W lipcu 2015 r. przywódca Chin Xi Jinping przyjechał z oficjalną wizytą do kwatery głównej 16. Grupy Armii, znajdującej się w mieście Changchun w północno-wschodnich Chinach. Gdy przewodniczący wszedł do sali, gdzie zgromadzono oficerów jednostki, powitały go gromkie brawa. Xi ubrany w mundur bez dystynkcji przeszedł wzdłuż pierwszego rzędu, ściskając rękę każdego z wojskowych.
Chiński przywódca nie bez przyczyny pojawił się wówczas w kwaterze tej konkretnej jednostki. 16. Grupa Armii była bowiem macierzystą jednostką Xu Caihou, jednego z najważniejszych ówczesnych dowódców w Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (ChALW). Kilka miesięcy wcześniej generał zniknął. Później prasa rządowa pisała, że został aresztowany w związku z aferą korupcyjną. „Wyrządził ogromne i głębokie szkody wojsku” – powiedział Xi Jinping, zwracając się do oficerów 16. Grupy Armii. Przewodniczący podkreślił też, że nieposłuszeństwo w stosunku do Komunistycznej Partii Chin (KPCh) nie będzie tolerowane. Kończąc swoje przemówienie, przypomniał, że „armia musi zawsze podporządkowywać się Komitetowi Centralnemu”.
Wygląda jednak na to, że nie wszyscy wzięli sobie wówczas te słowa do serca, gdyż od kilku miesięcy w Chinach „znikają” kolejni wojskowi. Tym razem jednak Pekin milczy.
Seria podejrzanych zniknięć
Obecną sytuację w Chinach świetnie podsumował amerykański ambasador w Japonii Rahm Emanuel, który na portalu X napisał, że „gabinet prezydenta Xi przypomina obecnie powieść Agathy Christie »I nie było już nikogo«. Najpierw zniknął minister spraw zagranicznych Qin Gang, potem dowódcy Sił Rakietowych, a teraz minister obrony Li Shangfu nie pojawia się publicznie”.
Czytaj więcej
Znikają główni ministrowie Xi Jinpinga i nikt nie potrafi wytłumaczyć dlaczego. Czy w Pekinie trwa walka elit?