Kłajpeda. Jak Niemcy odnaleźli swoje miejsce w ZSRR i na Litwie

Niemcy z Kłajpedy wspominają, że w czasach sowieckich przezywano ich faszystami. To się skończyło, gdy Litwa odzyskała niepodległość. Czy wraz z wojną w Ukrainie historia znowu do nich zapuka? – Trzeba robić swoje – przekonują.

Publikacja: 23.06.2023 17:00

Po pierwszej wojnie światowej Litwini przejęli miasto – nie oglądając się na europejskie mocarstwa,

Po pierwszej wojnie światowej Litwini przejęli miasto – nie oglądając się na europejskie mocarstwa, ale powołując się na wolę mieszkańców. Na zdjęciu Kłajpeda w 1925 r.

Foto: ullstein bild/Getty Images

W stulecie przyłączenia okręgu kłajpedzkiego do Litwy władze w Wilnie ogłosiły rok 2023 Rokiem Kłajpedy. Historia nadmorskiego miasta sięga osady o nazwie zbliżonej do obecnej i założonej przez bałtyjskie plemię Kurów. Znajdowała się ona tam, gdzie i dziś, u ujścia rzeki Dangi do Zatoki Kurońskiej, tuż przy granicy otwartego morza. Nazwa osady oznacza „płaską, niską ziemię” i najwyraźniej Bałtowie lubili wertykalne porównania, bo Żmudź pochodzi od žemai, „ziemi nizinnej”, a Aukszota, czyli Litwa właściwa, od „wysoki”, auksztas.

Memel, czyli Niemen

Spisane dzieje Kłajpedy rozpoczynają się od krzywdy, bo w 1252 r. osadę spalili Krzyżacy, co sami zanotowali w księgach. Na ruinach od razu wznieśli Memelburg, czyli „zamek nad Niemnem”. Samo słowo „memelis” wywodzi się z języków bałtyjskich i oznacza „cichy”, „niemy”. Choć rycerze nie ciszę mieli na myśli i zwyczajnie pomylili wąskie gardło zalewu z ujściem rzeki. Ale błędu już nie było, gdy w połowie XIX w. powstawał niemiecki hymn. Dziś wykonuje się jego trzecią zwrotkę, choć w pierwszej, bynajmniej nie zabronionej, pojawia się Memel alias Niemen.

I ów Memelburg, tak ważny w niemieckiej historii, stał się pierwszym miastem Prus Wschodnich, bo Królewiec założono trzy lata później. Szybko wprowadził się tam komtur i Memel, jak zaczęto nazywać zamek i podzamcze, pełnił funkcje administracyjne. Stamtąd planowano ekspansję zakonu i ściągano osadników z Niemiec, zapewniając każdemu „szlachetnemu mieszczaninowi”, jeśliby tylko przybył w zbroi i konno, ziemię i tytuł rycerski.

Ale z kronik wynika, że nowo wzniesione miasto przez dekady było niszczone przez autochtonów, pruskie plemiona, w tym Sambów, a także Kurów, Żmudzinów czy Litwinów. Równo 700 lat temu do Memla wdarł się Giedymin i choć twierdzy nie zdobył, miasto spalił do cna. Za każdym razem Krzyżacy odbudowywali Memel, choć po zniszczeniach z 1323 r. podnosił się dłużej niż zwykle.

Z rzeczy nieoczywistych, w mieście poza zamkiem mówiono nie po niemiecku, lecz po kursku i liwońsku; drugi z języków spokrewniony z estońskim, należy do ugrofińskich, a nie bałtyjskich. Rozwijała się też nauka, m.in. astronomia, oraz już w późniejszych wiekach dobrze się miała literatura.

Kradli, żeby przeżyć

W kłajpedzkim gimnazjum trwa wielkanocne spotkanie niemieckiej społeczności. Honorowymi gośćmi są dawny szef stowarzyszenia kłajpedzkich Niemców Klausas Grudzinskas i proboszcz tamtejszej parafii ewangelicko-luterańskiej Reincholdas Moras. 83-letni Klaus, bo tak się przedstawia, chętnie godzi się na rozmowę. – My Prusaki – odpowiada na pytanie, kim są wszyscy ludzie zgromadzeni w sali, i doprecyzowuje, że są potomkami dawnych mieszkańców Prus Wschodnich.

Od kontekstu historycznego nie da się uciec. Po bitwie pod Grunwaldem Krzyżacy już się nie podnieśli i Memel wraz z Prusami książęcymi stał się polskim lennem. Później w pierwszej połowie XVII w. był lennem szwedzkim, ponad wiek po tym, w czasie wojny siedmioletniej miasto okupowali Rosjanie, w czasie wojen napoleońskich schronił się tam Fryderyk Wilhelm III, weszli Francuzi, tych przepędzili Rosjanie, ale najdłużej miasto związane było z państwowością pruską.

Klaus urodził się w 1940 r., czyli rok po aneksji Kłajpedy przez Rzeszę, wcześniej, od 1923 do marca 1939 r. miasto i cały okręg należały do Litwy. Czy pamięta coś z II wojny światowej? Niewiele. Gdy zbliżała się Armia Czerwona, matka z nim i rodzeństwem wyjechała do Saksonii i nie mieli informacji o ojcu, który trafił do sowieckiej niewoli. Ojciec, stolarz i szeregowy żołnierz, mówił nie tylko po niemiecku, ale i litewsku, polsku i rosyjsku.

Minęły pierwsze powojenne lata, Klaus z rodziną znaleźli się w radzieckiej strefie okupacyjnej i dopiero wtedy się dowiedzieli, że ojciec żyje. Niebawem otrzymali list, w którym nakłaniał ich do powrotu. Do Kłajpedy, wówczas już w sowieckich rękach, wrócili w 1947 r. Matka nigdy nie pracowała zawodowo, prawie nie znała litewskiego czy rosyjskiego, ojciec wciąż był w łagrze i przyjechali do krewnych, nieopodal na wieś. Tam również „było ciężko” i „podbirali”, czyli po prostu kradli jedzenie, żeby przeżyć.

Cwiety rastut, pirogi piekut

W szkole nazywali nas faszystami – wspomina Klaus. – Nawet na studiach byliśmy dla wielu Rosjan faszystami – dodaje siedząca obok 60-latka. Czy coś wyróżniało ich prócz imion albo nazwisk? W odpowiedzi kręcą głowami. U progu lat 50. w całym dawnym okręgu kłajpedzkim przebywało najwyżej 35 tys. Niemców i nie mieli właściwych sobie profesji, tak samo jak i dziś. Tylko rolnicy i rybacy pracowali w dawnych zawodach.

– Akuratni, pracowici – opowiada o ówczesnych mieszkańcach rozmówczyni. – Jak szło się obok obejścia Niemca, to tam „cwiety rastut, pirogi piekut”, czyli kwiaty rosną i kołacze pieką. Ale to już w późniejszych czasach, kiedy nie było tak biednie.

Czy jej mąż był Niemcem? Owszem. Miała 19 lat i zakochała się po uszy, ale małżeństwo się rozpadło. On wyjechał później do Niemiec i czasami korespondują. Pisze mu wtedy, że „ty nie Niemiec, ty Ruski”, bo jeszcze w czasach ZSRR zbratał się z Sowietami i przyjął ich zwyczaje.

Z kolei syn 60-letniego obecnie pastora „spotykał się z Litwinką, katoliczką”. Duchowny się uśmiecha: – Zapytałem go, czy ślub będzie w kościele, ale on odpowiedział, że tego nie będzie.

Czy ZSRR wspominają jako samo zło? W Kłajpedzie było inaczej niż w Królewcu, odpowiadają. Nie doszło tu do wielkich tragedii po wkroczeniu Armii Czerwonej, bo zarządca miasta nakazał ewakuację. Miasto i okolice wyludniły się najpierw w czerwcu 1944 r., ale wojska radzieckie spowolniły. Niemcy wrócili, zebrali plony i jeszcze raz ewakuowali się w październiku. I w niegdyś 40-tysięcznej Kłajpedzie zostało, w zależności od relacji, sześciu albo 28 mieszkańców.

– Oczywiście, bolszewicy nie pozwolili rejestrować naszych wspólnot, skonfiskowali świątynie i główną przekazali prawosławnym – opowiada pastor. – Ale w 1955 r. mogliśmy już się spotykać na nabożeństwa.

Nie zwrócono kościoła, ale raz w tygodniu na pół dnia gościli ich prawosławni. – Zasłanialiśmy ikonostas zasłonką, wnosiliśmy krzyż, stół i krzesła – kontynuuje i „w niedzielę po obiedzie” na kilka godzin cerkiew stawała się kirchą. Słowa pastora znów uzupełnia kobieta. – Mnie Sowieci dali wyższe wykształcenie – mówi i wskazuje na Klausa – a on był świetnym inżynierem.

Co się zmieniło, kiedy Litwa znów odzyskała niepodległość? – Przestano nazywać nas faszystami – bez wahania mówi 60-latka.

– A pierwsze, co zrobiliśmy, to napisaliśmy do miasta, żeby wydzielili nam budynek na świątynię – wspomina Reincholdas. W magistracie zasugerowali, żeby wyrzucić prawosławnych, ale ówczesny pastor, ojciec Reincholdasa, się oburzył. „Przyjmowali nas u siebie przez 35 lat, a my ich teraz przegnamy?!” i poprosili o inny lokal.

Prusowie, Kurowie…

Wspólnota jest maleńka – opowiada następnego dnia aktualny szef stowarzyszenia kłajpedzkich Niemców Arnold Piklaps, rocznik 75. – W całym okręgu kłajpedzkim pozostało nas teraz 1,5 tysiąca.

To zatem ledwie procent mieszkańców dzisiejszej Kłajpedy; więcej tu Ukraińców, a już Rosjan będzie kilkanaście razy tyle. W całej Litwie Niemców jest mniej niż 3 tys., czyli promil obywateli. Piklaps tłumaczy też, dlaczego Klaus powiedział, że są Prusakami. – Wiele rodzin, w tym i jego, ma pruskie korzenie – tłumaczy. Ale nie chodzi jedynie o nazwę państwa, lecz również o Prusów, przedstawicieli niegermańskiego plemienia Bałtów, powiązanych historycznie nie tylko z Niemcami, ale i Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Stąd w nazwisku Grudzinskas pobrzękuje polski rdzeń.

– Inaczej moi przodkowie – zaznacza Arnold. – Oni pochodzili z Kurów, ludu mieszkającego bardziej na północ, od którego nazwę wzięła i Kurlandia, i Mierzeja Kurońska. Więc wszystko tu się mieszało, a przy tym inaczej niż w okręgu kaliningradzkim dotarła do nas fala pietystów.

To dlatego seniorki z zespołu pieśni i tańca, które występowały dzień wcześniej, miały estradowe stroje. Pietyzm, nurt religijny w luteranizmie z XVIII i XIX w., skupiał się na wzorcach płynących z Biblii. Inne tradycje, w tym ludowe pieśni czy stroje, nie były dla niego czymś wartościowym. W nieodległym Królewcu było inaczej, bo tam osiedlali się też niezwiązani z pietyzmem hugenoci albo Austriacy. I dziś mają tam swoją ludowość. – A u nas – podsumowuje Arnold – tylko dawne śpiewniki kościelnych pieśni.

Czytaj więcej

Jak zwierzęta cierpią z powodu wojny

Litwini jak Żeligowski

Oczywiście, było tu wszystko – Piklaps komentuje faszystowski okres w dziejach Kłajpedy, wówczas ponownie przemianowanej na Memel. – Ale akurat mój dziadek po wkroczeniu Hitlera do miasta (23 marca 1939 r. – aut.), trafił do więzienia.

Ukarano go, bo jako wolny kaznodzieja głosił Ewangelię po litewsku. Za to babka Mieta już w 1924 r., czyli rok po włączeniu okręgu do Litwy, oświadczyła, że nie będzie się uczyć „ich języka” i tak broniła swojej tożsamości.

Dla większości było to absolutnym zaskoczeniem, że Memelland może przejść w ręce Litwinów. Przy czym sami Litwini postąpili podobnie, jak Polacy i Żeligowski z Wileńszczyzną. Po pierwsze, działali na zasadzie faktów dokonanych, nie oglądając się na europejskie mocarstwa, po drugie, do przejmowania Kłajpedy i okolic wykorzystali lokalną ludność. „Stało się tak z woli samych mieszkańców” argumentowali potem.

Padały też odwołania historyczne, chociażby to, że nazwa Kłajpeda nie jest nowa i już w 1413 r. książę Witold domagał się od Krzyżaków zwrotu Coloypede, a nie żadnego Memla. Historia zapamiętała też protoplastę Żeligowskiego, starostę żmudzkiego Jana Kieżgajłę, który w 1455 r. „z własnej inicjatywy” zajął Memel, ale nie otrzymał wsparcia i miasto wróciło do zakonu.

Mimo to tamtejsi Niemcy różnią się od mieszkańców dawnego Szczecina, Gdańska czy nawet Królewca. Trudno ich też porównać z Niemcami bałtyckimi z carskiej Rosji. – Oni byli obszarnikami albo wyspecjalizowanymi rzemieślnikami – mówi Arnold. – U nas (do 1919 r. – aut.) kraik był rolniczy.

Obowiązywały jeszcze prawa zakonu i zgodnie ze średniowiecznymi przepisami zabraniano rozdrabniania gospodarstw, trudniej było je łączyć. Za to wśród tak urobionej ludności sprawnie wdrożono pruską reformę edukacji i według spisu z 1923 r. odsetek analfabetyzmu był znikomy, gdy na pozostałych obszarach Litwy wynosił 32,6 proc.

Czy powiedzenie „ziemia żywi, ale morze bogaci” ma potwierdzenie w historii kłajpedzkich Niemców? – Miasto nie należało nigdy do Hanzy – odpowiada Piklaps. – Ale potencjał był, o czym świadczy akcja gdańskich mieszczan (z ok. 1520 r. – aut.), którzy wynajęli kilka statków, wypełnili kamieniami i wysłali do Kłajpedy, aby je zatopić u wejścia do portu.

W ten sposób owi mieszczanie na dekady zdusili konkurencję. Z tym, jak się zdaje, koresponduje późniejsza o cztery wieki historia Piklapsów. W czasach sowieckich mawiano, że w Kłajpedzie najwyższy jest budynek KGB i można z niego zobaczyć Syberię, ale rodzina Arnolda żyła przykładnie, i zdawać by się mogło, nie mieli czego się bać. Dziadek okazał się nawet tak świetnym gospodarzem, że w 1955 r. oddelegowano go z pracownikami kołchozu, którym zarządzał, na Wszechzwiązkową Wystawę Rolniczą w Moskwie. – A po powrocie co z nim zrobili? Zwolnili, bo nie pozwalał kraść – opowiada Arnold. Więc niezależnie od bliskości morza, tutejszym Niemcom bogactwo widać niepisane.

Nie trzeba się bać

Na spotkaniu w gimnazjum początkowo wzięto nas za Ukraińców. Arnold znajduje wyjaśnienie. – W pierwszych dniach wojny (w Ukrainie – aut.) postanowiliśmy jeden z lokali hotelowych udostępnić Ukraińcom za darmo na trzy miesiące, a potem pobieraliśmy opłaty za media – opowiada. Rodzina, która z tego korzystała, po roku wróciła do siebie, ale ludzie podczas spotkania wielkanocnego sądzili, że to my jesteśmy tymi Ukraińcami.

Pytany o wojnę w Ukrainie, Arnold schodzi na tematy historyczne. Wylicza fale migracji Niemców z Litwy, ostatnia została zrównoważona migracjami powrotnymi, bo ludzie, którzy wyjechali w 90., na emeryturze powracali do Kłajpedy. Czy on wyjechałby z rodziną, gdyby Rosja naruszyła granice NATO? – Nie wiem, nie wiem – odpowiada. – Jeśli rebiata z Kaliningradu zechcą nas odciąć, to dokąd uciekniemy? – zastanawia się głośno. Jedyny kierunek przez morze. – Ale dom nasz tu, więc rób, co powinieneś robić, a będzie jak będzie – kończy sentencjonalnie.

Podobnie poprzedniego dnia kwestię reakcji na wojnę w Ukrainie spuentował pastor Reincholdas Moras. – Nie trzeba się bać. Robić swoje – stwierdził.

Purpurowa nić

Z portu odpływa prom i po dziesięciu minutach jest się na Mierzei Kurońskiej, gdzie pomieszkiwał Thomas Mann, który w „Józefie i jego braciach” pisał:

„Słyszała (Tamar, bohaterka powieści – aut.) świat, kryjący w zaraniu dziejów obietnicę późnej przyszłości, olbrzymią, bujnie rozkrzewioną, obfitującą w różne historie historię, przez którą snuła się purpurowa nić Obietnicy i Oczekiwania od kiedyś do kiedyś”.

Kłajpedzcy Niemcy niewątpliwie są na tę nić jak bursztyn nanizani.

W stulecie przyłączenia okręgu kłajpedzkiego do Litwy władze w Wilnie ogłosiły rok 2023 Rokiem Kłajpedy. Historia nadmorskiego miasta sięga osady o nazwie zbliżonej do obecnej i założonej przez bałtyjskie plemię Kurów. Znajdowała się ona tam, gdzie i dziś, u ujścia rzeki Dangi do Zatoki Kurońskiej, tuż przy granicy otwartego morza. Nazwa osady oznacza „płaską, niską ziemię” i najwyraźniej Bałtowie lubili wertykalne porównania, bo Żmudź pochodzi od žemai, „ziemi nizinnej”, a Aukszota, czyli Litwa właściwa, od „wysoki”, auksztas.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi