Irena Lasota: Makiejewka i rzeź poborowych

W trwającej już ponad dziesięć miesięcy wojnie Makiejewka w obwodzie donbaskim może się okazać jednym z momentów decydujących o klęsce rosyjskiej agresji na Ukrainę.

Publikacja: 06.01.2023 08:18

Irena Lasota: Makiejewka i rzeź poborowych

Foto: PAP/EPA

Pisząc „moment”, zaliczam Makiejewkę do nazw geograficznych, które przechodzą do historii jako momenty zwrotne, jak na przykład Stalingrad czy Waterloo. Nie jestem na tyle optymistką, by spodziewać się, że strata setek żołnierzy w jednej minucie w tym samym miejscu wpłynie na militarne myślenie Putina i jego sztabu. Ale widać już świadectwa, że ukraiński atak w pierwszej minucie nowego roku podniecił rosyjski internet i wywołał niezwykłą jak dotąd falę komentarzy krytycznych pod adresem Kremla. Można nawet zakładać, że bardziej krytyczną niż w lutym za zmasowany i nieudany atak na Kijów i Charków.

Cynicznie, ale jednak prawdziwie, można utrzymywać, że rosyjskie barbarzyństwa w Buczy, Mariupolu czy dziesiątkach innych ukraińskich miejscowości w bardzo umiarkowany sposób wpływały na opinię publiczną w Rosji. Ta opinia publiczna, kształtowana od dziesięcioleci, jest w stanie znaleźć usprawiedliwienie na cokolwiek, co mogłoby osłabić jej poczucie, że władza robi wszystko, co należy, by bronić ojczyzny, substancji narodowej, ziemi skropionej krwią rosyjskich żołnierzy. Pisałam już, że ukraiński dron uderzający w Kreml dokonałby większego spustoszenia w rosyjskiej psychice, niż jakiekolwiek dowody rosyjskich zbrodni wojennych. Kreml, czyli Putin, mają być doskonałymi strategami i mogą tylko czasami, chwilowo, ulegać dominującej sile NATO i Stanów Zjednoczonych.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Bayraktarem w dobry cel

Tym razem jednak okazało się, że Ukraina nie tylko przechytrzyła Rosję w symbolice (pierwsza minuta roku), ale i udowodniła, jak nieporadna jest Rosja w sztuce wojskowej i w komunikacji społecznej. Setki poborowych zebrano w jednym miejscu, kilkanaście kilometrów od centrum miasta Doniecka, które niewątpliwie jest pod stałą obserwacją dronów i satelitów, i nie tylko dopuszczono, żeby ciepło, dym i inne wskaźniki obecności większej liczby ludzi były widoczne, ale pozwolono tym niedoświadczonym chłopcom z prowincji dzwonić do domu, by życzyć powodzenia matkom czy żonom w nadchodzącym Nowym Roku. Liczba ofiar zależy od tego, czy dane podaje Kijów, Moskwa czy władze „Donieckiej Republiki Ludowej” i wahają się od kilkudziesięciu do prawie tysiąca zabitych i rannych.

Poborowi jak dotąd byli werbowani na prowincji, im dalej od Moskwy, tym lepiej. We wspaniałym posłaniu do Rosjan 30 grudnia, ukraiński minister obrony Oleksij Reznikow ostrzegał – w nienagannym rosyjskim i z łagodną stanowczością niespotykaną w rosyjskiej telewizji – że zaraz po Nowym Roku zacznie się w Rosji nowy pobór do wojska, tym razem już w miastach, a granice państwa zostaną zamknięte. „Kiedy pójdziecie na wojnę, gdzie zostaniecie zabici lub okaleczeni, zadajcie sobie pytanie, o co idę walczyć, ja osobiście”. 24 godziny później setki poborowych z tej jesieni zostało zabitych i okaleczonych w Makiejewce. Ich dane będą znajdowane przez najbliższe dni w internecie, podawane przez rodziny, których rozmowy zostały ucięte w pół słowa i przez organizacje matek żołnierzy, które odegrały istotną rolę w czasie wojen w Czeczeni i wojny w Afganistanie. Wtedy nie było jeszcze rozpowszechnionych telefonów komórkowych ani mediów społecznościowych.

Oficjalne dane ZSRR mówiły o 15 tys. sowieckich żołnierzy zabitych w Afganistanie. W dwóch wojnach czeczeńskich mogło zginąć od 14 do 50 tysięcy żołnierzy Federacji Rosyjskiej. Sama rozpiętość tych szacunków jest przerażająca. Do końca zeszłego roku Moskwa mówiła o ok. 11 tys. rosyjskich wojskowych zabitych od lutego w Ukrainie, podczas gdy zagraniczni eksperci mówią o ponad 100 tysiącach.

Kompromitująca ewakuacja wojsk amerykańskich z Kabulu latem 2021 roku przesłoniła nam historię wojny w Afganistanie. Ale w Rosji pamiętają, że 27 grudnia 1979 roku, 43 lata temu, ZSRR wszedł do Afganistanu na krótką „misję wojskową”. Dziesięć lat później Armia Radziecka wycofała się pokonana, a zaraz potem rozpadł się Związek Sowiecki, Shangri-La Władimira Putina.

Pisząc „moment”, zaliczam Makiejewkę do nazw geograficznych, które przechodzą do historii jako momenty zwrotne, jak na przykład Stalingrad czy Waterloo. Nie jestem na tyle optymistką, by spodziewać się, że strata setek żołnierzy w jednej minucie w tym samym miejscu wpłynie na militarne myślenie Putina i jego sztabu. Ale widać już świadectwa, że ukraiński atak w pierwszej minucie nowego roku podniecił rosyjski internet i wywołał niezwykłą jak dotąd falę komentarzy krytycznych pod adresem Kremla. Można nawet zakładać, że bardziej krytyczną niż w lutym za zmasowany i nieudany atak na Kijów i Charków.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi