Krzysztof Bosak: Rosja weszła w Europę jak w masło

Nie można zaczynać dialogu od afrontów i prowokacji. Jestem zwolennikiem twardego reprezentowania polskich interesów, ale nie przy pomocy buńczucznej, quasi-mocarstwowej retoryki, bo ona jest przeciwskuteczna - mówi Krzysztof Bosak, poseł Konfederacji.

Aktualizacja: 08.04.2022 12:30 Publikacja: 08.04.2022 10:00

Krzysztof Bosak: Rosja weszła w Europę jak w masło

Foto: Fotorzepa, Robert Gardzinski

Plus Minus: Jak to jest być dziś, po ujawnieniu ludobójstwa w Buczy, współliderem partii wraz z Januszem Korwin-Mikkem, który pisze o „ustawce w Mariupolu"?

Janusz Korwin-Mikke jest jednym z 11 posłów Konfederacji. W sprawie działań Rosji na Ukrainie zdecydowanie się z nim nie zgadzam.

Może więc czas przemyśleć formułę partii?

Formuła jest konfederacyjna. Każde z kilku środowisk ma swoje cele polityczne i własnych liderów. Ta współpraca spotkała się z aprobatą wyborców. Co więcej, jesteśmy jedyną formacją, która od wyborów 2019 r. nie straciła żadnego posła i zyskała wielu nowych wyborców, więc niezgodności w ocenach politycznych czy w stylu uprawiania polityki między różnymi liderami należy traktować, w mojej ocenie, jako trudność, a nie jako coś, co podważa sens rozwijania naszej Konfederacji.

To może na drugą nóżkę: czytam komentarze waszych wyborców, którzy z oburzeniem piszą, że krytykując Rosję, powielasz ukraińską propagandę, że niszczysz dorobek Konfederacji i że to się źle skończy dla partii. Może te wewnętrzne podziały już przestały być zrozumiałe dla elektoratu?

Najostrzejsze wypowiedzi tego typu pochodzą od anonimowych profili, które moim zdaniem z naszymi wyborcami nie mają nic wspólnego. Wręcz podejrzewam, że są to farmy trolli opłacone albo przez konkurencyjne partie polityczne, albo zza granicy, np. przez Rosję. Nie mamy w tej chwili żadnych badań, które by pokazywały niezadowolenie wyborców z naszej walki o polskie interesy na poziomie parlamentu czy debaty publicznej. Jestem przekonany, że przy wszystkich różnicach między nami prowadzimy Konfederację we właściwym kierunku.

To pogadajmy chwilę o tym, czym jest walka o polskie interesy. Mamy wojnę na Wschodzie, cały Zachód się jednoczy...

...co nie jest prawdą. Toczy się bardzo brutalna gra interesów pomiędzy różnymi państwami zachodnimi, w ramach której Amerykanie próbują zintegrować wokół siebie blok krajów. Wojnę na Ukrainie traktują w sposób instrumentalny jako element szerszego starcia o utrzymanie swojego przywództwa w rywalizacji z Chinami. Natomiast cały szereg państw europejskich, na czele z Niemcami i Francją, nie ma zamiaru w ten konflikt wchodzić w takim zakresie, w jakim Amerykanie by sobie tego życzyli. Także mówienie o zjednoczeniu Zachodu jest utrwalaniem szkodliwego mitu, który utrudnia Polakom zrozumienie, co się naprawdę dzieje w polityce międzynarodowej.

To jaka więc według ciebie jest w tej sytuacji rola Polski?

Przede wszystkim powinniśmy prawidłowo ocenić, jakie mamy możliwości w polityce międzynarodowej. I one są, mówiąc uczciwie, niestety, bardzo niewielkie. Przed napaścią Rosji na Ukrainę byliśmy izolowani politycznie tak w Unii Europejskiej, jak i przez administrację prezydenta Joe Bidena...

Czytaj więcej

Jak Rosja przepisuje podręczniki do historii

...ale 24 lutego to się zmieniło.

Polska jest instrumentalnie potrzebna innym państwom do prowadzenia swojej polityki, po pierwsze, do absorpcji ruchu uchodźczego, po drugie, do przerzutu broni do Ukrainy, a po trzecie, być może, do wykorzystania naszego uzbrojenia dla wsparcia walczących Ukraińców. I stąd nagłe ocieplenie w stosunkach z USA, ale nasza pozycja międzynarodowa się nie zmieniła.

Dobrze, ale dostaliśmy do ręki nowe karty – i jakie mamy teraz możliwości?

Myślę, że bardzo skromne. Wizyta prezydenta Bidena pokazała, że Amerykanie nie mają dla Polski żadnej konkretnej oferty. Nawet jeśli chodzi o zapowiedź przekazania 1 mld dol. na wsparcie dla uchodźców, to nie wiemy wciąż, jaka część ma być dla Polski, a jaka dla innych państw czy międzynarodowych organizacji pomocowych. Próbowałem o to później dopytywać przedstawicieli naszej administracji, ale oni sami nie wiedzą, do kogo te pieniądze trafią. A jeśli chodzi o nasze relacje z UE, jeszcze w zeszłym tygodniu nie mieliśmy żadnych konkretnych obietnic finansowych wsparcia dla uchodźców.

Tyle że nasz rząd nawet o takie wsparcie nie prosi.

Wedle mojej wiedzy od wielu tygodni trwa nie tylko bardzo intensywna akcja dyplomatyczna na rzecz pozyskania tych pieniędzy, ale również zostało wystosowane w tej sprawie wspólne pismo ministrów spraw wewnętrznych Polski i Niemiec do Komisji Europejskiej w związku z brakiem decyzyjności.

Czyli PiS wyłącznie propagandowo twierdzi, że nie będzie prosić o pieniądze?

Myślę, że w obozie rządzącym nie ma spójności. Jarosław Kaczyński mówi swoje, natomiast ministrowie robią to, co uważają za stosowne, i czasem po prostu to się rozjeżdża. Ale widzimy, że nawet w sprawach najmniej kontrowersyjnych, czyli pomocy humanitarnej, nasze państwo do tego momentu nie osiągnęło nic namacalnego, a tym bardziej w sprawach strategicznych. Powinniśmy więc obecnie skupić się na formułowaniu realistycznej strategii i na działaniach dyplomatycznych na forum europejskim, przekonując innych do naszego punktu widzenia.

A konkretnie: do czego i po co mamy przekonywać?

Przede wszystkim należy tłumaczyć zachodnim partnerom, że Rosja naprawdę kwestionuje obecny porządek międzynarodowy w Europie i robi to celowo, a wszelkie uzasadnienia takiego działania są dorabiane absolutnie instrumentalnie. Ogromna rzesza polityków, analityków i dziennikarzy, idąca w tysiące, wciąż uważa, że napięcia w relacjach z Rosją są albo zawinione przez Zachód, albo wynikają z jakiegoś niezrozumienia kulturowego. Wiele poważnych osób, nie interesując się w ogóle Europą Środkowo-Wschodnią, naprawdę nie zdaje sobie sprawy z rozlicznych aktów kwestionowania obecnego porządku międzynarodowego przez Rosję. To wszystko trzeba stale tłumaczyć.

I przecież tłumaczymy.

W mojej ocenie rządzący nie wykonują wystarczającej pracy poza odczytaniem przemówień na Radzie Europejskiej, szczycie NATO czy dorocznej Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium. Nasza propaganda sprowadza się do wykupowania płatnych artykułów w zagranicznych gazetach, co ma efekt przeciwny do zamierzonego, bo jeżeli musimy płacić za to, by nasze opinie były publikowane, to jest to sygnał, że są one niewiele warte. Ta praca wcale nie została wykonana, co więcej, nie jest ona wykonywana nawet teraz.

Ale dobrze wiesz, że nie jest to łatwe zadanie. Jak rozumiem, ty taką samą pracę wykonujesz na własnym podwórku, bo nie tylko na Zachodzie są politycy i eksperci, którzy nie widzą prawdy o Rosji, ale sam masz ich we własnej partii. I kogoś przekonałeś?

Tylko że ja nie oceniam rezultatów, tylko wysiłek, a tego systemowego wysiłku państwa polskiego nie widzę. To, czego potrzebujemy, to ożywionych kontaktów międzynarodowych na poziomie parlamentarnym, dobrych, regularnych dużych konferencji międzynarodowych, polskich czy środkowoeuropejskich think tanków, stale obecnych i aktywnych w kluczowych stolicach Europy, i poważnych anglojęzycznych mediów.

OK, wysiłek, czyli ty przekonujesz kolegów z prawdziwym mozołem?

Porównywanie polityki wewnątrzpartyjnej i zagranicznej jest całkowicie bez sensu, bo ich charakter jest zupełnie inny, natomiast w Konfederacji oczywiście dużo rozmawiamy o interpretacji wydarzeń międzynarodowych, wiarygodności informacji do nas docierających, o tym, jak wyważyć reprezentowanie polskiej racji stanu w sytuacji, gdy mamy obiektywną sprzeczność interesów z Rosją, ale na niektórych polach także z Ukrainą. I dyskutujemy o tym codziennie.

Mimo wszystko to chyba łatwiejsza praca niż na forum międzynarodowym, bo masz do przekonania tylko kilku kolegów.

Oczywiście, w polityce zagranicznej to zadanie dużo trudniejsze, ale państwo średniej wielkości, jakim jest Polska, powinno się taką pracę systematycznie wykonywać. A pomimo retoryki PiS o wstawaniu z kolan została ona wykonana jedynie w bardzo niewielkim stopniu. Są oczywiście inicjatywy, które zasługują na pochwałę, jak powołanie Instytutu Pileckiego czy współpraca w ramach państw Trójmorza czy tzw. bukareszteńskiej dziewiątki, ale to oddziaływanie bardziej regionalne, a w polityce historycznej głównie na kontrze, natomiast jeśli chodzi o pozytywną agendę, wybiegającą w przyszłość, kierowaną z pozycji równowartościowego partnera także w stronę państw zachodniej Europy, to niestety w ogóle jej nie widzę. Natomiast widzę coś wręcz przeciwnego: obrażanie Niemców, obrażanie Francuzów, teraz też obrażanie się na Węgrów, za to jakieś umizgi do Brytyjczyków, dla których jesteśmy niestety egzotyką, bo im często trudno jest wskazać na mapie, gdzie leży Polska, Ukraina, a gdzie Rosja...

Czy chcesz teraz powiedzieć naszym czytelnikom, że powinniśmy być milsi dla Niemców?

Jeżeli chcemy ich do czegokolwiek przekonać, to na pewno powinniśmy być w relacjach osobistych kurtuazyjni. Nie można zaczynać dialogu od afrontów i prowokacji. Jestem zwolennikiem twardego reprezentowania polskich interesów, ale nie przy pomocy buńczucznej, quasi-mocarstwowej retoryki, bo ona jest przeciwskuteczna. I po prostu śmieszna w przypadku państwa, które nie jest mocarstwem. Jeżeli mamy udowadniać Niemcom, że są moralnym zerem i żadnym dla nas partnerem, to już lepiej nie prowadzić w ogóle polityki zagranicznej na odcinku niemieckim, bo chociaż oszczędzimy sobie dodatkowych kosztów.

A powinniśmy ponieść koszty energetycznego odcięcia się od Rosji?

Generalnie tak, bo niezależność energetyczna kosztuje, natomiast rozmawiać trzeba o tempie. Ale jedna z niewielu rzeczy, która mnie cieszy w Polsce, to że w klasie politycznej z wielkimi bólami wypracowany został konsensus na rzecz kontynuowania różnych projektów dywersyfikacyjnych i uniezależniania się od Rosji – i to się rzeczywiście dzieje, z każdym kolejnym rokiem jest coraz lepiej. Ale są też rzeczy, za które należy skrytykować rządy obecny i poprzednie, np. za ogromne zaniedbania w modernizacji elektroenergetycznej infrastruktury przesyłowej i niewybaczalne opóźnienia w budowie elektrowni atomowej, które wynikają jedynie z tego, że od ponad dziesięciu lat brakuje czysto politycznych i finansowych decyzji.

Czytaj więcej

Tymoteusz Zych: W środowisku Ordo Iuris mamy do czynienia z ideologią

Partia Razem zrezygnowała ze współpracy z zachodnimi partiami lewicowymi, które odpowiedzialność za rosyjską agresję przerzucały na NATO. A jak to wygląda u was?

