Musimy wrócić do misji, którą na pograniczu Europy i Azji od wieków pełniła Rosja – mówił zmarły przed trzema laty rosyjski pisarz i ideolog Eduard Limonow w 1993 r. Czy zdawał sobie sprawę, że powtarza przekonanie starożytnych Greków, których centralne położenie miało predestynować do władania nad światem i czerpania z tego korzyści? Szerzenie cywilizacji nie było wprawdzie ich marzeniem. Rzeczą Greków jest panować nad barbarzyńcami – uczył Arystoteles młodego Aleksandra Wielkiego w nawiązaniu do platońskiego podziału ludzi na rozkazującą elitę i zmuszone do posłuszeństwa (dla ich własnego dobra) masy, ludzi właściwych i tworzywo w języku Raskolnikowa.
Grecy Arystotelesa łączyli najlepsze cechy ludów europejskiej Północy – odwagę i umiłowanie wolności – oraz azjatyckiego Południa (obejmowało ono wtedy także północną Afrykę z Egiptem): bystrość intelektualną i sprawność organizacyjną. Co mają do zaproponowania światu Rosjanie, trudno powiedzieć, skoro u sąsiadów dostrzegają przede wszystkim zło. Z Zachodu, dawniej głównie z Francji, dzisiaj raczej krajów anglosaskich, ma przychodzić konsumpcjonizm, ateizm, degrengolada moralna, rozpasanie seksualne, wrogość wobec rodziny, niechęć do narodu i jego politycznych elit. Z Azji postępujący upadek duchowy, przejawiający się, jak chciał Fiodor Dostojewski, w dynamicznie narastającej kłótliwości. Tylko w Rosji kobiety i mężczyźni potrafią cierpieniem przezwyciężyć zło, czego najlepszym przykładem święta prostytutka Sonia i sam Rodia, który przejął się za bardzo modnymi ideami „genialnego bandziora” Napoleona.
Czy Rosjanie nadal mają do zaoferowania światu, obok bogactw naturalnych, jedynie kulturę uszlachetniającego cierpienia i gotowość na śmierć dla wielkiej mateczki Rosji, Limonow nie wyjawia, starcza mu utrwalone przekonanie o ich cywilizacyjnych przewagach nad sąsiadami, szczególnie azjatyckimi, ale też kaukaskimi i bałtyckimi. W sowieckich bajkach zaanektowany przez Moskwę ruski (kijowski) bohater ludowy Dobrynia Nikiticz uczył ich ścinać drzewa i budować domy. Mimo pogłębiającego się zacofania technologicznego i gwałtownie malejącej siły przyciągania ich państwa i kultury politycznej Rosjanie nadal święcie wierzą w swoją wyższość nad Zachodem, nie mówiąc o Chinach, których nigdy nie traktowali jako partnera, raczej „żółte niebezpieczeństwo”, co z trudnych do wytłumaczenia powodów zapożyczył od nich nasz Mickiewicz.
W obliczu nieudanej agresji na Ukrainę role się odwróciły. Prezydent Xi Jinping, bliski Putinowi w sposobie myślenia o rządzeniu, lecz nieporównywalnie bardziej przemyślny, skłonny jest od biedy z nim rozmawiać w imię lansowanej przez Państwo Środka „harmonii świata”. Nie zmienia to faktu, że Chińczycy traktują Putina protekcjonalnie i uznają za szaleńca, który dobrze się wpisuje w ich stereotyp „swobodnego” (nieobliczalnego) Rosjanina, dość bliski konceptowi Fryderyka Nietzschego.
Wieczny dysydent Limonow, dość typowy wśród rosyjskich opozycjonistów, zmuszony został do opuszczenia Związku Radzieckiego w połowie lat 70. Po powrocie założył Partię Narodowo-Bolszewicką, która łączyła hasła skrajnie lewicowe z retoryką wielkomocarstwową i elementami anarchizmu. „Z jakiej racji mamy darować całe połacie swego kraju, ogromne bogactwa naturalne narodom, które nie umiały stworzyć własnej państwowości w procesie rozwoju historycznego?” – pytał. I dodawał, że dyktat silniejszych wobec słabszych jest rzeczą sprawdzoną w historii.