Plus Minus: Interesujecie się, co dalej się dzieje z ludźmi, którym pomagaliście przy granicy z Białorusią?
Oczywiście, choć nie ze wszystkimi mamy kontakt, a raczej mamy go z mniejszością z nich, ale na tyle, na ile jest to możliwe, staramy się monitorować ich sytuację. Niektórzy wolontariusze nawiązują prywatne relacje, odzywają się do nich osoby, którym pomogli, i dziękują, opowiadają, gdzie są i co się z nimi dzieje. Nie możemy za to utrzymywać kontaktu z ludźmi zamkniętymi w tzw. SOC-ach, czyli strzeżonych ośrodkach dla cudzoziemców. Państwo w zasadzie odcina ich od świata zewnętrznego, pozbawia telefonów, nie dopuszcza do internetu. To w ogóle bardzo trudny temat, jak państwo polskie traktuje osoby, które złożyły u nas wnioski azylowe.
Wydawany przez was „Magazyn Kontakt”, kwartalnik lewicy katolickiej, przygotował projekt „Pamiętniki Uchodźcze”. Próżno tam jednak szukać wspomnień z granicy polsko-białoruskiej.
Bo to są zbyt traumatyczne historie, ci ludzie nie są gotowi opowiadać o tym, jak byli wielokrotnie „pushbackowani”. Nie chcą do tego wracać, bo jedni cały czas się boją, że zostaną znowu złapani, znowu wywiezieni, a inni, zamknięci w ośrodkach, ciągle nie wiedzą, co ich czeka. A przecież ci, którzy uciekają ze swoich ojczyzn i próbują dostać się do świata zachodniego, to ludzie podobni do nas, którym na czymś zależy, którzy chcą żyć bezpiecznie i w wolności. To ludzie, którzy chcą ratować swoje życie, ratować jego godność, często też godność swoich dzieci. A na granicy polsko-białoruskiej stają nagle w obliczu realnego zagrożenia utraty tego życia.
Jak im potem pomagacie?