Po zakończeniu służby wojskowej bezimienna bohaterka (Jennifer Lopez), nie widząc się wśród cywilów, wikła się w przemyt broni. Wycofuje się dopiero, gdy zachodzi w ciążę z jednym ze wspólników. Ponieważ jego wpływy są potężne, kobieta decyduje się pójść na współpracę z FBI. Wsypując kolegów, wydaje na siebie wyrok śmierci.

Po urodzeniu dziecka chce je za wszelką cenę chronić przed bandziorami. Zrzeka się praw rodzicielskich, po czym znika i zaszywa się na Alasce. Po 12 latach spędzonych na odludziu dostaje informację, że oto jej córka jest w niebezpieczeństwie. Jedna z najlepszych snajperek, jakie miała armia USA, rusza więc na ratunek.

Czytaj więcej

„Ulica Rye Lane”: Wymyślne szwendanie

„Matka” w reżyserii Niki Caro, autorki kontrowersyjnej „Mulan” (2020), bywa na wskroś kuriozalna. Za pierwszy z brzegu przykład niech posłuży element, który zarówno widownia, jak i samo kino zdążyli wyśmiać już na wszelkie sposoby – chodzi o noszony przez protagonistkę makijaż, tak nieskazitelny i trwały, że niestraszne są mu ani poród, ani bieg ulicami Hawany, ani nawet seria ciosów w twarz. Bywa też film przeładowany symboliką, o czym świadczy raz po raz powracająca figura wilczycy, która dla swoich młodych zrobi wszystko. Nie ma możliwości, by odbiorca nie zauważył znaku równości pomiędzy zwierzęciem a tytułową matką.

Absurdy i nachalność niweczą starania aktorki firmującej to widowisko. Lopez dwoi się i troi, by wyciągnąć z roli, ile się da, ale to ostatecznie na nic, gdy scenariusz sypie się zaraz po obiecującym prologu.