Chris Evert, Steffi Graff, Serena Williams… A teraz Iga Świątek

Iga Świątek objęła prowadzenie w rankingu WTA, co oznacza, że jest dziś najlepszą tenisistką na świecie. To brzmi dumnie, szczególnie w sporcie, który zapewnia swoim bohaterom globalną sławę i pieniądze porównywalne z gwiazdami show-biznesu.

Publikacja: 15.04.2022 18:00

Chris Evert, Steffi Graff, Serena Williams… A teraz Iga Świątek

Foto: AFP

Jest teraz 28 tenisistek, które prowadziły w światowym rankingu. Jak na prawie pół wieku – chyba niedużo. Być w tym towarzystwie to coś więcej niż powód do wysokiego rozstawienia i szacunku w szatni każdego turnieju. Rankingi sprawa poważna, w tenisie wyznaczają sposób traktowania grających, ich pozycję marketingową i dostęp do turniejów. I opowiadają, na swój szczególny sposób, historię tenisa.

Tenisistki i tenisistów klasyfikowano w sposób subiektywny niemal od początku tej gry. Oczywiście oceny w XIX wieku były tylko wrażeniem dziennikarzy wyniesionym z pierwszych turniejów, bardziej specjalistyczne, choć wciąż subiektywne listy pojawiły się w latach 20. minionego wieku. Tworzyli je – głównie na koniec roku w rubrykach sportowych amerykańskich i brytyjskich gazet – redaktorzy, działacze, eksperci i miłośnicy tenisa.

Mieliśmy zatem rankingi w „The Daily Telegraph", „American Lawn Tennis", „Daily Mail". Swoją klasyfikację podawał w latach 30. szef Francuskiej Federacji Tenisowej Pierre Gillou, w Australii Harry Hopman, w latach 50. dołączyli uznani autorzy „World Tennis" i „L'Equipe", pojawiały się panele eksperckie, ale rewolucję w tej sprawie wywołały zmiany organizacyjne w erze open, od 1968 roku, gdy tenis stał się także sposobem na zarabianie dużych pieniędzy.

Kobiety, które stworzyły w 1973 roku Women's Tennis Association, miały wziętą od mężczyzn wiedzę (ranking ATP powstał wcześniej), że klasyfikacja grających sprzyja organizacji turniejów, pomaga wyłonić gwiazdy i wzmocnić promocję dyscypliny. Pierwszy oficjalny, wyliczany przez komputery ranking WTA pojawił się zatem 3 listopada 1975 roku. Pierwszą liderką została Amerykanka Chris Evert, mistrzyni czterech z siedmiu turniejów Wielkiego Szlema poprzedzających dzień ogłoszenia klasyfikacji.

Czytaj więcej

Luksusy i procesy Borisa Beckera

Chrissie i Martina

Była najlepsza w Roland Garros i Wimbledonie w 1974 roku, wygrała Roland Garros i US Open w następnym roku, można rzec, że ranking bez żadnych kontrowersji potwierdził stan powszechnie znany w środowisku. – Wcześniej ustalano przede wszystkim klasyfikację na koniec każdego sezonu, ja w 1974 roku też byłam w niej pierwsza, prawdopodobnie z powodu zwycięstw w Paryżu i Londynie. Uzasadnienie pojawienia się rankingów komputerowych było jednak jasne: stanowiły podstawę do dostania się do turniejów i cięcia listy zgłoszeń oraz rozstawienia grających. Tenisistki raczej wiedziały, kto był numerem 1 lub 2, ale nowy ranking po prostu legitymizował wszystko na papierze – mówiła pierwsza liderka.

Pierwsza dziesiątka tego historycznego rankingu wyglądała następująco: 1. Chris Evert (USA), 2. Virginia Wade (W. Brytania), 3. Martina Navratilova (wtedy jeszcze Czechosłowacja), 4. Billie Jean King (USA), 5. Evonne Goolagong (Australia), 6. Margaret Court (Australia), 7. Olga Morozowa (ZSRR), 8. Nancy Richey (USA), 9. Françoise Durr (Francja) i 10. Kerry Melville Reid (Australia). Tylko Morozowa nie jest dziś w tenisowej Galerii Sław.

Kiedy Chris Evert znalazła się na szczycie klasyfikacji, to nie schodziła z niego długo, była liderką w sumie przez 260 tygodni. – Ranking zawsze delikatnie przypominał mi o byciu numerem 1, ale starałam się nie rozwodzić nad tym zbytnio, ponieważ ważniejszym zadaniem było dla mnie wygrywanie turniejów. Wiedziałam, że tę jedynkę można mi odebrać równie szybko, jak ją dostałam. Masz większą presję, gdy jesteś numerem 1, ale masz również większą pewność siebie. Czułam, że prowadzenie dawało mi jednak inspirację, chciałam utrzymywać tę pozycję i ciągle doskonalić grę – wspominała Evert.

Wśród 28 pań, które osiągnęły to honorowe miejsce, jest w wielkiej czwórce, wyprzedziły ją tylko Steffi Graf (377 tygodni), Navratilova (332) i Serena Williams (319).

Drugą liderką rankingu WTA była Evonne Goolagong. Formalnie od 26 kwietnia do 9 maja 1976 roku, tylko przez dwa tygodnie. Dowiedziała się o tym jednak dopiero po ponad 31 latach – w końcu grudnia 2007 roku, gdy statystycy WTA dokonali oficjalnej korekty w historycznych zapisach.

Siedmiokrotna mistrzyni wielkoszlemowa padła ofiarą pomyłki przy wpisywaniu do komputera wyników turniejowych w 1976 roku. W ten sposób nie dodano Australijce wszystkich należnych punktów, pozostała wówczas numerem 2 za Evert i nie odebrała we właściwym czasie należnych jej honorów.

Błąd wykrył menedżer ds. komunikacji WTA John Dolan. Po miesiącach poszukiwań w końcu znalazł brakujący element i udowodnił, że Evonne Goolagong dotarła do nr. 1 w 1976 roku. Główną przyczyna pomyłki było to, że w tamtym czasie rankingi WTA nie były publikowane co tydzień jak dziś, ale co dwa tygodnie. No i tenisistki jeszcze nie zwracały na kolejność wielkiej uwagi, ponieważ liczył się przede wszystkim ranking na koniec roku.

– Zapisy w tamtych wczesnych latach nie były idealne, nasz system rankingowy był powszechnie postrzegany jedynie jako podstawa do przyjmowania wpisów do turniejów – wyjaśniał Larry Scott, w 2007 roku szef WTA Tour. Nie zmienia to faktu, że w 1976 roku Goolagong grała tenis życia, tamtej wiosny wygrała cztery turnieje cyklu Virginia Slims i po tym czwartym, w Los Angeles, powinna zdobyć prestiżową jedynkę.

Dowiedziała się o zaszczycie telefonicznie, John Dolan zadzwonił, wyjaśnił i przeprosił. Pani Goolagong pretensji nie zgłaszała, duma z osiągnięcia, nawet ogłoszonego z taką zwłoką, też miała dla niej znaczenie. W końcu pozostała jedyną zawodniczką w historii, która osiągnęła szczyt swojej dyscypliny 22 lata po przejściu na emeryturę.

Po pięknej karierze, zakończonej w 1985 roku, została m.in. ambasadorką sportu w społecznościach Aborygenów, prowadziła drużynę Australii w Pucharze Federacji, w naturalny sposób stała się również mentorką i przyjaciółką Ashleigh Barty, drugiej tenisistki z Australii, która wspięła się na szczyt w 2019 roku.

Czas Steffi

Ważnym dniem dla rankingu WTA był też 17 sierpnia 1987 roku – wtedy numerem 1 została po raz pierwszy 18-letnia Steffi Graf, która jedynkę przy nazwisku utrzymywała (na razie) najdłużej. Niemka, w 1982 roku najmłodsza dziewczynka na świecie, która znalazła się w rankingu WTA, mistrzyni pokazowego turnieju tenisa podczas igrzysk w Los Angeles, potrafiąca pokonać w wieku 16 lat samą Martinę Navratilovą, przyjechała latem 1987 roku do Los Angeles po sześciu wygranych turniejach sezonu (z Roland Garros włącznie), przegrała tylko jeden mecz – finał Wimbledonu z Martiną. Była więc wciąż numerem 2.

Wiedziała jednak, że jeśli wygra w Kalifornii turniej Virginia Slims of Los Angeles i Navratilova nie dotrze do finału, to klasyfikacja światowa zyska nową liderkę. Dotarła do finału, nie tracąc seta. W drugiej połowie drabinki były dwie najlepsze tenisistki poprzedniej dekady. Evert i Navratilova spotkały się w półfinale, Amerykanka wygrała łatwo 6:2, 6:1, wykonując za Niemkę pierwszą połowę roboty. Drugą Steffi zrobiła sama, pokonała Chrissie 6:3, 6:4.

– Nie potrafiłam przestać się cieszyć. Byłam bardzo zaskoczona. To wspaniałe uczucie. Rozmawiałam o tym z moim ojcem po półfinałach, o szansach na zostanie numerem 1, tata mówił, że to chyba niemożliwe. A jednak było możliwe... – mówiła potem w „Los Angeles Times".

Graf była tą, która ostatecznie zakończyła dominację wielkiej dwójki mistrzyń (wyłączywszy sprawę Goolagong i krótkie, choć intensywne wejście na szczyt Tracy Austin w 1980 roku). Wtedy, w Los Angeles, Evert była jeszcze trochę sceptyczna w kwestii odkrycia wielkiej następczyni.

– Co pięć lub dziesięć lat pojawia się ktoś młodszy, kto jest naprawdę wyjątkowy. Ja byłam w takiej roli, była też Martina. Myślę, że Steffi też jest jedną z takich tenisistek, miała przecież wspaniały rok, ale musi mieć 10 następnych równie wspaniałych lat, żeby dorównać naszemu rekordowi – twierdziła pierwsza liderka rankingu. Navratilova, która straciła prowadzenie, ale tego dnia wygrała jeszcze turniej deblowy, zapytana przez dziennikarzy o pierwsze miejsce Graf, rzekła, że tej kwestii komentować nie będzie.

Los zaś sprawił, że słowa Chris Evert w przewrotny sposób się spełniły. Stefania Graf była numerem 1 przez następne 186 tygodni (ten rekord wyrównała po latach Serena Williams), wyprzedzona przez Monikę Seles dopiero w 1991 roku. Potem z przerwami dokładała kolejne tygodnie prowadzenia w rankingu, miała jeszcze 10 wspaniałych lat kariery, a nawet trochę więcej, bo skończyła grę w 1999 roku.

Czytaj więcej

100 lat polskiego tenisa

Tragedia Moniki, wzlot Martiny, epoka Sereny

Kortowa i rankingowa rywalizacja Evert – Navratilova zamieniła się w starcie Graf – Seles, które jednak nie trwało długo, gdyż 30 kwietnia 1993 roku podczas turnieju w Hamburgu, w trakcie przerwy w spotkaniu Seles z Manuelą Malejewą psychofan Steffi Graf Günter Parche zaatakował nożem największą rywalkę swej idolki.

Trafił ją w plecy, blisko szyi, rana na szczęście nie spowodowała tragedii, napastnik został szybko ujęty i obezwładniony, ale skutki zdarzenia na długo przerwały karierę Moniki Seles. Wróciła do WTA Tour w 1995 roku, wobec nadzwyczajnych okoliczności tej ponaddwuletniej przerwy zadecydowano, że Seles i Graff będą wspólnie numerem 1 w pierwszych sześciu turniejach, w których zagra tenisistka pochodząca z dawnej Jugosławii (Seles miała korzenie serbskie i węgierskie), ale wtedy już obywatelka USA. Panie dzieliły to pierwsze miejsce przez 64 tygodnie, więcej powodów do takich decyzji na szczęście już nie było.

W czasie, gdy Seles była nieobecna, zastępstwo w kwestii walki o numer 1 wzięła na siebie na krótko Arantxa Sanchez-Vicario. Prowadzenie zdobyła po raz pierwszy na początku 1995 roku w okolicznościach niezbyt efektownych: z powodu kontuzji Graf nie pojawiła się w Australian Open, tam Hiszpanka doszła do finału i po zwycięstwie miała gwarancję zostania numerem 1. Przegrała jednak z Mary Pierce i musiała odczekać jeszcze tydzień, by w wyniku odjęcia punktów Niemce bez gry dostać się na tron. Wkrótce Graf wróciła do akcji i, po paru zmianach kolejności, nie pozwoliła Hiszpance królować w sumie dłużej niż 12 tygodni.

Większe zagrożenie stanowiła najmłodsza w rankingowych kronikach liderka – Martina Hingis. Jej władza rozpoczęła się 31 marca 1997 roku tam, gdzie Igi Świątek – w Miami. Szwajcarka biła wiele statystycznych rekordów związanych z wczesnym wejściem w wielki tenisowy świat. Wśród nich było juniorskie zwycięstwo w Roland Garros w wieku 12 lat. Prowadzona przez matkę, panią Melanię Molitor, dziewczynka zaczęła grę w WTA Tour jako 14-latka i mocno protestowała, gdy dowiedziała się, że przed ukończeniem 16. roku życia nie może grać w więcej niż 15 turniejach rocznie.

Do Miami przyjechała po sukcesie wielkoszlemowym w Melbourne (jako najmłodsza mistrzyni w erze otwartego tenisa), potem dodała jeszcze trzy zwycięstwa, a gdy mająca bronić tytułu Steffi Graf wycofała się z Miami Open, Szwajcarka już wiedziała, że będzie numerem 1, nawet bez wychodzenia na kort w Key Biscayne.

Jednak wyszła, w finale wysoko pokonała Monikę, można śmiało powiedzieć, że zrobiła wszystko z przytupem w wieku 16 lat i 183 dni. – Jestem niepokonana, to dla mnie duża motywacja, by nie przegrać. Wszyscy na to czekają, mówiąc: kiedy odda pierwszy mecz? Ja po prostu staram się nie przegrać żadnego – mówiła wówczas dziennikarzom. Nie przegrała 26 spotkań od początku sezonu, dzięki, jak pisano, „niesamowitemu szóstemu zmysłowi na korcie, na którym ma zdolność przewidywania wróżbity i niezłomne nerwy chirurga".

W końcu przegrała, sezon na kortach ziemnych opuściła z powodu kontuzji odniesionej po upadku z konia, ale wytrwała na szczycie w pierwszym podejściu przez 80 tygodni. W sumie królowała 209 tygodni, ostatni raz w październiku 2001 roku, gdy na scenę weszło pokolenie tenisistek silniejszych fizycznie, bardziej dynamicznych, choć niekiedy znacznie mniej subtelnych.

One również powodowały, że ranking bywał dostrzegany, chwalony lub krytykowany. Mieliśmy czas blasku Lindsey Davenport, Jennifer Capriati, potem epokę sióstr Williams, najpierw Venus (od lutego 2002 roku), potem Sereny (od lipca 2002 roku). Serena dotarła w końcu do dnia, w którym można było w 2017 roku stwierdzić, że jest najstarszą liderką rankingu światowego, w wieku 35 lat i 226 dni.

Ważną historię napisała Justine Henin, która 14 maja 2008 roku, mając 25 lat i prowadząc w rankingu, jako pierwsza, przed Ashleigh Barty, zrezygnowała z gry w tenisa, parę tygodni przed turniejem Wielkiego Szlema w Paryżu, gdzie wygrywała cztery razy. Liderką została już w 2003 roku. Odnosiła wiele sukcesów, była pierwszą, która na kortach zarobiła w rok ponad 5 mln dolarów. Tajemnica jej nagłego odejścia nigdy nie została do końca wyjaśniona, trzeba przyjąć oficjalne tłumaczenie, że „nie odczuwała już tych samych emocji i chciała odkrywać inne ścieżki życia, także bardziej angażować się w fundację, pomagając dzieciom chorym na raka". Wróciła na chwilę w 2010 roku, doszła z dziką kartą do finału Australian Open, ale o szczycie rankingu mowy być nie mogło.

W ostatnim 15-leciu rotacja na pierwszym miejscu zrobiła się większa. Okresy nieobecności Sereny powodowały, że prowadziły w nim tenisistki, które wcześniej nie wygrały w Wielkim Szlemie (Kim Clijsters, Amelie Mauresmo, Karolina Woźniacka i Simona Halep), i nawet takie, które nigdy nie odniosły sukcesu wielkoszlemowego (Jelena Janković, Dinara Safina i Karolina Pliskova).

Od Iwony do Igi

Polki pojawiły się na widocznych miejscach dość późno. Pionierką stała się Iwona Kuczyńska, która po ogłoszeniu stanu wojennego pozostała w USA i tam, będąc m.in. w kręgu osób trenujących i startujących z Martiną Navratilovą, zdobyła prawo gry w turniejach WTA, potem w Wielkim Szlemie. Pojawiła się w pierwszej setce klasyfikacji światowej jesienią 1987 roku, dotarła wtedy do 64. miejsca, grając m.in. trzy rundy w Wimbledonie i dwie w US Open.

Lata 90. nie były dla kobiecego tenisa w Polsce o wiele bardziej łaskawe, ale determinacja Katarzyny Nowak (nr 47. rankingu w 1995 roku), energia Aleksandry Olszy (72. w 1996 roku) oraz rozwijający się talent Magdaleny Grzybowskiej (30. w 1998 roku) kazały wierzyć, że może być lepiej.

Pierwszą Polką, która mogła prowadzić w rankingu WTA, była Agnieszka Radwańska. Pojawiła się w pierwszej setce jesienią 2006 roku i do końca kariery tam pozostała. Szczyt, czyli drugie miejsce, osiągnęła w lipcu 2012 roku po pamiętnym finale Wimbledonu z Sereną Williams. Gdyby wówczas wygrała, zostałaby liderką, przed Wiktorią Azarenką. Drugi raz wiceliderką była w maju 2016 roku, gdy tenisem kobiecym zdecydowanie rządziła Serena i wtedy zbliżyć się do niej było niezmiernie trudno.

Najlepsze rankingowe miejsce Marty Domachowskiej to 37. w 2006 roku, Urszuli Radwańskiej 29. w 2012 roku. Po nich pierwszą setkę zdobyły jeszcze Katarzyna Piter (2014) i Magda Linette (2015), ale tylko ta druga została w niej na dłużej (obecny szczyt pani Magdy to 33. pozycja z lutego 2020 roku). Ostatnią, 11. z Polek obecnych tak wysoko jest Magdalena Fręch (obecnie rakieta nr 87. na świecie).

Iga Świątek wspinała się po szczeblach rankingu WTA szybko, awansując z miejsca nr 846. w końcu 2016 roku do 60. trzy lata później. Przełomem był w 2019 roku kwietniowy turniej w Lugano, w którym dotarła do finału. Przegrała z Poloną Hercog (to do dziś jedyna porażka Polki w finale turnieju WTA), ale symboliczny przeskok ze 115. na 95. miejsce był przyjemnym potwierdzeniem rosnących możliwości Igi.

Po wielkoszlemowym zwycięstwie w Roland Garros 2020 znalazła się od razu w drugiej dziesiątce świata, zwycięstwo w Rzymie w maju 2021 roku oznaczało obecność w pierwszej. Niezwykły ciąg dalszy nastąpił w minionych tygodniach. Trzy wielkie sukcesy Igi w Katarze, w Kalifornii i na Florydzie plus nagłe zakończenie kariery przez Ashleigh Barty oznaczały, że po raz pierwszy numer 1 rankingu WTA pojawił się przy nazwisku Polki.

Iga potrafiła wspaniale wykorzystać swój czas, jest jedną z młodych gwiazd, dołączenie do 27 poprzedniczek to sukces ogromny. Ta jedynka to jednak także ciężar, który trzeba umieć udźwignąć.

Czytaj więcej

Rewolucja w narciarstwie alpejskim

Jest teraz 28 tenisistek, które prowadziły w światowym rankingu. Jak na prawie pół wieku – chyba niedużo. Być w tym towarzystwie to coś więcej niż powód do wysokiego rozstawienia i szacunku w szatni każdego turnieju. Rankingi sprawa poważna, w tenisie wyznaczają sposób traktowania grających, ich pozycję marketingową i dostęp do turniejów. I opowiadają, na swój szczególny sposób, historię tenisa.

Tenisistki i tenisistów klasyfikowano w sposób subiektywny niemal od początku tej gry. Oczywiście oceny w XIX wieku były tylko wrażeniem dziennikarzy wyniesionym z pierwszych turniejów, bardziej specjalistyczne, choć wciąż subiektywne listy pojawiły się w latach 20. minionego wieku. Tworzyli je – głównie na koniec roku w rubrykach sportowych amerykańskich i brytyjskich gazet – redaktorzy, działacze, eksperci i miłośnicy tenisa.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich