Jan Bończa-Szabłowski: Schulz pierdut

Tych, którym tytuł tego felietonu wyda się nieco szokujący, a może nawet wręcz wulgarny, pragnę uspokoić, że to tylko polski punkt widzenia – nazwa pewnych żarówek też w Polsce na początku szokowała.

Publikacja: 18.11.2022 17:00

Jan Bończa-Szabłowski

Jan Bończa-Szabłowski

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

W przypadku Brunona Schulza tak miała nazywać się wystawa opowiadająca o jego fenomenie, którą planowałem otworzyć w Sibiu, w słynnym Narodowym Muzeum Brukenthala, najstarszej tego typu instytucji w dzisiejszej Rumunii. Rumunów tytuł z pewnością by nie szokował, bo w polskim tłumaczeniu znaczy po prostu „Schulz zagubiony/ utracony”. A miejsce prezentacji jest szczególne, bo pałac Samuela Brukenthala mieści galerię sztuki z dziełami reprezentującymi główne europejskie nurty malarstwa od XV do XVIII wieku, w tym prace Rubensa, Casanovy, Veronesego, a także bogate zbiory rycin, książek, numizmatów i minerałów.

Pamięć o Schulzu staram się popularyzować od kilkunastu lat, mając na to błogosławieństwo samego Jerzego Ficowskiego. Wystawę „W stronę Schulza”, czyli międzypokoleniowy dialog artystów zderzających się z twórczością jednego z najoryginalniejszych polskich twórców XX wieku, pokazywaliśmy w największych muzeach Polski. Ekspozycja się powiększa, dochodzą nowe dzieła, nowi artyści. Jej zagraniczne edycje noszą zwykle inne tytuły. Z różnych powodów. Czesi, których chcieliśmy przekonać, że my, Polacy, mamy swego Franza Kafkę, uznali, że tytuł „W stronę Schulza” jest zbyt „topograficzny” – zmieniliśmy go więc na „W labiryncie Brunona Schulza”. W Ukrainie czy Izraelu też prezentowaliśmy wystawę pod innymi tytułami.

Czytaj więcej

Jan Bończa-Szabłowski: Kaszubka warszawska, choć krakowska. Teresa Budzisz-Krzyżanowska

Skąd pomysł na Rumunię? Za dyrekcji Wojciecha Bonisławskiego Muzeum Narodowe w Gdańsku zorganizowało w w Sibiu wystawę prac Güntera Grassa, której zostałem kuratorem. Ekspozycja cieszyła się powodzeniem. I kiedy Rumuni zaproponowali Gdańskowi następną wystawę grafiki, dyrektor Bonisławski spojrzał na mnie i powiedział: „To pokażmy twojego Schulza, którego wzbogacimy o kilkanaście ciekawych prac z naszych zbiorów”. Dyrektor muzeum w Sibiu, miasta z bogatą historią i polskimi akcentami (gen. Bem i… piosenkarka Joanna Rawik), był zainteresowany.

Dyrektor Bonisławski „mojego Schulza” dobrze znał, bo przed laty w pałacu w Oliwie była odsłona naszej wystawy, z wieczorami literackimi i koncertami. Podczas wernisażu utwory Schulza czytali wybitni aktorzy Teatru Wybrzeże, m.in. Joanna Bogacka, Ryszard Ronczewski i Krzysztof Gordon. Przybyli specjalnie wynajętymi dorożkami i wyglądali jak postacie z rysunków drohobyckiego artysty. W Sibiu też nie chcieliśmy ograniczać się do samej prezentacji prac. Myśleliśmy o pokazie w miejscowym teatrze wrocławskiej pantomimy i o koncercie muzyki klezmerskiej. Plany, niestety, zostały zawieszone, bo zmienił się dyrektor i pojawił covid. Nie ukrywam, że żałuję, iż Rumuni nie dowiedzieli się o istnieniu tak niezwykłego artysty z Polski.

Jeszcze bardziej żal, że w ojczyźnie Schulza, czyli Polsce, właściwie bez echa mija przypadająca 19 listopada 80. rocznica jego śmierci. Ponad rok temu do Kancelarii Sejmu i Senatu złożyłem wniosek, by rok 2022 był Rokiem Schulza. Odpowiedź była pozytywna. Mamy więc Rok Brunona Schulza. Ale tylko na papierze. Instytucje państwowe, w tym Instytut Adama Mickiewicza, które jeszcze kilka lat temu rozmawiały ze mną na ten temat, dziwnie nabrały wody w usta. No jasne. Po co promować Polskę za pomocą jakiegoś drohobyckiego Żyda. To, że podziwiają go filmowcy, literaci i artyści z całego świata nic nie znaczy.

My Polskę będziemy promować przede wszystkim w Polsce. Np. przez budowanie ławeczek patriotycznych. A co z Schulzem? Tytuł rumuńskiej wystawy jest tu najlepszą odpowiedzią.

W przypadku Brunona Schulza tak miała nazywać się wystawa opowiadająca o jego fenomenie, którą planowałem otworzyć w Sibiu, w słynnym Narodowym Muzeum Brukenthala, najstarszej tego typu instytucji w dzisiejszej Rumunii. Rumunów tytuł z pewnością by nie szokował, bo w polskim tłumaczeniu znaczy po prostu „Schulz zagubiony/ utracony”. A miejsce prezentacji jest szczególne, bo pałac Samuela Brukenthala mieści galerię sztuki z dziełami reprezentującymi główne europejskie nurty malarstwa od XV do XVIII wieku, w tym prace Rubensa, Casanovy, Veronesego, a także bogate zbiory rycin, książek, numizmatów i minerałów.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich