Przy okazji bitwy o media padło i jeszcze padnie wiele głupot po każdej ze stron, ale ta mądrość ciągle niepogodzonego z klęską byłego naczelnika państwa zasługuje na szczególną uwagę. Stanowi bowiem jeden z coraz liczniejszych i coraz mniej dyskusyjnych argumentów za rozpędzeniem obecnej ekipy rządzącej publicznymi mediami. A im bardziej ostentacyjnie szefostwo i dziennikarze tych mediów okazują swoje poparcie dla takiego rozumienia własnej roli, tym lepiej widać rozmiary medialnej patologii. Niby człowiek widział, niby wiedział, a jednak selfiaczki pracowników TVP z kierownictwem partii trochę szokują swoją dosłownością.
Czytaj więcej
Ryszard Kalisz: „Należy podjąć uchwałę, która stwierdza, że od początku 2017 roku Trybunał Konstytucyjny nie istniał, więc jego wszystkie wyroki powinny zostać uznane za niebyłe. Instrumenty stwierdzające, że coś było niebyłe, są dopuszczalne”.
Ani jednej łzy nie uronię nad zawodowymi losami partyjnych propagandystów przebranych za dziennikarzy. Bo to, co uprawiali przez ostatnie lata, trudno nawet nazwać dziennikarstwem tożsamościowym. O misję mediów publicznych – „pluralizm, bezstronność, wyważenie” – to się nawet nie otarło. Jeśli czegoś mi trochę żal (a pewnie z czasem, gdy poznamy długofalowe skutki, będzie żal jeszcze bardziej), to fakt, że przejmowanie mediów publicznych przeprowadzono poprzez odbicie ich prawie dosłowne. Na tym gruncie może być trudno zbudować coś, co będzie realizować obietnicę o „oddaniu mediów publicznych obywatelom”. O ile w ogóle jej realizacja jest w planach i nie skończy się tylko na wymianie kadr.
Ani jednej łzy nie uronię nad zawodowymi losami partyjnych propagandystów przebranych za dziennikarzy. Bo to, co uprawiali przez ostatnie lata, trudno nawet nazwać dziennikarstwem tożsamościowym.
Osobiście jestem już pogodzona z tym, że mediów publicznych z prawdziwego zdarzenia mieć nie będziemy, i nie będę szczególnie rozczarowana, jeśli „tylko” znikną z nich udający dziennikarzy polityczni hejterzy, a ci, którzy przyjdą na ich miejsce, będą choć trochę mniej ostentacyjnie wspierać swoich politycznych mocodawców. Po latach okradania z nadziei jestem wreszcie gotowa uznać, że po prostu nie zasługujemy na normalność i już zawsze będziemy żyć w Rzeczypospolitej Przechodniej, w której nie ma niczego stałego, a już na pewno nie standardów. W której demokratyczna z pozoru zmiana władzy oznacza wyłącznie wzajemne odbijanie sobie łupów przez oderwane od społeczeństwa partie, z wykorzystaniem mniej lub bardziej wątpliwych prawnie instrumentów. Szkoda mi nas.