Paulina Przybysz: „Wracając” to powrót do siebie

Niekiedy myślę, że jest świetnie, bo widzę na koncercie dużo ludzi i czuję się bezpiecznie, a kiedy indziej czuję zupełnie inaczej, że chyba czas już się zwijać, teraz jest czas Young Leosi i cześć - mówi Paulina Przybysz, piosenkarka.

Publikacja: 09.06.2023 10:00

Paulina Przybysz: „Wracając” to powrót do siebie

Foto: M.Surovy

Plus Minus: Wracasz często do Sistars?

Nie, sama nie wracam w ogóle, ale czasem coś mnie tam wraca, np. konieczność przygotowania się do występu. Ostatnio na koncertach śpiewam numer „Inspirations” – w ramach 20-lecia albumu „Siła sióstr”, czyli mojego fonograficznego debiutu, czując pewną historyczną chwilę. Ale to bardzo bliska mi, taka moja piosenka i bardzo dobrze się z nią czuję.

Do czego więc wracasz albumem „Wracając”?

Do siebie, po prostu. I do tego, by wiernie towarzyszyć swoim zajawkom, totalnie nie zważając na to, jaką muzykę dziś powinno się robić. Chcę tworzyć taką, jaka mnie jara, bo wraz z upływem lat mam coraz większe poczucie, że nie ma już czasu na żadne porównywanie się z nikim. Dlatego chcę bardzo wiernie ze sobą kroczyć.

Czyli nie masz czasu na poszukiwania?

Mam, ale te poszukiwania muszą być już bardziej w głąb siebie i bardziej intuicyjne, bo nie mam już czasu na kalkulacje. Chociaż to jest hardcorowo trudne w dzisiejszych czasach, bo wszystko jest dziś przeliczone, wszyscy jesteśmy chodzącymi zasięgami i słupami reklamowymi. I nic się nie dzieje bez rozmaitego partnerstwa, mecenatów itd. – nie odbywają się bez tego żadne większe wydarzenia, festiwale, bo inaczej nie ma na nie budżetów. Dlatego trudno dziś tak po prostu robić sobie muzykę i grać, co się chce.

Czytaj więcej

Jan Popławski: Kosiniak, Hołownia, zagrała chemia

Jak wychodzisz na scenę, też pewnie liczysz ludzi na koncercie, chociażby wzrokiem, bo to od nich zależy, czy będziesz w stanie dalej żyć z muzyki.

Tak, podobne przemyślenia atakują mnie non stop. I czasami sobie myślę, że może trzeba będzie kiedyś tworzyć wyłącznie hobbystycznie. Niekiedy myślę, że jest świetnie, bo widzę na koncercie dużo ludzi i czuję się bezpiecznie, a kiedy indziej czuję zupełnie inaczej, że chyba czas już się zwijać, teraz jest czas Young Leosi i cześć. Ale też wiem, że tej gry się nie wygrywa ani nie przegrywa, to jest droga, trwanie w twórczości to pewien styl życia.

I myślę, że niejedna Young Leosia dużo by oddała, by przez 20 lat móc żyć z muzyki, jak ty.

A może być też tak, że Young Leosia już w te pół roku skosiła więcej punktów niż ja przez 20 lat (śmiech).

Jakbyś określiła swój najnowszy album?

Dla mnie on jest bardzo hiphopowy, bo nawet jeżeli nie wszystko na nim osadza się na rapowym bicie, to każda fraza jest bardzo głęboko oparta na rapie i na soulu. Ale myślę, że ta płyta momentami jest też po prostu solidnie popowa.

A myślisz, że soul czy blues wciąż mają ważne miejsce w dzisiejszym rapie?

Myślę, że nawet tam, gdzie pojawia się dużo Auto-Tune’a, to też ta fraza prowadzona jest w dziwnie bluesowy sposób. Albo jak słucham Vito Bambino, który jest niby zupełnie poza gatunkami, to jednak zdecydowanie czuję, że jest w nim bardzo dużo bluesowego korzenia. Bo jakkolwiek by to unowocześniać, to po prostu nie da się odciąć od tego, skąd wziął się ten cały hip-hop, soul i r’n’b.

Zawsze mi się podobało, jak Erykah Badu mówiła o sobie, że jest „artystką hiphopową”. Lubisz być do niej porównywana?

Bardzo, jestem jej ogromną fanką. Czuję nawet, że ona jest dla mnie pewną patronką. Nie tak dawno udało nam się spotkać, siedziałam sobie w jej pokoju i pomyślałam wręcz, że czuję się, jakbym poznała swoją muzyczną matkę (śmiech).

A skąd pomysł, by najbardziej rapowy numer na płycie, „Supergirl”, wyprodukował jazzman?

Ten jazzman, czyli Kuba Więcek, jest prawdziwym człowiekiem renesansu. To artysta pełen zagadek, zarówno życiowo, jak i muzycznie. Bardzo dobrze nam się pracowało przy albumie „Kwiateczki”, nagranym dla Polish Jazz. Nie wiem, czy słuchałeś tej płyty, ale wydaje mi się, że już ona była mocno hipohopowa.

Muzycznie – jak najbardziej, ale tekstowo trochę mniej.

Bo to teksty Jana Kochanowskiego, więc ich autor na pewno byłby zaskoczony formą naszych aranżacji. Z Kubą Więckiem mamy świetny „przelot”, to relacja, w której on często zaskakuje mnie, a ja jego. Np. jak pracowaliśmy nad piosenką „Wracając”, i po raz pierwszy zaśpiewałam ją tak, jak sobie to wymyśliłam, Kuba długo na mnie patrzył i nie mówił nic, aż w końcu powiedział: „No, w ogóle nie wiem, jak można taką melodię tutaj, w tym miejscu, położyć. Nigdy bym na to nie wpadł”. I to jest piękne. Dlatego ludzie muszą się spotykać tu i teraz, żeby takie rzeczy powstały, bo nie da się takich piosenek stworzyć w pojedynkę.

Z czego jesteś najbardziej zadowolona na tym albumie?

Najbardziej lubię numery zupełnie niesinglowe, które ledwo weszły na płytę, bo ich alternatywność może być mało opłacalna. Czyli „Ciało obce” i „Cosmo”, bardziej mroczne i mocno filozoficzne produkcje robione z basistą Wują HZG. To są bardzo nowatorskie kompozycje, natchnione trochę Jamesem Blakiem. Z początku bardzo minimalistyczne, jest tylko wiolonczelka, a potem nagle wchodzi dużo basu i to wszystko fajnie powoli się rozwija. A w czasach, kiedy można naćkać wszystkiego i warstwowość aranżu nie zależy już od tego, czy stać cię na wynajęcie orkiestry, tylko od twojej fantazji – bo tzw. homerecording daje dziś nieskończone możliwości – to ekstrawagancją staje się ten dziwny minimalizm. A jak mówił Prince, muzyka tak naprawdę zawiera się w pauzie.

Na koncertach to wygląda tak, jakby śpiewanie piosenek z tego albumu dawało ci naprawdę mnóstwo radości. Zrobiłaś sobie nim prezent na 20-lecie kariery?

Tak, czuję na pewno z nim dużą integralność. Już przy „Odwilży” tak miałam, ale to był 2020 r. i pandemia nie pozwoliła mi tamtej płyty pograć, nacieszyć się nią. Dlatego też teraz na koncerty wciągam trochę starszych numerów. W ogóle lubię te dramaty układania playlisty na występy. Mam już trzy solowe albumy i coraz trudniej mi się zdecydować, co grać, a czego nie. Ale to bardzo twórcze wyzwania. Czasami przed występami dostaję wiadomości: „Czy na pewno będzie »Drewno«, bo kupuję bilety, żeby usłyszeć ten numer na żywo”. A ja wtedy nie odpisuję i dopiero po koncercie piszę: „Oj, sorki, nie było” (śmiech).

I co dalej planujesz muzycznie?

Nie jestem w stanie składać żadnych deklaracji, bo jestem w muzyce – można powiedzieć – dość puszczalska. Naprawdę nie jest trudno mnie skusić na coś, co czasem wydaje się abstrakcyjne gatunkowo, a jednak gdzieś mnie porusza. I współpracę z różnymi twórcami potrafią ciągnąć mnie w rozmaite miejsca. Tak jak współpraca z Kubą Więckiem czy kwintetem EABS i jego poszczególnymi członkami. Myślę sobie, że im bardziej nie wiem, co się wydarzy, tym lepiej się czuję. Bo po prostu lubię się dawać życiu zaskakiwać. Ale też mam taką fantazję, że chciałabym zrobić następny solowy album z jednym producentem. Zobaczyć, dokąd mnie taka zamknięta formuła współpracy zaprowadzi. A pracuję też obecnie nad płytą z zespołem Rita Pax – już nie tributową, tylko autorską – więc mogę też się trochę wyżyć z gitarowym graniem. Ale najpierw muszę przetrwać lato…

Czytaj więcej

Bartosz Bartosik: Kościół i powszechne przyzwolenie na przemoc

…koncerty, koncerty i koncerty?

Strasznie gęsto w kalendarzu. Dopiero jak dożyję września i koncertu „Historia polskiego hip-hopu” z Jimkiem na Stadionie Śląskim, to wtedy będę mogła podjąć jakieś strategiczne decyzje, co dalej. A muszę mieć też chwilę na złapanie oddechu po wydaniu „Wracając” i zweryfikowaniu tych kompozycji na żywo. Ale to nie jest oczywiście tak, że narzekam na ogrom grania, bo naprawdę nie mogę się doczekać festiwali i jesiennych klubów.

A myślisz, że scena mocno się zmieniła przez te 20 lat?

Rzeczywistość artysty zmieniła się totalnie, bez dwóch zdań. Jak opowiadam młodym ludziom, że Sistars zaczynało od grania coverów po wszystkich warszawskich klubach, to są w szoku. Trudno im zrozumieć, że my nie przebiliśmy się dzięki żadnemu programowi telewizyjnemu czy filmikom wrzucanym na serwisy społecznościowe. My graliśmy po prostu muzykę, którą kochaliśmy – D’Angelo, Jill Scott, Lauryn Hill. I dopiero z czasem, jak ustawiały się przed klubami coraz większe kolejki, zaczęliśmy pisać swoje autorskie piosenki. Zastanawiam się dzisiaj, czy gdybym teraz miała 16 lat i próbowała z zespołem dokonać czegoś podobnego, to czy to w ogóle byłoby możliwe, czy może jednak utknęlibyśmy w gąszczu tej dżungli talentów, jaką jest dziś twórczość w internecie. Ale oczywiście jest też tam inna dżungla: totalnej abstrakcji, straty czasu i bardzo złego rapu...

...i to naprawdę spora gęstwina.

Wiem, wiem. Mam 14-letnią córkę, która jest wspaniała, jeśli chodzi o research, i ma doskonały gust. I ona cały czas mnie zapoznaje z tymi różnymi dżunglami. Analizy typu, czy Mata i Fukaj są zbyt podobni do siebie czy nie, mam w moim samochodzie co rano (śmiech). Na pewno nikt nie jest w stanie ogarnąć wszystkiego tego, co dziś wychodzi, stąd to nasze muzyczne ADHD. I gdy czasami bywam dziennikarką, mając audycje w radiu, zawsze czuję stres, myśląc sobie, że nie wiem wszystkiego. I niby wiem, że nikt nie wie, ale to ja na pewno zostanę zaraz przyłapana na jakiejś niekompetencji, nieznajomości rynku. I odpuszcza mi to dopiero po dwóch pierwszych pytaniach, jak przypominam sobie, że mój rozmówca jest przecież wspaniały, znamy się od lat i możemy gadać godzinami (śmiech).

Radio to jakaś twoja nowo odkryta pasja?

Miałam kiedyś cykl w Newonce Radio, a teraz w Radiu Kampus, zakończony w poprzednim tygodniu. To rozmowy wokalistki z wokalistkami i wokalistami, muzykami, producentkami itd. Bo zawsze mnie ciekawiło, czy inni twórcy patrzą na różne rzeczy podobnie jak ja. I wychodzą z tego całkiem ciekawe dyskusje. Ale nie wiem, czy nazwać to pasją. Nie wiem, co to jest. Powiem ci za to, że to mnie naprawdę mocno pochłaniało, a teraz czuję, że moja głowa od tygodnia bardzo odpoczywa. Bo robiłam to co środę i już od niedzieli łapał mnie niezły stres, bo już przygotowywałam się w głowie do wywiadu, zadawałam w myślach pytania, spisywałam je potem sobie, robiłam playlisty, co zagrać. I czułam, jak rośnie mi napięcie w karku. I tak aż do środy do godz. 20. Potem od czwartku łapałam luz, ale jak tylko chwilę później uświadamiałam sobie, że w następnym tygodniu przyjdzie np. Kasia Nosowska, to żyłam w totalnym napięciu (śmiech). Teraz mam przerwę wakacyjną i naprawdę nie wiem, czy do tego wrócę.

A jeśli chodzi o sprawy polityczno-społeczne, to jak ty siebie widzisz-czujesz, że jesteś zaangażowana politycznie w swoich tekstach czy że mało dotykasz takich tematów?

Bardziej czuję się zaangażowana społecznie, mogę mówić o rzeczach, których jestem pewna. Bo podobnie jak ze zweryfikowaniem wszystkiego, co wychodzi w muzyce, tak też bardzo trudno jest dziś zweryfikować wszystkie newsy. Nie czuję się w tym kompetentna i na pewno nie agituję politycznie, bo nie chcę brać odpowiedzialności za polityków, których miałabym polecać.

Miałam taką sytuację: 4 czerwca grałam z Gabą Kulką na Koncercie o Wolności, na scenie rozstawionej na środku warszawskiego marszu, i Piotr Metz, zapowiadający artystów, miał nam zadać kilka pytań. Wykonywałyśmy utwory Siekiery, Armii, całej tej zimnej fali lat 80. I mówię mu: „Piotr, tylko nie pytaj mnie o żadne polityczne symbole poukrywane w poezji Budzyńskiego” (śmiech). Bo ja traktuję siebie bardziej jako pewne naczynie, które może przekazywać intuicyjnie wartości i emocje, coś, co czuję na 100 procent. Głosuję też zgodnie z przeczuciem i tym, co uda mi się zweryfikować.

To porozmawiajmy o sprawach społecznych. Miły ATZ w swojej gościnnej zwrotce na twoim albumie mocno studzi nadzieje, że dzisiejsza młodzież naprawi Polskę.

I jestem mu bardzo wdzięczna za tę zwrotkę, bo mówi w niej wprost, że nie będzie umierał w męce za to państwo. Chętnie bym to sama powiedziała, ale chyba nie miałam tyle odwagi. Nie wiem, może ja się wciąż boję mamy i taty... Naprawdę podziwiam odwagę młodych, ich szczerość, butność. Dzięki temu też niosą ważne i potrzebne nam zmiany. A ja przepraszam ich z góry, że ludzie w moim wieku i ja sama nie jesteśmy w stanie ogarnąć tego na tyle, by ich pokoleniu i pokoleniu moich dzieci żyło się lepiej.

Wiem, że Natalia Przybysz zapowiada nową płytę. Czy wy dużo rozmawiacie ze sobą o swojej twórczości, radzicie się siebie, dyskutujecie o swojej muzyce?

Jasne, obgadujemy rynek przy herbatce – i to są często bardzo śmieszne rozmowy. Ale mamy tak, że rzadko sobie puszczamy swoje rzeczy przedpremierowo, bo po prostu lubimy się zaskakiwać. Jak wyszło „Wracając”, to Natalia od samego rana pisała mi esemesy o każdym kawałku, po kolei je odsłuchując. Wiozłam dzieci do szkoły i dostawałam co chwilę bardzo emocjonalne wiadomości (śmiech). Uwielbiam ten moment. I ja podobnie mam z jej płytami. Natomiast generalnie znam jej tajne plany i jak np. zabierała zespół na tajemniczą wyspę, to oni nie wiedzieli, dokąd wyjeżdżają, a ja oczywiście wiedziałam i trzymałam tę wiedzę pod kluczem umysłu – to będzie przepiękna płyta.

Czytaj więcej

Jakub Zgierski: W świecie gier wideo twórca nie czuje się artystą

Zarazem, mam wrażenie, że jako siostry bardzo staracie się zachowywać swoją rozdzielność.

Bo my lubimy tę rozdzielność, również gatunkową. I zawsze jestem w szoku, jak ludzie nas mylą, a robią to bardzo często. Nie mogę tego pojąć, bo przecież nasza muzyka naprawdę mocno się różni. Zresztą nie tylko jej gatunek, ale i poetyka.

A myślisz, że będzie kiedyś szansa na jakiś wasz wspólny powrót do korzeni?

Myślę, że to jest wręcz nieuniknione, ale może jeszcze za parę lat, jak już się do końca wyżyjemy.

Sistars 2?

Raczej nie pod tą nazwą.

A gatunkowo?

Może jakiś bagienny blues albo w ogóle jakiś jazz, muzyka lasu albo piosenki o zwierzętach, nie wiadomo (śmiech).

Paulina Przybysz (ur. 1985)

Wokalistka, autorka tekstów i dziennikarka radiowa. Śpiewała ze swoją starszą siostrą Natalią w zespole Sistars. Współtworzy zespół Rita Pax. Pod koniec kwietnia nakładem Def Jam Recordings Poland ukazał się jej trzeci album solowy „Wracając”.

Plus Minus: Wracasz często do Sistars?

Nie, sama nie wracam w ogóle, ale czasem coś mnie tam wraca, np. konieczność przygotowania się do występu. Ostatnio na koncertach śpiewam numer „Inspirations” – w ramach 20-lecia albumu „Siła sióstr”, czyli mojego fonograficznego debiutu, czując pewną historyczną chwilę. Ale to bardzo bliska mi, taka moja piosenka i bardzo dobrze się z nią czuję.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi