Za tę wypowiedź redaktora naczelnego „Gazety Polskiej" Donald Tusk żąda od niego 100 tys. zł i szczerze mu kibicuję, żeby w sądzie wygrał, o ile jego pozew ograniczy się do ukarania Sakiewicza za tę część wypowiedzi, w której przypisuje Tuskowi „pozwolenie" na zabicie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Oskarżenie, że „rząd Tuska zrobił wszystko", jest moim zdaniem dozwoloną opinią i pewnym skrótem myślowym, a to powinno pozostać prawem każdego publicysty.
Czytaj więcej
Donald Tusk złożył w piątek, 18 marca pozew przeciwko Tomaszowi Sakiewiczowi w sprawie o naruszenie dóbr osobistych. Informację przekazał Jan Grabiec, rzecznik Platformy Obywatelskiej.
Kibicuję więc Tuskowi w procesie z Sakiewiczem, tak samo jak kibicuję Jarosławowi Kaczyńskiemu w procesie z Tuskiem, którego prezes zamierza pozwać za stwierdzenie: „Kaczyński twierdzi, że w USA sfałszowano wybory". Bo wolność słowa to nie wolność od odpowiedzialności, zwłaszcza jeśli ktoś sprawuje rząd dusz lub do takiego sprawowania aspiruje.
Tomasz Sakiewicz swoje żale zawarł w artykule „Sądem w wolność słowa". Będzie się musiał jednak bardzo nagimnastykować, żeby opinii publicznej wytłumaczyć, dlaczego pozew Tuska to zamach na wolność słowa, a pozew Kaczyńskiego to słuszna walka o elementarną sprawiedliwość. Szkoda tylko, że z braku prawa precedensowego orzeczenia w tych sprawach niewiele nam powiedzą o tym, gdzie polskie prawo stawia granice, bo te zależą od tego, kto, kogo i w sporze z kim osądza. A na pewno tak właśnie zostaną sprzedane opinii publicznej przez przegranych.