My nie mamy obecnie żadnych relacji międzynarodowych w formie jakiegoś sformalizowanego partnerstwa, bo nie ma nas w Parlamencie Europejskim. Jeśli w kolejnych wyborach się do niego dostaniemy, czekają nas bardzo trudne decyzje, bo nie ma co ukrywać: Rosja wykonała bardzo dużą pracę nad infiltracją eurokrytycznej prawicy w Europie, co dla Polski i państw naszego regionu jest poważnym problemem. Niestety, ani my, ani żadne inne państwo europejskie nie podjęło rywalizacji z Moskwą, jeśli chodzi o opiniotwórcze oddziaływanie w kręgu prawicy niepoprawnej politycznie. Dlatego Rosja weszła w Europę jak w masło – relatywnie niewielkimi nakładami kapitałowymi, np. na odpowiednio sprofilowane media czy organizacje.

Zachodnia prawica nie miała kompletnie z kim budować sojuszy, a tu nagle ktoś wyciągnął do niej rękę, zaoferował korzystne kredyty...

Dokładnie tak. Dlatego uważam, że w tym miejscu powinny się pojawić normalne europejskie państwa. To, że telewizja Russia Today czy jakieś jej klony stały się wiodącymi międzynarodowymi mediami niepoprawnymi politycznie, jest sytuacją chorą, wynikającą wyłącznie z całkowitej dominacji kapitałowej lewicy, centrolewicy i progresywnych liberałów w sektorze medialnym. Te miejsce powinny wypełnić np. Węgry i Polska.

Czyli TVP World?

Tak, ale jestem rozczarowany, że opiniotwórczo ten projekt na razie w zasadzie nie istnieje. Niby produkuje jakieś materiały, ale są one tak nijakie, że to w ogóle nie żre, jak to się mówi w slangu medialnym.

A zaprosiliby ciebie, to od razu oglądalność by im skoczyła, tak?

Ja nie jestem rozpoznawalny na poziomie międzynarodowym, natomiast osobą z obozu rządzącego, która dużo występowała w anglojęzycznych mediach, jest np. Dominik Tarczyński, a nie widzę, by jego głos był obecny w TVP World. I potem się dziwimy, że amerykańscy konserwatywni komentatorzy kompletnie nie rozumieją polskiej perspektywy na Europę Środkowo-Wschodnią, Rosję czy wojnę na Ukrainie. Ich punkt widzenia nazwałbym mimowolnie prorosyjskim, bo oni tak naprawdę nie są prorosyjscy, tylko po prostu nie znając tutejszych realiów, wychodzą z założenia, że jeśli mają do wyboru współpracę z Ukrainą czy z Rosją, to lepiej wybierać silniejszego. Jednocześnie są konserwatystami, chrześcijanami, zwolennikami prawa naturalnego, zasad moralnych w polityce... Ktoś więc powinien ten ich punkt widzenia skontrować, wytrącić ich z dobrego samopoczucia. Ale nikt tego nie robi.

Może więc Konfederacja powinna sama stworzyć taki opiniotwórczy ośrodek?

Sektor pozarządowy polskiej prawicy jest zdecydowanie zbyt biedny, żeby wykształcić dobre media czy think tanki o oddziaływaniu krajowym, a co dopiero międzynarodowym. Jedynie państwo ma szanse stworzyć takie ośrodki – i taką rolę miało pełnić TVP World czy Polska Fundacja Narodowa. Niestety, zdaje się, że ich skuteczność oscyluje w okolicach zera, jeśli nie jest w ogóle ujemna, jak w przypadku słynnego projektu PFN z jachtem pływającym po świecie, który miał promować Polskę...

Obawiam się, że jak pogłębią się problemy społeczne związane z bezprecedensowym kryzysem uchodźczym, to wy zaczniecie na nich żerować, wykorzystywać instrumentalnie, by podbić sobie słupki poparcia. Daliście już tego przedsmak słynną konferencją o „przywilejach dla uchodźców".

Wolałbym, żebyśmy uniknęli konfliktów narodowościowych w Polsce, dlatego od wielu lat głośno opowiadam się za odpowiedzialną polityką imigracyjną, co jest programem Konfederacji. Ale wielkim nieszczęściem naszej debaty publicznej jest to, że każdy taki głos odbierany jest jako głos ksenofobiczny, rasistowski i zwyczajnie niedopuszczalny. Tak się nie da poważnie dyskutować. Ja po prostu chciałbym, żebyśmy nie powtórzyli błędów Europy Zachodniej, polegających na tak szerokim otwarciu granic, że zniknął impuls integracyjny, oraz na tak głębokim podważeniu kultury narodowej gospodarzy, że przestało być oczywiste, że musi być ona szanowana i to z nią należy się integrować. Na razie, dzięki Bogu, nasze stosunki z Ukraińcami układają się w sposób dobry i bez poważnych napięć, ale gwarancji nie mamy, że tak pozostanie, bo niestety zazwyczaj tam, gdzie spotykają się dwie duże masy ludzi o odmiennej identyfikacji narodowościowej, rodzą się napięcia i konflikty.

Ale nie widzisz różnicy między odpowiedzialną debatą nad poważnymi wyzwaniami a nagłośnianiem jednostkowych nieprawidłowości, żeby tylko nabijać sobie punkty w sondażach?

Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz: rywalizacja o poparcie w demokracji, także przez zwracanie uwagi na problemy, jest rzeczą dobrą, a nie złą – dzięki temu rozwiązuje się te problemy. Rozumiem, że niektórzy mają z góry założoną ideologiczną wizję tego, jak ma wyglądać debata, i uważają, że niektóre perspektywy nie powinny zyskać poparcia, nawet jak podziela je spora część społeczeństwa. I nawet jestem w stanie to przyjąć do wiadomości, ale nie nazywajmy tego podejścia demokracją, bo to jest jakaś ideologiczna oligarchia.

Czytaj więcej

Krzysztof Cieślik: W internecie trzeba wyczuć i poznać rozmówcę

Ale czy na pewno chcesz stawać na konferencji prasowej ramię w ramię z Grzegorzem Braunem, którego rzeczniczka sugeruje, że współegzystowanie z Ukraińcami jest dla nas zagrożeniem, ponieważ nasze narody należą do całkowicie różnych kręgów cywilizacyjnych?

Nie stałem na konferencji prasowej, na której padły takie słowa. Domyślam się, że było to nawiązanie do teorii cywilizacji prof. Feliksa Konecznego, który przypisywał naród ukraiński do cywilizacji turańskiej, podobnie jak naród rosyjski, a naród polski do cywilizacji łacińskiej. Tyle że ta teoria powstała sto lat temu, a życie społeczne to stała ewolucja tych pozornie niezmiennych wzorców, które Koneczny nazywał cywilizacjami. Chciałbym, żeby dziś ta kwalifikacja Konecznego w odniesieniu do większości Ukraińców okazała się nieaktualna. Aby ich prozachodnie aspiracje i definitywne zerwanie więzi z Rosją szły w parze z przyjęciem norm cywilizacji łacińskiej. Norm, z którymi, tak na marginesie, my sami jako Polacy mamy pewien problem. W końcu kluczową normą tej cywilizacji są rządy prawa, a całą naszą dyskusję o praworządności zdominowała wyłącznie refleksja importowana zza granicy, od lewicy czy progresywnych liberałów z Unii Europejskiej. Przy czym PiS w tym sporze zaprezentował, niestety, podejście turańskie, czyli że to arbitralna wola władcy ma przesądzać o tym, co jest praworządnością. Dlatego ten zarzut o różnice cywilizacyjne pozostawiłbym ze znakiem zapytania. Natomiast idąc za Konecznym, rozszerzyłbym to rozważanie także na stan, w jakim jest nasz własny naród.

Krzysztof Bosak (ur. 1982)

Poseł, współzałożyciel i jeden z liderów Konfederacji Wolność i Niepodległość, wiceprezes Ruchu Narodowego. W latach 2005–2006 był prezesem Młodzieży Wszechpolskiej, w latach 2005–2007 posłem Ligi Polskich Rodzin, a w 2020 r. kandydatem na urząd prezydenta RP.

Plus Minus: Jak to jest być dziś, po ujawnieniu ludobójstwa w Buczy, współliderem partii wraz z Januszem Korwin-Mikkem, który pisze o „ustawce w Mariupolu"?

Janusz Korwin-Mikke jest jednym z 11 posłów Konfederacji. W sprawie działań Rosji na Ukrainie zdecydowanie się z nim nie zgadzam.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich