Eteryczne dziewczęcia, pryszczaci chłopcy, średnia wieku lawirująca wokół granicy pełnoletności. Pierwsza fala proaborcyjnych protestów w październiku 2020 roku przejdzie do historii jako moment odsłonięcia nowego oblicza polskiej młodzieży. Nie zapomnę podsłuchanego wówczas urywka rozmowy kilku spieszących na krakowski rynek, wyposażonych w odpowiednie transparenty nastolatek, zaśmiewających się z faktu, że jeszcze kilka lat temu sypały kwiatki w procesji na Boże Ciało. Nic nie kończy się równie szybko i gwałtownie, co święty spokój. Jeden z publicystów pisał wówczas: „jak myślicie: ilu z nich usłyszało podczas szkolnej katechezy, że Pan Jezus jest dobry jak czekoladka?”.
Czytaj więcej
I wtedy zmieniał tonację. Zaczynał szeptać obietnice. Jeszcze bardziej niezrozumiałe i tajemnicze niż zapowiedzi klęsk.
Religia w szkole. Totem (religioznawcze skojarzenie nieprzypadkowe) gorliwych bojowników o „świeckie państwo”. Wszystko się we mnie burzy przeciwko stawaniu w ich gronie, tuż obok nowej ministry (ministrantki?) edukacji, która właśnie zapowiedziała ograniczenie liczby godzin szkolnej katechezy. Co jednak począć, skoro sami już dawno wypisaliśmy z niej naszego syna. Religia w szkole, w obecnym kształcie, nadaje nowe znaczenie takim pojęciom jak „kontrskuteczność” czy „niedźwiedzia przysługa”. Dla polskiego Kościoła stały się te dwie (wkrótce już jedna) w tygodniu godziny lekcyjne złudzeniem wpływu na społeczeństwo. Dla antyklerykałów – prezentem, o który żaden z nich nie prosił, ale którego wszyscy potrzebowali. Dla uczniów zaś, i to niezależnie od ich stosunku do Kościoła, irytującą stratą czasu. Przedmiot o nazwie religia powinien więc zniknąć z polskich szkół. Zrobić miejsce zajęciom z teologii.
Religia w szkole. Totem (religioznawcze skojarzenie nieprzypadkowe) gorliwych bojowników o „świeckie państwo”. Wszystko się we mnie burzy przeciwko stawaniu w ich gronie, tuż obok nowej ministry (ministrantki?) edukacji, która właśnie zapowiedziała ograniczenie liczby godzin szkolnej katechezy.
Jakiś czas temu Marek Migalski zgłosił postulat zlikwidowania Wydziału Teologicznego na Uniwersytecie Śląskim. „Gdy świat przyznawał Nagrodę Nobla z fizyki, w Katowicach badano naturę aniołów” – grzmiał oświecony politolog. W obronie obecności teologii na uniwersytecie stanął m.in. rektor Uniwersytetu Śląskiego prof. Ryszard Koziołek. On, jak i wielu innych uczestników tamtej dyskusji, podnosiło dość oczywisty argument, że nie da się uprawiać nauki, prowadzić namysłu nad miejscem człowieka w świecie bez kontekstu teologicznego. A nauki ścisłe (które Migalski chciałby odgrodzić od teologii kordonem sanitarnym) są dziś bliżej tej dziedziny niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich kilku wieków. Na co najlepszym dowodem są dokonania takich naukowców jak choćby wybitnego fizyka Krzysztofa Meissnera.