Latem 1965 roku naukowcy z Jet Propulsion Laboratory NASA w Pasadenie w Kalifornii mieli pełne ręce roboty. Już wcześniej, dzień i noc, głowili się nad programem załogowych lotów kosmicznych Gemini, który miał kluczowe znaczenie dla wysłania Amerykanów na Księżyc. W trakcie prowadzenia tych wszystkich notatek, szkiców, planów, projektów i nocnych rozważań dotarło do nich, że w ciągu następnych dwóch dekad w zewnętrznym Układzie Słonecznym wydarzy się coś niezwykłego. Jowisz, Saturn, Uran i Neptun miały wkrótce krążyć po orbitach w taki sposób, że gdyby sonda została wystrzelona w odpowiednim momencie, mogłaby odwiedzić je wszystkie w drodze do przestrzeni międzygwiezdnej.
Nigdy wcześniej nie prowadzono obserwacji tych czterech planet inaczej niż przez teleskopy znajdujące się na Ziemi. Gdyby pudełko z instrumentami naukowymi mogło wykorzystać grawitację tych światów i użyć jej, żeby się rozpędzić i przelecieć obok każdego z członków tego kwartetu, ludzkość otrzymałaby pierwsze zbliżenie na gazowe olbrzymy – Jowisza i Saturna oraz lodowe olbrzymy – Urana i Neptuna, kolosalne światy burz, pierścieni i obcych księżyców. Byłaby to zdobycz niemająca sobie równych w historii nauki. Taka konfiguracja planet – nie tyle linia, co raczej spirala skoncentrowana wokół Słońca – zdarza się tylko raz na 176 lat. Gdyby naukowcy przegapili swoją szansę w latach siedemdziesiątych, musieliby czekać do połowy XXII wieku, zanim mogliby ponownie spróbować podobnego manewru.
Czytaj więcej
Niemożliwe, by widz nie dostrzegł porównania powracającej na ekranie wilczycy, która dla młodych zrobi wszystko, i tytułowej matki.
Pozornie dziwna numeracja
Zabrali się do pracy. Opierając się na doświadczeniach sond kosmicznych Mariner, które przeleciały obok Wenus, Marsa i Merkurego, wyczarowali plan wysłania nie jednej, ale dwóch sond w ciemne rejony naszego Układu Słonecznego. W latach siedemdziesiątych, kiedy projekt był już w toku, a do historii popkultury miały wejść na zawsze „Gwiezdne wojny”, zdecydowali, że muszą nadać misji bardziej chwytliwą nazwę niż program Mariner Jupiter/Saturn 1977. Zasługiwała ona na samodzielność, a nie stanie w cieniu poprzedniego programu. Nazwali ją więc Voyager – i w 1977 roku, w dwóch oddzielnych startach w Centrum Kosmicznym im. Johna F. Kennedy’ego NASA, oba statki kosmiczne zostały wyekspediowane poza naszą planetę.
Voyager 2 wyruszył pierwszy, w sierpniu. Voyager 1, choć został wystrzelony we wrześniu, miał jako pierwszy dotrzeć do Jowisza i Saturna, stąd ta pozornie dziwna numeracja. Oba miały dokonać niezwykłych rzeczy. Voyager 2 dał nam pierwsze i jedyne bliskie spotkanie z lodowymi gigantami. Ku wielkiej radości wszystkich, przeleciał nawet przez bańkę naelektryzowanego gazu o obwodzie dziesięciokrotnie większym od obwodu Ziemi, wyrzuconej z Urana w styczniu 1986 roku – z czego naukowcy zdali sobie sprawę dopiero ponad 30 lat później, kiedy przeglądali jego rejestrator danych. (…)