Ważne i bolesne pytania
Jeśli rozliczenia z kolaborantami zostaną źle przeprowadzone, pogłębi to tylko już istniejące animozje w społeczeństwie, a jeśli Ukraina odbije swoje ziemie, utrudni ich reintegrację z resztą kraju. Szczególnie w przypadku tych znajdujących się pod rosyjską kontrolą od 2014 r. To zadanie może być nie mniej ważne niż odbudowa.
„Da się zaobserwować podziały między ludźmi, którzy opuścili zajęte miasta i potem do nich wrócili, a tymi, którzy zostali. Dotyczy to np. nauczycieli. Zakopanie tych podziałów będzie bardzo trudnym zadaniem”, mówi serwisowi Politico pracownik jednej z międzynarodowych organizacji humanitarnych proszący o zachowanie anonimowości. Co więcej, jak pisze Politico, niektórzy Ukraińcy postrzegają tych, którzy zostali na terenach okupowanych, jako kolaborantów. Wydaje się, że władze w Kijowie zdają sobie sprawę z tego wyzwania. W rozmowie z Radiem Swoboda wiceminister sprawiedliwości Waleria Kołomiets podkreśliła, że jej zdaniem „główną rzeczą jest to, by nie podgrzewać wewnętrznych sporów dotyczących kolaboracji, ale wytłumaczyć ludziom, czym jest, i jak ustalamy, kto był kolaborantem, a kto nie był”.
Dalece nie wszyscy Ukraińcy, którzy zostali np. w Donbasie, zrobili to przecież z miłości do Rosji. Wiele starszych osób nie chciało porzucać swoich domów, a inne nie miały sił na przeprowadzkę. Ktoś został, by opiekować się chorymi rodzicami, a ktoś inny obawiał się, że jego majątek zostanie rozgrabiony albo że zginie podczas ucieczki.
– Ukraińskie władze cały czas powtarzają, że głównym celem powrotu do granic sprzed rosyjskiego ataku jest wyzwolenie ludzi, a nie ziem. To oczywiście przewiduje rozwój specjalnych programów adaptacji dla tych, którzy przeżyli okupację – mówi Szwec. Będzie to proces rozłożony na lata. – Musi odbyć się wielka dyskusja między tymi, którzy wyjechali, a tymi, którzy zostali. Może zdarzyć się tak, że ci, co wrócili na odbite tereny, będą żyli drzwi w drzwi z ludźmi podejrzanymi o zdradę, bo sądy nie będą nadążały z pracą. Na razie nie ma platformy dialogu, a trzeba sobie też postawić pytanie, kto będzie mógł startować w wyborach z terenów odzyskanych. Czy ludzie mający związki z Rosją zostaną pozbawieni tej możliwości? – zastanawia się Schlegel.
Kijów może w tej sprawie uczyć się na błędach innych. Świetnym przykładem nieudanych rozliczeń i lustracji, przy zachowaniu wszystkich proporcji, jest Irak. W 2003 r. po upadku reżimu Saddama Husajna z pracy wyrzucono tysiące urzędników. To samo spotkało nauczycieli, którzy wcześniej byli zmuszani do zapisywania się do rządzącej krajem partii Baas. Taka polityka doprowadziła do radykalizacji części z tych ludzi i wepchnęła ich w ramiona Al-Kaidy, a później tzw. Państwa Islamskiego.
Irak mierzył się też na początku z brakiem profesjonalnych pracowników administracji państwowej. Stąd też część ekspertów sugeruje, że Ukraińcom w reintegracji odzyskanych ziem, tak jak przy odbudowie, mogłaby pomagać społeczność międzynarodowa. Zdaniem Dmytro Durniewa takie plany to na razie pieśń dalekiej przyszłości, szczególnie w przypadku terenów zajętych w 2014 r. – Rosja zajęła 30 proc. przedwojennego terytorium tych regionów i po prostu zniszczyła wszystko na tej ziemi. Nie ma tam żadnego przemysłu, a woda jest dostarczana z przerwami. Nie istnieją praktycznie struktury społeczne, a ludzie aktywni politycznie czy ekonomicznie zostali wydaleni. Młodzi, gdy tylko skończą edukację, wyjeżdżają do Rosji bądź Ukrainy. Terytoria te będą przede wszystkim wymagały długotrwałej naprawy. Ustanowienia skutecznej kontroli oraz przywrócenia porządku publicznego, podstawowych usług użyteczności publicznej i obecności państwa. Kto i kiedy powróci do tych wszystkich wsi i miasteczek, kiedy będzie można przywrócić tu normalne życie, za ile lat i z kim przeprowadzić wybory i zdobyć legalną władzę? To są ważne i bolesne pytania – podsumowuje dziennikarz.