Prof. Łukasz Młyńczyk: Mały plus dla Dudy, ale Tusk i Kaczyński rozczarowali
Donald Tusk i Jarosław Kaczyński są dla wielu wyborców zużytymi graczami. Lider PO dość często redukuje swoją aktywność do rzucania złośliwości pod adresem obozu rządzącego. Z kolei szef PiS brnie w kompletnie irracjonalne narracje, niemalże budując obraz alternatywnej rzeczywistości - mówi prof. Łukasz Młyńczyk, politolog z UW.
Dlaczego doszło wtedy do ataku migracyjnego?
Z jednej strony było to uderzenie w Ukrainę, chodziło o pokazanie, że jest państwem upadłym, skoro nie radzi sobie z migrantami. A przy okazji Polska miałaby ogromny problem, bo to do nas trafialiby ci migranci. Gra migracyjna jest często stosowana przez Rosjan.
Zatem uchodźcy na granicy z Białorusią to jest nowa odsłona starych sztuczek?
Oczywiście. Tylko że oprócz stawiania płotu na granicy należało też działać u źródeł, drogą dyplomatyczną, żeby zahamować napływ migrantów w krajach ich pochodzenia. Sam płot nigdy nie obroni nas przed tego typu problemami. Z Rosjanami cały czas mieliśmy taką sytuację. Nasze służby zawsze zdawały sobie sprawę, że to jest front wojny, który nieustająco trzeba monitorować. Polskie służby niezależnie od tego, kto rządził, przestrzegały przed zagrożeniami wojny hybrydowej czy konfliktu asymetrycznego.
Co to jest za rodzaj konfliktu?
To jest wpływanie na opinię publiczną przez trolle, grupy wpływów i ataki na cyberprzestrzeń. To mieliśmy cały czas. Nawet gdy uczestniczyliśmy w konflikcie w Afganistanie czy Iraku, to nigdy ten podstawowy cel, czyli obserwacja działań Rosjan, nie schodził z oczu służb, bo zawsze byliśmy państwem w jakiś sposób frontowym. Oczywiście Rosjanie realizowali też inne cele, np. – jak już mówiliśmy – maczali palce przy brexicie, wpływali na wybory w Stanach Zjednoczonych, wspierali niektórych przeciwników Emmanuela Macrona w ostatnich wyborach prezydenckich, mieszali też we Włoszech. Co charakterystyczne, działania prorosyjskich trolli, agentów wpływu były o wiele bardziej skuteczne w Europie Zachodniej, Ameryce Południowej i Azji niż w Polsce i krajach Europy Wschodniej.
Rzeczywiście w Polsce nikomu nie przyszłoby do głowy lansować się w kampanii wyborczej dzięki zdjęciu z Putinem, a Marine Le Pen, walcząc o urząd prezydenta, uznała, że to świetny pomysł.
No właśnie. I to było popularne podejście do Rosji i Putina. Uważano, że Rosja jest pożądanym partnerem, a Polska mąci, bo mieliśmy cały czas konflikty z Rosją i zawsze spodziewaliśmy się ataku. Z drugiej strony nasza pozycja w NATO i w USA była wysoka nie tylko z powodu naszego zaangażowania w Afganistanie, ale także dlatego, że jesteśmy państwem frontowym i mamy dobre relacje ze służbami ukraińskimi. To też był istotny miernik.
Niedawno ukazał się wywiad z generałem Januszem Noskiem, byłym szefem kontrwywiadu, który sugerował, że Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz realizują politykę Kremla. Zgadza się pan z tym?
Ja takich zarzutów nie postawię. Ale uważam, że czasami ci dwaj politycy, zapewne nieświadomie, pomagali Kremlowi i szkodzili interesowi państwa. Szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę atak na CEK NATO, likwidację WSI czy teraz to powołanie komisji do badania wpływów rosyjskich. Mam wrażenie, że w tych wszystkich sprawach liczy się dla wymienionych polityków przede wszystkim interes partyjny, a nie interes państwa.
Czy Antoni Macierewicz ma – jak twierdzą niektórzy – związki ze służbami rosyjskimi, czy nie?
Antoni Macierewicz ma rozbuchane ego, jest zapatrzony w siebie i jest wyjątkowym cynikiem w polityce, co sprawia, że jest skuteczny. W sprawie CEK NATO, zamiast zmienić szefa na swojego i kontynuować prace rozpoczęte przez nas, zgodził się na siłowe wejścia do CEK, i na prucie szafy pancernej tylko po to, żeby zobaczyć, czy SKW zgromadziło na niego jakieś dokumenty. Prywata zwyciężyła nad interesem państwowym. I za to powinien ponieść konsekwencje, tak samo jak za nieumiejętne przeprowadzenia procesu likwidacji WSI.
Czy weryfikacja WSI to nie był dobry pomysł? Te służby były w przeszłości powiązane z Rosjanami.
Nie do końca. WSI odegrały bardzo pozytywną rolę na Bałkanach. Przyznaję jednak, że głosowałem za likwidacją WSI. Ale chcę powiedzieć, dlaczego służby wojskowe nie zostały zweryfikowane – dlatego, że zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Lech Wałęsa chcieli mieć swoje służby, a zakładali, że te wojskowe będą im chętnie służyć. Z tego powodu nie doszło do weryfikacji w WSI. Nie zmienia to faktu, że sam proces likwidacji WSI w wykonaniu Antoniego Macierewicza wołał o pomstę do nieba, bo zniszczono sprawnie działającą strukturę. Dopiero na potrzeby misji w Afganistanie były tworzone na nowo komórki wywiadowcze, w tym z oficerów Centralnego Biura Śledczego.
Czy pana zdaniem bylibyśmy lepiej przygotowani do obecnych zagrożeń, gdyby nie likwidacja WSI przed laty?
Nie. Proces likwidacji WSI był nieuchronny, ale powinien być inaczej przeprowadzony. Myśmy dużo błędów popełnili w latach 90. W tym wypadku też te błędy były, proces weryfikacji WSI potraktowano jak dintojrę. Do mediów wyciekły nazwiska współpracowników WSI, kompromitujące były też oskarżenia pod adresem dziennikarzy. Jeżeli jedyny polski dziennikarz, który dotarł do Groznego podczas szturmu Rosjan i stamtąd przesyłał korespondencje, został za to umieszczony w raporcie o WSI, to jest to blamaż śledczych. Bo ten dziennikarz powinien dostać najwyższe odznaczenie, a nie być piętnowany.
Czy jeżeli komisja do badania rosyjskich wpływów powstanie, to będzie w stanie przed wyborami wyświetlić coś ciekawego dla opinii publicznej?
Moim zdaniem to jest mało prawdopodobne, bo zarówno rządzący, jak i opozycja już starają się nagłaśniać przypadki świadczące o rosyjskich wpływach u drugiej strony. Ja się obawiam tylko o to, że nastąpi wyciek wrażliwych dokumentów, które powinny być zachowane dla polskich decydentów, a nie dostępne dla naszych wrogów. Martwię się, że ta komisja stanie się elementem gry dla Rosjan. Tym bardziej że wpisujemy się w wybory. W czasach, gdy byłem szefem MSWiA, na trzy, cztery miesiące przed wyborami zaprzestałem prac, bo w takim okresie rządzą demony wyborcze, a nie rozum. Nie można się na to obrażać. Nie wiadomo, jak zadziała wprowadzenie w kampanię wyborczą tak istotnego tematu jak rosyjskie wpływy.