Wykidajło” z 1989 r. uchodzi dziś za film kultowy. Historia „bramkarza” ochraniającego klub w Missouri regularnie powraca do telewizji i cieszy się sporym zainteresowaniem. I to nie tylko w Polsce. Stąd nie dziwi, że wytwórnia Amazon zdecydowała się nakręcić remake.
Jake Gylenhall spuszcza łomot złym ludziom. „Road House” to wciąż ta sama prosta historia
Zmieniły się detale. Dalton (Jake Gyllenhaal) nie jest już zwykłym ochroniarzem, tylko byłym zawodnikiem UFC, który na ringu zabił swojego przeciwnika, a prywatnie kumpla. Do dziś nie może się z tego otrząsnąć i dlatego przyjmuje posadę porządkowego w przydrożnym barze w Florida Keys. I oczywiście będzie musiał się zmierzyć ze złym biznesmenem planującym przejąć lokal, skorumpowaną lokalną policją i wreszcie psychopatycznym zabójcą-nudystą granym przez autentyczną gwiazdę UFC – Conora McGregora.
Czytaj więcej
Nestor włoskiego kina, 70-letni Nanni Moretti, kieruje kamerę na siebie samego. Tym razem po to, by spytać, po co właściwie kręci te wszystkie filmy?
I znów historia jest śmiertelnie prosta. Mamy dobrego ochroniarza i złych ludzi, którym trzeba spuścić łomot, wybić zęby, połamać ręce. Przekonać, by nie wchodzili dobrym w drogę. I choć od premiery „Wykidajły” upłynęły ponad trzy dekady, ten schemat się sprawdza. „Road House” trzyma w napięciu, czasem śmieszy, a przede wszystkim podnosi ciśnienie.
Gylenhall przekonuje, ale to Conor McGregor wygrał w „Road House”. Czy gwiazdor UFC zarobi więcej od Dwayne’a Johnsona?
Choć Gyllenhaal w siłowej roli wypada przekonująco – przygotowywał się kilka miesięcy – to największym wygranym filmu wydaje się McGregor. Za udział w „Road House” otrzymał 5,5 mln dol., największą gażę dla debiutanta od czasów Dwayne’a Johnsona. W przyszłości pewnie zarobi więcej, bo już otrzymał kilka propozycji. Świetnie ogrywa swój wizerunek zabijaki i jednocześnie dysponuje poczuciem humoru. Czego więcej chcieć od ekranowego „mięśniaka”?