Jan Maciejewski: Synowie Medei, nasi bracia

Sprzeciw wobec zabijania nienarodzonych czy genetycznej inżynierii, również ten, którego twarzą stała się Wanda Półtawska, nie ma na dobrą sprawę nic wspólnego z religią. To jest coś dużo szerszego, wcześniejszego. Nie prawd wiary się tu broni, ale prawdy o człowieku.

Publikacja: 27.10.2023 17:00

Jan Maciejewski: Synowie Medei, nasi bracia

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Podobno nie była specjalnie sympatyczna. Większość z tych, którzy się z nią zetknęli, wspominała te spotkania jako, oględnie rzecz biorąc, niełatwe doświadczenie. Jednocześnie, prawie za każdym razem, dodawali wyrozumiale: no tak, ale po tym, co przeżyła, ma prawo taka być, powinniśmy ją zrozumieć. Ale Wanda Półtawska nie zasłużyła na naszą wyrozumiałość – ona nie była taka wobec nas, czemu nie mielibyśmy odpłacać jej tym samym?

We wspomnieniach z obozu koncentracyjnego opisała sposób, w jaki radziła sobie ze wszechobecnym okrucieństwem – każdemu z oprawców starała się przypatrywać jak przypadkowi chorobowemu. Ani się nie oburzała, ani nie usprawiedliwiała. Próbowała diagnozować. I zachowała tę umiejętność do śmierci, wobec każdego z objawów odczłowieczenia. Ravensbrück nie spaczyło jej charakteru, tylko wyostrzyło spojrzenie. To była lekcja poglądowa, wykład z wyzbywania się człowieczeństwa w imię postępu, nauki, nowoczesności. A Półtawska była po prostu pilnym słuchaczem. Obserwowała, kojarzyła, zapamiętywała. I ta pamięć pracowała przez resztę jej życia. Bo chociaż trwało ono ponad 100 lat, nie należało do poprzedniej epoki. Jej czasy dopiero nadchodzą, jak każdego proroka.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Porażka PiS-u jest mi bliska, choć on sam jest mi obcy

I to akurat może nam pomóc zrozumieć człowiek o pod każdym względem przeciwnym do Półtawskiej życiorysie, jakim był Zygmunt Bauman. Przecież to, co napisał w „Nowoczesności i Zagładzie” – o obozie koncentracyjnym jako kulminacji, spełnieniu projektu rozwijanego od kilkuset lat na Zachodzie, a nie wypadku przy pracy – oznacza, że widmo Zagłady nie zniknęło. A Półtawska zobaczyła jej kolejną inkarnację w walce toczonej tym bardziej zażarcie, im słabszy jest jej przeciwnik. Zagłada nienarodzonych ma też tę cechę wspólną z obozową hekatombą opisywaną przez Baumana, że łatwość, z jaką akceptują ją światli i wykształceni, wynika z jej nowoczesnego charakteru. Jest cicha, higieniczna, toczy się w rytm biurokratycznych procedur, odbywa nierzadko w imię postępu wiedzy, pod hasłem naukowych eksperymentów.

Zagłada nienarodzonych ma też tę cechę wspólną z obozową hekatombą opisywaną przez Baumana, że łatwość, z jaką akceptują ją światli i wykształceni, wynika z jej nowoczesnego charakteru. 

A sprzeciw wobec niej, również ten, którego twarzą stała się Półtawska, nie ma na dobrą sprawę nic wspólnego z religią. To jest coś dużo szerszego, wcześniejszego. Nie prawd wiary się tu broni, ale prawdy o człowieku. Fakt, że to właśnie Kościół stanął tak wyraźnie i jednoznacznie w obronie najsłabszych, dowodzi po prostu tego, że jest naprawdę powszechny. Że chcąc iść na cały świat, nie może się zatrzymać u progu klinik aborcyjnych czy przed zamrażarkami, w których hodowane są ludzkie embriony. Walczy o rzeczywiście każdą duszę. Nawet tę istniejącą w dostrzegalnym jedynie pod mikroskopem ciele. Ale żeby stanąć przeciwko tej pożerającej dzieci rewolucji, nie trzeba nawet na dobrą sprawę wierzyć w istnienie nieśmiertelnej duszy. Bo jeśli Półtawska miała jakąś duchową siostrę, to była nią ateistka Oriana Fallaci.

Ten sam straceńczy upór, gotowość do rzucania całemu światu w twarz zdań, od których ten skrzywi się z niesmakiem albo kpiarskim uśmiechem. I otrzyma w odpowiedzi tę samą odpowiedź obu heroin: Tak? No to pocałuj mnie w d…

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Po śmierci Boga rodzi się tyran

I ten sam wreszcie stosunek do zabijania nienarodzonych, wyrażony przez Włoszkę chyba najmocniej w tekście „My kanibale i synowie Medei”: „Zachód toczony jest przez intelektualny i moralny nowotwór. (…) Zamysł zmiany albo wręcz zniekształcenia korzeni Życia, odczłowieczenia go poprzez masakrę najsłabszych i najbardziej bezbronnych stworzeń. To znaczy: naszych nigdy nienarodzonych dzieci, przyszłych nas. (…) A jeśli nieskończenie małe zawiera znacznie więcej od nieskończenie wielkiego? A jeśli mózg-dusza embrionu mierzy jeszcze mniej niż jedną stumiliardową część milimetra i moralna krótkowzroczność (nie wspominając o intelektualnej) po prostu nie potrafi go dostrzec? A jeśli w konsekwencji embrion myśli, cierpi tak samo jak my, kiedy Al-Zarkawi obcina nam głowę swoim nożem halal?”.

Jednym z elementów „dobrego wychowania” jest wiedza o tym, kiedy trzeba przestać być uprzejmym i sympatycznym. Jedną z tych chwil jest ta, w której Medea zstępuje na świat z kart mitologii i znów zaczyna mordować swoich synów. Naszych braci.

Podobno nie była specjalnie sympatyczna. Większość z tych, którzy się z nią zetknęli, wspominała te spotkania jako, oględnie rzecz biorąc, niełatwe doświadczenie. Jednocześnie, prawie za każdym razem, dodawali wyrozumiale: no tak, ale po tym, co przeżyła, ma prawo taka być, powinniśmy ją zrozumieć. Ale Wanda Półtawska nie zasłużyła na naszą wyrozumiałość – ona nie była taka wobec nas, czemu nie mielibyśmy odpłacać jej tym samym?

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi