„Szalom bonjour Odessa”: Odessa, czyli jatki, koty i cytrusy

„Szalom bonjour Odessa”, za którą Aleksandra Majdzińska dostała Nagrodę Nowakowskiego, to proza bardziej poetycka niż reportażowa. Wolna od gadulstwa i kronikarstwa. Są w niej za to kolory, dźwięki i zapachy. Albo – jak kto woli – brzydota, hałas i smród.

Publikacja: 19.05.2023 17:00

„Szalom bonjour Odessa”: Odessa, czyli jatki, koty i cytrusy

Foto: Joanna Borowska / Forum

Dziennik albo nawet bardziej zbiór luźnych notatek, pisanych na gorąco mikroopowiadań. Reportaż literacki? Dużo powiedziane, zresztą szkoda byłoby, żeby „Szalom bonjour Odessa” Aleksandry Majdzińskiej zaginęło gdzieś w masie drukowanych dziś – często od jednej sztancy – reportaży. To zdecydowanie rzecz osobna, niezwykła, portret (portrecik) miasta pisany ołówkiem w tramwaju. A jednak mimo zwięzłości także niezwykle zmysłowy, pełen barw, dźwięków i zapachów, a niekiedy raczej brudu, hałasów i smrodu. Czasami jednego i drugiego naraz, jak w scenie na odeskim targu: „Idziesz za smrodem. Mówią, że to najlepszy sposób na znalezienie jatek. Ale po drodze śmierdzą jeszcze kiszone ogórki, kapią nasiąknięte octem arbuzy. Kiedy mijasz ustawione w rzędy pomidory, czujesz na sobie czyjś wzrok, nie ludzki, zwierzęcy jakiś. Chude, napięte, głodne psy rozrywają świńskie łby z przewróconego kubła”.

Czytaj więcej

„Chwile wieczności”: Na jesieni, jak to się mówi, życia

Proza bardziej poetycka niż dziennikarska. Bardziej monolog niż raport z „innego” świata, pisany już po wybuchu wojny w Donbasie, ale jeszcze przed inwazją na Kijów z 2022 r. Dzięki temu sprawia wrażenie bezinteresownego, nierealizującego żadnych zadań. Czyściutka proza, trochę osobista, ale nie na tyle, żeby jakoś szczególnie dogłębnie tłumaczyć nam się z detali biograficznych autorki. A przy tym książka krótka, na godzinę czytania – żadnego gadulstwa, kronikarstwa ani buchalterii. Jeśli pojawia się historia z podręczników, to tylko w anegdocie i żywej opowieści. Choćby tak: „Odessa zaczęła się od łapówki, dlatego nieco dalej za rynkiem Książka przy placu Żwaneckiego natrafiasz na jej pomnik. Ma kształt karocy Kopciuszka, a nazywa się pomnik Pomarańczy-Wybawicielki, bo rosyjski car Paweł I uległ w mroźny lutowy dzień smakowi odeskich cytrusów i nie cofnął finansów na budowę miasta”.

Uwagę narratorki przykuwa różnorodność kulturowa miasta – Ukraińcy, Rosjanie, Żydzi, Polacy, Ormianie i masa innych nacji ma tam swoje zaułki i knajpki. No i koty, które są wszędzie („Jest Odessa – są koty”).

Ale już w zasadzie za swoją pierwszą książkę Aleksandra Majdzińska mogła otrzymać Nagrodę imienia Marka Nowakowskiego, którą w ubiegłą niedzielę dostała za „Szalom bonjour Odessa”. Bo opublikowany w 2019 r., w tym samym trójmiejskim wydawnictwie Marpress, zbiór „Morkut i inne opowiadania” również znakomicie się wpisuje w spojrzenie na literaturę, jakie reprezentował autor „Księcia nocy”, a wciąż przybiera m.in. Kazimierz Orłoś i młodsi – Wojciech Chmielewski czy Paweł Sołtys.

Czytaj więcej

„Wyzwolenie”, „Pinokio” czy "Kruk 3": co nowego na VOD w najbliższy weekend

Prozy z „Morkutu” są odpryskami świata, w którym Majdzińska dorastała i który zna z pierwszej i drugiej ręki. Zresztą nazwa jej rodzinnej wsi z okolic Słupska pojawia się w opowiadaniu „Pamiętam”. „Stara Dąbrowa to rolnicza wieś, na skraju lasu, z krzyżem pośrodku, z przychodnią i sklepem, który on zawsze nazywał spółdzielnią. Ludzie przyjechali tu z różnych stron: zza Buga, znad Wilii i znad Niemna, i stąd, z Ziem Odzyskanych. Żyją z roli”. Także w innych zapisanych tu historiach odnajdziemy zachodniopomorskie krajobrazy.

W tych opowiadaniach są różne postacie: dzieci odebrane biologicznym rodzicom i oddane na wychowanie do rodzin adopcyjnych, ostatni żyjący świadkowie wojen i wysiedleń, Niemcy szukający pamiątek po rodzicach w domach, które ci opuścili kilkadziesiąt lat temu, Polacy na Wschodzie (z którymi jako nauczycielka języka autorka od lat pracuje). Narracje raczej smutne, często wstrząsające, naznaczone biedą, zanurzone w traumatycznej przeszłości. Jednak co ważne – tego smutku i ludzkich tragedii nieeksploatujące, tylko raczej wybiegające do przodu z myślą, że cokolwiek by się w życiu przytrafiło, ono nadal będzie płynęło do przodu. Stylistycznie oszczędne, pisane prostym językiem. Niekiedy pozostawiające czytelnika w zawieszeniu – ale to dobrze, nie trzeba przecież gwoździem dobijać puenty.

Dziennik albo nawet bardziej zbiór luźnych notatek, pisanych na gorąco mikroopowiadań. Reportaż literacki? Dużo powiedziane, zresztą szkoda byłoby, żeby „Szalom bonjour Odessa” Aleksandry Majdzińskiej zaginęło gdzieś w masie drukowanych dziś – często od jednej sztancy – reportaży. To zdecydowanie rzecz osobna, niezwykła, portret (portrecik) miasta pisany ołówkiem w tramwaju. A jednak mimo zwięzłości także niezwykle zmysłowy, pełen barw, dźwięków i zapachów, a niekiedy raczej brudu, hałasów i smrodu. Czasami jednego i drugiego naraz, jak w scenie na odeskim targu: „Idziesz za smrodem. Mówią, że to najlepszy sposób na znalezienie jatek. Ale po drodze śmierdzą jeszcze kiszone ogórki, kapią nasiąknięte octem arbuzy. Kiedy mijasz ustawione w rzędy pomidory, czujesz na sobie czyjś wzrok, nie ludzki, zwierzęcy jakiś. Chude, napięte, głodne psy rozrywają świńskie łby z przewróconego kubła”.

Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Śniła mi się dymisja arcybiskupa oskarżonego o tuszowanie pedofilii
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje