Piotr Gliński: Dbamy o artystów lepiej niż poprzednicy

Jak mam wytłumaczyć naszym wyborcom, że trzeba stworzyć specjalny fundusz emerytalny dla pani Jandy czy dla pana Seweryna? Politycznie to jest dziś nie do przeprowadzenia, bo celebryci przyznali sobie prawo do obrażania nie tylko nas, ale znacznej części polskiego społeczeństwa - mówi Piotr Gliński, minister kultury i dziedzictwa narodowego.

Publikacja: 08.09.2023 10:00

Piotr Gliński: Dbamy o artystów lepiej niż poprzednicy

Foto: Artur Barbarowski/East News

Plus Minus: Podobał się panu film „Raport Pileckiego”? Doczekaliśmy się w końcu jego premiery.

Oglądałem ten film w tak wielu wersjach, że chyba straciłem świeżość spojrzenia. Ubolewam, że filmy na tak ważne tematy powstają z takim trudem. Uznany i związany z tematyką obozową reżyser Leszek Wosiewicz pracował wiele lat nad scenariuszem. Zaakceptował go zarówno Polski Instytut Sztuki Filmowej (PISF), jak i recenzenci wynajęci przez Polską Fundację Narodową (PFN). Jednak w trakcie realizacji dostaliśmy sygnały, że na planie nie dzieje się najlepiej. Nakręcone materiały budziły zastrzeżenia. To wszystko doprowadziło ostatecznie do decyzji o zmianie reżysera.

Nie słyszałem o drugim takim przypadku.

Reżyser wydawał się nie widzieć, że to, co nakręcił, jest tak sztuczne, że nie nadaje się do pokazania. Były też inne zarzuty, choćby brak bohatera – w filmie o Pileckim nie było Pileckiego. I nie była to wina aktora. Ostateczną decyzję – po kilku pokazach dla wybitnych specjalistów i recenzentów – podejmowali producenci. Pan Wosiewicz otrzymał należną rekompensatę, jego wkład jest niewątpliwy. Jestem mu wdzięczny za to, że był jedynym polskim artystą, który w poważny sposób zainicjował film fabularny o Pileckim. Ale musiał go dokończyć ktoś inny. Podjął się tego Krzysztof Łukaszewicz, świetny fachowiec. W tym miejscu nasuwa się bardziej ogólne pytanie do środowiska filmowego: dlaczego nikt nie stworzył projektu konkurencyjnego? Kiedy przyszedłem do ministerstwa, od razu rozpisaliśmy konkurs na film o tematyce historycznej. Nie było fascynującego scenariusza o Pileckim, tak jak nie było o Monte Cassino, Elżbiecie „Zo” Zawackiej i wielu innych.

Ale może nie da się takich zaległości wyrównać na siłę.

Konkurs na scenariusz to chyba nie jest szczególna przemoc (śmiech). Film o Pileckim jednak w końcu powstał. Powstają o Monte Cassino, Krystynie Skarbek, rodzinie Ulmów, rzezi Woli. Jest także projekt amerykańskiego filmu o Pileckim, z naszym 50-proc. udziałem.

Czyli mit hollywoodzkiego filmu o polskich bohaterach wreszcie się ziści.

Ziściłby się wcześniej, gdyby nie pandemia, a teraz strajki pracowników kinematografii amerykańskiej. My jako ministerstwo stwarzaliśmy możliwości, ale nie zastąpimy artystów.

Czytaj więcej

Piotr Zaremba: Wyborcze zagadki to referendum, Konfederacja, Donald Tusk i rezerwy PiS

Może pewnych tematów wykreować z budynku ministerstwa się nie da.

Minister nie jest reżyserem ani producentem, ale ma chyba obowiązek inspirować ważne dla Polski tematy. I przyznaję, że akurat temat Pileckiego wziąłem pod pewną kuratelę. W większości wypadków dzieje się to jednak za pośrednictwem PISF, dużo pomaga też PFN. A jeśli włączaliśmy się jako ministerstwo, to raczej na zasadzie wspierania inicjatyw oddolnych, jak w przypadku „Kamerdynera” Filipa Bajona czy serialu „Dom pod Dwoma Orłami” Waldemara Krzystka. Sam model jest dobry. Zwiększyliśmy finansowanie kina zagrożonego przez pandemię, wprowadziliśmy system zachęt audiowizualnych.

Mam wrażenie, że sterując konkretnym filmem, zwalił pan sobie na plecy kłopot.

Polityk jest od tego, żeby brać na plecy różne kłopoty, jeśli w grę wchodzi dobro publiczne. Próbowałem wbrew problemom doprowadzić do sfinalizowania tego akurat filmu, bo stoimy wobec olbrzymiej skali zaniechań w obszarze kina historycznego. To dotyczy zresztą wielu obszarów kultury.

Wikła to pana w zabarwione ideologią spory. Z jednej strony „Wyborcza” już opisała „Raport Pileckiego” jako „patriotyczną czytankę”. Z drugiej wsparliście „Orlęta. Grodno '39”, film Krzysztofa Łukaszewicza o ataku Sowietów na Kresy Wschodnie. Część prawicowych komentatorów krytykowała ten obraz za połączenie wątku obrony Grodna z wątkiem przedwojennego polskiego antysemityzmu.

Jesteśmy w wolnym, pluralistycznym kraju, a polaryzacja debaty – jeśli wciąż mówimy o debacie – rzutuje na takie oceny. Nazwanie przez „Wyborczą” filmu o Pileckim „patriotyczną czytanką” traktuję jako komplement. Chcę, żeby ten film pełnił funkcje edukacyjne. Chciałbym, aby miał też jak największe walory artystyczne.

A pana pogląd na temat „Orląt…” – to film „antypolski”?

Skądże. To film m.in. o tym, że polskość jest niebywale atrakcyjna, może uwieść każdego młodego człowieka. Łukaszewicz miał prawo opowiedzieć taką historię. Były polsko-żydowskie spięcia na ulicach przedwojennych polskich miast. Skądinąd krytykujący ten film przekręcali fakty. Jeśli pod koniec Sowieci filmują powieszonych Żydów, to przecież jasne, że to prowokacja, systemowe kłamstwo, że to oni, a nie narodowcy ich zamordowali. Powtarzam: to jest film o sile polskości. Główny bohater, żydowski chłopiec, ulega fascynacji Polską. Ale współczesna ostrość podziałów często odbiera klarowność sądów.

Kto za to ponosi winę?

Trudno podzielić odpowiedzialność symetrycznie. Ale faktem jest, że nie ma u nas ostatnio miejsca na spokojną rozmowę. I przy okazji giną ważne dzieła. Dobitnym przykładem jest film „Śmierć Zygielbojma”. Ważny, ale poniekąd zabity przez własnego reżysera, który uległ presji „Wyborczej” i unieważnił własny film. Skądinąd dla środowiska „Wyborczej” sam Zygielbojm to postać niewygodna. Nie powiedział nigdy złego słowa o Polakach, poświecił swoje życie, by zaprotestować przeciwko obojętności Zachodu wobec Holokaustu. Więc film o nim trzeba było unicestwić…

Za tydzień kolejny Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Podjąłby się pan oceny stanu polskiego kina?

Zmienił się PISF, dyrektor Radosław Śmigulski wymienił personel, zwłaszcza ten o korzeniach jeszcze postkomunistycznych, sprofesjonalizował tę instytucję. Powiększyliśmy rynek filmowy poprzez zwiększenie finansowania. Zachowaliśmy pluralizm – Śmigulski tego pilnuje. Z pomocą PISF powstaje wiele filmów z pewnością niekonserwatywnych. Produkujemy około 50 filmów rocznie, nigdy przedtem tyle nie było, odnosimy sukcesy na festiwalach. I zgadzam się z opinią, że produkujemy dobre filmy, wybitnych – niewiele.

Które były wybitne?

W ostatnich latach wybitna była „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego. Wcześniej jego „Ida”…

…która budziła kontrowersje wśród prawicy.

Wymagała na pewno historycznego wstępu, który by objaśniał kontekst zachowań Polaków wobec Żydów podczas wojny. Dla cudzoziemców mógł on być nieczytelny, a przez tę nieczytelność mógł nas stawiać w złym świetle. Ubolewam, że Pawlikowski nie chciał tego zrozumieć. Taki historyczny krótki wstęp bywa stosowany w kinematografii i dla nikogo nie jest obraźliwy.

PISF też bywa atakowany z pozycji prawicowych.

To dowodzi wolności wpisanej w mechanizm finansowania kina przez władze publiczne. Zarazem sam ubolewam, że czasami powstają filmy zideologizowane czy nieprawdziwe.

Które?

Np. „Twarz” Małgorzaty Szumowskiej czy „Chleb i sól” Damiana Kocura, filmy sprawnie zrobione, po prostu kłamią na temat naszej rzeczywistości. Polska prowincja nie wygląda tak, jak ją przedstawiono w „Twarzy”. Nie jest pełna pokracznych postaci zaszczuwających głównego bohatera, bo został okaleczony. Prawdziwa historia, na podstawie której ten film powstał, była całkiem odmienna. Ten bohater został przez społeczność zaakceptowany.

„Chleba i soli” bym bronił…

Mamy w Polsce tysiące kebabów… Jest bezpiecznie i normalnie, sam bywam ich klientem.

To historia oparta na faktach.

Jednostkowa historia starcia dwóch klanów, która nagle stawia w złym świetle całą Polskę.

Pytanie, czy każda filmowa historia przedstawia od razu całą Polskę. To opowieść o środowisku blokersów.

Tyle że nie ma u nas powszechnego problemu napadów blokersów na kebaby. Polska jest jednym z najbezpieczniejszych krajów w Europie.

Kino nie musi potwierdzać ogólnych socjologicznych czy politycznych teorii.

Gdybyśmy nie mieli wielkiego konfliktu dzielącego Polskę, może i miałby pan rację. To jest jednak kwestia tworzenia naszego kłamliwego wizerunku za granicą.

Kino jest nachylone w lewo, bo tacy są artyści. Pan uważa, że PISF nie powinien dawać im pieniędzy?

Powinien dawać na dzieła wartościowe i prawdziwe, a nie zideologizowane i używane do walki politycznej. Ale poświęciliśmy chyba za dużo czasu w tej rozmowie filmom. Ja chciałbym powiedzieć, co w kulturze udało nam się osiągnąć. Zwiększyliśmy np. nakłady na nią z budżetu państwa o 100 proc. O ponad 100 proc. zwiększyliśmy liczbę instytucji współprowadzonych przez resort i liczbę pomników historii. Walczyliśmy i walczymy z białymi plamami naszej pamięci historycznej, z zaniedbaniami poprzednich ekip, które nie widziały potrzeby instytucjonalizowania pewnych tematów, inwestowania w kulturę. Zbudowaliśmy m.in. Instytut Pileckiego, Instytut Polonika, Instytut Literatury, Instytut Dziedzictwa Solidarności, Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki, Instytut Myśli Narodowej. Powołanie tego ostatniego wywołało wściekłe ataki. A kieruje nim prof. Jan Żaryn, którego trudno oskarżać o radykalizm.

Bo myśl narodowa jawi się nagle jako uprzywilejowana wobec innych tradycji ideowych w Polsce.

Instytucje zajmujące się upowszechnianiem tradycji lewicowych, liberalnych czy ludowej już istniały. Wzmocniliśmy więc tylko pluralizm. Instytut zajmuje się zresztą również myślą chadecką.

Powiedzmy szczerze: czy nie chodziło o wykreowanie narodowców prorządowych, w opozycji do Konfederacji?

Można to tak oceniać, ale uważam, że takie instytucje trzeba budować – w imię różnorodności. Sam jestem raczej republikaninem, ale nie zamykam się na inne poglądy. Kolejnym celem naszej polityki kulturalnej była pewna korekta mecenatu państwa. Po tylu latach dominacji lewicowców – ostatnio już lewaków – i liberałów zmieniliśmy proporcje. Wbrew pojawiającym się medialnym wzmożeniom, ja nie odciąłem całkowicie od pieniędzy publicznych instytucji kultury czy organizacji pozarządowych, którymi kierują osoby o odmiennych poglądach. Absurdalne jest też oskarżenie, że wspieramy organizacje pozarządowe, które dopiero powstały. Bo robimy to właśnie po to, żeby powstawały różnorodne, także nowe, organizacje. Wcześniej nie mogły powstawać, nie miały środków na funkcjonowanie, bo jedna strona miała monopol na środki publiczne. W kulturze jest podobnie.

Czytaj więcej

Piotr Zaremba: Kaczyński, opozycja i Mentzen, czyli sojusze prezesa NIK Mariana Banasia

Kiedy pański resort ogłasza co roku listę dotowanych czasopism, okazuje się, że wiele szacownych tytułów nic nie dostaje. Dał pan w roku 2022 dotacje „Teologii Politycznej” czy „Arkanom”, ale nie „Res Publice Nowej” czy „Czasowi Kultury”.

Moim zdaniem dostają – patrząc ogólnie na opcje – jedni i drudzy, tylko w innych proporcjach niż przed rokiem 2015. Nie dla wszystkich wystarcza, ale np. samorządy wielu miast preferują z kolei inne kierunki ideowe i w ten sposób utrzymywana jest równowaga.

 Ta korekta, budowanie instytucji wokół wartości konserwatywnych, denerwuje opozycję. Bo my ich zdaniem nie powinniśmy istnieć.

Było ostatnio dużo kwasów wokół dotacji dla organizacji i fundacji. Nazwano to aferą „willa plus”, bo kojarzy się to z uwłaszczaniem rozmaitych środowisk, także poprzez pieniądze na siedziby.

Ja nadzoruję Narodowy Instytut Wolności (NIW), który realizuje obecnie dziewięć programów dla organizacji pozarządowych o wartości 250 mln zł. Za PO był jeden program na 60 mln zł. Przez lata zajmowałem się tą sferą. I dam pierwszy przykład z brzegu: wcześniej w Polsce nie było programu, który wspierałby harcerstwo. Po roku 1989 uznano, że harcerstwa może nie być, choć ono właśnie się na nowo budziło. To przecież jeden z etosów wychowania młodzieży. My wprowadziliśmy program dla harcerstwa. To dotyczy także uniwersytetów ludowych, które były w stanie zaniku, a dzięki nam przeżywają odrodzenie, organizacji strażniczych, eksperckich, zajmujących się poradnictwem, mediów obywatelskich... Organizacja ma prawo pozyskać majątek, który służy do jej działalności. Podział środków następuje na podstawie konkursów. W Polsce organizacje liberalne czy lewicowe przez lata uwłaszczały się na majątku publicznym i nikogo to nie bulwersowało.

Ale konkursy budzą wątpliwości, np. gdy 40 mln zł dzieli minister Czarnek, a pieniądze dostają czasem firmy krzaki.

Powołany w 2017 r. NIW przekazał już ponad 6 tys. grantów organizacjom pozarządowym. W Ministerstwie Kultury przyznajemy ok. 5 tys. dotacji rocznie. Przy takiej skali działań mogą się zdarzać błędy czy pokusa marszu na skróty, ale staramy się to eliminować.

Wśród artystów pojawiały się żale, że unika pan kontaktów personalnych ze środowiskiem. A ostatnio pewien polityk PiS powiedział mi: „Gliński nie umiał nas pogodzić z ludźmi kultury, obraził się na nich”.

Tak jest i nie jest. Mógłbym wymienić dziesiątki artystów, z którymi – jako minister – się spotykam. Choćby przed chwilą z Tomaszem Koniecznym w sprawie jego Baltic Opera Festival. A zarazem duża część środowiska traktuje mnie jak polityka z opcji, która jest przez nich znienawidzona. Ja przyjmuję każdego, także tych, którzy później na mnie czy na nasze środowisko plują. Przychodził Andrzej Seweryn, żebym wsparł jego Teatr Polski, co zrobiłem, biorąc na siebie jego współfinansowanie. Jakoś nie mówił mi wtedy, żebym wyp…

Złapano go na wypowiedzi nieprzeznaczonej dla publiki.

Ale ta wypowiedź charakteryzuje, niestety, to środowisko. Wkrótce po jej ujawnieniu dostałem od niego list, wysłany zdaje się wcześniej, z prośbą o pomoc w jakimś kolejnym teatralnym przedsięwzięciu. I jak ja mam reagować, wiedząc, że po drugiej stronie jest taki poziom nienawiści i pogardy? Jak mamy wspólnie budować polską kulturę? A mimo to mam wrażenie, że my poszerzyliśmy liczbę osób korzystających z naszej polityki kulturalnej. Jednak z drugiej strony próbuje się nas wciąż otaczać kordonem sanitarnym.

Może należało podjąć pewne inicjatywy, choćby nigdy przez was nieuchwaloną, choć szykowaną w ministerstwie, ustawę o zawodzie artysty?

A jak mam wytłumaczyć naszym wyborcom, że trzeba stworzyć specjalny fundusz emerytalny, który ta ustawa proponuje, dla pani Jandy czy dla pana Seweryna? Oczywiście, to nie byłby fundusz tylko dla nich, a dla 80 proc. artystów, którzy mają czasem trudną sytuację materialną. My to wiemy, ale politycznie to jest dziś nie do przeprowadzenia, bo celebryci przyznali sobie prawo do obrażania nie tylko nas, ale znacznej części polskiego społeczeństwa. A mimo to kilka rzeczy dla artystów zrobiliśmy, choćby przywrócenie korzystniejszych reguł podatkowych, które odebrał im Donald Tusk, czy Fundusz Wsparcia Kultury i 50 tys. zapomóg socjalnych w czasie pandemii.

Co pan uważa za swój największy sukces jako ministra kultury?

Stworzyliśmy artystom, ludziom kultury lepsze możliwości działania przez podniesienie budżetu kultury o 100 proc. Lepiej żyją artyści, lepiej funkcjonują instytucje. I działo się to w bardzo niekorzystnych warunkach: pandemii, wojny w Ukrainie, ale także ideologicznej ofensywy lewackiego szaleństwa poprawności politycznej czy cancel culture. No i udało się zrealizować 7645 inwestycji w kulturze, w tym ponad 300 inwestycji muzealnych, z największym – Muzeum Historii Polski.

Czy widmo wojny i forsowne zbrojenia nie zagrażają temu priorytetowi? Kultura nie jest ważnym tematem kampanii.

Nad tym ubolewam. Współczesna polityka nie lubi kultury. Choć pewne tematy, jak straty wojenne, odzyskiwanie dzieł sztuki, duże inwestycje muzealne, są obecne w kampanii wyborczej. Na razie PiS pozycję kultury obroniło. Co roku wydatki na nią zwiększaliśmy. Czy tak będzie i tym razem? Mam nadzieję, że mimo wyzwań polityki obronnej – tak.

Czuje pan satysfakcję z bycia ministrem?

Wie pan, nie z bycia ministrem, a co najwyżej z efektów pracy. Z rozwiązywania spraw, które wydawały się nie do załatwienia. Kupiliśmy kolekcję Czartoryskich, choć moim poprzednikom się przez lata to się nie udawało. Uratowaliśmy Muzeum Polskie w Rapperswillu. Sprowadziliśmy po 80 latach obrazy Łukaszowców z USA – będą w Muzeum Historii Polski. Przełamywanie niemożności to cecha naszych rządów – programów socjalnych, polityki obronnej i energetycznej, uszczelnienia systemu podatkowego, także kultury.

Czytaj więcej

Czy Ukraina jest w ogóle ważna dla USA?

Miałem wrażenie, że na koniec uczyni pan swoim markowym przedsięwzięciem nową Agencję Rewitalizacji Dziedzictwa. To w zamyśle pomysłodawców narzędzie nowego podejścia do ochrony zabytków, która miała być kołem zamachowym rozwoju miejscowości, regionów. A ugrzęzła w Sejmie.

My od początku zajmowaliśmy się zaniedbanym wcześniej obszarem zabytków. Trzykrotnie zwiększyliśmy środki na ich ochronę. W tym roku wprowadziliśmy Rządowy Program Odbudowy Zabytków o wartości ponad 3 mld zł. Nowa agencja ma natomiast zajmować się odbudową systemowo i w większej skali. Ustawa jest gotowa.

Z Muzeum Historii Polski zdążyliście na sam koniec kadencji.

Warto pamiętać, że to jest prawie dwa razy większe muzeum niż Muzeum II Wojny Światowej stworzone przez PO, a zbudowano je w tym samym czasie. Kiedy zaczynaliśmy nasze rządy, zastaliśmy ugór. Potrzeba było ośmiu lat. W Egipcie budowano takie muzeum 20 lat, w Warszawie Muzeum Sztuki Nowoczesnej też chyba tyle. A i tak Witold Mrozek z „Wyborczej” czy Piotr Zaremba będą mnie krytykować.

Zbudowaliście sporo mniejszych muzeów związanych z regionalnymi tradycjami poszczególnych społeczności. Myśli pan, że obecna młodzież będzie do nich chodzić?

To są nowoczesne instytucje. W tej chwili muzea przeżywają boom frekwencyjny, jest na nie moda. Wierzę, że ludzie tam zostaną. Nam to wyszło, może dlatego, że muzea wykraczają poza logikę konfliktu politycznego. Muzeum Sybiru czy Muzeum Bitwy pod Grunwaldem budowaliśmy wspólnie z opozycyjnymi samorządami. Budujemy też muzea niezwiązane z historią: archeologii podwodnej w Łebie czy nowe Narodowe Muzeum Techniki wraz z Muzeum Historii Naturalnej na błoniach Stadionu Narodowego.

Rozumiem, że Platforma będzie to kończyć?

Jaka Platforma?

Teraz to Koalicja Obywatelska.

Ma pan poczucie humoru. Czarnego. Zaczął Lech Kaczyński z Muzeum Powstania Warszawskiego. My dokończymy.

Plus Minus: Podobał się panu film „Raport Pileckiego”? Doczekaliśmy się w końcu jego premiery.

Oglądałem ten film w tak wielu wersjach, że chyba straciłem świeżość spojrzenia. Ubolewam, że filmy na tak ważne tematy powstają z takim trudem. Uznany i związany z tematyką obozową reżyser Leszek Wosiewicz pracował wiele lat nad scenariuszem. Zaakceptował go zarówno Polski Instytut Sztuki Filmowej (PISF), jak i recenzenci wynajęci przez Polską Fundację Narodową (PFN). Jednak w trakcie realizacji dostaliśmy sygnały, że na planie nie dzieje się najlepiej. Nakręcone materiały budziły zastrzeżenia. To wszystko doprowadziło ostatecznie do decyzji o zmianie reżysera.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi