Wiedzieliśmy, że w jedenastu świata nie podbijemy. Ale i tak był to nasz wielki sukces po latach egzystowania pod progiem wyborczym. W mediach zaczęto na nas inaczej patrzeć, mieliśmy środki, żeby oddziaływać na wyborców, i wydaje mi się, że tę szansę nieźle wykorzystywaliśmy, choć wpadki naszych liderów co jakiś czas resetowały nasze poparcie.
Co to były za wpadki?
Pierwszy znaczący spadek poparcia zanotowaliśmy po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego dotyczącego aborcji. Okazało się, że nawet nasz własny elektorat jest w tej sprawie mocno podzielony. Ze zdumieniem obserwowałem, jak pod wpływem nastrojów proaborcyjnych moi znajomi zaczęli dołączać błyskawice do profilów w mediach społecznościowych. Ludzie jednak mają miękkie kręgosłupki. Nie tylko politycy.
A pan z pełnym przekonaniem podpisał się pod wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego?
Oczywiście. Nawet jeżeli efekt jest przejściowy, to i tak było warto. Samo to, że George Soros tyle pieniędzy wpakował w propagandę proaborcyjną i wszystko jak krew w piach, było wystarczającą satysfakcją. Ale przede wszystkim to orzeczenie było dla mnie wydarzeniem na miarę zniesienia niewolnictwa – uznaliśmy prawo ludzi nienarodzonych do życia, niezależnie od ich kalectwa.
A kolejne tąpnięcia poparcia? Czy agresywne wystąpienia Grzegorza Brauna przeciwko szczepieniom na Covid-19 nie były przyczyną odpływu elektoratu?
Przeciwnie. Braun co prawda ma tendencje do przesadnej retoryki i mylenia wolności wyboru z krytykowaniem szczepień jako takich, ale i tak fakt, że konsekwentnie opowiadaliśmy się za wolnością wyboru, był ogromnym plusem i przyniósł nam wzrost poparcia.
Przecież u nas przymusu szczepień nie było.
Ostatecznie nie było, ale próbowano to zrobić. Toczyła się debata na ten temat. Lewica opowiadała się za przymusem szczepień, podobnie Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL czy wielu „ekspertów”. Poza tym niektóre grupy zawodowe, jak np. wojskowi, były de facto zmuszane do szczepień mimo braku formalnego obowiązku. W pierwszym szoku wywołanym pandemią ludzie godzili się na wszystko. Ale gdy ten szok minął, powoli zaczęli się „przesiadać” na naszą stronę. I myślę, że można to było lepiej wykorzystać, ale niewykluczone, że zbyt skrajna retoryka pana Grzegorza to utrudniała.
Chodzi panu o narrację Brauna, że wirusa nie ma, a pandemia jest wymyślona?
Dokładnie. Gdy ludzie słyszeli coś takiego, to nie chcieli mieć z nami nic wspólnego. Niezasłużona dla większości z nas łatka antyszczepionkowców i zwolenników różnych teorii spiskowych przysłaniała wyborcom fakt, że w wielu sprawach mieliśmy rację. Przecież ludzie widzieli, jak bardzo politycy głównego nurtu są nieudolni, miotają się od lewa do prawa. Z rozbawieniem obserwowałem PO, która najpierw razem z PiS wprowadzała wszystkie ograniczenia, a latem, gdy wirus osłabł, krytykowała rząd, by jesienią znowu podkulić ogon pod siebie i nawoływać do przymusowych szczepień. Gdybyśmy rozegrali to lepiej, to już wtedy powinniśmy mieć 20 proc. poparcia. Ale wybuch wojny i poglądy Janusza Krowin-Mikkego bardzo nam zaszkodziły.
Grzegorz Braun też dodawał swoje pięć groszy do tych poglądów Korwina na wojnę.
Rozbieżności w Konfederacji wyszły wtedy na jaw z całą mocą. Partia szła w jedną stronę, a Braun z Korwinem szarpali ją w drugą stronę. Wie pani, że na początku 2022 r. mieliśmy już zamówionego „TIR-a wolności”, który miał jeździć po Polsce i obwieszczać koniec pandemii. To był moment, kiedy mogliśmy skonsumować swój historyczny triumf. Wtedy wybuchła ta cholerna wojna i wszystko poszło do piachu.
Ale w kampanii 2023 r. wasza pozycja zaczęła się poprawiać za sprawą nowego lidera Sławomira Mentzena. Poparcie dla was przyrastało błyskawicznie. Dlaczego ostatecznie zwiędło?
Kampania ogólnie była nieudana. Częściowo z naszej winy, a częściowo z powodu czynników zewnętrznych, które sprzysięgły się przeciwko nam. Przykładowo, wybuchła idiotyczna afera z psami. Nikt u nas nie stawiał poważnie postulatu hodowania psów na mięso, ale nam to przypisano.
Skąd to się wzięło?
Jedna z naszych kandydatek w komentarzu na FB rzuciła, że niepotrzebny jest zakaz w tej sprawie, bo mięso to mięso. A ja pytany o to dodałem, że z moralnego punktu widzenia nie ma znaczenia, czy jemy krowy, czy psy, choć z powodu emocjonalnego stosunku do psów jednak ich spożywanie jest u nas niedopuszczalne. Następnego dnia na pierwszej stronie „Super Expressu” przeczytałem, że jestem za jedzeniem psów. I nawet nie mogłem podać ich do sądu w trybie wyborczym, bo w „niezawisłych” sądach mieliśmy już dwie sprawy i obie przegraliśmy. A gdy ogłosiliśmy, że z nikim nie wejdziemy w koalicję po wyborach, skierowano przeciwko nam pierścień ognia. Wszyscy nas atakowali. Częściowo sami się podłożyliśmy przez źle ułożone listy, na których znalazło się zbyt wiele tzw. pokemonów.
Jacek Kloczkowski: Po wyborach emocje polityczne wcale nie opadają
Moim zdaniem górę weźmie typowa polska polityka, czyli retoryka, uderzanie w wysokie rejestry patosu i przesady oraz efekciarstwo. Sprawy zasługujące na wyjaśnienie zostaną wymieszane z takimi, które będą jedynie pretekstem do kolejnej awantury - mówi Jacek Kloczkowski, politolog.
„Pokemonów”?
Dziwadeł, które głosiły osobliwe treści. „Szury” na listach innych partii też były obecne, a niektóre nawet powchodziły do Sejmu, ale to u nas szczególnie je tropiono. Dalej konfrontacja Sławomira Mentzena z Ryszardem Petru, przez opinię publiczną uznana za nieudaną dla naszego lidera, też nam popularności nie przysporzyła. Sama kampania była średnio udana. Być może doszło do zbytniego eksponowania tych wizerunkowych fajerwerków na spotkaniach liderów, które same w sobie były dobre, ale wobec zmasowanego ataku na naszą partię mogły pogłębiać wrażenie, że jesteśmy formacją niepoważną.
Chodzi panu o piwo z Mentzenem, rozrzucanie fałszywych banknotów itd.?
Dokładnie. Coś, co na początku było fajne, później stało się obciążeniem. A gdy partia jest atakowana ze wszystkich stron, to ludzie mniej chętnie się do niej przyznają, co powoduje spadek w sondażach. To było widać w badaniach przed lokalami wyborczymi, które dawały nam gorszy wynik od rzeczywistego. Ludzie nie chcieli się przyznawać do głosowania na nas. Weszliśmy w strefę obciachu i ludzie nie chcieli być z tym utożsamiani.
Był pan zaskoczony, że Janusz Korwin-Mikke nie dostał się do Sejmu?
Tak. Spodziewałem się, że może go spotkać jakaś kara za wybryki przedwyborcze, ale jego przegrana była wyraźna, choć startował z pierwszego miejsca. I to mnie zaskoczyło. A dla niego to musiał być bardzo dotkliwy cios.
Dlaczego wyrzuciliście go z partii?
Nie został wyrzucony, tylko wykluczony z przyszłego kandydowania. I trudno się dziwić, skoro osiągnął tak słaby wynik. To chyba najlepszy dowód, że jego czas jako czynnego polityka dobiegł końca. Kierownictwo partii mogło to zrobić delikatniej, ale takie standardy w przeszłości też stosowano wobec Wolnościowców i on sam wówczas nie protestował. Ale i tak po tych wyborach mamy sporo atutów. W opozycji są tylko dwie partie – PiS i Konfederacja, przy czym PiS jest pogubione, w defensywie narracyjnej, z której pewnie prędko nie wyjdzie. Tymczasem Konfederacja spokojnie zbiera niezadowolonych wyborców, a będzie ich coraz więcej. To, co wyprawia rządząca obecnie koalicja kordonowa, raptem sprawując władzę kilkanaście dni roboczych, jest niebywałe. W życiu bym nie podejrzewał, że w tak krótkim czasie narobią tyle głupot. Najpierw ustawa wiatrakowa, później przejęcie telewizji publicznej z łamaniem prawa, wreszcie wycofanie się z obietnic wyborczych.
Z niczego się jeszcze nie wycofali.
A z kwoty wolnej od podatku? Mówią, że kiedyś będzie, ale miała być w ciągu pierwszego roku i wiadomo, że tak się nie stanie. O dobrowolnym ZUS w ogóle nie ma mowy. Myślę, że dużo jest rzeczy, które sprawią, iż młody, wolnościowy elektorat będzie do pozyskania.
Czyli świetlana przyszłość przed Konfederacją?
Trochę jesteśmy w okresie smuty powyborczej, bo wynik został oceniony jako niski. A wyczyny Grzegorza Brauna mogą spowodować spadek popularności Konfederacji w umiarkowanym elektoracie. Zatem widzę pewne trudności, ale one są do pokonania przy rozsądnej polityce. Obstawiam, że w dłuższej perspektywie Konfederacja będzie się rozwijała, ale w krótkiej perspektywie kalendarz wyborczy nie jest dla nas korzystny.
Robert Gwiazdowski: Coś czuję, że Amerykanie wspierają CPK
Trzeba kontynuować zakupy zbrojeniowe i inwestycję CPK, bo coś tak czuję, że to lotnisko może nam się przydać, a poza tym mam wrażenie, że Amerykanie wspierają politycznie ten projekt - mówi Robert Gwiazdowski, ekspert podatkowy z centrum im. Adama Smitha.
Dlaczego?
Po stosunkowo słabym wyniku wyborów parlamentarnych musimy odbudować entuzjazm w naszych szeregach, a w sytuacji odnowionej polaryzacji na scenie politycznej pomiędzy PiS a PO to nie będzie proste. Uwaga opinii publicznej koncentruje się na innych tematach, w związku z czym my z naszymi postulatami jesteśmy teraz na marginesie. Nie uzyskaliśmy pozycji języczka u wagi. Raczej jesteśmy piątym kołem u wozu tej nawalanki, która ma miejsce. W dłuższej perspektywie nam to posłuży, ale w krótkiej – niekoniecznie. Zasadnicze dla nas pytanie brzmi: jak szybko będzie postępowała erozja koalicji kordonowej. Jak dotąd dostaliśmy od niej kilka prezentów, za które nie zapłaciliśmy. Rządzący nadmiernie zareagowali na sprawę Brauna i zbudowali wokół niego przesadną legendę. Poza tym ewidentnie łamią prawo, co na krótką metę mobilizuje twardych zwolenników, ale na dłuższą metę jest anarchizacją państwa. To jest zatrważające – stopień rozchwiania państwa po bezprawnych decyzjach ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza sięgnął poziomu republiki bananowej. Dalej to już są tylko zamachy stanu. PiS dbało przynajmniej o pozory. Koalicja kordonowa o nie nie dba. Dlatego ten elektorat, który chciał spokoju, wierzył w pojednanie, będzie się odsuwał. Elektorat przedsiębiorców, który chciałby kwoty wolnej od podatku i dobrowolnego ZUS, a dostał wojnę o TVP, to jest dla nas największy prezent.