Dlatego że euro od początku było projektem politycznym, który miał związać zjednoczone Niemcy z Unią i nigdy nie został z punktu widzenia ekonomicznego dokończony?
Nie, chodzi o sam charakter unii walutowej, europejskiej czy jakiejkolwiek innej. Gdy analizuje się jednolity rynek, widać wyraźnie pasy transmisyjne, które sprzyjają szybszemu wzrostowi, inwestycjom. Ale nie widać, w jaki sposób kraje, które mają płynny kurs walutowy, te, które go uregulowały w jakichś widełkach, oraz te, które zdecydowały się na przystąpienie do unii walutowej, miałyby przez to większy czy mniejszy potencjał wzrostu. Tu raczej kluczem do sukcesu jest coś innego: czy dany kraj potrafi w sposób rozsądny prowadzić swoją politykę monetarną. Owszem, o strefie euro mówiło się, że to sposób dla krajów takich jak Grecja, Portugalia czy nawet Francja na podłączenie się do krajów, które zachowywały się bardzo rozsądnie. Przede wszystkim do Niemiec. Ale czy Szwecja, która nie należy do strefy euro, ma gorszy potencjał wzrostu niż Finlandia, która przyjęła euro? Nie, bo Szwedzi sami od lat prowadzili rozsądną politykę monetarną. Podobnie zresztą jak przez lata prowadziła ją Polska.
Polskę od siedmiu lat dzieli z Komisją Europejską spór w sprawie niezależności wymiaru sprawiedliwości, praworządności. To podaje w wątpliwość pewność prawa. Czy sukces gospodarczy, jaki zapewniła Unia, może zostać z tego powodu wystawiony na szwank?
Ryzyko istnieje, ale nie ma tu automatyzmu. Przystępując do Unii w 2004 r., Polska zajmowała 52. miejsce na liście najbardziej konkurencyjnych państw świata przygotowywanej przez World Economic Forum, organizatora szczytów w Davos. Dziś jest na miejscu 37. Jest więc zdecydowany postęp. Czy byłby on większy bez problemów z praworządnością? Nie jest łatwo to skwantyfikować.
Polska stała się jednym z kluczowych partnerów gospodarczych Niemiec, wręcz podwykonawcą niemieckiej machiny eksportowej zbudowanej po części dzięki taniej energii z Rosji. Czy taka zależność nie jest niebezpieczna?
Termin podwykonawca nie jest na miejscu. Belgia, jak Polska, ma za sąsiada Niemcy, największą potęgę gospodarczą, a w szczególności przemysłową, Europy. I z konieczności belgijski i niemiecki biznes są niezwykle powiązane, tak jak polski i niemiecki. To nie jest jakiś układ podległości, bo Belgia, ale i Polska, zdołały zbudować wiele przedsiębiorstw klasy światowej. Ale teraz rzecz najważniejsza: wszystkie kraje, które dokonały skoku rozwojowego, osiągnęły to poprzez handel. Tu w historii świata nie było żadnego wyjątku. Nie da się więc obronić tezy, że zacieśnienie współpracy gospodarczej z Niemcami było dla Polski błędem. Po prostu nie było innej drogi, jeśli Polacy chcieli żyć w zamożnym kraju. Odrębnym problemem jest to, że same Niemcy są bardzo zależne od eksportu i gdy zawężają się dla nich perspektywy sprzedaży za granicą, jak to się dzieje teraz, to cierpi na tym cała Europa, a najbardziej niemieccy sąsiedzi.