnętrznie kraju trudniej zasiać chaos i przeprowadzić zamach stanu. Trudniej go też najechać. Co więcej, w ramach działań dyplomatycznych państwa zachodnie powinny postawić Baku czerwone linie i nie tolerować żadnej agresji z jego strony. – Głównym celem Zachodu powinno być wspieranie Erywania w pełnym wdrożeniu umowy między UE a Armenią zawartej w ramach Partnerstwa Wschodniego w 2021 roku. Chodzi m.in. o reformę polityki publicznej oraz pomoc armeńskim przedsiębiorcom w podnoszeniu standardów i eksporcie na rynki europejskie. Waszyngton powinien z kolei naciskać na Turcję, aby wdrożyła porozumienie zawarte z Erywaniem w 2022 roku o otwarciu granicy dla obywateli państw trzecich. Co więcej, każdy nowy atak Azerbejdżanu wzdłuż granicy z Armenią powinien skutkować nałożeniem sankcji, w tym tych wymierzonych w rodzinę Alijewa – wyliczają Pogosjan i Melkonian.

Swoją misję jak najdłużej powinni też kontynuować obserwatorzy UE monitorujący sytuację na granicy azersko-ormiańskiej. Bez wsparcia Armenia pozostanie w politycznej próżni, nie mogąc liczyć ani na Rosję, ani na Zachód. W takiej sytuacji kolejne agresywne działania Azerbejdżanu, wspieranego przez Turcję, będą tylko kwestią czasu. Pewnego dnia osamotniony i otoczony przez wrogów kraj może po prostu zniknąć z mapy.

Z budynku ukraińskiego resortu edukacji wyszedł wysoki brodaty mężczyzna i z uśmiechem na ustach podał rękę zbliżającej się do niego drobnej brunetce. Po wstępnych uprzejmościach minister Oksen Lisowy zaprosił Annę Akopian do ministerstwa. Żona premiera Armenii Nikola Paszyniana przyleciała na Ukrainę z pierwszą od początku rosyjskiej inwazji armeńską pomocą humanitarną. Do tej pory jej kraj starał się dystansować od tego konfliktu.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi