W przypadku Brunona Schulza tak miała nazywać się wystawa opowiadająca o jego fenomenie, którą planowałem otworzyć w Sibiu, w słynnym Narodowym Muzeum Brukenthala, najstarszej tego typu instytucji w dzisiejszej Rumunii. Rumunów tytuł z pewnością by nie szokował, bo w polskim tłumaczeniu znaczy po prostu „Schulz zagubiony/ utracony”. A miejsce prezentacji jest szczególne, bo pałac Samuela Brukenthala mieści galerię sztuki z dziełami reprezentującymi główne europejskie nurty malarstwa od XV do XVIII wieku, w tym prace Rubensa, Casanovy, Veronesego, a także bogate zbiory rycin, książek, numizmatów i minerałów.
Pamięć o Schulzu staram się popularyzować od kilkunastu lat, mając na to błogosławieństwo samego Jerzego Ficowskiego. Wystawę „W stronę Schulza”, czyli międzypokoleniowy dialog artystów zderzających się z twórczością jednego z najoryginalniejszych polskich twórców XX wieku, pokazywaliśmy w największych muzeach Polski. Ekspozycja się powiększa, dochodzą nowe dzieła, nowi artyści. Jej zagraniczne edycje noszą zwykle inne tytuły. Z różnych powodów. Czesi, których chcieliśmy przekonać, że my, Polacy, mamy swego Franza Kafkę, uznali, że tytuł „W stronę Schulza” jest zbyt „topograficzny” – zmieniliśmy go więc na „W labiryncie Brunona Schulza”. W Ukrainie czy Izraelu też prezentowaliśmy wystawę pod innymi tytułami.
Czytaj więcej
Kiedy zastanawiam się nad fenomenem Heleny Modrzejewskiej, nie mam wątpliwości, że jej godną następczynią jest obchodząca niedawno okrągłe urodziny Teresa Budzisz-Krzyżanowska. Aktorka niezwykła, zachwycająca reżyserów i hipnotyzująca publiczność.
Skąd pomysł na Rumunię? Za dyrekcji Wojciecha Bonisławskiego Muzeum Narodowe w Gdańsku zorganizowało w w Sibiu wystawę prac Güntera Grassa, której zostałem kuratorem. Ekspozycja cieszyła się powodzeniem. I kiedy Rumuni zaproponowali Gdańskowi następną wystawę grafiki, dyrektor Bonisławski spojrzał na mnie i powiedział: „To pokażmy twojego Schulza, którego wzbogacimy o kilkanaście ciekawych prac z naszych zbiorów”. Dyrektor muzeum w Sibiu, miasta z bogatą historią i polskimi akcentami (gen. Bem i… piosenkarka Joanna Rawik), był zainteresowany.
Dyrektor Bonisławski „mojego Schulza” dobrze znał, bo przed laty w pałacu w Oliwie była odsłona naszej wystawy, z wieczorami literackimi i koncertami. Podczas wernisażu utwory Schulza czytali wybitni aktorzy Teatru Wybrzeże, m.in. Joanna Bogacka, Ryszard Ronczewski i Krzysztof Gordon. Przybyli specjalnie wynajętymi dorożkami i wyglądali jak postacie z rysunków drohobyckiego artysty. W Sibiu też nie chcieliśmy ograniczać się do samej prezentacji prac. Myśleliśmy o pokazie w miejscowym teatrze wrocławskiej pantomimy i o koncercie muzyki klezmerskiej. Plany, niestety, zostały zawieszone, bo zmienił się dyrektor i pojawił covid. Nie ukrywam, że żałuję, iż Rumuni nie dowiedzieli się o istnieniu tak niezwykłego artysty z Polski.