Marek Biernacki: Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz nieświadomie pomagali Rosji

PiS miało prawie osiem lat, żeby wykryć wszelkie nieprawidłowości i je napiętnować. Obecne działania prowadzone są w sposób szalony, ad hoc. Przy czym Sejm znowu zamierza dać wgląd w wiedzę operacyjną wybranym przez parlament osobom. Powtarzamy ten sam schemat, który został już przerobiony przy komisji likwidacyjnej WSI- mówi Marek Biernacki, poseł Koalicji Polskiej, były szef MSWiA.

Publikacja: 09.06.2023 17:00

Przyznaję jednak, że głosowałem za likwidacją WSI. […] Nie zmienia to faktu, że sam proces likwidacj

Przyznaję jednak, że głosowałem za likwidacją WSI. […] Nie zmienia to faktu, że sam proces likwidacji WSI w wykonaniu Antoniego Macierewicza wołał o pomstę do nieba, bo zniszczono sprawnie działającą strukturę – mówi Marek Biernacki. Na zdjęciu z Antonim Macierewiczem na korytarzu sejmowym, styczeń 2000 roku

Foto: jakub ostałowski

Plus Minus: Przez wiele lat zajmował się pan sprawami związanymi ze służbami specjalnymi. Czy widział pan rosyjskie wpływy, które ma badać nowo powołana komisja?

Zacznijmy od tego, że skoro Sejm powołał komisję do badania wpływów rosyjskich, to w mojej opinii wyraził wotum nieufności wobec ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego i ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Skoro wpływy rosyjskie były tak powszechne za czasów rządów PO–PSL, jak słyszymy od polityków obozu rządzącego, to powinny być dawno przebadane, a winni ukarani. A już na pewno opinia publiczna powinna się dowiedzieć o tych wpływach w Polsce. Nic takiego się nie stało. Wiemy doskonale, że Rosjanie cały czas starają się wpływać na bieżące życie i politykę – nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie.

Jakie są przejawy tych wpływów?

Z jednej strony mamy klasyczną działalność szpiegowską, która była, jest i będzie. Od czasu do czasu widzimy zresztą efekty pracy naszych służb, czyli zatrzymania osób podejrzewanych o szpiegostwo. Co prawda ciągle brakuje takich spektakularnych zatrzymań, pokazujących jak szeroko agentura rosyjska wchodzi do Polski. Ostatnie ważne zatrzymanie dotyczyło Tomasza L., członka byłej komisji likwidacyjnej WSI.

Ma pan na myśli człowieka, który później pracował w stołecznym Urzędzie Stanu Cywilnego i stamtąd wykradał dane osobowe dla Rosjan, służące do budowania fałszywych tożsamości.

Tak. To jest spektakularna sprawa, która pokazuje, jak specyficznie ulokowany był ten człowiek. Nie wiemy dokładnie, od kiedy współpracował z Rosjanami.

Kontrwywiad twierdzi, że od 2017 roku, tak informowała „Rzeczpospolita”.

Możliwe, że tak było, ale na pewno Tomasz L. miał przeogromną wiedzę z czasów, gdy posiadał dostęp do dokumentów operacyjnych i ściśle tajnych w komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych, zatem jego przydatność dla Rosjan była ogromna. Inny przykład ingerencji dotyczył komisji śledczej do badania nieprawidłowości w nadzorze PKN Orlen. Asystent przewodniczącego komisji, posła Józefa Gruszki z PSL został oskarżony o współpracę z obcymi służbami. Sąd oczyścił go z podejrzeń, ale poseł Gruszka dostał wylewu i już nigdy nie wrócił do zdrowia. Do dzisiaj nie wiemy, co sprawiło, że służby oskarżyły jego asystenta. Druga sfera wpływów rosyjskich to próby wchodzenia do gospodarki, a trzecia to wpływanie na politykę, czyli wojna informacyjna i hybrydowa. Jeżeli chodzi o wojnę informacyjną, to Rosjanie są w niej bardzo dobrzy. Być może te ich działania są bardziej niebezpieczne niż praca szpiegowska sensu stricto.

Czytaj więcej

Bogusław Sonik: Donald Tusk i glonojady

Skoro wpływy Rosjan są tak rozległe, to znaczy, że jest co badać. Dlaczego zatem podniósł się taki krzyk opozycji o tę komisję?

Przede wszystkim dlatego, że te działania powinny być prowadzone przez służby specjalne, policję i prokuraturę. Przykładowo uważam, że służby powinny były przyjrzeć się sprawie Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO, które powstało na prośbę Amerykanów, z założeniem, że przygotuje dla państw sojuszu analizę, jaką doktryną posługują się Rosjanie w wojnie hybrydowej i jak temu przeciwdziałać. Jak wiadomo, po wygranych przez PiS wyborach i zmianie rządu Antoni Macierewicz, ówczesny szef MON, polecił w nocy wejść do CEK NATO i przejąć dokumenty, po czym wprowadzono nowego dyrektora. Macierewicz mógł zmienić szefa centrum i kontynuować zadanie, na którym zależało NATO. Być może dzięki temu sojusz sprawniej przeciwdziałałby zagrożeniom ze strony Rosjan w internecie. Być może nie doszłoby do brexitu. Być może inaczej potoczyłaby się światowa historia. Ale z niezrozumiałych powodów – podejrzewam, że w grę wchodziły prywatne motywy Antoniego Macierewicza – CEK zostało przejęte, a jego działania poszły w zupełnie innym kierunku. Zwracam uwagę, że gdy powoływaliśmy to centrum, to zależało nam na tym, żeby materiał o przeciwdziałaniu rosyjskiej wojnie hybrydowej przygotować na szczyt NATO w Warszawie.

Naprawdę pan uważa, że gdyby nie działania Macierewicza, to mogłoby nie dojść do brexitu?

Tak, ponieważ NATO dostałoby cały pakiet informacji o działaniach rosyjskich w konflikcie asymetrycznym, czyli bez udziału sił zbrojnych. Prawdopodobnie służby brytyjskie też otrzymałyby bardzo dużo materiałów na ten temat i być może wpływy rosyjskie na brexit zostałyby bardzo mocno ograniczone.

Przecież to biuro nadal funkcjonowało.

Ale zajmowało się czymś innym. CEK NATO zostało powołane po to, żeby opracowało doktrynę na konflikt asymetryczny, na przygotowanie do tego wojsk. Amerykanie liczyli, że znając Rosjan, opracujemy taki materiał. Ale na szczycie NATO w ogóle nie było tego tematu, z czego wnoszę, że materiał nie powstał.

Pana zdaniem był to efekt wpływów rosyjskich?

Moim zdaniem było to efekt przypadkowo korzystny dla Rosjan. Mogliśmy zbudować na szczycie NATO doktrynę do walki z wpływami rosyjskimi w obszarze informatyki i cyberprzestrzeni. Tymczasem w wyniku zmiany władzy zostało wszystko rozwalone. Tak po polsku – to, co zrobiła poprzednia ekipa, zostało przeznaczone do wyrzucenia. Cała ta akcja została później sprowadzona do personaliów – że niby chodziło o stołki. Nie zwrócono uwagi na cel, który nie został zrealizowany, czyli przygotowanie się do uderzenia rosyjskiego w wojnie hybrydowej. Moim zdaniem to też jest sprawka Rosjan, którzy potrafią tak sterować opinią publiczną, by przebiła się do niej określona narracja. W rezultacie, choć ABW i SKW próbują coś robić, łapią szpiegów, to jesteśmy w przestrzeni informatycznej odkryci. W energetyce z kolei za mało korzysta się z wiedzy służb, bo gdyby korzystano z niej obszerniej, to nie doszłoby chociażby do fuzji Lotosu z Orlenem, w tak trudnym momencie, w jakim jesteśmy.

W czym przeszkadza fuzja? Ekipa PO–PSL gotowa była sprzedać Lotos Rosjanom. Paweł Graś, rzecznik rządu, mówił w 2011 roku w Radiu Zet: „wykluczenie Rosjan z prywatyzacji Lotosu byłoby bardzo szkodliwe, bo to oznacza obniżenie ceny, a to jest działanie na szkodę spółki i na szkodę państwa”.

Moim zdaniem za rządu Tuska cały czas próbowano utrzymać konkurencję z Gazpromem na rynku paliw. Dlatego rozważano prywatyzację Lotosu lub fuzję z Orlenem. Decyzji nie zrealizowano, ponieważ Tusk obawiał się, że cały ten wielki koncern wpadnie w ręce Rosjan. Uważał, że mogą się pojawić akcjonariusze o nieciekawej proweniencji, a Lotos to przede wszystkim Naftoport, który stanowi o naszej suwerenności paliwowej, bo dzięki niemu mamy możliwość sprowadzania ropy z całego świata.

Marek Biernacki

polityk i prawnik, działacz opozycji w okresie PRL, poseł na Sejm III, V, VI, VII, VIII i IX kadencji, w latach 1999–2001 minister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Jerzego Buzka, w latach 2013–2014 minister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska, w 2015 r. sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz koordynator ds. służb specjalnych w gabinecie Ewy Kopacz. W 2018 r. został wykluczony z PO za złamanie dyscypliny partyjnej w głosowaniach nad projektami dotyczącymi aborcji. Pozostawał w Klubie Parlamentarnym PO i PO-KO, jednak 4 lipca 2019 r. przeszedł do Klubu PSL-Koalicja Polska 

Jakim cudem cały Orlen mógłby wpaść w ręce rosyjskie, skoro duży pakiet udziałów miał Skarb Państwa?

No chociażby w taki jak obecnie, gdy udziałowcem Orlenu jest koncern Saudi Aramco, a oni współpracują z Rosjanami. Oczywiście to ryzyko nie jest duże, ale trzeba je brać pod uwagę. A cofnięcie decyzji w sprawie prywatyzacji Lotosu zbiegło się w czasie z budową gazoportu w Świnoujściu. To był pomysł na wyrwanie się z ewentualnego zagrożenia, jakie stwarzały rosyjskie surowce.

Decyzja o budowie gazoportu została podjęta za rządu PiS, gdy premierem był Kazimierz Marcinkiewicz.

Ale była kontynuowana za rządów PO–PSL i za naszych czasów została ukończona. Elementem walki z wpływami rosyjskimi była też próba wejścia w zieloną energię, czyli w wiatraki. Zapowiadało się, że wiatraki mogą stać się silną gałęzią przemysłową w Polsce, ale PiS doszło do władzy i zastopowało rozwój farm wiatrowych. Swoją drogą to ciekawe, że minister oświaty zajmowała się zatrzymywaniem energii wiatrowej. PiS dzisiaj atakuje PO za uleganie Rosjanom w energetyce i gospodarce paliwowej, a pod jego rządami do dzisiaj sprowadzamy z Rosji gaz LPG. Posłowie opozycji złożyli projekt ustawy umożliwiający zablokowanie tego importu, lecz PiS nie chce go procedować. Natomiast o naszym dążeniu do niezależności świadczyło też postawienie na korytarz 7 TINA, czyli połączenie drogowe z Trójmiasta na południe Europy, którym można transportować wszystkie towary z naszego portu w Gdańsku. Unia Europejska bardzo wspierała ten korytarz, jednak w Polsce decydenci różnie do tego podchodzili. Przykładowo PiS postawiło na via Carpatię. Wszyscy się z niej cieszą, a jakie porty ona obsługuje? Kłajpedę, Rygę i Królewiec. Zbudowano trasę de facto konkurencyjną wobec korytarza TINA, która na dodatek nie obsługuje żadnego polskiego portu.

Dlaczego opozycja z góry odrzuciła możliwość pracy w komisji badającej wpływy rosyjskie? Z tego, co pan mówi, powinniście być tym zainteresowani.

Ta komisja jest całkowicie sprzeczna z zasadami konstytucji i państwa demokratycznego. Jest to organ, który będzie prowadził czynności sprawdzające, później przeprowadzi postępowanie w sprawie, by na koniec podjąć decyzję i środki zaradcze wobec konkretnej osoby.

Prezydent Andrzej Duda zapowiedział nowelę tej ustawy. Zakaz pełnienia funkcji publicznych ma zniknąć.

No tak, w projekcie prezydenta ma to być brak rękojmi zaufania. Tak czy inaczej, to wszystko będzie robił jeden podmiot. Powtarzam: PiS miało prawie osiem lat, żeby wykryć wszelkie nieprawidłowości i je napiętnować. Obecne działania prowadzone są w sposób szalony, ad hoc. Przy czym Sejm znowu zamierza dać wgląd w wiedzę operacyjną wybranym przez parlament osobom. Powtarzamy ten sam schemat, który został już przerobiony przy komisji likwidacyjnej WSI. A musimy pamiętać, że niektóre materiały są tajne i superwrażliwe. My, członkowie sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, wielokrotnie zweryfikowani, nie mamy dostępu do wielu informacji. Przykładowo nie zostaliśmy poinformowani, że Polska zakupiła oprogramowanie Pegasus do inwigilowania podejrzanych, bo nie można mówić o metodach pracy operacyjnej. A członkowie komisji będą mieli dostęp do wszystkiego, w tym do wiedzy z pracy operacyjnej i do materiałów od naszych sojuszników. Jeżeli ta wiedza będzie od czasu do czasu wyciekała, tak jak to było przy okazji komisji likwidacyjnej WSI, to nasi partnerzy na pewno nie będą szczęśliwi. A to wszystko się dzieje w przededniu wyborów. Zatem kontekst jest jeden – prosty i oczywisty – chodzi o efekt wyborczy.

Pan latami pracował w komisjach ds. służb, był szefem spraw wewnętrznych i administracji i był ministrem- -koordynatorem służb. Jak pan ocenia zagrożenia dla Polski ze strony Rosji?

Ministrem-koordynatorem służb byłem tylko przez trzy miesiące, ale potrafiłem zaprosić dziennikarzy i przedstawić publikację na temat, jak wyglądają hybrydowe zagrożenia ze strony Rosji. Pamiętam, jak Rosjanie bardzo ostro interweniowali i byli do nas negatywnie nastawieni, gdy doszło do tzw. odwilży między Rosją, Unią Europejską i NATO.

Mówi pan o okresie, gdy Barack Obama został prezydentem USA?

Mówię o wcześniejszych czasach, kiedy przyjęliśmy prawie 100 tys. Czeczenów uciekających przed wojną. To była bardzo duża migracja. Rosjanie byli wściekli, że przyjmujemy Czeczenów, i ostro interweniowali w tej sprawie. Sytuacja była mocno napięta. Mieliśmy też próbę wojny hybrydowej, realizowanej przy pomocy uchodźców. W 2015 roku, po drugim Majdanie, Rosjanie zaczęli kierować strumień migrantów przez Ukrainę do Polski. Na szczęście mieliśmy dobre relacje z ówczesnym szefem SBU i udało nam się to zablokować.

Czytaj więcej

Prof. Łukasz Młyńczyk: Mały plus dla Dudy, ale Tusk i Kaczyński rozczarowali

Dlaczego doszło wtedy do ataku migracyjnego?

Z jednej strony było to uderzenie w Ukrainę, chodziło o pokazanie, że jest państwem upadłym, skoro nie radzi sobie z migrantami. A przy okazji Polska miałaby ogromny problem, bo to do nas trafialiby ci migranci. Gra migracyjna jest często stosowana przez Rosjan.

Zatem uchodźcy na granicy z Białorusią to jest nowa odsłona starych sztuczek?

Oczywiście. Tylko że oprócz stawiania płotu na granicy należało też działać u źródeł, drogą dyplomatyczną, żeby zahamować napływ migrantów w krajach ich pochodzenia. Sam płot nigdy nie obroni nas przed tego typu problemami. Z Rosjanami cały czas mieliśmy taką sytuację. Nasze służby zawsze zdawały sobie sprawę, że to jest front wojny, który nieustająco trzeba monitorować. Polskie służby niezależnie od tego, kto rządził, przestrzegały przed zagrożeniami wojny hybrydowej czy konfliktu asymetrycznego.

Co to jest za rodzaj konfliktu?

To jest wpływanie na opinię publiczną przez trolle, grupy wpływów i ataki na cyberprzestrzeń. To mieliśmy cały czas. Nawet gdy uczestniczyliśmy w konflikcie w Afganistanie czy Iraku, to nigdy ten podstawowy cel, czyli obserwacja działań Rosjan, nie schodził z oczu służb, bo zawsze byliśmy państwem w jakiś sposób frontowym. Oczywiście Rosjanie realizowali też inne cele, np. – jak już mówiliśmy – maczali palce przy brexicie, wpływali na wybory w Stanach Zjednoczonych, wspierali niektórych przeciwników Emmanuela Macrona w ostatnich wyborach prezydenckich, mieszali też we Włoszech. Co charakterystyczne, działania prorosyjskich trolli, agentów wpływu były o wiele bardziej skuteczne w Europie Zachodniej, Ameryce Południowej i Azji niż w Polsce i krajach Europy Wschodniej.

Rzeczywiście w Polsce nikomu nie przyszłoby do głowy lansować się w kampanii wyborczej dzięki zdjęciu z Putinem, a Marine Le Pen, walcząc o urząd prezydenta, uznała, że to świetny pomysł.

No właśnie. I to było popularne podejście do Rosji i Putina. Uważano, że Rosja jest pożądanym partnerem, a Polska mąci, bo mieliśmy cały czas konflikty z Rosją i zawsze spodziewaliśmy się ataku. Z drugiej strony nasza pozycja w NATO i w USA była wysoka nie tylko z powodu naszego zaangażowania w Afganistanie, ale także dlatego, że jesteśmy państwem frontowym i mamy dobre relacje ze służbami ukraińskimi. To też był istotny miernik.

Niedawno ukazał się wywiad z generałem Januszem Noskiem, byłym szefem kontrwywiadu, który sugerował, że Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz realizują politykę Kremla. Zgadza się pan z tym?

Ja takich zarzutów nie postawię. Ale uważam, że czasami ci dwaj politycy, zapewne nieświadomie, pomagali Kremlowi i szkodzili interesowi państwa. Szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę atak na CEK NATO, likwidację WSI czy teraz to powołanie komisji do badania wpływów rosyjskich. Mam wrażenie, że w tych wszystkich sprawach liczy się dla wymienionych polityków przede wszystkim interes partyjny, a nie interes państwa.

Czy Antoni Macierewicz ma – jak twierdzą niektórzy – związki ze służbami rosyjskimi, czy nie?

Antoni Macierewicz ma rozbuchane ego, jest zapatrzony w siebie i jest wyjątkowym cynikiem w polityce, co sprawia, że jest skuteczny. W sprawie CEK NATO, zamiast zmienić szefa na swojego i kontynuować prace rozpoczęte przez nas, zgodził się na siłowe wejścia do CEK, i na prucie szafy pancernej tylko po to, żeby zobaczyć, czy SKW zgromadziło na niego jakieś dokumenty. Prywata zwyciężyła nad interesem państwowym. I za to powinien ponieść konsekwencje, tak samo jak za nieumiejętne przeprowadzenia procesu likwidacji WSI.

Czy weryfikacja WSI to nie był dobry pomysł? Te służby były w przeszłości powiązane z Rosjanami.

Nie do końca. WSI odegrały bardzo pozytywną rolę na Bałkanach. Przyznaję jednak, że głosowałem za likwidacją WSI. Ale chcę powiedzieć, dlaczego służby wojskowe nie zostały zweryfikowane – dlatego, że zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Lech Wałęsa chcieli mieć swoje służby, a zakładali, że te wojskowe będą im chętnie służyć. Z tego powodu nie doszło do weryfikacji w WSI. Nie zmienia to faktu, że sam proces likwidacji WSI w wykonaniu Antoniego Macierewicza wołał o pomstę do nieba, bo zniszczono sprawnie działającą strukturę. Dopiero na potrzeby misji w Afganistanie były tworzone na nowo komórki wywiadowcze, w tym z oficerów Centralnego Biura Śledczego.

Czy pana zdaniem bylibyśmy lepiej przygotowani do obecnych zagrożeń, gdyby nie likwidacja WSI przed laty?

Nie. Proces likwidacji WSI był nieuchronny, ale powinien być inaczej przeprowadzony. Myśmy dużo błędów popełnili w latach 90. W tym wypadku też te błędy były, proces weryfikacji WSI potraktowano jak dintojrę. Do mediów wyciekły nazwiska współpracowników WSI, kompromitujące były też oskarżenia pod adresem dziennikarzy. Jeżeli jedyny polski dziennikarz, który dotarł do Groznego podczas szturmu Rosjan i stamtąd przesyłał korespondencje, został za to umieszczony w raporcie o WSI, to jest to blamaż śledczych. Bo ten dziennikarz powinien dostać najwyższe odznaczenie, a nie być piętnowany.

Czytaj więcej

Jan Filip Libicki: Religia w szkołach nie spełniła swojego zadania

Czy jeżeli komisja do badania rosyjskich wpływów powstanie, to będzie w stanie przed wyborami wyświetlić coś ciekawego dla opinii publicznej?

Moim zdaniem to jest mało prawdopodobne, bo zarówno rządzący, jak i opozycja już starają się nagłaśniać przypadki świadczące o rosyjskich wpływach u drugiej strony. Ja się obawiam tylko o to, że nastąpi wyciek wrażliwych dokumentów, które powinny być zachowane dla polskich decydentów, a nie dostępne dla naszych wrogów. Martwię się, że ta komisja stanie się elementem gry dla Rosjan. Tym bardziej że wpisujemy się w wybory. W czasach, gdy byłem szefem MSWiA, na trzy, cztery miesiące przed wyborami zaprzestałem prac, bo w takim okresie rządzą demony wyborcze, a nie rozum. Nie można się na to obrażać. Nie wiadomo, jak zadziała wprowadzenie w kampanię wyborczą tak istotnego tematu jak rosyjskie wpływy.

Plus Minus: Przez wiele lat zajmował się pan sprawami związanymi ze służbami specjalnymi. Czy widział pan rosyjskie wpływy, które ma badać nowo powołana komisja?

Zacznijmy od tego, że skoro Sejm powołał komisję do badania wpływów rosyjskich, to w mojej opinii wyraził wotum nieufności wobec ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego i ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Skoro wpływy rosyjskie były tak powszechne za czasów rządów PO–PSL, jak słyszymy od polityków obozu rządzącego, to powinny być dawno przebadane, a winni ukarani. A już na pewno opinia publiczna powinna się dowiedzieć o tych wpływach w Polsce. Nic takiego się nie stało. Wiemy doskonale, że Rosjanie cały czas starają się wpływać na bieżące życie i politykę – nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi