Robert Mazurek: Oskar i Pani Zoja

Na dziedzińcu w Weronie stoi figura pięknej, młodej kobiety. Wije się do niej kolejka zbereźników, którzy ją za biust chwytają, bo niby szczęście przynosi. A przecież miłość Julii i Romea była inna, była czysta i piękna. Jak dobrze, że są jeszcze takie pary.

Publikacja: 10.11.2023 17:00

Robert Mazurek: Oskar i Pani Zoja

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Akt I, w którym poznajemy główne osoby dramatu

Pani Zoja to właściwie panna, nie pani, no i nie Zoja, tylko Daria, ale gorzeje w niej taki rewolucyjny zapał, że niejedna Zoja Komsomołka by się powstydziła. Nie tylko to w niej gorzeje, ale nie uprzedzajmy wypadków. Oblicze jej gładkie, włos długi okala szlachetną twarz, oczy żywe, a – już przecież pisałem, że – gorejące. Młodziutka, śliczna, urocza.

Zoja jest studentką Uniwersytetu Warszawskiego, dorabia w kancelarii, ale nie to jest najważniejsze, nie za to ją kochamy, nie dlatego o niej piszemy. Nasza Zoja z powołania jest aktywistką. Aktywuje się przy każdej nadarzającej się okazji, nie czekając na wybory, wystarczy dowolna inba, a te wyłapuje niczym spragniona łapówki drogówka kierowców, żadna jej nie umknie. Kiedy koleżanki podkręcają brwi, ona walczy z reżimem. Ma bowiem również ambicje polityczne, znalazła sobie nawet partię bez członków – taka jest najlepsza, ludzie się nie awanturują – za to z nazwą niezłą i historią bogatą, po czym została tejże partii rzeczniczką. Zoja Aktywistka wie doskonale, gdzie leżą konfitury, kręci się więc koło tych, którzy mają doświadczenie w sięganiu po nie.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: W grobie leży, któż pobieży

Burza ciemnych włosów, imponująca grzywa opadająca na czoło (czyżby refleks problemów z trądzikiem?), młodzieńcza, dziecięca wręcz uroda podkreślana przez pucołowate policzki. To on, to Oskar. Piękny jak malowanie, jak akwarelka w książeczce do religii dla klasy trzeciej, napatrzeć się nie można. Niech was nie zwiedzie jednak niewinne oblicze, to prawdziwy wojownik, bohater niezłomny każdą przeszkodę pokonać gotowy. Walczy o sprawy najważniejsze, o Polskę, jej niepodległość, o wolność i prawdę. Kiedy koledzy obalają browara, on obala dyktaturę, i to tę dopiero nadciągającą – zuch. Owszem, myli zwykle odwagę z odważnikiem, ale to młodość, która się nie cofa. Tak jak Oskar, on też zawsze do przodu.

Akt II, w którym następuje crush

Waleczny Oskar nie mógł ścierpieć hipokryzji i kłamstwa, co to się rozlało, popełnił więc wpis na Twitterze. Zaatakował w nim matkę dziecka, które popełniło samobójstwo, posłankę opozycji. A że popędliwy to młodzian, to napisał wcześniej, niż pomyślał, jak to zwykle u niego. Mleko się rozlało. Fala hejtu również, ale wtedy na pomoc bezkompromisowemu rycerzowi ruszył minister edukacji, ruszyli politycy, dziennikarze, cała wolna Polska swój skarb ratować ruszyła.

Waleczny Oskar nie mógł ścierpieć hipokryzji i kłamstwa, co to się rozlało, popełnił więc wpis na Twitterze. Zaatakował w nim matkę dziecka, które popełniło samobójstwo, posłankę opozycji. A że popędliwy to młodzian, to napisał wcześniej, niż pomyślał, jak to zwykle u niego.

I wtedy nastąpiło to. Oskara dostrzegła Daria czy też Zoja, zostawmy nieprawdziwe imiona, gdy uczucie jest prawdziwe. Napadł ją crush, jak mawiają ich rówieśnicy, no ma crusha, w sensie. Że piszę nie po polsku? A co, mam napisać, że dziewoja poczuła do młodziana miętę? Ogarnijcie się, ludzie. Nie od dziś wiadomo, że człowiek pod wpływem emocji zachowuje się głupio, takoż nasza Zoja Komsomołka zaczęła pisać donosy, by Oskara ukarać. Wiecie, to zupełnie jak z Widzewem, jemu też podoba się ŁKS, ale nie wie, jak zagadać. Zoja ma tak samo. Śniło jej się nawet kiedyś, że Oskara batoży, obudziła się w gorączce wielkiej, padła na kolana i zmówiła litanię do św. Grety. Pomogło tylko na chwilę.

Uniwersytet Warszawski, choć to trzecia albo i piąta setka, zależy kto liczy, zareagował światowo i Oskara naganą ukarał. A mógł wybatożyć. Ruszyłaby wtedy rozszlochana Zoja z okrzykiem: „Oskar, ja ran twoich całować niegodna!”, ale nie uprzedzajmy faktów.

Akt III, w którym kurtyna zapada ze wstydem

Rok 2027, w którym Zoja i Oskar do Sejmu wchodzą. Zaczyna się niewinnie, on jej podaje papiery, które upuściła, ona bierze je od niego bez słowa. Ale potem gani się w myślach, uczucie ożywa. Widują się głównie na komisji, kiedy on proponuje, by popracowali dłużej. Raz, drugi, wreszcie Zoja zaprasza do siebie, siedzą nad poprawkami, ale czy to wino, czy młodość, dość, że coś zaszumiało w głowie.

Kurtyna rumieni się i opada. Oskar i Zoja żyją długo i szczęśliwie.

Akt I, w którym poznajemy główne osoby dramatu

Pani Zoja to właściwie panna, nie pani, no i nie Zoja, tylko Daria, ale gorzeje w niej taki rewolucyjny zapał, że niejedna Zoja Komsomołka by się powstydziła. Nie tylko to w niej gorzeje, ale nie uprzedzajmy wypadków. Oblicze jej gładkie, włos długi okala szlachetną twarz, oczy żywe, a – już przecież pisałem, że – gorejące. Młodziutka, śliczna, urocza.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje