Czy PiS ma przyszłość bez prezesa Jarosława Kaczyńskiego

Dotychczasowy prezes nie zawsze umie trafić w sedno, często daje się sprowokować Tuskowi. Ale bywał wizjonerem. Nawet jeśli da się wyczuć pewne zmęczenie liderem gawędziarzem, to każda nowa kandydatura może PiS osłabić, podzielić.

Publikacja: 08.03.2024 10:00

„Tak dla CPK, dla atomu, wielkiej chemii, regulacji Odry, portu kontenerowego w Świnoujściu, dla wie

„Tak dla CPK, dla atomu, wielkiej chemii, regulacji Odry, portu kontenerowego w Świnoujściu, dla wielkich inwestycji zagranicznych. Nasze rządy to osiem lat inwestycji” – można było mieć wrażenie, że prezes PiS nadrabiał coś, o czym mówił za mało w kampanii parlamentarnej. Na zdjęciu: konwencja samorządowa PiS w Szeligach, 2 marca 2024 r.

Foto: Jacek Dominski/REPORTER

"Jesteśmy na TAK!” – rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Rafał Bochenek zaintonował to hasło na samym początku konwencji samorządowej PiS w Szeligach pod Warszawą. Potem formułka ta stanowiła lejtmotyw puszczanych tam spotów wyborczych, a wielu uczestników unosiło chorągiewki, na których ją wypisano.

Donald Tusk wpychał PiS w rolę zaszczutych warchołów. Dlatego Kaczyński postawił na "tak" dla CPK i atomu

Myśl rozwinął w wyjątkowo spokojnym wystąpieniu Jarosław Kaczyński. „To jest rząd likwidatorów” – wskazywał na obecną koalicję. „Tak dla CPK, dla atomu, wielkiej chemii, regulacji Odry, portu kontenerowego w Świnoujściu, dla wielkich inwestycji zagranicznych. Nasze rządy to osiem lat inwestycji” – można było mieć wrażenie, że prezes PiS nadrabiał coś, o czym mówił za mało w kampanii parlamentarnej.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Kluczowe pytanie przed wyborami samorządowymi

Równocześnie zapowiedział politykę współpracy swojej formacji z innymi partiami w samorządach, „niezależnie od wielkiego sporu dzielącego Polskę”. „W małych ojczyznach łatwiej doprowadzić do porozumienia” – przekonywał. W podobnym tonie przemawiali wybrani do wystąpień samorządowcy lub kandydaci do samorządowych stanowisk. „Dziura w chodniku nie ma poglądów politycznych” – zapewniał poseł Andrzej Śliwka, kandydat na prezydenta Elbląga.

Na ile ten nowy ton pomoże PiS w wyborach samorządowych? W wielkich miastach już w poprzednich kadencjach prawica Kaczyńskiego mogła tylko marzyć o sukcesie, była tam zwykle mniejszością. Tobiasz Bocheński, kandydat na prezydenta Warszawy, ostatni przemawiający w Szeligach, może celnie punktować w wielu kwestiach ślamazarną ekipę brylującego w ogólnokrajowej polityce Rafała Trzaskowskiego. W stolicy dowolny kandydat reprezentujący „postęp i nowoczesność” pokona prawicowca – czasy prezydentury Lecha Kaczyńskiego minęły chyba bezpowrotnie. W mniejszych miejscowościach jest trochę inaczej, ale PiS i tam częściej przegrywał, choćby dlatego, że okazywał się niezdolny do zawierania aliansów z innymi środowiskami politycznymi. Teraz zapewne będzie to podwójnie trudne: kierownictwa partii nowej koalicji dopilnują, aby prawicę konsekwentnie izolować.

W ostatnich wyborach samorządowych w roku 2018 PiS zdobył pierwsze miejsce w dziewięciu sejmikach wojewódzkich (na 16). Rządził ostatecznie w ośmiu województwach, a po utracie większości w sejmiku górnośląskim – w siedmiu. W jednym, dolnośląskim, zdołał nawet stworzyć sojusz z Bezpartyjnymi Samorządowcami. Można się jednak spodziewać, że tym razem te wybory, przypominające parlamentarne, bo rywalizują partyjne listy, przyniosą cofnięcie tamtego sukcesu. Partyjne sondaże wykazują utrzymującą się dominację nowej koalicji.

Co nie znaczy, że wysiłek, aby minimalizować straty nieco innym wizerunkiem, nie ma sensu. Przez ostatnie miesiące Donald Tusk wpychał nową opozycję w rolę zaszczutych warchołów. Ciąg wojen o czystki przy użyciu prawnych łamańców, ba, o zamknięcie do więzienia ważnych polityków Zjednoczonej Prawicy, odwracał uwagę od tych tematów, w których nowa opozycja miała mocne karty. To właśnie ta wyliczanka wielkich przedsięwzięć gospodarczych, tym bardziej, że językiem poprzedniego rządu zaczęła przemawiać nawet część elit od PiS odległych.

Donald Tusk powiewa sztandarem KPO, ale to wciąż tylko abstrakcja. Czy PiS wytrwa w roli dobrych gospodarzy?

Na dokładkę nowy rząd nie umie z tego sporu wybrnąć klarownym stanowiskiem. Rozprawianie o „gigantomanii”, o „romantycznych pomysłach Jarosława Kaczyńskiego”, o audytach, nie daje odpowiedzi na podstawowe pytanie. To pytanie o cel samego Tuska szukającego na razie sposobów na zagłuszanie takiej tematyki permanentną wojną polityczną. Czy chodzi tylko o to, aby podjąć strategiczne projekty poprzedników, uprzednio je obrzydzając i dowodząc, że ich „poprawianie” czyni z nich w istocie projekty nowe? Ale samo opóźnianie może oznaczać skuteczną blokadę. Czy też może nowa koalicja działa na rzecz niemieckich lotnisk, a w szerszym sensie, czy Tusk stawia na rozwój zachodnich konkurentów.

Czytaj więcej

Marcin Mastalerek: Jarosław Kaczyński zrobi z PiS co chce. To jego prywatna partia

Naturalnie nie jest to spór o przedsięwzięcia na szczeblu poszczególnych gmin, miast, powiatów czy województw. Ale umiejętnie powiązany z innowacyjnymi pomysłami kandydatów PiS na poziomie ich małych ojczyzn mógłby przekonać jakąś część wyborców, że mamy do czynienia z dobrymi gospodarzami, specami od „wspólnego dobra”, o którym Kaczyński mówił podczas konwencji. Niestety, to wysiłek cokolwiek spóźniony. Owo nieustannie powtarzane „Jestem na tak” brzmiało nieco sztucznie.

Można się do woli spierać, kogo dziś widzi spora część Polaków w pisowcach. Zideologizowanych amatorów odgórnej rewolucji? A może aktywistów szukających zaspokojenia interesów własnej partii? Część tego portretu to produkt wrogiej propagandy. Część jednak jest zasługą lub raczej winą zużytych ośmioma latami rządów polityków, którzy wierzyli, że rządzić będą wiecznie.

Naturalnie na tę krótką kampanię będą rzutować jeszcze inne czynniki. Przewlekła wojna rolników z rządem Tuska, który nie umie spełnić ich żądań, może dać PiS-owi komfort powrotu na wiejskie podwórka. Skądinąd oni tam pozostali – w 2023 roku na blok Kaczyńskiego głosowało 68 proc. właścicieli gospodarstw, zupełnie jak w roku 2019 (choć jakaś część wiejskich wyborców się wykruszyła). Możliwe, że ten powrót okaże się jeszcze bardziej triumfalny.

Jednak z drugiej strony Tusk będzie powiewał sztandarem pod nazwą Krajowy Plan Odbudowy. Prawda, on wciąż pozostaje abstrakcją. Ale można przy jego pomocy wytwarzać wrażenie: dziś nie spełniamy wielu własnych obietnic wyborczych, ale kiedy dostaniemy „kupę pieniędzy z Brukseli”, to ho, ho.

Jest też pytanie, czy Kaczyński i cały PiS w roli dobrych gospodarzy wytrwają. Trudno oczekiwać od człowieka przypartego do muru, dochodzeniami, czystkami i zniesławiającą kampanią, żeby utrzymywał się stale w roli „konstruktywnego gościa”. Ale też nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Tak naprawdę dyskusja o wizerunku Zjednoczonej Prawicy dotyczy nie tylko wyborów samorządowych. Dotyczy dalszej przyszłości prawicowej opozycji w Polsce.

Rozmawiam z ważnym politykiem PiS, który przekonuje mnie, że nie ma w szeregach jego formacji zwątpienia ani nawet fermentu. Pytam, kto wymyślił deklarację „Jesteśmy na tak”. – Ostatecznie to wyszło od samego Kaczyńskiego. Tylko czy on wytrwa w tej roli? Wie pan, jaki on jest – pada na końcu.

Andrzej Nowak znów krytykuje Jarosława Kaczyńskiego. PiS nigdy nie wychodziły wybory samorządowe

Skądinąd rozważając słabości PiS w kolejnych wyborach samorządowych, nie wszystko chyba można zwalić na strukturę elektoratu, zwłaszcza w dużych miastach. Warto tu sięgnąć do artykułu prof. Andrzeja Nowaka „Głos starego wyborcy z myślą o młodszych”. Opublikowany w krakowskich „Arcanach”, stał się przyczynkiem do debaty nad przywództwem Jarosława Kaczyńskiego. Nie sposób pisać o obecnej kampanii nie dotykając tego problemu.

Czytaj więcej

Michał Kolanko: Donald Tusk gra skrzydłami na nowy sposób. To problem dla PiS

Oto jak zasłużony i życzliwy dla PiS historyk kwituje temat samorządowej strategii Kaczyńskiego: „Pisałem już o tym po poprzednich wyborach, kiedy jako mieszkańca Krakowa wstrząsnęło mną tak ostentacyjne lekceważenie. Wyznaczona przez prezesa ledwie kilka tygodni przed terminem wyborów kandydatka do godności prezydenta Krakowa, zajęta była akurat kompletnie bezowocną komisją śledczą w sprawie afery Amber Gold i na jakąkolwiek kampanię wyborczą nie miała czasu, ani najwyraźniej ochoty. Wynik był oczywisty do przewidzenia: jak się lekceważy wybory i wyborców, to nie można wygrać. Dziś, to jest 17 lutego 2024 roku, na sześć tygodni przed terminem kolejnych wyborów samorządowych, PiS nawet nie wskazał jeszcze swojego kandydata czy kandydatki w Krakowie. To już nie jest ostentacja, to jest po prostu pogarda okazana mieszkańcom milionowego miasta – a przecież podobnie jest w tylu innych. Teraz powinien być wybrany kandydat do urzędu prezydenta miasta na wybory, jakie odbędą się za cztery lata, a nie za sześć tygodni! (...) A czym są wybory samorządowe dla prezesa wciąż największej partii w Polsce? Kłopotem? Sposobem na rozgrywanie roszad w polityce partyjnej?”.

Dlaczego PiS-owi lepiej wychodzi wojna o władzę centralną niż o małe ojczyzny, to rzecz warta odrębnego rozważenia. Zarazem prof. Nowak rzucił wyzwanie Kaczyńskiemu nie tylko w tym kontekście, lecz także w świetle ostatniej przegranej o władzę nad Polską. Zrobił to już po tym, jak sam prezes, wbrew wcześniejszym deklaracjom, oznajmił, że w roku 2025 będzie ponownie kandydował na stanowisko prezesa partii. Co oznacza zapewne jego wybór. W partii wodzowskiej, a PiS cały czas taką pozostaje, to niemal automat. Skądinąd Andrzej Nowak radził Kaczyńskiemu wycofanie się z pozycji czynnego lidera już w roku 2015. „A potem było osiem zwycięstw” – ma prawo dziś powiedzieć, i zresztą już kilka razy powtórzył, prezes PiS.

Ogólnego ducha problemu profesor chyba jednak uchwycił. „Pierwszym krokiem w stronę przywrócenia nadziei na skuteczność działania jest naprawa własnych błędów. Niezwykle celnie wskazał na tę potrzebę profesor Andrzej Waśko w powyborczej analizie na łamach najnowszego numeru dwumiesięcznika „Arcana”: „Konieczne są praktyczne posunięcia – nie hasła – zmierzające do odbudowy porozumienia wewnątrz patriotycznej części społeczeństwa. Trzeba ograniczyć wodzowski monolog i wrócić do dialogowej formy stosunków wewnątrz własnego obozu. Ludziom potrafiącym myśleć politycznie i aktywnym trzeba dać poczucie, że mogą realnie partycypować w pracy dla Polski. Trzeba takich ludzi szukać wszędzie, bo wszędzie oni są. Także w miastach, wśród pracowników nauki, kultury i oświaty, wśród studentów i młodzieży”.

Z niektórych fragmentów tego tekstu wynika, że chodzi przede wszystkim o samo odmłodzenie. „Tylko sytuacja, w której naprzeciwko zbliżającego się do siedemdziesiątki »cesarza Europy« z Platformy, wodza młodej, uśmiechniętej Polski« będzie mógł stanąć ktoś dużo młodszy i krzyknąć: ten wasz cesarz jest nagi, stary, brzydki i nie ma nam nic dobrego do zaoferowania – tylko wtedy takie prawdziwe stwierdzenie będzie miało szanse trafić do wyborców: zarówno do jakiejś części tych straszonych tak długo »dyktatorem z Żoliborza«, jak i tych nowych, zniechęconych trwającym trzy dekady pojedynkiem ludzi z przeszłości”.

Porażka PiS w wyborach wynika z archaicznej wizji prawicowości: Kaczyński uznawał upolitycznienie każdej instytucji za wartość

Sugestywne i przekonujące, ale czy wystarczające? Lista konkretnych zarzutów Nowaka wobec PiS w ostatnich latach jest dość wątła. Poza lekceważeniem wyborów samorządowych to niezarządzenie na czas dochodzenia w sprawie rosyjskich wpływów, skazanie humanistyki na parakomercyjne reformy akademickie Jarosława Gowina i niezdolność do zbudowania prawicowych mediów z prawdziwego zdarzenia, zdolnych do przetrwania zmiany władzy. W tym ostatnim przypadku zgadzam się z analizą Dominiki Wielowieyskiej z „Gazety Wyborczej”. Prezes nie chce zbyt silnego ośrodka medialnego, nawet tworzonego przez najbliższych mu ideowo ludzi, bo byłby on zdolny do uniezależnienia się, ba stałby się konkurencją w sferze określania celów czy promowania jednych polityków prawicy kosztem innych.

Czytaj więcej

Marek Migalski: PiS może wygrać wybory do Parlamentu Europejskiego

Tymczasem porażka w ostatnich wyborach doprasza się bardziej panoramicznej analizy. Jest to porażka, możliwe, że zbyt już archaicznej jak na nowe czasy, prawicowości. Nasuwa się aborcyjne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego jako poważny czynnik. Można postawić pytanie, czy totalna wojna z Tuskiem nie stała się bardziej receptą na mobilizację elektoratu drugiej strony niż własnego? Pojawia się też kwestia zużycia ugrupowania sprawującego władzę tyle lat. Możliwe, że byłoby ono mniejsze, gdyby Kaczyński nie uważał upartyjnienia każdej instytucji za wartość.

Zarazem można na to spojrzeć inaczej. To zwycięstwo dużych miast nad prowincją i wsią, trochę niezależne od tonu i języka kampanii. Jeśli ująć to w ten sposób, jakość przywództwa staje się mniej ważna. Choć i o prowincję, i o wieś można było pewnie także zabiegać skuteczniej.

Na ile narzekania prof. Nowaka, który jednak wyczuwa trafnie autodestrukcyjny wpływ wodzowskiej czy dworskiej natury tego politycznego środowiska, oddziałują na polityków? Swoje trzy grosze wtrącił przed profesorem szef gabinetu prezydenta Dudy Marcin Mastalerek, wysyłając prezesa na emeryturę. Ma z nim skądinąd własne porachunki. Sam prezydent zagadnięty o to przez Bogdana Rymanowskiego w Polsacie tak daleko się nie posunął. Ale zalecał odmłodzenie pisowskiej polityki.

Pozycję Jarosława Kaczyńskiego paradoksalnie wzmacnia Donald Tusk

Czy jednak podobna argumentacja oddziałuje na ludzi partii? O pozytywne emocje zawsze trudno w obozie, który przegrał. Niemniej wieści o jakimś wielkim fermencie, systematycznie powtarzane w mediach, są przesadzone. Większość polityków PiS nie jest przyzwyczajona do samodzielnego szukania rozwiązań. Kaczyński wciąż zachowuje wśród nich mir „ojca założyciela”, nawet jeśli miewają wątpliwości wobec jego poetyki wujaszka-gawędziarza.

Czytaj więcej

Kluczowa decyzja w PiS nie dotyczy Kaczyńskiego, ale wyborów prezydenckich

Ponadto pozycję Kaczyńskiego wzmacnia paradoksalnie Tusk. Bijąc w PiS jak w bęben, zapędza pisowców w ślepy zaułek radykalizmu. Ale też umacnia w nich odruch jedności. Kaczyński staje się symbolem wspólnego, niezbyt przyjemnego losu. PiS w paru punktach (np. CPK) wygrał wojnę na narracje. Ale w oblężonej twierdzy trudno to wykorzystać. Opowieści prezesa o rządzących jako ludziach zdolnych do politycznych zbrodni odzwierciedlają gwałtowność konfliktu, ale nie prowadzą do zwycięstwa.

Kilku polityków PiS tłumaczyło mi, że nawet jeśli da się wyczuć pewne zmęczenie liderem gawędziarzem, Jarosław Kaczyński wciąż jest odbierany jako pewna recepta na zachowanie jedności. Każda nowa kandydatura może partię osłabić, podzielić.

To charakterystyczne, że poza Nowakiem o własną analizę klęski pokusił się były prezes TVP Jacek Kurski. To przede wszystkim atak na telewizję publiczną po jego odejściu, którą można by mocno skontrować pytaniem, czy pisowskiej władzy nie zgubił nadmiar telewizyjnego politructwa kreowany przez tegoż Kurskiego. Ale to zarazem krytyka postawienia na premiera Mateusza Morawieckiego jako twarzy kampanii. Słuszna czy nie – rzecz do dyskusji. Ale wojna z jednym z pretendentów do następstwa po Kaczyńskim to już zapowiedź frakcyjnych wstrząsów, gdyby przyszło szukać nowego prezesa.

Przemysław Czarnek i Patryk Jaki nadziejami PiS? Brakuje im wizji Jarosława Kaczyńskiego

Profesor Nowak również nie ułatwił burzy mózgów. Wymienił jako nowe nadzieje personalne: Przemysława Czarnka i europosła Suwerennej Polski Patryka Jakiego. Czarnek staje się zręcznym parlamentarnym zagończykiem, mówi się o jego przywódczych ambicjach. Z kolei Jaki mocno się wyrobił. Ale ich postaci podsumowałbym uwagą, jaką kwitowałem dawne ambicje Ziobry: „Mają wszystkie wady Kaczyńskiego, ale nie mają jego zalet”.

Dotychczasowy prezes nie zawsze umie trafić w sedno, często daje się sprowokować Tuskowi. Ale bywał wizjonerem. O żadnym z wymienionych polityków powiedzieć tego się nie da. Można by zarazem twierdzić, że ci dwaj symbolizują tę twarz PiS, która przegrała najbardziej: mocno skoncentrowaną na ideologii prezentowanej w hałaśliwy sposób. Wyrazistość bywa w stabloidyzowanej polityce zaletą. Ale musi jej towarzyszyć coś więcej.

Skądinąd profesor tłumaczy, że żaden z wymienionych polityków nie jest jego kandydatem na wodza. I że powinny ich równoważyć postaci bardziej umiarkowane, zdolne nawiązywać dialog z równie stonowanymi lub nieprzekonanymi wyborcami. Co zabawne, tych innych nazwisk nie chce wymienić, bo „mógłby je spalić”. Jest w tym odrobina racji. Umiar nigdy nie był traktowany w PiS jako szczególna cnota.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Jak Prawo i Sprawiedliwość zmierza ku przepaści

Kto jednak na lidera? Brak odpowiedzi. Stąd już tylko krok do pojawiającego się pomysłu dwóch prawicowych partii z jedną listą: radykalniejszej, Czarnka i bardziej elastycznej, Morawieckiego. Mamy przykład niemieckiej CDU-CSU, on jednak wynika z federalnej struktury Niemiec. U nas byłaby to konstrukcja krucha, nieczytelna, skazana na nieustanne konflikty, co pokazał już przykład mariażu ze Zbigniewem Ziobrą. Kaczyński uważa takie pomysły za śmiertelne zagrożenie. W tym przypadku ma rację.

Profesor Nowak szuka nowych pomysłów personalnych. Te starsze: od Morawieckiego po idealnie bezbarwnego, choć solidnego Mariusza Błaszczaka, nie budzą entuzjazmu. A Kaczyński jest po wyborach pogubiony. Usiłuje chwilami nawet ostrego marszu do przodu, jak wtedy, gdy zamienia szacownego profesora Ryszarda Legutkę na zagończyka Dominika Tarczyńskiego w roli szefa delegacji PiS w europarlamencie. To jest odmłodzenie w kawałku, niby kontrolowane przez seniora. Czy faktycznie niesie ono ze sobą wartość dodaną?

Tarczyński, podobno zresztą kandydat przypadkowy, bo kilku innych europosłów odmówiło przyjęcia posady po Legutce, wpycha prezesa PiS na minę wysławiania pod niebiosy Donalda Trumpa zamiast neutralności wobec amerykańskiej polityki. Jeśli Trump po ewentualnym zwycięstwie zabierze się naprawdę do osłabiania NATO, Prawo i Sprawiedliwość będzie musiało łykać tę żabę w Polsce. To samo dotyczy wizji aliansu z takimi partiami eurosceptycznymi jak prorosyjski ruch Marie Le Pen.

Jest coś w twierdzeniu Kaczyńskiego, że w trudnej sytuacji nie czas na dezercję. I jest coś w sugestii jego najgorliwszych rzeczników, że w oblężonej twierdzy nie funduje się konkursu na nowego wodza.

Można by nawet wskazać na to, co w przyszłości może dać prawicowej opozycji szanse. Wielkie podwyżki cen energii w połowie roku, a szerzej efektowne wyłożenie się Unii Europejskiej na tematach klimatyczno-energetycznych i imigracyjnych. Nowa koalicja jest odbierana jako instrument polityki wspólnotowej – przyniesienie w darze unijnych pieniędzy tylko to wrażenie wzmacnia. Tusk to wie – stąd fundowanie Polsce rozliczeniowych i ideologicznych igrzysk.

Czy starzejący się Jarosław Kaczyński będzie umiał te sposobności wykorzystać? Można mieć wątpliwości. Ale czy umiałby to osiągnąć którykolwiek z pozostałych liderów PiS, łącznie z najbardziej elastycznym Mateuszem Morawieckim? Każdemu czegoś brakuje. Przede wszystkim samodzielności myślenia. Prezes, jedyny w pełni podmiotowy polityk w PiS, ma tę samodzielność. Tyle że bywa ona dla niego przekleństwem, a we współczesnej polityce opartej na mediach, memach i ciętych ripostach jako atut stanowczo nie wystarcza.

"Jesteśmy na TAK!” – rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Rafał Bochenek zaintonował to hasło na samym początku konwencji samorządowej PiS w Szeligach pod Warszawą. Potem formułka ta stanowiła lejtmotyw puszczanych tam spotów wyborczych, a wielu uczestników unosiło chorągiewki, na których ją wypisano.

Donald Tusk wpychał PiS w rolę zaszczutych warchołów. Dlatego Kaczyński postawił na "tak" dla CPK i atomu

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi