Brycki dostrzega też inną motywację. – Ostatnie miesiące uświadomiły wielu osobom, jak bardzo obywatele starej UE są rozbrojeni – zarówno mentalnie, jak i przez restrykcyjne prawo. Spieszą się więc z zakupami na wypadek, gdyby polscy politycy zechcieli równać do tych standardów.
Nasz rozmówca z Militaria.pl zastrzega, że firma nie zlecała w ostatnim czasie profesjonalnych badań postaw konsumentów, ale w tej kwestii nie wydają się one konieczne. Brycki mówi: – Posiadając dziesięć sklepów stacjonarnych w siedmiu dużych polskich miastach, trudno z klientami nie rozmawiać czy choćby nie słyszeć, o czym mówią. Z uwagą śledzimy też nastroje wokół zakupów militariów w sieci. Na forach internetowych i mediach społecznościowych – firma sama prowadzi profil na FB, który dziś ma niemal 75 tys. użytkowników. Można tu znaleźć m.in. takie wpisy, jak „Absurdalny film »szkoleniowy« dla kobiet mieszkających w kraju, gdzie nawet gaz pieprzowy jest zabroniony" czy szczegółowe pytania o dostępność i legalność różnego rodzaju sprzętu (np. na temat gazu pieprzowego: „są aplikatory w formie pistoletu? Nie chcę, by moja kobieta w panice szukała przycisku, a pistolet od razu wiadomo, jak złapać i gdzie nacisnąć" albo: „Pałka teleskopowa. Czy są jakieś ograniczenia prawne?").
Rodacy z saksów czyszczą polskie sklepy
Po wyczyszczeniu półek sklepów w Niemczech pustkami zaczynają świecić te w Polsce. – Problem jest przede wszystkim z gazami pieprzowymi, szczególnie tymi tańszymi – mówi Paweł Antas z sosnowieckiej firmy Protarget.pl, która dopiero w tym roku zaczęła prowadzić sprzedaż wysyłkową za granicę. – Wczoraj wysłałem odbiorcy dosłownie ostatni karton.
Firma prowadzi też sprzedaż detaliczną. – Wszyscy, którzy u nas kupowali, to Polacy, którzy mają za granicą małżonków, rodziców czy dzieci i martwią się o ich bezpieczeństwo – podkreśla Antas. Ale nie chce spekulować, czy spodziewa się dalszego wzrostu popytu. Przyznaje za to, że firma szykuje już stronę internetową w kilku europejskich językach.
– W naszej hurtowni, w której prowadzimy sprzedaż tylko wysyłkową, rzeczywiście w ostatnim czasie zanotowaliśmy bardzo duży ruch – usłyszeliśmy w szczecińskiej firmie ASG Militaria. – Najpopularniejszy jest gaz pieprzowy, ale dobrze schodzą też kajdanki czy pałki teleskopowe. Co z oferty firmy trafia na rynek zagraniczny? – Nie wszystko, ze względu na przepisy, wysyłamy za granicę, ale gdzie ostatecznie trafia sprzęt, który sprzedajemy polskim pośrednikom, tego nie wiemy – przyznaje.
Nie ma wątpliwości, że największe partie towaru z polskich sklepów zamawiane są za pośrednictwem sieci. Co ciekawe, w grę wchodzi nie tylko dominujący obecnie rynek niemiecki – pojawia się bowiem coraz więcej zamówień z Czech czy Węgier. Kupcy detaliści kupują zaś coraz częściej nie tylko dla siebie, ale – przy okazji – dla znajomego berlińczyka czy zaprzyjaźnionej mieszkanki Stuttgartu. Tymczasem handel akcesoriami do samoobrony kwitnie w Polsce nie tylko na przygranicznych bazarach.
– Zaczęło się w końcu roku, jak Polacy pracujący za granicą zaczęli zjeżdżać na święta – mówi Robert Kruk, właściciel sklepu „Strefa militarna" w Koszalinie, dziesięć lat w branży. – Przykład? Przyszła do nas pani zatrudniona w małej, bo około 10-tysięcznej miejscowości w północnych Niemczech. I mówi, że przyjechało tam 150 autokarów imigrantów. A jej koleżanka kilka dni wcześniej była napastowana, kiedy wieczorem wyszła do miasta.
Dmuchanie na zimne przed „gorącą wiosną"?
W Koszalińskiem niemal w każdej rodzinie jest jakiś zarobkowy emigrant, więc z dnia na dzień klientów mu przybywało. – To głównie ci pracujący w Niemczech, bo tam zaczęło brakować np. gazów. Trzeba było czekać po dwa, trzy tygodnie, a teraz to już w ogóle gaz wymiotło, zabrakło też paralizatorów, pałek, pistoletów gazowych – opowiada Kruk. – Kupują ci z Danii, bo tam np. gaz pieprzowy jest nielegalny. Głośno było przecież o dziewczynie, która za pomocą gazu obroniła się przed gwałtem, a teraz czekają ją nieprzyjemności. Ale kupują Polacy z Wysp, Holandii, Francji – zewsząd, gdzie są duże skupiska imigrantów.
Co kupują? Jak wszędzie: gaz pieprzowy – w żelu albo w chmurze. Ten w żelu jest lepszy, bo razi celnym strumieniem na dwa metry. Nie tak jak chmura, którą może zepchnąć wiatr. No i samemu można sobie zrobić krzywdę. Paralizatory? Najwięcej sprzedaje się tych „kontaktowych", bo tańsze, ale te rażące na odległość, poprzez wystrzeliwane elektrody, to już koszt co najmniej kilkuset złotych, więc cena jest jednak barierą. – To asortyment, który wybierają kobiety – mówi Robert Kruk. – Gaz czy paralizator można schować do torebki, ale sam radzę paniom nosić je pod ręką, np. w kieszeni.
Powodzeniem wśród panów – to potwierdza wielu polskich sprzedawców – cieszą się teleskopowe pałki (tu kolejny paradoks – w Niemczech można taką nabyć, ale nie wolno jej mieć przy sobie w miejscu publicznym), pistolety hukowe, pieprzowe, a także broń pierwotnie stworzona do paintballu, ale przystosowana do wystrzeliwania kul gumowych.
Jak dotąd w Polsce nie zanotowano incydentów z imigrantami, choć media niedawno doniosły, że w przygranicznej gminie Łęknica w Lubuskiem widok imigrantów próbujących przekraczać naszą granicę w luźnych, kilkuosobowych grupkach wywołał na tyle silne obawy mieszkańców, że wojewoda lubuski Władysław Dajczak wystarał się o dodatkowe patrole policyjne. – Profilaktycznie – tłumaczył nam wojewoda. – Nieopodal, po drugiej stronie granicy, pod Frankfurtem n. Odrą przebywa obecnie około 6 tys. imigrantów oczekujących na decyzje dotyczące ich dalszych losów, i to – w świetle głośnych wydarzeń sylwestrowych w Niemczech – zaniepokoiło naszych obywateli.
Wojewoda Dajczak zastrzega, że dodatkowe patrole policji pojawiły się „nie w odpowiedzi na poczucie zagrożenia, lecz z powodu mniejszego poczucia bezpieczeństwa". – Nic złego tu się nie dzieje i mam nadzieję, że tak zostanie.
Robert Kruk z koszalińskiej „Strefy militarnej" nie jest jednak optymistą, jeśli idzie o rozwój wydarzeń. I prosi, by go cytować dokładnie, bez „zaokragleń", bo tak po prostu uważa. – Wszystko to przez tę poprawność polityczną i to, że – za przeproszeniem – biały człowiek musi tolerować imigrantów, ich kulturę, ich normy, ich zasady, podczas gdy oni nie muszą przestrzegać nawet prawa.
Kruk ciągle słyszy od Polaków, że Niemcy przecież widzą, co się dzieje, ale nawet kiedy o tym rozmawiają, to po cichu. – Boją się, żeby nie wyjść na jakichś nazistów – wskazuje. – Ale to w końcu wybuchnie. Wiosna może być gorąca na Zachodzie, a ciepło może się zrobić także u nas, jak ruszy na całego imigrancki szlak do Polski przez Czechy.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95