Serena Williams. Wiele kobiet może jej dziękować

Na zawsze pozostanie legendą sportu, ale to jej nie wystarcza. Serena Williams kończy tenisową karierę z przesłaniem: – Chciałabym myśleć, że dzięki mnie kobiety uprawiające sport mogą być sobą, że mogą być agresywne i zaciskać pięści. Mogą nosić to, co chcą, i mówić, co chcą. Mogą skopać komuś tyłki i być z tego dumne.

Publikacja: 19.08.2022 17:00

Serena Williams. Wiele kobiet może jej dziękować

Foto: Vaughn Ridley/Getty Images/AFP

Najważniejszym dokumentem końcowym sportowej epoki Sereny Williams stał się esej z wrześniowego wydania „Vogue’a”. Podkreślono w nim istotny przekaz gwiazdy: – Nigdy nie lubiłam słowa emerytura. Nie wydaje mi się nowoczesne. Wolę słowo ewolucja.

Na okładkowym zdjęciu Serena ewoluuje na wieczornej plaży w jasnobłękitnej sukni od Balenciagi, w kolczykach od Bulgariego. Czterometrowy tren trzyma córka Olympia, która w pierwszych zdaniach eseju także odgrywa zasadniczą rolę: po cichu przekazuje mamie (i głośno czytelnikom popularnego magazynu), że bardzo chce mieć młodszą siostrę.

Serena pisze w „Vogue’u”, że nigdy nie lubiła wybierać między tenisem i rodziną, że była jedną z tych kobiet, które uwielbiały być w ciąży i pracowały do dnia, w którym musiały zgłosić się do szpitala. To prawda – była w drugim miesiącu, gdy wygrywała ostatni z Wielkich Szlemów, Australian Open 2017.

Pisze też, że we wrześniu kończy 41 lat i niechętnie przyznaje, że musi odejść z tenisa. Podjęte z ulgą decyzje Ashleigh Barty lub przyjaciółki Karoliny Woźniackiej, które żegnały się ze sportem w znacznie młodszym wieku, rozumie, ale z nią było inaczej. Tenis za mocno w nią wrósł, nie chciała mówić o odejściu z rodzicami, nawet z mężem, jeśli już, to tylko z psychoterapeutką.

Z wielu książek, artykułów i filmów o Serenie pozostanie mnóstwo obrazów, które zapewne staną się po latach ikoniczne, jak zdjęcie jej starszej o kilkanaście miesięcy siostry Venus pchającej po korcie tenisowym wózek sklepowy z radosną, malutką Sereną w środku, jak szał podskoków po zwycięstwie w Wimbledonie, jak białe koraliki sypiące się z warkoczyków w Paryżu, jak wybuch wściekłości na osobę sędziującą na linii, która źle oceniła miejsce upadku piłki.

W podsumowaniach jej monumentalnej kariery znajdą się na pewno wyliczenia 23 singlowych zwycięstw wielkoszlemowych, 14 deblowych, także cztery złote medale olimpijskie, sukcesy w Pucharze Federacji i, dzięki 73 wygranym turniejom, setki tygodni na szczycie rankingu światowego. Zamknąć tej kariery jedynie w liczbach jednak nie wypada, można tylko przypominać najważniejsze i najmocniej działające na serca i umysły chwile na kortach.

Czytaj więcej

Chris Evert, Steffi Graff, Serena Williams… A teraz Iga Świątek

Era sióstr

Może to być pierwszy wygrany mecz w WTA Tour w listopadowym turnieju Ameritech Cup w Chicago w 1997 roku. Miała 16 lat, grała z dziką kartą, wygrała wtedy z Jeleną Lichowcewą, potem jeszcze z Mary Pierce i Moniką Seles – obie były tenisistkami z pierwszej dziesiątki rankingu. Może być pierwsze z wielu głośnych zdjęć w „Vogue’u” z 1998 roku, gdy Annie Leibovitz sfotografowała ją i Venus w białym wnętrzu, siedzące na jasnej kanapie z czarnym siedziskiem, w sukniach w wielkie czarno-białe pasy i w białych koralikach wpiętych w warkoczyki. Zdjęcie krzyczało: oto jesteśmy i zmienimy klasyczny biały świat. Annie Leibovitz będzie potem fotografowała Serenę dla „Vogue’a” jeszcze nieraz, jako uosobienie nieposkromionej kobiecej siły i jako romantyczną królową stylu także.

Symbolem kariery Sereny może być pierwszy tytuł wielkoszlemowy, zdobyty rok później w Nowym Jorku, m.in. po zwycięstwach nad Seles, Lindsay Davenport i Martiną Hingis, ówczesną liderką klasyfikacji WTA. To był właściwy początek ery sióstr Williams.

Nie będzie łatwo zapomnieć o turnieju w Indian Wells w 2001 roku, gdy na trybunach krążyła plotka, że Venus wycofała się z półfinałowego meczu z Sereną, aby uniknąć konfrontacji z siostrą. Serena została wówczas bezlitośnie wygwizdana przez tłum w swoim rodzinnym stanie podczas finału z Kim Clijsters. Dla wielu ten incydent był początkiem walki Sereny z rasizmem w sporcie. Pogodziła się z Indian Wells dopiero w 2015 roku.

Nigdy nie hamowała przesadnie języka podczas napięć na kortach, bywały z tym problemy, największe chyba podczas półfinału z Clijsters w US Open w 2009 roku, gdy usłyszała, że zrobiła błąd stóp. Zła energia kazała Serenie wykrzyczeć, że za tę ocenę wepchnie pani sędziującej na linii piłkę do gardła. Krytyka nie była łagodna, ale Serena pozostała sobą – dziewięć lat później na tym samym korcie weszła w głośny spór z sędzią Carlosem Ramosem w przegranym z Naomi Osaką finale US Open. Padły oskarżenia o seksizm i nieuczciwość arbitra, od tenisistki trudno było odkleić etykietę tej, która koncentrując się na zwycięstwie, niekiedy zapomina o kontroli wybuchowego temperamentu.

Jednak pozostała sobą, tłumacząc po latach, że esencja bycia Sereną to oczekiwanie od siebie tego, co najlepsze i udowadnianie, że ludzie się mylą. Budowała karierę tenisową, w dużej części świadomie, na przekształcaniu wewnętrznej złości w wygrane. Nie wierzyła w tej kwestii nawet starszej siostrze, która tłumaczyła, że jak ktoś mówi, że nie można czegoś zrobić, to nie można. Ona próbowała.

Nie zdobyła, jak Steffi Graf w 1988 roku, klasycznego Wielkiego Szlema, ale ma „Szlema Sereny” – cztery kolejne zwycięstwa, poczynając od Paryża, Wimbledonu i Nowego Jorku w 2002 roku, do Melbourne w roku 2003. Po igrzyskach w Londynie w 2012 roku została jedyną tenisistką, która wygrała w karierze wszystkie turnieje wielkoszlemowe oraz rywalizację olimpijską zarówno w singlu, jak i w deblu. Rekordu 24 zwycięstw wielkoszlemowych Margaret Court nie dogoniła, ale tak naprawdę w niczym jej to nie zaszkodziło.

Chciała oczywiście poprawić ten wynik, kiedyś wspomniała, że powinna wygrać ponad 30 najważniejszych turniejów wielkiej czwórki, ale życie chciało inaczej. Dawano jej szanse na te sukcesy nawet po urodzeniu Olympii, czyli po cesarskim cięciu, groźnym zatorze płucnym, depresji poporodowej i podczas karmienia piersią. Nie wyszło, liczba 23 pozostanie niewzruszona i dziś Serena twierdzi, że całkowicie wystarczy, by czuć dumę i niezwykłość osiągnięcia.

Odchodzi z tenisa mimo wewnętrznego rozdarcia, jednak z chłodną głową, skończyła studia, choć może nie tak, jak robi to większość amerykańskich dzieci. Formalnie rzecz ujmując, najpierw ojciec Richard uczył obie tenisowe córki w domu, z przerwą na dwa lata nauki połączonej z treningami w Rick Macci Tennis Academy na Florydzie. Szkołę średnią skończyła w 1999 roku, chodząc do małego prywatnego liceum, Driftwood Academy, także w słonecznym stanie.

Ma dwa dyplomy wyższych uczelni. Pierwszy zdobyła w The Art Institute of Fort Lauderdale, studiując (głównie internetowo) modę. Drugi w University of Massachusetts Amherst, być może dlatego, że wśród absolwentów są Richard Gere, Bill Cosby, Bridget Moynahan i Natalie Cole. Tam najpierw interesowały ją zajęcia z zarządzania biznesowego w Isenberg School of Management, ale w 2014 roku zmieniła kierunek na Pre-Med, czyli ścieżkę, jaką wybierają osoby z licencjatem pragnące zostać studentami medycyny. Zajęła się głównie medycyną holistyczną i odżywianiem.

Wsparcie dla zdolnych

Serena Williams w roli inwestorki, dyrektorki zarządzającej lub szefowej rady nadzorczej to nie jest pieśń dalekiej przyszłości, tylko codzienność tenisistki od kilku lat. Punktem zwrotnym tej biznesowej opowieści było zapewne powołanie dziewięć lat temu do życia spółki kapitałowej Serena Ventures, dzięki której możliwe stały się inwestycje zgodne z jej widzeniem świata.

Było to mniej znane, ciche życie Sereny poza kortami: ranek, śniadanie i zejście do biura, w którym można łączyć się z przedstawicielkami firmy rozsianymi na Florydzie, w Teksasie i Kalifornii, szukać i oceniać pomysły, projekty i przedsiębiorstwa, w które warto włożyć pieniądze.

Czy jest w tym dobra, trudno wiarygodnie oceniać w tej fazie aktywności firmy, ale talent do zarabiania Serena chyba jednak ma. Jeden z pierwszych czeków mistrzyni rakiety podpisała dla firmy MasterClass – założonej przez byłych studentów uniwersytetu Stanforda subskrypcyjnej platformy edukacyjnej, dającej dostęp do samouczków i wykładów nagranych przez ekspertów z różnych dziedzin. Rozpoczęta z kapitałem 4,5 mln dol. działalność, na którą z początku składała się praca trzech wykładowców w dwunastu klasach, przyniosła ogromny sukces. Po pięciu latach platforma miała przychód liczony w setkach milionów dolarów, w końcu stała się jednorożcem (spółką o wartości powyżej 1 mld dolarów). Jej wartość w 2021 roku wyceniano na 2,75 mld, choć ostatnio koniunktura nieco się pogorszyła.

Serena Ventures to nie są wyłącznie dolary Sereny. W 2020 roku firma pozyskała 111 milionów finansowania z zewnątrz, od banków i osób prywatnych. Siedemdziesiąt osiem procent portfela inwestycyjnego SV to firmy założone przez kobiety i osoby kolorowe – przyczyn nie trzeba wyjaśniać, choć inwestorka dostrzega, że jej mąż jest biały, więc powinna uważać na wykluczenia i zauważać wszystkich godnych zauważenia. Może dlatego Serena Ventures, w chwili założenia firma wyłącznie kobieca, w końcu zatrudniła rok temu pierwszego mężczyznę – specjalistę ds. różnorodności. SV wspiera dziś ponad 30 start-upów. Projekt znacząco pomógł Serenie zostać najbogatszą kobietą w rankingu Self-Made Woman magazynu „Forbes” w 2020 roku.

Te przykłady dość wyraźnie pokazują drogę, jaką dalej chce iść Serena. Która wsparła również pomysł Boss Beauties, czyli powołanie do życia firmy, której pierwszym dziełem stało się stworzenie kolekcji 10 tysięcy cyfrowych portretów kobiet na stanowiskach władzy, innowatorek i liderek odnoszących sukcesy w biznesie, nauce, sporcie lub sztuce. Wszystko w technologii NFT, co pozwoliło na dystrybucję cyfrową owych wirtualnych dzieł sztuki poświęconych wybitnym paniom.

Kolekcja Boss Beauties została stworzona w osiem tygodni, wyprzedała się w godzinę i stała się pierwszą kolekcją NFT, która pojawiła się na giełdzie nowojorskiej. Fundusze Sereny znalazły się także w projekcie sieci całodobowych, wygodnych i przystępnych cenowo ośrodków zdrowia Kiira Health, przeznaczonych przede wszystkim dla studentek i młodych amerykańskich kobiet. Pierwsza klinika została otworzona w czerwcu w Los Angeles.

Każdy, kto pyta o biznesową przyszłość Sereny, chyba dostaje w miarę jasną odpowiedź, chociaż można być niemal pewnym, że była tenisistka jeszcze nieraz zaskoczy świat. Dzień przed pierwszym meczem w Cincinnati (i ostatnim – przegrała z Emmą Raducanu), w przedostatnim turnieju WTA, w którym wzięła udział (ostatnim będzie US Open), powiedziała w uprzejmej rozmowie z piosenkarką i aktorką Seleną Gomez dla portalu Wondermind.com, że od dawna interesuje ją problem ochrony własnego zdrowia psychicznego, że intuicyjnie dbała o nie jeszcze w czasach, gdy świata nie zajmowały głośne wyznania Naomi Osaki lub Simone Biles, że potrafiła zamykać się przed otoczeniem i stawiać mu granice, których nikt nie mógł przekroczyć. Powiedziała również, że w tej kwestii ma jeszcze sporo do nauki, bo przyszedł czas, by ustalić nowe, jasne priorytety.

Kto odczytał ten przekaz jako istotny, miał rację, choć dobrze wiedzieć, że Wondermind to firmowany przez Selenę Gomez, jej mamę i inne panie start-up, w który na wczesnym etapie rozwoju bizneswoman Serena Williams zainwestowała 5 mln dolarów, więc aktywnie włącza się w działania platformy, promuje markę i angażuje się w tworzenie treści, które mają zmienić narrację tyczącą zdrowia psychicznego, zwłaszcza depresji, uzależnień, nawet samobójstw.

Wedle badań naukowców z University of Houston współczynnik samobójstw wśród Afroamerykanów obojga płci ostatnimi laty znacząco rośnie, więc problem istnieje. Wartość Wondermind.com jest obecnie wyceniana na 100 mln dol.

Serena działa także na innych polach. Jest w zarządach firm Poshmark (internetowy handel społecznościowy, wartość biznesu ok. 1,8 mld dol.) i SurveyMonkey (ankietowe zbieranie i opracowywanie głosów opinii publicznej na zadane tematy). Ma również własną linię biżuterii. Kiedyś z amerykańskim raperem Jayem Z zainwestowała w indonezyjską linię kawy Kopi Kenangan.

W 2018 roku została właścicielką linii odzieżowej S by Serena, to kolejne przedsięwzięcie z branży e-commerce, marka skierowana bezpośrednio do młodych kolorowych kobiet, którą wypromowała po kilku wcześniejszych nieudanych próbach podbicia branży modowej. Swe pieniądze umieściła również w drużynie futbolu amerykańskiego Miami Dolphins, w UFC oraz w pierwszej kobiecej ekipie piłkarek nożnych Angel City w Los Angeles (wraz z Natalie Portman).

Czytaj więcej

Czy to będzie polski Wimbledon?

Głos kobiet

Nie słychać, by firmy wspierające ją podczas kariery sportowej myślały o zakończeniu współpracy. Serena wciąż podpisuje nowe kontrakty reklamowe (ostatnio z producentem dezodoratów Secret), nie słychać, by rezygnowała z wykładów motywacyjnych dla biznesu, udziału w radach przedsiębiorców, występów telewizyjnych i bywania w wielkim świecie, od ślubu księcia Harry’ego w Windsorze po gale wręczania Oscarów.

Chciała czy nie, została wzorem dla wielu kobiet o różnych kolorach skóry, wieku i pozycji, bo potrafiła, jak nikt inny, będąc sobą i inną od reszty, zademonstrować siłę i skuteczność. Wkroczyła z przytupem w świat tenisa, w którym wcale niełatwo było jej demonstrować niezależność poglądów, gustów i zachowań. Jeszcze niedawno kwestionowano jej wygląd i ubiory, słyszała, jak szef Rosyjskiej Federacji Tenisowej Szamil Tarpiszczew nazywał ją i Venus „braćmi Williams”, a Ion Tiriac namawiał do rezygnacji ze sportu w imię „przyzwoitości, wieku i wagi”.

Takie i podobne głosy przyjmowała z godnością, jaką dawały jej sukcesy, praca i geny. Od lat twardo mówiła o prawach kobiet, o dyskryminacji w swoim sporcie, o podwójnych standardach, zróżnicowaniu. Wiele kobiet może jej dziękować, bo stała się ich głosem, nawet jeśli robiła to ostatnimi czasy przeważnie w sukniach Calvina Kleina, Sergio Hudsona albo Grace Wales Bonner oraz w biżuterii Fernando Jorge, Lagos lub od Sary Beltran.

W tenisie będzie już na zawsze legendą. Dzisiejsza liderka rankingu światowego Iga Świątek dobrze oddała szacunek młodego pokolenia dla odchodzącej mistrzyni, mówiąc, że z racji pewnej nieśmiałości trudno jej nie tylko podejść i porozmawiać z Sereną, ale nawet powiedzieć jej zwykłe „cześć”. – Trochę przy niej zapominam, że to ja jestem dziś nr 1 na świecie. Widząc ją, czuję się jak dzieciak z przedszkola, więc tylko patrzę i mówię sobie: „o rety, to Serena!” – stwierdziła Polka podczas jednego z ostatnich turniejów.

Nie trzeba jednak wymagać od Sereny, by już teraz myślała o swym wielkim dziedzictwie. W paru rozmowach przyznała, że popełniła też wiele błędów, że daleko jej do ideału i solidna krytyka niekiedy mogła być słuszna. Wyciąga wnioski z porażek sportowych i życiowych, ma nadzieję, że jej wcale niełatwa droga do sukcesu w tenisie spowoduje, że następczynie będą miały łatwiej i że z biegiem lat ludzie pomyślą o niej jako symbolu czegoś większego niż tenis.

Czytaj więcej

Chris Evert, Steffi Graff, Serena Williams… A teraz Iga Świątek

Najważniejszym dokumentem końcowym sportowej epoki Sereny Williams stał się esej z wrześniowego wydania „Vogue’a”. Podkreślono w nim istotny przekaz gwiazdy: – Nigdy nie lubiłam słowa emerytura. Nie wydaje mi się nowoczesne. Wolę słowo ewolucja.

Na okładkowym zdjęciu Serena ewoluuje na wieczornej plaży w jasnobłękitnej sukni od Balenciagi, w kolczykach od Bulgariego. Czterometrowy tren trzyma córka Olympia, która w pierwszych zdaniach eseju także odgrywa zasadniczą rolę: po cichu przekazuje mamie (i głośno czytelnikom popularnego magazynu), że bardzo chce mieć młodszą siostrę.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich