Jak zwierzęta cierpią z powodu wojny

Masowo giną zdezorientowane delfiny, ochronę tracą wyjątkowe ślepce piaskowe, a lisy i zające padają ofiarą wybuchowych pułapek zastawianych przez żołnierzy. Skala katastrofy, jaką rosyjska inwazja oznacza dla przyrody Ukrainy, jest trudna do wyobrażenia.

Publikacja: 06.01.2023 08:16

Bezpański pies w ruinach osiedla w Awdiejewce w obwodzie donieckim, 15 grudnia 2022 r.

Bezpański pies w ruinach osiedla w Awdiejewce w obwodzie donieckim, 15 grudnia 2022 r.

Foto: Genya SAVILOV/AFP

Na wojnie cierpią nie tylko ludzie. Ukraińskie kundelki, owczarki czy spozierające zza pazuchy koty jawią się jako partnerzy i towarzysze ogólnej, ponadgatunkowej niedoli. W naszej pamięci już na zawsze pozostaną obrazy takie jak ten, gdy cała rodzina ukraińskich uchodźców gnieździ się w samochodzie, a przez tylną szybę majaczy pysk zwierzaka, którego nikt nie zamierza porzucać. Ludzie gotowi byli raczej zostawić cenne rzeczy, dobrowolnie godzili się na jeszcze większe niewygody, aby tylko wziąć czworonoga.

Pamiętamy też apokaliptyczne kadry znad zniszczonego mostu w Irpieniu i ciągnące rzesze uciekinierów, co i rusz ktoś niósł tam psa albo kota. Takich przykładów było dużo więcej i do dziś ukraińskie zwierzęta są nie tylko tematem newsów, ale i obiektem akcji pomocowych, organizowanych również z Polski. I choć trudno przecenić skalę tego wsparcia, wciąż widzimy tylko mały wycinek dużo szerszego zjawiska, na które składają się losy nie tylko zwierząt domowych, ale też gospodarskich, hodowlanych i zwłaszcza dziko żyjących. Badacze, próbując opisać tę sytuację, mówią m.in. o „trwałych zmianach i zaburzeniach bioróżnorodności w strefach działań wojskowych” i dopiero na tym tle rysują swoisty szkic do sytuacji całej fauny.

Spójrzmy więc oczami naukowców, także aktywistów i żołnierzy, aby dostrzec nie tylko złożoność problemu, ale i uświadomić sobie jego następstwa – owo brzemię, które na kolejne lata zaciąży na przyrodzie Ukrainy.

Wspomnienie Czarnobyla

Cierpienie zwierząt bynajmniej nie schodzi tu na dalszy plan. Przeciwnie, badacze próbują jak najlepiej zrozumieć wyrządzone przez Rosjan krzywdy i wypracować sposoby pomocy. W tym celu tworzą narzędzia do oszacowywania strat i wojnę zwykle porównuje się z wywołanymi przez człowieka wielkimi katastrofami ekologicznymi.

W Ukrainie nasuwa się od razu skojarzenie z wybuchem elektrowni atomowej w Czarnobylu w 1986 r., ale ta analogia nie jest dokładna. Wówczas najbardziej ucierpieli ludzie, a dzikie zwierzęta z czasem skorzystały nawet na odizolowaniu skażonej strefy i mogły żyć i rozwijać się nie niepokojone przez człowieka. W takich sytuacjach mówi się o następstwach „warunkowo pozytywnych”, które paradoksalnie i dzisiaj, choć w mniejszej skali, można zaobserwować, ale o tym przyjdzie nam jeszcze powiedzieć.

Analogia z katastrofą czarnobylską niesie ze sobą także konkluzje bardziej dopasowane, adekwatne i te pomagają lepiej zrozumieć wojnę. W przypadku konfliktu zbrojnego, toczącego się – przypomnijmy – już od 2014 r., możemy mówić więc o „przerwie w zagospodarowywaniu krajobrazu kulturowego”. Dotyczy to pól uprawnych, plantacji leśnych, całego systemu melioracyjnego itp. Wiele gatunków, zwłaszcza ptactwa i gryzoni, wiąże swoją egzystencję z taką przestrzenią i teraz ich świat się wali.

Czytaj więcej

Lwów. Miasto bez prądu, ale pełne nadziei

Ponadto wydarzenia czarnobylskie pokazują, że i podczas wojny może zostać przerwana „społeczna kontrola nad ochroną przyrody”. Odnosi się to zarówno do fauny, jak i flory i zwłaszcza populacje rzadkie bez wsparcia człowieka sobie nie poradzą. Przybliżymy to na przykładach żyjącego wyłącznie na południowo-wschodnim brzegu Dniepru ślepca piaskowego oraz reintrodukowanego, a więc ponownie przywracanego do środowiska w Ukrainie, żubra.

Równie brzemiennym w skutki następstwem będzie „utrata reagowania na sytuacje kryzysowe”. W pasie działań wojennych, podobnie jak w skażonej strefie, strażacy nie przyjadą do pożaru lasu, a w przypadku epizootii, a więc zwierzęcych pandemii, nie wzleci samolot ze szczepionkami. To zaś może doprowadzić do nagłego zniknięcia całych populacji i w konsekwencji katastrofy ekosystemów.

Mniej aktywne dżdżownice

Opisując wpływ wojny w Ukrainie na zwierzęta, wyróżnia się dwa rodzaje czynników traumatycznych – bezpośrednie i pośrednie. W pierwszym przypadku śmierć i rany są efektem różnego rodzaju wystrzałów, detonacji, pożarów oraz, jeśli chodzi o zwierzęta gospodarskie, hodowlane i domowe, zniszczeń budynków. Niejeden z nas przypomni sobie tu wstrząsające zdjęcia dużego brązowego psa o imieniu Krym. Przeżył atak rakietowy na miasto Dniepr i wył na ruinach, pod którymi pogrzebani zostali jego właściciele, dwójka dzieci, ich matka i babka.

Wiele czworonogów traci życie podczas takich ostrzałów. Uważa się jednak, że nieporównanie więcej zwierząt ginie i doznaje ran od min oraz czegoś, co w ukraińskim i rosyjskim żargonie wojennym nazywa się roztiażkami, a więc ładunkami naciągowymi. Są to linki, żyłki wędkarskie czy druty rozciągnięte w miejscach, w których mogą przechodzić żołnierze, i połączone z ładunkami wybuchowymi, najczęściej granatami albo minami, choć przemyślność saperów nie zna tu granic. Naciśnięcie, nieraz bardzo lekkie, czy zaczepienie o taki naciąg powoduje detonację. Wybuch ma wywołać jak największe spustoszenie wśród potencjalnego wroga.

Takie antropogeniczne pułapki, jak klasyfikują je zoolodzy, zakładane są i w lasach, i na łąkach czy nieopodal zbiorników wodnych i tam częściej niż ludzie wpadają w nie zwierzęta. Głównie są to przedstawiciele jeleniowatych oraz dziki, zające i lisy. Od odłamków giną również ptaki. Na domiar złego eksplozje wywołują pożary, które przyczyniają się do śmierci następnych istot.

W ekoparku i na farmie strusi w Jasnogorodce nieopodal Kijowa Rosjanie zmasakrowali żyjące tam zwier

W ekoparku i na farmie strusi w Jasnogorodce nieopodal Kijowa Rosjanie zmasakrowali żyjące tam zwierzęta, 2 marca 2022 r.

Sergei SUPINSKY/AFP

Kolejną, już mniej oczywistą, acz również liczną grupą bezpośrednich ofiar wojny są zwierzęta żyjące wewnątrz konkretnego środowiska; zaznaczmy, że większość gatunków bytuje na pograniczach środowisk, np. na skraju gleby czy na powierzchni wody. Wszelkie wybuchy są więc tragiczne w skutkach dla istot żyjących w głębi wód czy wewnątrz ziemi, dla których wzrok nie jest głównym zmysłem. Cierpią całe rzesze stworzeń, od ryb, poprzez gryzonie, na kretowatych kończąc. I nawet te najmniejsze, dżdżownice, to nie tylko pożywienie dla innych, ale i niestrudzeni robotnicy napowietrzający i nawożący glebę. Potwierdzono zaś, że kanonada istotnie zmniejsza ich aktywność.

Niemniej to nie one, lecz dwa gatunki ssaków stały się symbolami bezpośredniego wpływu wywołanej przez Rosję wojny. To żyjący w ziemi ślepiec i mieszkający w morzu delfin.

Delfiny bez echolokacji

Zoologowie, na ile to było możliwe, już od 2014 r. prowadzili badania fauny w strefach przyfrontowych i m.in. zaobserwowali, że populacja ślepców, a więc występujących głównie w rejonach stepowych wschodniej Europy podziemnych gryzoni, zmniejsza się w zależności od prowadzonych działań zbrojnych. Innymi słowy tam, gdzie trwały intensywne walki, wyraźnie mniej było tych zwierząt i później populacje się nie odbudowywały.

Jednym z podgatunków tego ssaka jest ślepiec piaskowy; na marginesie początkowo miał on w łacińskiej nazwie „polonicus”, a więc „polski”, ale Spalax polonicus arenarius uproszczono do Spalax arenarius. Dziś spotkać go można wyłącznie w obwodzie chersońskim w piaszczystych glebach, wybiera najczęściej obszary, gdzie rośnie piołun. Za sprawą tych behawioralnych preferencji stał się jednym z symboli narodowej fauny i jako reprezentant endemicznych gatunków trafił na rewers bitej w 2005 r. dwuhrywnówki.

Obecnie jego populacja doświadcza wojny po dwakroć i nie tylko cierpi z powodu detonacji bomb czy pocisków artyleryjskich, ale i została pozbawiona jakiejkolwiek opieki. Po 24 lutego 2022 r. wszystkie ślepce piaskowe znalazły się bowiem na terenach okupowanych przez Rosjan i tym samym ukraińscy zoolodzy utracili możliwość objęcia ich systemową ochroną.

W podobnej sytuacji jest 12 innych, rzadkich i cennych przyrodniczo gatunków, głównie związanych ze stepem, w tym piękny lis korsak, mały kretowaty desman ukraiński, którego Linneusz zaliczał do bobrów, oraz myszy dońska i stepowa. Ponadto rewiry kolejnych kilkunastu gatunków już tylko w małej części znajdują się na obszarach kontrolowanych przez Ukraińców. Łącznie więc po 2014 r. utracono 25 gatunków rzadkich ssaków, w wielu przypadkach endemicznych, co stanowi aż 20 proc. wszystkich ssaków Ukrainy.

I tu nie można nie wspomnieć czarnomorskich delfinów, spośród których aż trzy gatunki żyją przy ukraińskich brzegach. Ich losy już pierwszego dnia pełnoskalowej inwazji znacznie się pogorszyły. Badacze z odeskiego instytutu ssaków morskich w początkach lipca donosili o 700 zgonach, spośród których 120 wydarzyło się bezpośrednio przy brzegach Ukrainy. Jesienią mówiono już o śmierci 3 tys. delfinów na obszarze całego akwenu. Przy czym podkreśla się, że zgony te są skutkiem uszkodzenia narządu echolokacji, owego „melona” na czole. Dochodzi do tego najczęściej w efekcie działań wojskowych sonarów oraz rzadziej, po podwodnych eksplozjach. Delfiny doznają bezpośredniego porażenia, nie mogą żerować i umierają z głodu.

Zagubione nietoperze

Najczęściej jednak śmierć i cierpienie nie przychodzą od razu i spośród wojennych czynników pośrednich wymienia się m.in. „niszczenie biotopów”, a więc siedlisk zwierzęcych, „zakłócanie cykli życiowych [konkretnych] populacji” lub „niszczenie rdzenia rozrodczego”. Ostatni brzmi hermetycznie i w pierwszej kolejności domaga się rozwinięcia. Specjaliści, tłumacząc go, odwołują się najczęściej do dużych ptaków, które zakładają gniazda wysoko, w koronach drzew, na szczytach urwisk czy wąwozów. Tam doświadczają one wojny od spodu – to wybuchy i relokacje ciężkiego sprzętu, i z góry – wzmożony ruch helikopterów czy samolotów. Badania prowadzone w latach 2014–2017 wykazały już, że gatunki bytujące w pobliżu frontu często porzucają niedokończone gniazda, a niekiedy niewylęgnięte jaja i szukają spokojniejszych rewirów. W takich sytuacjach mówi się o tzw. niskim sukcesie lęgowym.

Ktoś mógłby zaoponować i przywołać casus naszego bociana, który z upodobaniem wije gniazda na słupach elektrycznych wprost nad ruchliwą drogą, a w poszukiwaniu pokarmu kroczy za kombajnem. Daje się to jednak wytłumaczyć regularnością i bociany zdążyły się już nauczyć tego, że środowisko ludzkie nie jest dla nich zagrożeniem. Wojna, przeciwnie, jest zaprzeczeniem powtarzalności, wręcz opiera się na elemencie zaskoczenia i w obszarach przyfrontowych rzadkością staje się gniazdowanie ukraińskich bielików, myszołowów, czapli i właśnie bocianów.

Ofiarami pośrednimi konfliktu są również setki tysięcy nietoperzy z Charkowa, które opisał polski dziennikarz i przyrodnik Wojciech Mikołuszko. Biotopem tych latających ssaków w wyniku synurbizacji, a więc dostosowania się do życia w mieście, stała się duża dzielnica Saltiwka. Teraz jednak ostrzelane budynki okazały się śmiertelną pułapką. Wystraszone zwierzęta wlatywały przez wybite okna albo pęknięcia do środka, gubiły się i nie mogły znaleźć wyjścia.

Na pomoc ruszyli działacze największego na wschód od Bugu stowarzyszenia ratującego nietoperze, Ukrainian Bat Rehabilitation Center, i tylko w sierpniu dotarli do 3 tys. z nich; niestety, wiele zginęło już z odwodnienia i głodu. Aktywiści żywe osobniki zabierali do siebie i leczyli.

Nieoczekiwanie działalność ta stała się pretekstem dla oszczerców i ambasador Rosji przy ONZ Wasilij Nebenzi oskarżył charkowian o... prace nad bronią biologiczną. W rzeczy samej założyciel stowarzyszenia Anton Właszczenko jest profesorem lokalnego uniwersytetu i w ramach jednego z projektów badał pasożyty nietoperzy. Wnioski posłużyły mu m.in. do określania stopnia zanieczyszczenia środowiska. Nie planował jednak wyabstrahować nietoperzowego wirusa i z jego pomocą unicestwić świata Zachodu.

Czas szakala

Wojna ingeruje także w strukturę gatunków i choć brzmi to jak oczywistość, same procesy zachodzą niekiedy bardzo szybko. Bywa więc, że przyczynia się do całkowitego wyeliminowania populacji zwierzęcia lub przeciwnie, wraz z wojskiem pojawiają się okazy dotąd nieznane.

Pierwszym przykładem – populacji wytrzebionej – są żubry. Zamieszkiwały Ukrainę, podobnie jak i Polskę, jeszcze kilkaset lat temu całymi tysiącami, ale inaczej niż u nas zostały tam całkowicie wybite; w Polsce w latach 30 i 40. XX w. udało się ocalić kilkanaście osobników. A w Ukrainie w połowie lat 60. XX w. dokonano udanej reintrodukcji tych największych ssaków lądowych Europy w Karpatach oraz w kilku miejscach na północ od Kijowa, w tym nieopodal Sum. Okazy pochodziły m.in. z Białowieży i na nowych-starych terytoriach poczuły się doskonale.

Odeski przyrodnik Iwan Rusiew przy zwłokach jednego z setek delfinów, które od początku inwazji stra

Odeski przyrodnik Iwan Rusiew przy zwłokach jednego z setek delfinów, które od początku inwazji straciły życie u wybrzeży Ukrainy, 28 września 2022 r.

Dimitar DILKOFF/AFP

Na początku lat 90. ukraińskich żubrów było niemal 700. Niestety, kolejne lata przyniosły drastyczny spadek ich liczebności. Brakowało środków na systemową opiekę, ponadto za odpowiednio wysoką opłatą wydawano zgody na ich odstrzał, i pod koniec pierwszej dekady XXI w. liczba żubrów spadła poniżej 300; w tym czasie w Polsce było już ponad 1,2 tys. sztuk, a dziś jest ich 2,4 tys.

W Kijowie przygotowano więc kilka programów, których celem było wzmocnienie ochrony i powoli liczba osobników znów rosła. Niestety, po 24 lutego wiele obszarów zamieszkałych przez żubry znalazło się pod kontrolą agresora. Przy czym nie zanotowano przykładów celowego ich zabijania przez Rosjan. Jednak informacje te pochodzą z końca sierpnia i trudno zweryfikować, jak jest obecnie, choć już większość żubrzych terenów została odbita.

Historia pokazuje, że te bądź co bądź łagodne zwierzęta w trudnych chwilach postrzegane są jako dawcy mięsa i tak właśnie stało się w 1917 r., gdy w Ukrainie zostały całkowicie wybite. Oby tym razem udało się temu zapobiec.

Jak wspomnieliśmy, wojna nie tylko niszczy gatunki, ale i sprowadza nowe, co również jest niebezpieczną formą ingerencji w ekosystemy. W terminologii naukowej takich przybyszów nazywa się polemochorami, od greckich słów polemikos – „wojowniczy”, i polemos – „wojna”. Najczęściej są to rośliny, tzw. flora wojskowa, lub pasożyty przywleczone przez wojsko, jednak zdarzają się i większe zwierzęta, dla których obszar przyfrontowy jest naturalnym biotopem.

W Ukrainie w 2022 r. zaobserwowano już dwa takie ssaki – to przybyły z transportami wojskowymi z Zakaukazia nietoperz, podgatunek karlika średniego Pipistrellus lepidus oraz padlinożerca szakal złocisty, Canis aureus, który przywędrował z Bałkanów. Oba mogą być poważnym zagrożeniem dla lokalnych gatunków.

Pies bez miejsca w okopie

Rzecz jasna wszystko to nie wyczerpuje problemów zwierząt podczas wojny w Ukrainie i uwagi wymagają także inne zagadnienia. Tu wspomnijmy tylko o losach mieszkańców wszelkich ogrodów zoologicznych, w tym charkowskiego Ekoparku, który po zoo w Mariupolu ucierpiał bodaj najbardziej. Równocześnie na dynamicznie zmieniającym się pasie frontu znajdą się obszary, gdzie przyroda zdaje się odpoczywać od ludzkiej ingerencji i żołnierze donoszą o zwiększającej się liczbie saren, zajęcy szaraków czy bażantów. Jednak lista tych „warunkowo pozytywnych” następstw jest stosunkowo krótka.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Makiejewka i rzeź poborowych

Częściej słyszy się raczej o wyzwaniach dla naszego człowieczeństwa. Jednym z nich jest rosnąca liczba bezdomnych zwierząt, które w strefie przyfrontowej szukają pomocy u żołnierzy. Od administratorów facebookowej strony „Zwierzęta na wojnie” dowiedzieliśmy się o setkach uratowanych psów, kotów, chomików, krów, koni, kóz, świń i ptactwa. Niestety, okopowa codzienność, wbrew temu, co zwykło się sądzić, często wyklucza koegzystowanie żołnierzy i czworonogów mogących łatwo zdradzić pozycję wojsk i bezdomne psy są najczęściej eliminowane.

Dodajmy, że ludzie skupieni wokół ukraińskich społeczności, takich jak przywołane „Zwierzęta na wojnie”, próbują odsyłać zagubione czworonogi na przyfrontowe tyły, ale nie zawsze jest to możliwe. I tu należałoby powtórzyć kolejny truizm. Wojna wciąż trwa i skala śmierci i cierpień zwierząt niezmiennie rośnie. Czy mimo to da się to jakoś ująć, opisać? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do dyrektora Instytutu Zoologii im. I.I. Szmalgauzena Narodowej Akademii Nauk Ukrainy Witalija Charczenki.

– Jako zoolodzy rozumiemy, w jakich kierunkach mogą iść takie oddziaływania – odpowiedział naukowiec i miłośnik zwierząt. – Będzie to bezpośrednia śmierć, degradacja ważnych dla nich biotopów, czynnik niepokoju itp. Jednak nasze rozważania nie wystarczą, by ocenić realną szkodliwość działań wojennych dla fauny. Wymaga to konkretnych danych, których nie posiadamy, gdyż nasi pracownicy nie pracują w strefach działań bojowych ani w ich pobliżu, co wynika z kwestii bezpieczeństwa.

Cytaty w tekście pochodzą z: Denis O. Vishnevskiy, „Biodiversity losses and changes in the zones of prolonged hostilities in Ukraine: theriological component (2014–2022)”; Kajetan Perzanowski, Vitaliy Smagol, „European bison in Ukraine threatened by Russian invasion, European Bison Conservation Newsletter”

Na wojnie cierpią nie tylko ludzie. Ukraińskie kundelki, owczarki czy spozierające zza pazuchy koty jawią się jako partnerzy i towarzysze ogólnej, ponadgatunkowej niedoli. W naszej pamięci już na zawsze pozostaną obrazy takie jak ten, gdy cała rodzina ukraińskich uchodźców gnieździ się w samochodzie, a przez tylną szybę majaczy pysk zwierzaka, którego nikt nie zamierza porzucać. Ludzie gotowi byli raczej zostawić cenne rzeczy, dobrowolnie godzili się na jeszcze większe niewygody, aby tylko wziąć czworonoga.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi