O Serbii, Albanii, Macedonii Północnej, Bośni i Hercegowinie, Czarnogórze i Kosowie dopiero niedawno znowu przypomniano sobie w Brukseli. Powodem jest rosyjska inwazja na Ukrainę. Pokazała, że dotychczasowa polityka sąsiedztwa Unii jest nie do utrzymania. Nie będzie szarej strefy, buforu między autorytarnym imperium rosyjskim a wolną Europą. Albo jest się po jednej stronie, albo po drugiej. Trzeciej opcji nie ma.
Ten dylemat jest oczywiście najbardziej widoczny na linii frontu w Donbasie czy okolicach Chersonia. Jednak w cieniu wojny w orbitę Kremla ostatecznie wpadła właśnie Białoruś. Azja Środkowa dopiero się przekonuje, czy o wszystkim będzie tu decydowała słabnąca Rosja, jak za czasów Związku Radzieckiego, czy raczej jej miejsce zajmą Chiny. Na Kaukazie rolę Moskwy chętnie przejęłaby Ankara.
Zachodowi pozostaje Ukraina. Jej bohaterska obrona przekonała latem 2022 roku prezydenta Francji Emmanuela Macrona, kanclerza Niemiec Olafa Scholza i ówczesnego premiera Włoch Mario Draghiego do udania się do Kijowa z wiadomością, że kraj jest oficjalnym kandydatem do członkostwa w Unii. Już jesienią w Brukseli powinna zapaść decyzja o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych.
To wszystko stawia w nowym świetle los Bałkanów Zachodnich.
Zanim rosyjskie czołgi ruszyły na Kijów, Bruksela wierzyła, że wielki jak Polska region, Bałkany Zachodnie, utrzyma w swojej orbicie tanim kosztem. Minęło już 14 lat, od kiedy otrzymał on coś wymiernego od Unii. To wtedy mieszkańcy pięciu państw mogli po raz pierwszy wybrać się do bogatej Europy bez wizy (Kosowianie wciąż nie mają takiej możliwości). Dziś jednak staje się jasne, że jeśli to, co Winston Churchill nazwał „miękkim podbrzuszem Europy”, ma zerwać z wybuchową mieszkanką korupcji, skrajnego nacjonalizmu i nędzy, aby zbliżyć się do stylu życia Zachodu, musi mieć jasną perspektywę pełnej integracji z UE. Inaczej – jak w Europie Wschodniej – po ten łakomy kąsek, który może okazać się punktem wyjścia do penetracji starego kontynentu, sięgną mocarstwa autorytarne. Kandydatów jest tu kilku: poza Rosją także Chiny i Turcja, a nawet Arabia Saudyjska, która w szczególności w Bośni i Hercegowinie oraz Macedonii Północnej systematycznie promuje swoją ekstremalną wersję islamu.