...nie spełnił się. To więc nie Anglia dała mi nadzieje, ale raczej powrót tutaj. Tam naczytałam się książek, naoglądałam zdjęć z protestów, a tu wreszcie mogłam zacząć sama działać. Odzyskałam radość życia po dwóch bardzo trudnych latach w Anglii.
Ciekawe, taka szara i smutna Polska, a daje radość.
Wiesz, jesteśmy jednak karmieni zachodnią kulturą i wmawia się nam, że wszystko jest tam lepsze, niebo jest bardziej niebieskie, a trawa bardziej zielona. A dla mnie niezwykłą inspiracją są właśnie ludzie w Polsce. Może i nasza rzeczywistość często jest szara i trudna, ale naprawdę wspaniałe jest to, jak potrafimy walczyć w różnych kwestiach i poszerzać tę szczelinę, w której widać nadzieję.
A kiedy ty zaczęłaś walczyć?
To był kwiecień 2020 r. Wróciłam i od razu dołączyłam do ludzi z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, by robić coś w Bydgoszczy. Wokół pandemia, lockdowny, bardzo trudny czas dla ruchu, który opiera się na wspólnym działaniu. A my staraliśmy się robić, co tylko się dało. Wspólnie z moją koleżanką Malwiną Chmarą wymyślałyśmy różne akcje, raz nawet udało nam się dobić do premiera Morawieckiego, gdy przyjechał do Bydgoszczy. Wręczyłyśmy mu list od ruchu, zadałyśmy kilka pytań.
I wyspecjalizowałaś się w zagadywaniu do polityków. Potem był prezydent Macron w Strasburgu i prezydent Duda na niedawnym szczycie klimatycznym w Szarm el-Szejk. Po co właściwie to robisz?
Dla mnie najważniejsze jest, by przełamać ten teatr, który politycy tworzą przed wyborcami. Bo prezydenci Macron, Duda i inni topowi politycy na co dzień przekonują nas, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a oni mają to oczywiście pod kontrolą, na wszystko mają świetne rozwiązania. I cykają sobie te piękne zdjęcia, jak sadzą drzewa. Ale za tym kryją się ogromne powiązania z przemysłem paliw kopalnych, które za pomocą tego teatrzyku chcą ukryć.
To niszczysz ten teatrzyk i co dalej?
Ludzie dzięki temu widzą w końcu, że ci politycy to nie są żadne ikony, a ich polityczne decyzje powinny zależeć od nas, a nie ich wąskich interesów. Prezydent Duda, kiedy skończyliśmy rozmawiać w kuluarach szczytu COP27, jak nigdy nic poszedł sobie na sesję plenarną i myślał pewnie, że to była błahostka, zaczepiła go jakaś denerwująca dziewczyna, ale na szczęście już po wszystkim. Nie spodziewał się, że kraj będzie cały tydzień mówił o naszej rozmowie. Dla mnie te konfrontacje są właśnie narzędziem, by informować ludzi o kryzysie klimatycznym i domagać się od polityków konkretnych rozwiązań. Wiesz, jak po tej konfrontacji wzrosło wyszukiwanie w Google’u frazy „ustawa wiatrakowa”? Jeszcze nigdy w Polsce tak wielu ludzi nie zainteresowało się OZE, więc to działa.
I daje ci to satysfakcję?
Przede wszystkim daje mi właśnie dużo nadziei, bo widzę, że nie tylko ja i Wiktoria przejmujemy się naszą przyszłością i bezpieczeństwem, ale że jest nas mnóstwo. I myślę, że nie jest żadnym zaskoczeniem, że tydzień po szczycie COP27 kwestie klimatyczne stały się głównym tematem kongresu programowego Platformy Obywatelskiej.
I to wy z Wiktorią Jędroszkowiak wymusiłyście na Donaldzie Tusku przyznanie się do błędu. Opublikowałyście w „Rzeczpospolitej” tekst pt. „Pora powiedzieć: myliliśmy się” – i Tusk dokładnie to powiedział. Zaskoczona?
No, raczej się nie spodziewałyśmy. Ale tak samo byłabym w szoku, jakby takie słowa wypowiedział premier Morawiecki czy prezes Kaczyński. Bo głośno mówimy, co nam się nie podoba w polityce rządu, ale opozycja też oczywiście nie jest święta. Ta cisza, która po jej stronie długo trwała w kwestiach wyzwań klimatycznych, musiała w końcu zostać przerwana. Choć domyślałyśmy się, że ten tekst dotrze do Donalda Tuska, że go przeczyta. Bo politycy nas oczywiście słyszą i dobrze wiedzą, czego się domagamy, ale to jest dla nich niewygodne, więc zazwyczaj nie chcą działać.
Jacek Grunt-Mejer: Nie każda zmiana jest rewitalizacją
Mieszkanie to nie jest zwykły towar rynkowy, jak przez lata wielu próbowało sugerować. Miasta nie mogą zostawić mieszkańców samych z tym problemem. Rozmowa z Jackiem Grunt-Mejerem, pełnomocnikiem Miasta stołecznego Warszawy ds. rewitalizacji
Mam wrażenie, że nie tylko politycy was zlewają, ale nawet liberalne media, które dość często was pokazują, tylko robią to nie dlatego, że traktują was poważnie, a po prostu tak wypada – taka poprawność polityczna.
O, tak, przez długi czas traktowano nas jedynie jako ciekawy, ale egzotyczny głos. Zawsze jak dostaję zaproszenie na debatę z cyklu „co myślą młodzi”, to mam wrażenie, że traktuje się nas jak obiekty z zoo. „Młodzi” – dotychczas nieznany gatunek w naszym społeczeństwie (śmiech).
I ta poprawność, że trzeba was jednak pokazać i wam rytualnie przytaknąć, skutkuje tym, że nie wchodzi się z wami w żadną dyskusję, a nawet więcej: nie myśli się nad tym, co właściwie mówicie.
To prawda, ale na szczęście to się zmienia. Myślę, że zaczynamy być powoli traktowane poważniej. Występuję na różnych panelach i widzę, że nasza perspektywa jest coraz lepiej rozumiana. Ruch klimatyczny, na który składa się aktywność głównie młodych ludzi, już doprowadził na świecie do ogromnych zmian, i w Polsce też na pewno do nich doprowadzi. Nasz głos przestaje być traktowany jedynie jako ciekawostka.
A oblewanie słoneczników van Gogha zupą to dobry pomysł, by zwrócić uwagę na kryzys klimatyczny?
Dokładniej: szyby, za którą były słoneczniki. Efekt był imponujący, bo od dawna żadna akcja klimatyczna nie wytworzyła tak wielkiego fermentu w światowej debacie publicznej, nie rozpoczęła tak głośnej dyskusji. My, w ruchu klimatycznym, doskonale widzimy, że wszelkie takie szokujące akcje rzeczywiście powodują, że nasze komunikaty nagle docierają do ludzi, do których normalnie by nie dotarły. I kiedy media nadal często ignorują wyzwania klimatyczne, po prostu musimy po takie narzędzia sięgać.
Ale w pewnym momencie one przestają szokować, a zaczynają zwyczajnie irytować.
To prawda, więc musimy wyczuć tę granicę i szukać nowych skutecznych sposobów działania. Tak samo jest z konfrontowaniem polityków z tymi wyzwaniami i np. wchodzeniem im na scenę na partyjnych kongresach. Na razie to działa, szokuje, dużo ludzi potem o tym mówi. A skoro pytasz, czy to dobre dla ruchu, to ja zapytam ciebie: dlaczego szokują cię te akcje, a nie to, że Daniel Obajtek nie dość, że dalej robi biznes z Putinem, to jeszcze podpisuje kontrakty z Katarem, kolejną dyktaturą? Albo to, że wbrew całej ten narracji ministra Ziobry o renesansie górnictwa w Polsce, dziś górnicy, choćby z kopalni Makoszowy, są wyrzucani ze swoich miejsc pracy bez jakiegokolwiek zabezpieczenia? Czasem mam wrażenie, że priorytety u niektórych są zaburzone.
Co studiujesz?
Teraz nic. Studiowałam socjologię i filozofię na Uniwersytecie Warszawskim, ale zawiesiłam studia. U mnie wszystko zmieniła wojna, która jest kolejnym efektem naszej zależności od paliw kopalnych. Efektem tego, że przez ostatnie dekady europejska polityka była jednym wielkim przymilaniem się Rosji, podpisywaniem kolejnych deali energetycznych itd. A to wszystko doprowadziło do tego, że moi przyjaciele, ukraińskie aktywistki i aktywiści, muszą dziś dosłownie walczyć o życie. I od 24 lutego wszystkie moje działania nabrały tempa, ale też nowego charakteru – bardziej lokalnego. Stąd Inicjatywa Wschód.
Michał Senk: Naród to coś pojemnego
Zamiast zaczynać rozmowę od manifestacji różnic między nami, zacznijmy w końcu podkreślać to, co nas łączy. A chyba nic lepiej nie pokazuje, jak wiele nas łączy, niż fenomen naszej tegorocznej solidarności, tej po 24 lutego - mówi Michał Senk, dyrektor Centrum Myśli Jana Pawła II.
Symboliczne, że maila z uczelni o tym, że grozi mi niezaliczenie roku, dostałam pół godziny po spotkaniu z prezydentem Macronem w Parlamencie Europejskim. Choć chciałabym studiować, mieć typowe studenckie życie, to chyba długo jeszcze nie będzie mi to dane. Na razie priorytetem dla mnie jest aktywizm – budowanie sojuszy, jak z Agrounią przy Strajku Kryzysowym. I wspieranie aktywistek z Europy Wschodniej, wspólne protesty.
I teraz jesteś de facto polityczką?
Nie. Aktywistką na pełen etat.
Czyli polityczką.
Nie i nie zamierzam startować w wyborach.
Dlaczego?
Uważam, że więcej jesteśmy w stanie zdziałać, wywierając presję na polityków, niż startując samemu w wyborach. System polityczny w naszym kraju jest tak zepsuty, że doprowadzenie go do stanu, w którym można będzie coś dobrego zrobić od wewnątrz, będąc jego częścią, jeszcze trochę zajmie. Ale nie wykluczam, że kiedyś może to się zmieni. Na razie nie chciałabym tracić czasu, użerając się ze starszymi panami w partiach, by z łaski swojej dopuścili do głosu młode osoby takie jak ja. My same sobie ten głos dajemy i to działa.
Dominika Lasota (ur. 2001)
Aktywistka Inicjatywy Wschód i międzynarodowego ruchu Fridays For Future.