Nie robimy nic obrazoburczego. Trumna nie jest symbolem religijnym. A jeśli ktoś twierdzi inaczej, to niech wyjaśni: jakiej religii? – pyta Zbigniew Lindner. Kilka tygodni temu firma, której jest właścicielem, pochwaliła się kolejną edycją reklamowego kalendarza. „Kochamy retro! – można przeczytać w jego opisie. – Kalendarz Lindner 2016 wyraża tęsknotę za dawnymi czasami – za dżentelmenami w cylindrach i damami w koronkach. To powrót do źródeł, do tego, co klasyczne, wartościowe i prawdziwe. Każde zdjęcie jest ręcznie malowane, tak jak robiło się kiedyś...". Na ręcznie malowanych zdjęciach – trumny. A przy nich i na nich – roznegliżowane modelki.
Kalendarz Lindnera ukazał się już po raz siódmy. Każda z odsłon utrzymana była w nieco innej stylistyce, jednak generalna zasada pozostawała niezmienna: trumny plus nagie kobiety. – Początkowo wielu to oburzało. Nasłuchałem się o promowaniu pornografii, a nawet... pedofilii – wspomina Lindner. Dziś kalendarz nie wywołuje już takiego poruszenia. Pojawienie się kolejnej edycji przeszło bez większego echa. Przynajmniej w porównaniu z szumem, jaki towarzyszył kalendarzowi na samym początku. – Ludzie się z nim oswoili – przyznaje Lindner.
Sam pomysł uznaje jednak za strzał w dziesiątkę. – Dzięki kalendarzowi zyskaliśmy rozpoznawalność. Nazwa naszej firmy przewinęła się przez media, nawet te największe – tłumaczy. Ich listę przeczytać można w internecie, na poświęconej wydawnictwu stronie. Jest tam i „Financial Times", i „Głos Wielkopolski", są „Polityka" i Pudelek. – Znajomy opowiadał mi nawet, że zapytał kiedyś o Polskę swoją koleżankę ze Stanów. A ona na to: „Polska? Aaaa, Wałęsa, papież, no i ta firma od trumien, no... Lindner!" – śmieje się właściciel.
Dziś z dumą mówi o firmie z niewielkiego Wągrowca, która sprzedaje trumny w całej Polsce, Skandynawii, Niemczech, Austrii. – Każdego miesiąca produkujemy ich 15 tysięcy, a chcemy osiągnąć pułap 30 tysięcy – zapowiada i dodaje. – A reklama? W końcu nasz produkt można potraktować jak mebel, jak opakowanie...
Ksiądz Twardowski i kabaretki
Kilka lat temu pewnie nie zdobyłabym się na taką kampanię – przyznaje z kolei Małgorzata Rosołowska-Pomorska, właścicielka łódzkiej firmy Adrian produkującej rajstopy. – Ale nasi odbiorcy zmieniają się, dojrzewają, stają się coraz bardziej otwarci na przekaz, nawet jeśli jego forma jest kontrowersyjna.