Rosyjska opozycja przeciw Putinowi. „Niewielka destabilizacja reżimu będzie sukcesem”

Za kratami albo na emigracji – opozycjoniści, mimo że słabi, zamierzają rzucić wyzwanie Władimirowi Putinowi. I choć rezultat wyborów prezydenckich jest z góry znany, liczą, że osłabią jego wizerunek i zmobilizują Rosjan przeciwko wojnie.

Publikacja: 16.02.2024 10:00

Za filar rosyjskiej opozycji uważają się współpracownicy więzionego w łagrze Aleksieja Nawalnego. Ic

Za filar rosyjskiej opozycji uważają się współpracownicy więzionego w łagrze Aleksieja Nawalnego. Ich współpraca z innymi antyputinowskimi środowiskami jednak szwankuje. Na zdjęciu zamalowywanie muralu z wizerunkiem Nawalnego w Sankt Petersburgu, 28 kwietnia 2021 r.

Foto: afp

Pod koniec stycznia 2024 r. w Moskwie przy temperaturach sięgających minus 8 stopni Celsjusza setki ludzi stanęły w długiej kolejce, by złożyć swój podpis pod kandydaturą Borisa Nadieżdina. Opozycyjny polityk postanowił wziąć udział w zaplanowanych na połowę marca wyborach prezydenckich, obiecując rozmowy pokojowe z Ukrainą. Wśród często uśmiechniętych i żartujących ludzi byli przedstawiciele niemal każdej grupy wiekowej, choć przeważali młodzi. „Przyszedłem złożyć podpis, ponieważ uważam, że to szansa, którą trzeba wykorzystać. To lepsze niż siedzieć i czekać” – powiedział niezależnemu portalowi Sota chłopak stojący w kolejce.

„Chcę zmian, chcę, żeby mój syn znalazł dobrą pracę i żeby żyło mu się dobrze. To można osiągnąć tylko w wolnym kraju. Teraz to niemożliwe” – mówiła zaś Socie wzruszona, ok. 60-letnia kobieta czekająca, by poprzeć Nadieżdina, w Ufie na południu Rosji. Podobne kolejki ustawiały się m.in. w Jekaterynburgu, Jakucku, Petersburgu i Kazaniu oraz za granicą. Łącznie polityk zebrał ponad 260 tys. podpisów. I choć władze nie dopuściły go do udziału w wyborach, to rosyjska opozycja liczy, że uda jej się wykorzystać obywatelskie zaangażowanie, jakie rozbudziła jego kandydatura. To, że mimo coraz ostrzejszych represji setki tysięcy ludzi wyszły zamanifestować swoje zdanie.

Czytaj więcej

Jak Kuba zagrała na nosie USA

Za co można w Rosji trafić do więzienia

Zdaniem obserwatorów rosyjskiej sceny politycznej obecne, zaplanowane na marzec, wybory prezydenckie będą najmniej wolne od czasów upadku ZSRR. – Dzisiaj mamy w Rosji do czynienia z autorytaryzmem z elementami totalitaryzmu. Coraz więcej sfer życia, czy to rodzinnego, czy zawodowego, czy to edukacja, jest kontrolowanych przez państwo. To głosowanie nie będzie wyborem, tylko spektaklem, żeby dać ludziom iluzję, że mają na coś wpływ – zauważa w rozmowie z „Plusem Minusem” prof. Agnieszka Legucka, ekspertka ds. Rosji z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Zaraz po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę Duma przyjęła prawo, zgodnie z którym za „dyskredytację armii” grozi do 15 lat więzienia. Na podstawie tych przepisów władze aresztowały tysiące ludzi protestujących przeciwko wojnie, czym sparaliżowały praktycznie jakiekolwiek demonstracje. Represje osiągnęły tak absurdalny poziom, że policja zatrzymywała nawet pojedyncze osoby stojące na ulicach z pustymi kartkami.

Niezależna organizacja OWD-Info, zajmująca się prawami człowieka, szacuje, że od stycznia do grudnia 2022 r. łącznie zatrzymano ponad 20 tys. Rosjan, z których wielu trafiło do więzień. Dziennikarze „New York Timesa” niedawno przestudiowali akta sądowe, z których wynika, że ludzi karze się m.in. za noszenie ubrań w kolorach ukraińskiej flagi, poproszenie didżeja na imprezie o zagranie ukraińskiej piosenki albo umieszczenie antywojennego napisu na ścianie toalety. W poszukiwaniu krytyków Kreml monitoruje również wpisy Rosjan m.in. na YouTubie czy Instagramie. Pod szczególnym nadzorem znajduje się popularny w kraju odpowiednik Facebooka, czyli portal VK, znany z tego, że współpracuje ze służbami.

„New York Times” znalazł w sądowych aktach ponad tysiąc spraw osób oskarżonych za swoją działalność w sieci. Ostatnio sąd skazał 72-letnią emerytkę na pięć i pół roku kolonii karnej za antywojenne wpisy w internecie. Stąd też dużą popularnością cieszą się szyfrowane komunikatory takie jak Telegram.

Kreml stara się eliminować swoich przeciwników z życia publicznego także za pomocą przepisów o tzw. agentach zagranicznych. Wprowadzono je w 2012 r., ale w kolejnych latach znacznie zaostrzono. Do 2022 r. za „agenta” mogła zostać uznana osoba albo instytucja otrzymująca finansowanie z zagranicy. Po specjalnym dekrecie Władimira Putina może nim być każdy, kto działa „w sprzeczności z interesami Federacji Rosyjskiej”. W efekcie po ataku na Ukrainę władze zaczęły nadawać ten status na lewo i prawo bez żadnych ograniczeń.

Wpis na listę agentów oznacza, że osoby albo podmioty nie mogą otrzymywać żadnych państwowych dotacji, organizować wydarzeń publicznych ani pracować dla organizacji zajmujących się rozpowszechnianiem informacji. W ten sposób Kremlowi udało się zlikwidować w Rosji ostatnie niezależne media. Zakazano działalności portalu śledczego Meduza oraz internetowej telewizji Dożd. Bastionem wolnych mediów długo była „Nowaja Gazieta”, ale najpierw w marcu 2022 r. władze zmusiły ją do zawieszenia działalności, a w zeszłym roku anulowano jej licencję i zamknięto. W ich miejsce sączona jest nacjonalistyczna i antyzachodnia propaganda dehumanizująca Ukraińców i krytyków reżimu. 

Dążąc do maksymalnej kontroli nad społeczeństwem, Kreml postanowił ostatecznie rozprawić się z tzw. opozycją pozasystemową. Po wybuchu wojny z obawy przed represjami albo po uznaniu za zagranicznego agenta wielu znanych krytyków Kremla wyjechało z kraju, dołączając do sporej grupy, która już wcześniej wybrała emigrację. Innych wtrącono do więzień. Uważany za głównego wroga Putina Aleksiej Nawalny od trzech lat przenoszony jest między koloniami karnymi o zaostrzonym rygorze. W 2023 roku dołożono mu 19 lat więzienia za rzekome stworzenie organizacji ekstremistycznej. Przed aresztowaniem opozycjonista cudem przeżył próbę otrucia.

Pół roku temu, za krytykę wojny, na 25 lat więzienia moskiewski sąd skazał z kolei polityka i dziennikarza Władimira Kara-Murzę. Mężczyzna cierpiący na poważne problemy zdrowotne po dwóch próbach otrucia trafił do kolonii na Syberii. W grudniu 2022 r. na niemal dziewięć lat w łagrze zamknięty został inny znany opozycjonista Ilja Jaszyn. Oskarżono go o „rozpowszechnianie fałszywych informacji” na temat armii. Przy takim poziomie państwowego terroru prowadzenie kampanii wyborczej przeciwko Władimirowi Putinowi jest zadaniem ekstremalnie trudnym, niemniej opozycja, choć zdecydowanie osłabiona i rozbita, próbuje nawoływać Rosjan do sprzeciwienia się Kremlowi przy urnie wyborczej.

Kto ma posłuch: Chodorkowski, Kasparow, ludzie Nawalnego?

Opozycję niekoncesjonowaną można podzielić na kilka różnych środowisk. Pierwszym z nich jest tzw. stara opozycja, której głównymi przedstawicielami są Michaił Chodorkowski oraz Garri Kasparow. Pierwszy to dawny wpływowy oligarcha i właściciel naftowego koncernu Jukos nazywany „osobistym więźniem Putina”, ponieważ z polecenia prezydenta spędził dziesięć lat w kolonii karnej. Po wypuszczeniu w 2013 r. udał się na emigrację. – Przez ponad dekadę stworzył sieć organizacji w Europie i Stanach Zjednoczonych wspierających aktywistów i obrońców praw człowieka, którzy opuścili Rosję. Były oligarcha stara się zjednoczyć różne grupy antyputinowskiej opozycji, ale niewiele z nich jest gotowych uznać jego przywództwo – mówi „Plusowi Minusowi” dr Igor Greckij, rosyjski politolog. Po inwazji na Ukrainę Chodorkowski powołał do życia Komitet Antywojenny i organizuje w Berlinie zjazdy rosyjskiej opozycji.

Kasparow to z kolei były mistrz szachowy i polityk, który wyjechał z ojczyzny również w 2013 r. Obecnie stoi na czele Forum Wolnej Rosji. Kilka miesięcy temu obaj dysydenci opracowali wspólnie tzw. deklarację rosyjskich sił demokratycznych. Obiecują w niej m.in. wycofanie się Rosji ze wszystkich zajętych terenów Ukrainy, uwolnienie więźniów politycznych i wyrzeczenie się imperialnej polityki. – Stara opozycja to wielkie nazwiska, ale brakuje im zaplecza i nie wiadomo, kogo reprezentują. Są zapraszani na różne wydarzenia w Europie, ale nie mają już żadnych wpływów w kraju – zauważa prof. Legucka.

Oddzielnym środowiskiem jest to skupione wokół Aleksieja Nawalnego i jego Fundacji Walki z Korupcją (FBK). Ponieważ sam lider jest uwięziony w kolonii karnej, działalność grupy koordynują m.in.: jej dawny prezes Leonid Wołkow, prawniczka Lubow Sobol, prawnik Iwan Żdanow oraz dyrektorka fundacji, dziennikarka śledcza Maria Piewczyk. – FBK jest jedyną strukturą opozycyjną, która utrzymuje aktywną sieć działaczy wewnątrz Rosji, ale z trudem obejmuje ona większość regionów kraju – tłumaczy Greckij.

Jako że przez lata Nawalny był uważany na świecie za najgłośniejszego krytyka Putina, a jego działania napsuły krwi Kremlowi, to jego współpracownicy uważają się za filar antyputinowskiej opozycji. – „Nawaliści” dystansują się od innych grup i się wywyższają. Czują się liderami, uważają, że reszta powinna ich słuchać. Najczęściej nie biorą udziału w spotkaniach z innymi dysydentami – mówi prof. Legucka.

Następna grupa to niezależni politycy. Jednym z najbardziej popularnych jest Maksim Kac. 38-latek karierę polityczną rozpoczął w 2012 r., gdy został radnym w Moskwie. Rok później zaangażował się w kampanię Nawalnego, który chciał powalczyć o fotel mera stolicy. Krótko po inwazji na Ukrainę Kac wyjechał z Rosji, gdzie zaocznie skazano go na osiem lat więzienia za dyskredytowanie armii. Na emigracji zajmuje się m.in. prowadzeniem kanału na YouTubie, na którym ma ponad 2 mln subskrybentów i na bieżąco komentuje polityczne wydarzenia w ojczyźnie. Jak sam twierdzi, jego filmy docierają do 6 mln widzów w Rosji. Zainteresowaniem cieszy się również jego kanał na Telegramie, który subskrybuje 137 tys. użytkowników. 

O ile powyższe grupy optują za pokojowym odebraniem władzy Putinowi, o tyle były deputowany Dumy Ilja Ponomariow twierdzi, że można to osiągnąć jedynie poprzez zbrojny opór. Stąd też wspiera i finansuje walczący po stronie Ukrainy Legion Wolności Rosji. Polityk stoi także za zorganizowanym trzykrotnie w Warszawie Zjazdem Deputowanych Ludowych. Zrzeszające byłych deputowanych forum ma pełnić de facto rolę parlamentu na uchodźstwie.

Jest jeszcze grupa, którą można nazwać aktywistami. – Pracują nad różnymi projektami, organizują zjazdy i protesty. Angażują się w sprawy osób LGBT albo ekologii. Nie mają politycznego przedstawicielstwa i nie ufają politykom – zauważa prof. Legucka.

Opozycja wciąż istnieje także w samej Rosji, a w ostatnim czasie za sprawą dwóch osób zrobiło się o niej głośno na świecie. W listopadzie 2023 r. mało wcześniej znana dziennikarka z Rżewa Jekaterina Duncowa zapowiedziała, że zamierza wziąć udział w wyborach prezydenckich. Kreml szybko zablokował jej tę możliwość. Nawołująca do zakończenia wojny kobieta nie zamierza jednak rezygnować z działalności. Już zapowiedziała powołanie partii i agitowanie wraz z aktywistami przeciwko Putinowi „od Kaliningradu po Władywostok”.

Miesiąc po kandydaturze Duncowej pojawiła się kolejna, która rozbudziła nadzieje części Rosjan. 60-letni były deputowany do Dumy Boris Nadieżdin zaczął się pozycjonować jako jedyny kandydat na prezydenta, który sprzeciwia się wojnie. I choć robił to bardzo zachowawczo, nazywając decyzję Putina o inwazji „fatalnym błędem”, to w razie wygranej w wyborach obiecał rozpoczęcie rozmów pokojowych. Ponieważ na tle innych zarejestrowanych już kandydatów, którzy nawet nie udają, że naprawdę chcą walczyć o prezydenturę, to i tak wiele, poparcia udzieliła mu niemal cała opozycja, od „nawalistów” po Kaca i Chodorkowskiego. Wciąż otwarte pozostaje pytanie, dlaczego Kreml w ogóle pozwolił Nadieżdinowi zbierać podpisy. Wiele wskazuje na to, że miał być tzw. kandydatem-spoilerem służącym jako listek figowy dla władz udających, że w kraju panuje demokracja. Możliwe, że jego kandydatura miała być także barometrem antywojennych nastrojów w społeczeństwie. Gdy Kreml zobaczył kolejki ludzi gotowych poprzeć Nadieżdina, uznał, że to zbyt niebezpieczne, i ostatecznie jego kandydaturę zablokowano z powodu rzekomych błędów na listach poparcia. Opozycjonista co prawda zaskarżył tę decyzję do Sądu Najwyższego, ale szanse na to, że jego nazwisko pojawi się na karcie do głosowania, są bliskie zera.

Czytaj więcej

Wielkie wymieranie ukraińskich zwierząt

Nawet niewielkie osłabienie Putina będzie sukcesem

Utrącając kandydaturę Nadieżdina, władze zamierzają także zniechęcić obywateli do jakiegokolwiek aktywizmu. Dlatego też, choć zwycięzca wyborów prezydenckich jest z góry znany, opozycja próbuje wykorzystać mobilizację Rosjan. – Setki tysięcy ludzi zadeklarowały swoje antywojenne stanowisko, podpisując się pod nominacją Nadieżdina. To był największy antywojenny flashmob, a nie akcja wyborcza. Ci, którzy zostali w Rosji i sprzeciwiali się Putinowi, czuli się osamotnieni i osłabieni, a teraz znów czują, że jest ich wielu. Podpisywali się tylko najodważniejsi, ale przeciwników wojny jest znacznie więcej – mówi „Plusowi Minusowi” niezależny rosyjski politolog dr Iwan Preobrażenski.

Dysydenci starają się, by przy okazji wyborów, gdy zainteresowanie polityką trochę rośnie, ich przekaz dotarł także do tych, którzy jeszcze się wahają. – Dzięki zbieraniu podpisów za Nadieżdinem wielu Rosjan, którzy wcześniej nie uczestniczyli w życiu politycznym, otrzymało tę szansę. Teraz jeżdżą na wydarzenia i wiece. Warto wziąć udział w wyborach, bo ludzie poczują, że są potrzebni – tłumaczy „Plusowi Minusowi” Oleg Rodin, przebywający w Polsce polityk opozycyjnej partii Jabłoko.

Rozbudzone społeczne emocje mają pomóc pokrzyżować plany Kremla związane z wyborami. – Ten plebiscyt będzie wyjątkowy. To pierwsze głosowanie po pogwałceniu konstytucji pozwalającym Putinowi rządzić jeszcze dwanaście lat. Druga sprawa to wojna, która na różne sposoby dotyka niemal każdego Rosjanina. Putin musi pokazać elicie, że wciąż jest poparcie społeczne dla wojny – mówi prof. Legucka.

Stąd też jego administracji tak zależy, żeby prezydent otrzymał co najmniej 80 proc. głosów. Wszystko ma się odbyć gładko i bez problemów. – Opozycji zależy na społecznej mobilizacji, na wyraźnym sygnale, że nie wszyscy popierają wojnę i Putina. Tu nie chodzi o Nadieżdina, tylko o alternatywę, której część Rosjan łaknie i szuka – dodaje prof. Legucka. Takim znakiem byłyby np. miliony ludzi, którzy o jednej ustalonej godzinie pojawiliby się przed lokalami wyborczymi w całym kraju i zagłosowali potem za kimś innym niż Putin. Według części opozycji taka manifestacja byłaby ważniejsza niż samo głosowanie. Inni liczą, że choć Putin zwycięstwo ma zagwarantowane, to uda im się osłabić jego wynik. „Jeśli nasze działania doprowadzą do tego, że nie dostanie on 70 proc. głosów, a 60 proc., to będzie jego prawdziwa porażka. Putin nie jest pewny swej władzy, a sytuacja w kraju się pogarsza” – mówi rozgłośni VoA jeden z opozycjonistów.

Im więcej osób nie poprze obecnego prezydenta, tym trudniej będzie też sfałszować wyniki. – Może to wywołać społeczny rezonans. Ważne, jak będzie on duży. Jednakże nawet niewielka destabilizacja reżimu będzie sukcesem – stwierdza Lew Kadik, rosyjski dziennikarz łotewskiej edycji portalu Delfi.

Co więcej, nawet jeśli wybory zostaną całkowicie sfałszowane, to elity dowiedzą się, jakie jest prawdziwe poparcie dla Putina. Jak mówi jeden z opozycjonistów, jeśli będzie niskie, to zrozumieją, że „król jest nagi”.

Chodorkowski i jego otoczenie już w październiku rozpoczęli kampanię „Nie dla Putina”. W jej ramach, poprzez media społecznościowe, plakaty i ulotki oraz kampanię „od drzwi do drzwi”, próbują przekonać Rosjan, by nie głosowali na prezydenta. Grupa stara się komunikować z wyborcami m.in. poprzez dwa kanały na YouTubie. Łącznie mają one ponad 3 mln subskrybentów. Pojawiają się na nich rozmowy z dziennikarzami, ekspertami i opozycjonistami.

Garri Kasparow od lat konsekwentnie namawia z kolei do bojkotu jakichkolwiek wyborów. Maksim Kac stara się cały czas docierać do Rosjan poprzez swoje media społecznościowe, gdzie codziennie publikuje nowe wpisy i filmy. Wzywa też innych opozycjonistów do połączenia sił. – Staramy się posługiwać jak największą liczbą legalnych instrumentów, by pokazać, że Rosjanie są przeciwko Putinowi. Jest możliwych kilka wariantów. Są inni kandydaci niż Nadieżdin. Nie mówię oczywiście o komunistach czy LDPR (nacjonalistyczna partia założona przez Władimira Żyrinowskiego – red.), ale jest np. Władisław Dawankow z partii Nowi Ludzie. To nie jest nasz człowiek. Jest przedstawicielem elity. Jednakże ma 39 lat i jeszcze niczego złego w życiu nie zrobił. Głosował tak, jak kazali, ale sam nie wychodził z żadną inicjatywą. Będziemy obserwować sytuację i patrzeć, gdzie wyrządzić Putinowi największą szkodę. Ci, którzy wzywają do bojkotu wyborów, przyczyniają się tylko do tego, że głosów przeciwko Putinowi będzie mniej – mówi „Plusowi Minusowi” Maksim Kac.

Jeszcze inne pomysły na kampanię mają „nawaliści”. W ramach akcji „Rosja bez Putina” rozwiesili m.in. w Moskwie i Petersburgu plakaty z kodami QR prowadzącymi na ich stronę neputin.org (oczywiście, służby szybko je zdjęły). Na portalu zachęcają Rosjan, by przekonali co najmniej dziesięć osób do głosowania przeciwko Putinowi, i tłumaczą, jak to zrobić. Udostępniają także antyputinowskie ulotki i naklejki do wydrukowania. Inny ich pomysł polega na tym, że aktywiści codziennie dzwonią do Rosjan i w trakcie rozmowy próbują przekonać, by nie popierali prezydenta. Publikują też filmy i materiały obnażające kłamstwa i zbrodnie Kremla.

– Wezwaliśmy publicznie do głosowania na któregokolwiek kandydata poza Putinem. Kampania Nadieżdina nie ma na to wpływu. Zaapelowaliśmy też do naszych zwolenników, by w dniu głosowania przychodzili do lokali wyborczych o tej samej godzinie. Nazwaliśmy tę akcję „W samo południe przeciwko Putinowi” – tłumaczy „Plusowi Minusowi” Leonid Wołkow. Do tej akcji zachęca również otoczenie Chodorkowskiego.

Kampanię w Rosji prowadzi także założone w 2013 r. i współpracujące z „nawalistami” młodzieżowe stowarzyszenie Wiosna. Jego aktywiści rozklejają w całym kraju antyputinowskie plakaty i publikują instrukcje, jak bezpiecznie agitować.

Niczego już nie zbudujemy

Opozycję osłabiają dzielące ją różnice i rywalizacja. Często górę biorą pretensje o dawne zatargi. „Nawaliści” podgryzają Kaca od czasów, gdy ten pomagał Nawalnemu w 2013 r. A gdy Chodorkowski zachęca ich do współpracy, ci odrzucają zaproszenie. – Opozycja cierpi na syndrom sytuacji beznadziejnych, ciągłe zderzanie się ze ścianą, brak sukcesów. Na to nakłada się też rywalizacja o niewielkie granty z Zachodu. Kac, krytykując resztę środowiska, że nic nie robi, w pewnym sensie zmusił Nawalnego do zajęcia stanowiska. Była presja od samych Rosjan na emigracji, żeby opozycja zrobiła coś wspólnego, pokazała, że umie ze sobą rozmawiać. Stąd poparcie dla zbierania głosów za Nadieżdinem – mówi prof. Legucka.

Na spory wpływa także różnica pokoleń. – Stara opozycja to często jeszcze postsowiecka elita. Nazywają się liberałami, ale jest to wyłącznie prawicowy liberalizm gospodarczy, a nie światopoglądowy. Nie interesują ich np. prawa osób LGBT czy mniejszości narodowych. Dla nich lewicowe poglądy kojarzą się z ZSRR. Młodzi nie mają postsowieckich kompleksów. Poglądami są podobni do europejskich socjaldemokratów – tłumaczy Kadik.

Czytaj więcej

Był minister i nie ma ministra. Czy Chiny szykują się do inwazji na Tajwan?

Brak też wspólnej strategii dotarcia do Rosjan. Nie do końca również wiadomo, jaki wpływ na społeczeństwo w kraju ma emigracyjna opozycja. Jej przedstawiciele twierdzą, że docierają do nawet 30 mln rodaków, ale trudno to zweryfikować. – Dysydenci mają ograniczony wpływ na Rosjan. Część z nich jest oderwana od codziennych problemów rodaków. Nie mają możliwości przejścia się po ulicach i zobaczenia, z czym mierzą się ludzie – stwierdza Kadik.

Otwarte pozostaje pytanie, do głosowania na kogo przekonywać obywateli, gdy Nadieżdina nie będzie na listach. – W zasadzie poza sprzeciwem wobec wojny i chęcią obalania putinizmu liderzy opozycji nie mają ze sobą nic wspólnego. Obecnie nie ma planu, jak zmienić reżim polityczny w Rosji – zauważa Greckij.

Jeśli przez pozostałe do wyborów kilka tygodni nie uda się opozycji przezwyciężyć choć części z tych problemów i rozszerzyć swojej kampanii, to jej zamiary spalą na panewce, a szansa na jakąkolwiek zmianę przepadnie na lata. Skutkiem będzie nie tylko dalsze umacnianie władzy Putina. Walka toczy się bowiem jeszcze o coś. Jak mówią sami dysydenci, chodzi o sumienie narodu. „Zawsze mówiono nam, że dla nas car albo Stalin są naturalni. Mówiono, że wszyscy popieramy imperium. Mówiono nam, że musimy trzymać głowy nisko. Jeśli to zaakceptujemy, dla naszego kraju nie będzie przyszłości. Jeśli sami w to uwierzymy, to niczego nigdy już nie zbudujemy” – mówi dziennikarzom VoA opozycjonista i publicysta Leonid Gozman.

Pod koniec stycznia 2024 r. w Moskwie przy temperaturach sięgających minus 8 stopni Celsjusza setki ludzi stanęły w długiej kolejce, by złożyć swój podpis pod kandydaturą Borisa Nadieżdina. Opozycyjny polityk postanowił wziąć udział w zaplanowanych na połowę marca wyborach prezydenckich, obiecując rozmowy pokojowe z Ukrainą. Wśród często uśmiechniętych i żartujących ludzi byli przedstawiciele niemal każdej grupy wiekowej, choć przeważali młodzi. „Przyszedłem złożyć podpis, ponieważ uważam, że to szansa, którą trzeba wykorzystać. To lepsze niż siedzieć i czekać” – powiedział niezależnemu portalowi Sota chłopak stojący w kolejce.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi