Cóż mam powiedzieć najpierw, co na ostatku" – pytał Odyseusz Alkinoosa, króla Feaków, przystępując do opowieści o swej dziesięcioletniej tułaczce. Z czasem nie musiał się liczyć. Homeryccy Grecy nie wyobrażali sobie nic przyjemniejszego ponad słuchanie ballady czy gawędy przy stołach pełnych chleba i wina.
Nikt gościa nie przymuszał, ale nie wypadało zacząć inaczej niż od przedstawienia rodowodu, wręczenia swoistej wizytówki, oraz wyjaśnienia, skąd i dokąd się zmierza. Drogi życiowe starożytnych Greków wyznaczał nieubłagany los. Większość współczesnych nie wierzy w przeznaczenie i przypisuje sobie spory – czy nie nadmierny? – wpływ na życiowe wybory. Trudno mi jednak pozbyć się wrażenia, że moją drogę na wykład do Wiednia utkała Mojra dawno temu i poza świadomością zapraszających. Inaczej nie mógłbym przyjąć prośby o przedstawienie w pół godziny przeszłości Europy i, dodatkowo, wywróżenie na tej podstawie jej przyszłości.
Obsługa wiedeńska
Miałem 25 lat, gdy ujrzałem Wiedeń, moje pierwsze miasto Zachodu. W Polsce Solidarności do Austrii wyjeżdżało się dość łatwo, nawet takim, którym wcześniej odmawiano prawa wyjazdu na Zachód.
Sporo wiedziałem o Austrii, szczególnie o jej losach podczas drugiej wojny światowej. Po wielomiesięcznej wędrówce przez więzienia Rzeszy trafił tu mój ojciec. Został trzy lata. W więzieniu policyjnym w Wiedniu, skąd w listopadzie 1942 r. wysłano go do obozu koncentracyjnego Mauthausen, doznał szoku. Kelner podał dwudaniowy obiad i zapytał: „Czy chce pan kupić gazetę?". Przymierzając się później do biografii, ojciec zanotował: „obsługa wiedeńska". Gdzie indziej były przesłuchania i bicie.
Jechałem z Warszawy prawie tą samą trasą i tego samego miesiąca jak ojciec, lecz interesowała mnie współczesność. Zamieszkaliśmy nieopodal Prateru i Mexikoplatz. W hoteliku i okolicznych sklepikach, rozbrzmiewających nie tylko niemczyzną, ale i polszczyzną wyrzuconych z PRL w 1968 r. Żydów, można było sprzedać i kupić prawie wszystko, włącznie z małżeństwem za obywatelstwo. Z przewiezionymi z oczywistych powodów tylko w głowie listami polecającymi moich poznańskich i warszawskich profesorów udałem się na uniwersytet. Nie zastawszy adresata, zwiedzałem miasto i podziwiałem wiedeńskie kapelusze, zwłaszcza że dla mej mamy, rodem z Poznania, stanowiły one, obok kawiarni, niejako symbole cywilizacji, których jej w powojennym Szczecinie bardzo brakowało.