Egzekutor przodownikiem
W dniu 16 grudnia 1950 roku pewien oficer UB sporządził następującą notkę: „W dniu 14 grudnia 1950 Stasiaczek, który pracuje na ślusarni, wieszał krzyże po warsztacie ludziom pracującym na warsztacie – obywatelowi Słani Stanisławowi i innym przodownikom pracy. Krzyż ten został zrobiony na warsztacie ślusarskim, ale w który dzień to nie jest ustalone”.
Potem okazało się, że te krzyże wykonano z drewna, a na niektórych znajdowała się pięcioramienna gwiazda, a na innych napisy „Za trudy i znoje” i „Za dobrą pracę”. Przyczepiano je różnym pracownikom – dla kawału. Sam Stanisław Słania zeznał, że przytwierdzono mu do pleców krzyż za to, że był przodownikiem pracy. Sytuacja wywołała wesołość wśród innych pracowników. Krzyże wyrabiano w Zakładach Materiałów Ogniotrwałych w Skawinie, a potem sprzedawano Kościołowi. Niektórzy świadkowie zeznali, że wywieszanie tych krzyży to zwykły żart pracowników. Jedno było pewne – takie żarty robiono w zakładzie od dłuższego czasu. Niekiedy przypinano krzyże papierowe, a czasem drewniane – niewielkie, długości 5 centymetrów. O psikusy podejrzewano uczniów Szkoły Przysposobienia Przemysłowego, czyli SPP. Wytypowano kilku podejrzanych, których „profilaktycznie” aresztowano. Równocześnie określono priorytety dla ubeckiej sieci agenturalnej, która miała rozpracowywać środowiska pracy w stolarni i ślusarni. Wytypowano też kandydatów do werbunku. W toku dochodzenia stwierdzono, że rzeczywiście – krzyże wykonywali uczniowie SPP. Udało się też ustalić, że robiono je, aby ośmieszyć przodowników.
Jednak w styczniu następnego roku nastąpił zadziwiający zwrot w tej sprawie. Aresztowano pięciu podejrzanych – w tym Stanisława Słanię, od którego sprawa się zaczęła, a nie zatrzymano Stasiaczka. W trakcie przesłuchania okazało się, że Słania, odznaczony medalem Zwycięstwa i Wolności 1945 oraz Odznaką Grunwaldzką, w czasie wojny był łącznikiem organizacji WRN, czyli Polskiej Partii Socjalistycznej – Wolność Równość Niepodległość. Po wojnie wstąpił do milicji, ale zaraz z niej go wyrzucono za… wrogość wobec MO i pijaństwo. Inny podejrzany, Szymon Piszczyk, również w czasie wojny miał kontakty z AK i WRN, a poza tym był aktywnym członkiem PSL Stanisława Mikołajczyka. Po aresztowaniu wyżej wymienionych rada zakładowa, POP i dyrekcja zakładów w Skawinie wysmażyły wspólnie niezły elaborat: „Oświadczenie. Załoga Skawińskich Zakładów Materiałów Ogniotrwałych wykonała plan roczny na dzień 13 grudnia 1950 roku o godzinie 12 w południe, na 17 dni przed terminem, o czym syrena fabryczna oznajmiła pracującej załodze. Ten radosny fakt, ów sukces, wieńczący wysiłek całej załogi, świadomej ważności Planu sześcioletniego, został zakłócony przez poderwanie autorytetu władzy ludowej i przodownikom pracy na tutejszym zakładzie przez powieszenie krzyży na plecach przodowników pracy, a (byli) to: Gancarz Michał wyrabiający 140 proc. normy, Wasyl Piotr 135 proc., Wodniak Włodzimierz 177 proc. oraz szeregu innym przodownikom. Załoga fabryki wstrząśnięta takowym faktem prosi o surowy wymiar kary dla winnych”.
Ostatecznie akt oskarżenia skierowano przeciwko trzem osobom: Kazimierzowi Grzywaczowi, Szymonowi Piszczykowi i Stanisławowi Słani. Zarzucano im, że „w grudniu 1950 roku na terenie Fabryki Materiałów Ogniotrwałych w Skawinie, w sposób złośliwy i obniżający powagę Organów Władzy Ludowej, sporządzali z drzewa lub papieru Krzyże Zasługi dla przodowników pracy (…), które bądź to rozwieszali na transparentach Wart Pokoju, bądź przypinali na plecach przodownikom pracy tego Zakładu”.
W czasie rozprawy udało się wykazać, że oskarżeni rzeczywiście przypięli krzyże kilku przodownikom – nie udało się natomiast ustalić, kto przyczepił krzyż do sztandaru Warty Pokoju. Spośród oskarżonych tylko jeden przyznał się do winy. Piszczek się nie przyznał, a Słania twierdził, że nic nie pamięta. Jak to często bywa w takich sprawach, dojście do prawdy było trudne – zeznania różniły się od siebie. Bo w ściśle tajnych – wtedy – raportach wysłanych do MBP pisano, że to jednak Wilhelm Stasiaczek przypiął krzyż Stanisławowi Słani, przodownikowi pracy. Oczywiście sprawę zinterpretowano jako wrogą robotę „elementów reakcyjnych zatrudnionych na obiekcie”.