Charakterystyczna polemika na Facebooku. Bloger o ortodoksyjnie wolnorynkowych poglądach ekonomicznych wzdycha do czasów i dorobku Leszka Balcerowicza. Dziś rzadko można spotkać w mediach społecznościowych takie wypowiedzi, zwłaszcza ze strony polityków, ale autor tego posta nie jest politykiem.Nieoczekiwanie odpowiada człowiek, który był politykiem, wieloletnim radnym z ramienia Platformy Obywatelskiej. Reaguje gwałtownie, chociaż gospodarz profilu nic o PO nie napisał. „Problem w tym, że ty nie czujesz się współodpowiedzialny za taką sytuację. Sam wielokrotnie apelowałeś o to, żeby Platforma koncentrowała się raczej na wygraniu wyborów, a nie wierności swojemu programowi. Jeżeli dziś PO odpływa trochę w lewo w sprawach gospodarczych, to znaczy pojawiają się niestety w jej retoryce projekty populistyczne rozdawnictwa pieniędzy, to odpowiedź na apel takich jak ty. Większość polskich wyborców niestety chce głosować na partie obiecujące rozdawanie pieniędzy".
Dalej pojawiają się inne obrachunki. „Tobie bardziej przeszkadzali geje i uchodźcy, niż byłeś skłonny bronić racjonalności gospodarczej, której PO w XXI w. broniła najbardziej w polskiej polityce". Sens tego wpisu, choć podawany nie wprost, jest oczywisty. Jeśli z rozlicznych powodów Platforma Obywatelska przegrywała w ostatnich latach różne spory, także ideologiczne (temat imigrantów to dobry przykład), to teraz ma szansę się odkuć, bijąc przeciwnika jego własną bronią: przesuwaniem się w lewo w sprawach ekonomicznych albo nawet wzywaniem do rozdawnictwa.
Czytaj więcej
Teza o immanentnym związku między prawicą europejską czy amerykańską i Putinem jest absurdem. Polska prawica zdaje się być na to szczególnie odporna. Zarazem po tej stronie mamy ostatnio coraz wyraźniejszą ofensywę wygodnego dla Rosji „realizmu".
Redystrybucja godności
To poniekąd kopia dawnych dylematów Jarosława Kaczyńskiego. Już w latach 1992–1993 lider Porozumienia Centrum, partii promodernizacyjnej, prokapitalistycznej, proeuropejskiej, ale także antykomunistycznej i konserwatywnej w sferze wartości, dowiedział się z badań elektoratu, że wymyślony przez niego wyborca praktycznie nie istnieje. Stąd późniejsze, choć czasem z odstępstwami, jak np. polityka podatkowa minister finansów Zyty Gilowskiej w czasie rządów PiS w latach 2005–2007, stawianie na kurs raczej roszczeniowy, a na pewno nastawiony na obsługiwanie interesów biedniejszych wyborców. Przy czym chyba dopiero od roku 2015 nabrało to kształtu spójnej myśli, która z czasem przerodziła się w mitologię – kreowano obraz fałszywej modernizacji, która pozostawiła masy ludzi na dole drabiny społecznej, co obecnie wymaga generalnej rewizji i redystrybucji środków finansowych, ale też godności.
Ta polityka u braci Kaczyńskich wynikała niegdyś w dużej mierze z przekonania. Tradycyjny patriotyzm miał kłaść większy nacisk na solidarność wspólnotową, także pod względem społeczno-ekonomicznym. Szczególnie Lech Kaczyński, skryty wyznawca tradycji przedwojennej Polskiej Partii Socjalistycznej, wkładał w to swoją społeczną wrażliwość. Ale też PiS coraz wyraźniej oferował Polakom swoistą transakcję wiązaną. Hamowanie zmian obyczajowych i światopoglądowych oraz podtrzymywanie szerokich ram suwerenności państwa narodowego miało być trwale związane z rządową prospołeczną aktywnością.