Plus Minus: Kandydat na prezydenta z 1990 roku Stan Tymiński ogłosił, że będzie kandydował na senatora. Czego szuka w dzisiejszej polityce dawno przebrzmiała gwiazda polityczna?
Tymiński jest człowiekiem dnia wczorajszego. Ten „wczorajszy” dzień, czyli wybory prezydenckie z 1990 roku, był jego ogromnym sukcesem i on najwyraźniej ciągle tym żyje. Osiągnął coś, co nikomu w wolnej Polsce się nie udało – człowiek zupełnie znikąd, nieznany, wszedł do drugiej tury wyborów prezydenckich, pokonując urzędującego premiera Tadeusza Mazowieckiego. W czasie jednej kampanii dotarł na szczyt. Nie każdy potrafi się pogodzić z tym, że po takim chwilowym rozbłysku nie ma już żadnej roli do odegrania. Podejrzewam, że Tymiński chce o sobie przypomnieć. Dać znać, że jest do dyspozycji, może ktoś się o niego upomni. Nie sądzę, by został senatorem, bo świat polskiej polityki wygląda dzisiaj zupełnie inaczej niż przed 33 laty. Podejrzewam, że on zdaje sobie z tego sprawę. Natomiast chciał pokazać: jestem do wzięcia dla każdego, bo nie trzymam z żadną partią.
Stan Tymiński kiedyś założył Partię X, która jednak nie przebiła się na scenie politycznej.
Miałem kolegę na uczelni, który działał w Partii X. To był człowiek z dawnej nomenklatury PZPR-owskiej i mam wrażenie, że cała ta partia była obsadzona ludźmi ściśle powiązanymi z nomenklaturą.
Dlaczego w 1990 roku, rok po zmianie ustroju, ludzie uznali, że można powierzyć urząd prezydenta zupełnie nieznanemu człowiekowi? Przeciętny wyborca wiedział tylko, że jest przedsiębiorcą polonijnym mieszkającym w Peru.