Rosja buduje cyfrowy gułag

Kreml coraz mocniej dokręca śrubę społeczeństwu. By lepiej je kontrolować, rozwija system masowej inwigilacji z wykorzystaniem danych biometrycznych oraz technologii rozpoznawania twarzy. W całej Rosji jest już 20 mln kamer, które mu w tym pomagają.

Publikacja: 26.05.2023 10:00

Rosja buduje cyfrowy gułag

Foto: Gorodenkoff/Adobe Stock

W sierpniowy wieczór 2022 roku aktywista Aleksander Żarow wszedł do jednej z moskiewskich stacji metra. Po zjechaniu schodami ruchomymi zatrzymał się przed bramkami biletowymi. Mężczyzna wyjął z portfela kartę i przyłożył ją do czytnika. W momencie, gdy szklane skrzydła się otworzyły, kamera zamontowana na bramce zrobiła mu zdjęcie. Kilka chwil później, gdy stał już na peronie, do Żarowa podszedł policjant. W ręku trzymał telefon, na którym miał cyfrowe zdjęcie aktywisty oraz informacje o nim. „Powiedział mi, że dostali alarm z systemu z kamer” – opowiadał Żarow w rozmowie z Agencją Reutera. Następnie funkcjonariusz zabrał go na posterunek. „Tam usłyszałem, że figuruję na liście osób poszukiwanych” – mówił aktywista. Przesłuchiwano go ponad trzy godziny. „Myślę, że zatrzymano mnie z powodu mojej działalności społecznej i tego, że jestem przeciwko wojnie w Ukrainie oraz politycznym represjom” – tłumaczy. Potem zatrzymano go jeszcze dwa razy. Zawsze dzięki technologii rozpoznawania twarzy oraz danym biometrycznym. W ostatnich miesiącach Kreml robi wszystko, by ten system inwigilacji działał coraz sprawniej.

Czytaj więcej

Rasistowskie marzenie o białej Rodezji

Polowanie na poborowych

W grudniu zeszłego roku w światowych mediach praktycznie bez echa przeszła informacja o wejściu w życie w Rosji nowej ustawy regulującej zasady gromadzenia i przechowywania danych biometrycznych przekazanych przez Rosjan różnym instytucjom. Chodzi o unikatowe cechy fizyczne i fizjologiczne danej osoby, pozwalające na jej identyfikację. Mogą to być zdjęcie twarzy albo skan tęczówki, odciski palców czy próbka głosu. Zgodnie z podpisanymi przez Władimira Putina przepisami zebrane do tej pory – m.in. przez banki – dane biometryczne 70 mln Rosjan mają zostać przeniesione do Ujednoliconego Systemu Biometrycznego (UBS). Duża ich część pochodzi ze Sbierbanku. Ten największy w kraju bank przez lata zbierał od swoich klientów m.in. próbki głosu i zdjęcia twarzy, obiecując im w zamian otwarcie kont, udzielenie kredytu czy łatwiejszą obsługę bankowości elektronicznej. Podobnie działało przedsiębiorstwo telekomunikacyjne Rostelecom. Oficjalnie nowe prawo ma umożliwić lepszą ochronę tych danych oraz pozwolić Rosjanom na odmówienie ich podawania, np. przy załatwianiu spraw w urzędzie albo instytucji finansowej.

Ale, jak pisze redakcja niezależnego rosyjskiego portalu Riddle.ru, ustawa prowadzi do tego, że pełną kontrolę nad wrażliwymi informacjami do tej pory znajdującymi się w posiadaniu banków albo firm przejmie Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB), czyli de facto Kreml. Dostęp do UBS uzupełni i tak już bogate zasoby danych biometrycznych milionów Rosjan, które służby zebrały do tej pory. – Wszystkie osoby zatrzymane na antyrządowych protestach są fotografowane. Pobiera się od nich także odciski placów. Te działania nie są wymagane, by sporządzić protokół, ale jeśli ktoś odmawia, jest zastraszany albo zmuszany siłą. To pozwala służbom tworzyć bazę danych uczestników manifestacji. Władze monitorują także media społecznościowe. Niektórych ludzi rozpoznano w tłumie i zatrzymano, ponieważ policja miała ich zdjęcia z Instagrama czy portalu Vkontakte – mówi „Plusowi Minusowi” Daria Korolenko, prawniczka z niezależnej organizacji OVD-Info monitorującej represje polityczne w Rosji.

Skarbnicą danych biometrycznych są również paszporty. Niedawno FSB zyskała także dostęp do systemów informatycznych oraz baz danych firm taksówkarskich, w tym informacji o klientach. Ponadto w lutym Putin podpisał ustawę, zgodnie z którą od każdej osoby podejrzanej o popełnienie przestępstwa pobierane będą próbki DNA. Co więcej, DNA osoby skazanej na areszt administracyjny za wykroczenie będzie przechowywane w państwowej bazie do końca jej życia. Wcześniej takie procedury dotyczyły tylko skazanych za przestępstwa seksualne albo inne ciężkie zbrodnie.

Twoja twarz nam nie umknie

Zbieranie wrażliwych informacji o obywatelach jest tylko częścią tworzonego przez Kreml systemu masowej inwigilacji. Drugą jest wciąż rozbudowywana sieć kamer, wyposażonych w technologię rozpoznawania twarzy, która pozwala śledzić i kontrolować obywateli. Szacuje się, że Rosja jest trzecim po Stanach Zjednoczonych i Chinach państwem na świecie pod względem liczby kamer monitoringu. Według danych firmy TelecomDaily pod koniec 2022 r. było ich ponad 20 mln. Nie wszystkie one posiadają oczywiście system rozpoznawania twarzy. Tutaj liderem jest zdecydowanie Moskwa. – Tylko w stolicy działa 300 tys. kamer monitoringu zamontowanych przy wejściach do budynków mieszkalnych, na ulicach, w domach i w transporcie publicznym. Wszystko, co nagrywają, jest przechowywane w centrum danych będącym pod kontrolą merostwa. Dostęp do wideo posiadają organy ścigania. Moskiewskie kamery korzystają z czterech różnych algorytmów, co pozwala na bardzo dokładną identyfikację – tłumaczy „Plusowi Minusowi” Sarkis Darbinjan, prawnik związany z niezależną organizacją Roskmoswoboda przeciwdziałającą cenzurze w sieci.

Jednym z nich jest program o nazwie Sfera. Dzięki sztucznej inteligencji jest on w stanie porównywać obraz z kamer z bazą danych biometrycznych i dokonywać identyfikacji poszczególnych osób. Jeśli ktoś został oznaczony przez służby jako poszukiwany, system od razu o tym informuje. Technologii rozpoznawania twarzy używa również system płatności moskiewskiego metra. By z niego skorzystać, trzeba wgrać do niego swoje zdjęcie oraz podpiąć kartę płatniczą. Przy przechodzeniu przez bramkę kamera robi pasażerowi zdjęcie, a komputer porównuje je z tymi w bazie. Gdy system kogoś oznaczy, w ciągu kilku chwil pojawi się policja.

Podobne rozwiązania istnieją także w innych miastach. Według oficjalnych danych w Petersburgu zamontowano ponad 67 tys. kamer, z których część ma możliwość rozpoznawania twarzy. – Znajdują się one również w Niżnym Nowogrodzie, Nowosybirsku, Tiumeniu, Biełgorodzie, Iwanowie, Krasnojarsku, Permie i Tomsku – wylicza Korolenko. W regionach nie jest to jednak jeszcze tak rozwinięty system jak w Moskwie, brakuje na to na razie pieniędzy.

Z danych OVD-Info wynika, że tylko w zeszłym roku w Moskwie dzięki danym biometrycznym i technologii rozpoznawania twarzy służby zatrzymały prewencyjnie ponad 140 osób. Wiele z nich po kilka razy. Dochodziło do tego zawsze w dni, gdy władze obawiały się protestów. Najwięcej zatrzymań miało miejsce po ogłoszeniu we wrześniu częściowej mobilizacji. Taki los spotkał Andrieja Czernyszowa. W maju, gdy zmierzał na antywojenną manifestację, drogę zagrodzili mu policjanci, którzy zabrali go na posterunek. Tam powiedziano mu, że z powodu jego politycznego aktywizmu system rozpoznawania twarzy znajdujący się w metrze oznaczył go jako poszukiwanego. Tydzień wcześniej Czernyszow stał samotnie na placu Puszkina, trzymając w ręce plakat z napisem: „Nie dla wojny”. W końcu mężczyzna został wypuszczony bez zarzutów. Policja zatrzymała go później w czerwcu, sierpniu i we wrześniu. Za każdym razem ostrzegano go przed uczestniczeniem w protestach.

Niezależny dziennikarz Piotr Iwanow został zatrzymany w czerwcu, gdy chciał z Moskwy wrócić do swojego domu w Petersburgu. Sfera zidentyfikowała go na podstawie zdjęcia załączonego do postu opublikowanego w marcu na kanale Telegram. Dotyczył on aresztowania Iwanowa za demonstrowanie przeciwko wojnie. Luba Krutenko na celowniku służb znalazła się po tym, jak aresztowano ją dwa razy na antyrządowym proteście. Od tego czasu policjanci kilka razy odwiedzali ją w domu i „przekonywali”, by nie brała już udziału w żadnej manifestacji, bo inaczej usłyszy zarzuty. Za każdym razem mówili, że wiedzą, gdzie jest, dzięki monitoringowi. W maju, gdy wracała do Moskwy, funkcjonariusze czekali na nią już na dworcu. „Wiedzieli nawet, w którym jestem wagonie” – opowiada Reutersowi 32-letnia architekt. W 2021 roku w moskiewskim metrze policja zatrzymała znanego krytyka sztuki Michaiła Szulimana. By wykryć go w tłumie, algorytmy Sfery wykorzystały jego zdjęcia z artykułu sprzed dziesięciu lat.

Zdaniem mediów Moskwa z pomocą kamer rozpoczęła także polowanie na mężczyzn w wieku poborowym oraz tych, którzy unikają stawienia się do wojska. Według doniesień Radia Wolna Europa (RWE) moskiewska policja ma rozwijać również system pozwalający zidentyfikować człowieka nie tylko po jego twarzy, ale także sposobie chodzenia albo tatuażach.

Czytaj więcej

Nie tylko ISS. Kosmiczna szorstka przyjaźń Rosji i USA

Biometryczny boom

Orwellowska polityka Kremla spotyka się z rosnącą krytyką nawet ze strony części deputowanych do Dumy. Przedstawiciele koncesjonowanej opozycji z Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej głośno krytykowali grudniową ustawę o danych biometrycznych, nazywając ją „antypaństwową”. Ostrzegali również, że władze tworzą „cyfrowy obóz koncentracyjny”. Część prawników podkreśla z kolei, że cały system monitorowania obywateli funkcjonuje poza prawem, ponieważ tak naprawdę nie wiadomo, kto go kontroluje i kto ma do niego dostęp. Przeciwko inwigilacji wypowiedziała się nawet wierna Kremlowi Cerkiew prawosławna. Patriarchat podkreślał, że ludzie nie powinni być zmuszani do podawania danych biometrycznych.

Problem w tym, że rosyjski „wielki brat” nie pojawił się nagle. Rozwijał się powoli od lat, nie budząc większego oburzenia Rosjan. Jak pisze Riddle.ru, Rosja biometryką zainteresowała się już w 2015 roku. Wówczas algorytm rozpoznawania twarzy opracowany przez firmę NtechLab zakwalifikował się do międzynarodowego konkursu zorganizowanego przez Uniwersytet Waszyngtoński.

W niektórych kategoriach rosyjska technologia okazała się lepsza od tej stworzonej przez Google’a. NtechLab opracował specjalną aplikację randkową. Wystarczyło opublikować w niej zdjęcie np. dziewczyny spotkanej w metrze, a algorytm wyszukiwał w internecie jej profil na portalu Vkontakte. Szybko okazało się jednak, że stwarza to ogromne pole do nadużyć i stalkingu. Mimo to sukces NtechLab spowodował, że w kraju zaczął się biometryczny boom. Na rynku pojawiło się mnóstwo firm, a ich technologie zyskały uznanie na całym świecie. Niektóre z nich wygrywały nawet konkursy organizowane przez amerykańskie Biuro Dyrektora Wywiadu Narodowego. Przyciągnęło to uwagę Kremla.

W kolejnych latach największe przedsiębiorstwa specjalizujące się w systemach rozpoznawania twarzy zostały przejęte przez władze i związanych z nią oligarchów. I tak NtechLab, będący obecnie głównym dostawcą technologii inwigilacyjnych dla służb, znalazł się pod kontrolą Romana Abramowicza i koncernu zbrojeniowego Rostech. Sbierbank oraz oligarcha Władimir Jewtuszenko zainwestowali w VisionLabs, a Gazprom został właścicielem Speech Technology Center zajmującej się rozpoznawaniem głosu. Równolegle od 2017 roku rosyjskie władze zaczęły korzystać z kamer wyposażonych w systemy identyfikacji twarzy.

W Moskwie zostały one wypróbowane już kilka miesięcy później podczas piłkarskich mistrzostw świata. – Kontrola obywateli na pełną skalę miała miejsce w czasach covidu. Wtedy eksperymentowano z kodami QR, instalacją specjalnych aplikacji oraz systemami rozpoznawania twarzy. Gdy okazało się to skuteczne, zaczęto je intensywnie rozwijać – mówi „Plusowi Minusowi” Michaił Klimariew, analityk ds. telekomunikacji oraz dyrektor wykonawczy Towarzystwa Ochrony Internetu.

Efekt mrożący

Ciągłe rozwijanie metod inwigilacji Kreml tłumaczy troską o bezpieczeństwo obywateli oraz chęcią usprawnienia usług publicznych. I choć np. system płatności rozpoznających twarz rzeczywiście może być udogodnieniem, to eksperci są zgodni, że biometryka stała się przede wszystkim kolejnym narzędziem represji, które zdecydowanie przybrały na sile po inwazji na Ukrainę.

To system nadzoru i kolejny etap całkowitej kontroli nad Rosjanami oraz arbitralnego stosowania prawa. Władze kontrolują edukację, kulturę, internet, a teraz także przemieszczanie się obywateli – zauważa Korolenko. Zatrzymywanie aktywistów w czasie manifestacji, a także po nich albo prewencyjne przed nimi, odwiedzanie ich w domach oraz umieszczanie ich w bazie danych ma wywołać efekt mrożący. Chodzi o to, by następnym razem dobrze się zastanowili, czy warto sprzeciwiać się władzom. Szczególnie, że ta zna każdy ich krok. To samo tyczy się ostatnich niezależnych dziennikarzy w kraju. Wszechobecne oko kamer uniemożliwia im pracę, potęgując tylko atmosferę strachu. Jak spotkać się z informatorem, skoro system od razu rozpozna twarze i powiadomi służby? Wielu w takiej sytuacji może zacząć myśleć, czy w ogóle warto podejmować jakiś trudny i niewygodny dla Kremla temat. – W razie potrzeby system inwigilacji może być użyty także do łapania uciekających przed mobilizacją. Głupotą ze strony Kremla byłoby nie korzystać z takiej władzy, skoro nikt nie może go przed tym powstrzymać. Prawo celowo jest niejasne, tak aby można było robić z tą technologią, co tylko się chce, wykorzystując ją zarówno do celów wojskowych, jak i cywilnych – mówi Darbinjan.

Śledzenie opozycjonistów i grożenie im więzieniem ma również w optyce Kremla skłonić część z nich do emigracji. Wspomniany Andriej Czernysow po trzech zatrzymaniach przez policję ostatecznie zdecydował się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Luba Krutenko we wrześniu uciekła do Niemiec.

Za rozwojem metod inwigilacji stoi również dużo bardziej prozaiczna przyczyna. – To korupcję nazwałbym raczej głównym powodem pojawienia się projektów identyfikacji biometrycznej. Z takich inwestycji można po prostu ukraść bardzo dużo pieniędzy, a to oznacza, że stały się bardzo popularne. Dopiero gdy zostały one wdrożone w Moskwie, zaczęto je wykorzystywać do celów politycznych, takich jak terroryzowanie obywateli – uważa Klimariew.

Zbieranie przez władze wrażliwych danych stwarza dla Rosjan jeszcze jedno zagrożenie. Ponieważ są one słabo zabezpieczone, bardzo często zdarza się, że trafiają na czarny rynek, gdzie bez problemu może je kupić każdy, w tym hakerzy. – Przeprowadziliśmy własne dochodzenie, które pokazało, że tymi danymi handlują sami przedstawiciele organów ścigania – mówi „Plusowi Minusowi” Artiom Kozliuk, szef Roskomswobody. Działaczka tej organizacji Anna Kuzniecowa znalazła na Telegramie kilkanaście ogłoszeń dotyczących sprzedaży informacji biometrycznych. Za 200 dolarów kupiła ona dane zebrane przez 79 moskiewskich kamer. Z kolei dziennikarz Andriej Kaganskij, w ramach dziennikarskiego śledztwa, za 400 dolarów zdobył dostęp do miejskiego monitoringu. W sieci kupił także 80-stronicowy raport o tym, jak kamery śledziły jego twarz przez miesiąc.

Czytaj więcej

Czy TikTok to chiński agent?

Strach Putina

Obawy przed możliwą destabilizacją w związku z wojną i sankcjami gospodarczymi powodują, że Kreml zamierza jeszcze bardziej zwiększać kontrolę nad obywatelami. Według portalu Riddle.ru państwowy regulator rynku mediów Roskomnadzor testuje obecnie system Oculus. Wykorzystuje on sztuczną inteligencję, by przeszukiwać sieć i identyfikować osoby wrzucające antyrządowe zdjęcia albo filmy. Władze mają także przygotowywać się do zainstalowania kamer z technologią rozpoznawania twarzy na wszystkich rosyjskich granicach oraz do pobierania danych biometrycznych od każdego obywatela wyjeżdżającego albo wjeżdżającego do ojczyzny. – Nie zdziwiłbym się, gdyby na podstawie zebranych informacji powstał system totalnej kontroli działań obywateli, z elementami zachęt w postaci premii za działania, które Kreml aprobuje, i odwrotnie – ograniczenia praw za działania niepożądane. To jednak nie jest kwestia najbliższej przyszłości – zauważa Kozliuk.

Podobne rozwiązania funkcjonują już w Chinach, z których doświadczeń Moskwa ewidentnie czerpie inspiracje. Szacuje się, że w Państwie Środka znajduje się obecnie grubo ponad 500 mln kamer, z których teoretycznie każda może być wyposażona w technologię rozpoznawania twarzy. Pierwsze pojawiły się już w latach 90., ale na poważnie Pekin zajął się inwigilacją obywateli dopiero wraz z dojściem do władzy Xi Jinpinga w 2013 roku. Poligonem doświadczalnym stał się położony na północnym zachodzie region Sinciang zamieszkany głównie przez muzułmańskich Ujgurów. Komunistyczne władze od lat oskarżają ich o dążenia separatystyczne oraz religijny ekstremizm. Do tej pory w obozach koncentracyjnych oraz centrach reedukacyjnych zamknięto ponad milion przedstawicieli tej mniejszości. Pozostałych kilkanaście milionów znalazło się pod czujnym okiem Pekinu.

– Służby pobierają od nich zdjęcia, próbki DNA, skany oka, próbki krwi, a nawet nagrywają ich głos. Wszystkie te dane trafiają do policyjnych baz danych. W całym regionie znajdują się również punkty kontrolne. Kiedy ktoś przez nie przechodzi, służby pobierają adres MAC jego telefonu oraz zdjęcie twarzy – mówi „Plusowi Minusowi” Maya Weng, ekspertka w dziedzinie inwigilacji z organizacji Human Rights Watch. Podobne kontrole władze przeprowadzają w szkołach, parkach czy meczetach. Każdy, kto nie pali papierosów, ma za długą brodę albo posługuje się szyfrowanym komunikatorem WhatsApp, ryzykuje tym, że zauważy go jedna z tysięcy kamer, a system rozpoznawania twarzy od razu zaalarmuje odpowiednie służby. Te z kolei dostaną „na biurko” dokładne informacje o „podejrzanym”, łącznie z miejscem jego zamieszkania, i członkach rodziny.

Rozwiązania stosowane w Sinciangu są systematycznie rozszerzane na cały kraj. W kolejnych miastach pojawia się coraz więcej kamer śledzących każdy ruch Chińczyków. Władze monitorują także transakcje kartami płatniczymi, połączenia telefoniczne oraz aktywność w mediach społecznościowych, szczególnie tych oficjalnie zakazanych. Pekin wciąż testuje również tzw. system zaufania społecznego. W jego ramach obywatelowi przyznawane albo odejmowanie są punkty w zależności od tego, czy zachowuje się zgodnie z oczekiwaniami władz. Osoby, które w systemie mają dużo punktów, mogą np. szybciej załatwić coś w urzędzie. Z kolei te, które otrzymały dużo punktów ujemnych, mogą dostać zakaz podróżowania samolotem albo nie być w stanie posłać dzieci do prywatnej szkoły. Prawdziwym testem tej państwowej kontroli była pandemia Covid-19.

Kreml nie tylko przygląda się temu, co robi bardziej doświadczony w inwigilacji sąsiad, ale również ściśle z nim w tej sprawie współpracuje. Z dokumentów, do których dotarli dziennikarze RWE, wynika, że w latach 2017–2019 Moskwa i Pekin wymieniały się wiedzą dotyczącą technologii rozpoznawania twarzy oraz cenzurowania internetu. Zdaniem RWE przedstawiciele Roskomnadzoru poprosili chińskich kolegów o to, by zorganizowali dla nich wizytę w Państwie Środka. Chodziło o lepsze zrozumienie tego, jak działa „chiński mur ogniowy”, czyli system kontroli treści zamieszczanych w internecie. Podczas tego wyjazdu rozmawiano także o technologiach rozpoznawania twarzy oraz o zbieraniu wrażliwych danych.

Chińsko-rosyjska współpraca w kwestiach bezpieczeństwa zacieśniła się jeszcze bardziej po inwazji na Ukrainę. Zdaniem ekspertów Kremlowi nie będzie jednak łatwo stworzyć w Rosji tak wszechpotężnego systemu inwigilacji jak w Państwie Środka. Z powodu sankcji i praktycznego zerwania relacji z Zachodem Moskwa straciła dostęp do globalnego rynku półprzewodników, czyli najważniejszego komponentu każdej nowej elektroniki. Rosjanie na razie są co prawda w stanie pozyskiwać czipy produkowane przez Intel i Nvidię przez pośredników, ale pytanie, jak długo uda im się to robić. Tutaj z pomocą przychodzą Chiny. Od wybuchu wojny stały się głównym dostawcą półprzewodników do Rosji.

Kreml przez lata jak ognia unikał korzystania z chińskich technologii, szczególnie we wrażliwych sektorach gospodarki, obawiając się po prostu, że Pekin będzie go szpiegował i wykradał tajemnice. Wygląda jednak na to, że im dłużej będzie trwała wojna, tym mniej Moskwa będzie skłonna się opierać. – Na razie nie wiemy, czy chińskie algorytmy rozpoznawania twarzy, np. firmy Hikvision, są już używane w Rosji. Sądzę jednak, że w niedalekiej przyszłości mogą się pojawić na rynku. W takim przypadku koszt wdrożenia technologii inwigilującej w całym kraju znacznie by się zmniejszył, a budowa „cyfrowego Gułagu” stałaby się znacznie łatwiejszym zadaniem – mówi Darbinjan. Władimir Putin będzie sobie tylko musiał odpowiedzieć na pytanie, kogo boi się bardziej – własnych obywateli czy Chińczyków.

W sierpniowy wieczór 2022 roku aktywista Aleksander Żarow wszedł do jednej z moskiewskich stacji metra. Po zjechaniu schodami ruchomymi zatrzymał się przed bramkami biletowymi. Mężczyzna wyjął z portfela kartę i przyłożył ją do czytnika. W momencie, gdy szklane skrzydła się otworzyły, kamera zamontowana na bramce zrobiła mu zdjęcie. Kilka chwil później, gdy stał już na peronie, do Żarowa podszedł policjant. W ręku trzymał telefon, na którym miał cyfrowe zdjęcie aktywisty oraz informacje o nim. „Powiedział mi, że dostali alarm z systemu z kamer” – opowiadał Żarow w rozmowie z Agencją Reutera. Następnie funkcjonariusz zabrał go na posterunek. „Tam usłyszałem, że figuruję na liście osób poszukiwanych” – mówił aktywista. Przesłuchiwano go ponad trzy godziny. „Myślę, że zatrzymano mnie z powodu mojej działalności społecznej i tego, że jestem przeciwko wojnie w Ukrainie oraz politycznym represjom” – tłumaczy. Potem zatrzymano go jeszcze dwa razy. Zawsze dzięki technologii rozpoznawania twarzy oraz danym biometrycznym. W ostatnich miesiącach Kreml robi wszystko, by ten system inwigilacji działał coraz sprawniej.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi