Nigara Mirdad Omar: Talibscy terroryści muszą zostać rozliczeni za zbrodnie

Talibowie są zagrożeniem dla wszystkich Afgańczyków. Zabijali niewinnych ludzi w zamachach samobójczych, teraz to nawet zinstytucjonalizowali - mówi Nigara Mirdad Omar, zastępczyni szefa ambasady Afganistanu w Polsce.

Publikacja: 25.03.2022 17:00

Nigara Mirdad Omar: Talibscy terroryści muszą zostać rozliczeni za zbrodnie

Foto: ALI KHARA / Reuters / Forum

Plus Minus: Jakie są pani najwcześniejsze wspomnienia z Afganistanu?

Wolność – to przede wszystkim. Bycie razem. Afgańskie rodziny są zazwyczaj liczne. Cała nasza rodzina mieszkała w tej samej części Kabulu. Dzieci – chłopcy i dziewczynki – bawiły się zawsze razem. Nie było bezpiecznie, to prawda. Ale byliśmy razem i byliśmy wolni. Dziś nie mieszka tam nikt z nas, z naszej licznej wielopokoleniowej rodziny. Gdy talibowie po raz pierwszy zajęli Kabul w 1996 roku, musieliśmy uciekać do Tadżykistanu.

Wolność, chleb, praca – z tymi słowami na transparentach protestują teraz afgańskie kobiety w Kabulu, Heracie, Mazar-i-Szarif. Wolność, chleb, praca – takie to proste, oczywiste. Ale właśnie walcząc o to teraz, afgańskie kobiety ryzykują życie. Są bite i uprowadzane. Trzydzieści osób z mojej rodziny straciło życie w ciągu ostatnich 20 lat.

Pani dzieciństwo nie było bezpieczne.

Na miasto spadały rakiety Gulbuddina Hekmatiara, handlarza i producenta narkotyków, dwukrotnego premiera Afganistanu. Baliśmy się wszyscy, ale chodziliśmy do szkoły i życie toczyło się w miarę normalnie. Kiedyś rakieta uderzyła także w nasz dom. To cud, że nikt z nas nie zginął. W samym Kabulu ponad 50 tys. osób straciło życie w czasie wojny domowej.

I wtedy w pewien wrześniowy czwartek 1996 roku talibowie zajęli Kabul. Z dnia na dzień zmieniło się wszystko. Ahmad Szach Masud, dotychczas walczący z Hekmatiarem, wycofał się do Doliny Pandższiru. Jak pani wspomina tamte dni?

Zostawiliśmy wszystko. Nasze domy, nasze życie. Płakaliśmy całą drogę stłoczeni w dwóch samochodach. Około dwudziestu osób – kobiety i dzieci. Wierzyliśmy, że w Dolinie Pandższiru będzie bezpieczniej. Nie wiedzieliśmy jednak dokładnie, dokąd jedziemy i co nas czeka.

Wiele dziewczynek, teraz pozbawionych przez talibów prawa do edukacji, chce być albo lekarkami, albo nauczycielkami. Jakie były pani plany i marzenia?

Najpierw chciałam studiować prawo. Wybrałam jednak stosunki międzynarodowe na uniwersytecie w Duszanbe, by w przyszłości pracować w służbie zagranicznej.

Marzenie się spełniło. Reprezentowała pani Islamską Republikę Afganistanu we Francji i w Szwajcarii, w lutym 2021 przyjechała pani do Polski. Co się zmieniło po 15 sierpnia?

Mój kraj to Islamska Republika Afganistanu. Talibowie bezprawnie posługują się słowem „emirat". Mają też swoją biało-czarną flagę. Flaga Afganistanu jest niezmiennie trzykolorowa. Służymy naszym obywatelom, którym teraz jesteśmy jeszcze bardziej potrzebni. Ponad 1300 naszych rodaków zostało ewakuowanych w zeszłym roku. Stale przybywają kolejni. Rodzą się dzieci – wystawiamy akty urodzenia, przedłużamy ważność paszportów. Pracujemy bez żadnego wynagrodzenia. Sami musimy znaleźć sobie zakwaterowanie.

Poczucie bezdomności jest chyba jednym z najgorszych doświadczeń. Zwłaszcza gdy odebrano ci też twój kraj. Taki rodzaj podwójnej bezdomności. Od miesiąca próbujemy zmienić mieszkanie w Warszawie. Rozmawiamy po angielsku, wszystko jest dobrze. Gdy właściciele słyszą, że jesteśmy z Afganistanu, to przestają odbierać telefon. Dwa tygodnie temu byliśmy umówieni na oglądanie mieszkania. Czekaliśmy pół godziny pod domem. Właścicielka nas nie wpuściła, przestała odbierać telefony po tym, gdy w ostatniej rozmowie spytała, skąd pochodzimy. Raz zapłaciliśmy zaliczkę za dwa miesiące i już mieliśmy się wprowadzać. Właściciele zniknęli.

Ale chyba nie wszyscy Polacy tacy są?

Otrzymujemy wiele wsparcia od polskich władz – za co jesteśmy bardzo wdzięczni. Na co dzień wielu Polaków okazuje nam serdeczność i chęć pomocy. Ale to boli, gdy słyszymy: „oni zniszczą wam łazienkę" albo „niczego w domu nie zastaniecie, wszystko wam wyniosą". Niedawno szukaliśmy mieszkania dla afgańskiej rodziny 2+4. A wkrótce – 2+5. Pomogło nam stowarzyszenie Szkoły dla Pokoju, które w Afganistanie zaczęło wspierać placówki oświatowe 20 lat temu. Młoda Polka na miesiąc wyprowadziła się do siostry i oddała swoje mieszkanie afgańskiej rodzinie. Takich gestów nie zapomina się nigdy. Wolontariusze stowarzyszenia Szkoły dla Pokoju zebrali też dla rodziny zapas żywności na cały miesiąc.

Talibowie utworzyli rząd. W jaki sposób rządzą?

To nie jest rząd. To terrorystyczne ugrupowanie, które siłą przejęło władzę. Oni nie są w stanie zarządzać czymkolwiek. Nie mają elementarnej wiedzy czy umiejętności. Nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa – bo sami zabijają niewinnych ludzi, organizują publiczne egzekucje. Nie są w stanie zapewnić opieki zdrowotnej czy edukacji – chociaż zaczynają pojawiać się takie zapewnienia, a nawet pierwsze decyzje, jak choćby niedawne otwarcie niektórych uczelni.

Kabulski uniwersytet został otwarty 28 lutego. Studentki uczą się do południa, potem jest godzina przerwy – żeby przypadkiem nie spotkały swoich kolegów, dla których jest czas po południu. Zobaczymy, jak będzie przebiegać zapowiedziane właśnie otwieranie szkół średnich dla dziewcząt.

Czytaj więcej

Afganistan. Kobiety na łasce mężczyzn

Wiceministrem finansów wciąż pozostaje Nazir Kabiri, ekonomista wykształcony na Zachodzie i w Korei Południowej.

Na pewno nie jest mu łatwo wytłumaczyć talibom, co to jest budżet. Niektórzy z nich nie potrafią posługiwać się komputerem, a są i tacy, którzy są komputerom przeciwni. Jak i posługiwaniu się dolarami w wymianie handlowej.

Afgańskie rezerwy walutowe wynoszą 7 miliardów dolarów. Kto powinien sprawować nad nimi kontrolę?

Legalnie powołany afgański rząd. Dopóki nie ma rządu, dopóty afgańskie aktywa powinny pozostać zamrożone.

Niedawno prezydent USA Joe Biden zapowiedział, że połowa afgańskich aktywów przeznaczona zostanie dla rodzin ofiar zamachów 11 września 2001 r.

Ci, którzy stali za zamachami, powinni za nie zapłacić. Afgańczycy nie brali w tym udziału.

Czy Afganistan może uniknąć bankructwa? Jak mówi Nazir Kabiri, 75 proc. wydatków budżetowych pokrywanych było z pomocy zagranicznej, która zniknęła z dnia na dzień.

Wszystko jest, niestety, możliwe. Tak długo jak kraj jest w rękach terrorystycznej grupy niezdolnej do rządzenia. Musi powstać legalny rząd. To może potrwać.

Afganistan to bardzo różnorodny kraj, w którym mówi się 150 językami. Z jednej strony żyją w nim niepiśmienni mężczyźni i kobiety z trudno dostępnych wiosek, a z drugiej odważni, dobrze wykształceni ludzie z dużych miast.

Oni wszyscy są Afgańczykami i musi się znaleźć dla nich miejsce i szacunek. Poszanowanie dla odrębności.

Może czas na konferencję międzynarodową, jak ta z Bonn z 2001 r., która pogodzi te różnorodności.

Tak, z udziałem talibów, ale nie tych, którzy są objęci sankcjami albo ścigani międzynarodowymi listami gończymi. Miejsce terrorystów nie jest przy stole konferencyjnym. Terroryści muszą zostać rozliczeni za swoje zbrodnie wobec Afgańczyków i naszej kultury.

Afganistan jest głęboko podzielony nie tylko etnicznie, ale także religijnie. Ataki na szyickie meczety, setki ofiar, niesprawiedliwa dystrybucja pomocy żywnościowej, a właściwie jej brak. Niedawno talibowie usunęli ze swoich szeregów wielu uzbeckich dowódców. Jednym z tych, którzy ich zastąpili, jest krewny Siradża Haqqaniego, talibskiego ministra spraw zagranicznych, uznanego przez Stany Zjednoczone za terrorystę.

Talibowie są zagrożeniem dla wszystkich Afgańczyków. Zabijali niewinnych ludzi w zamachach samobójczych, teraz to nawet zinstytucjonalizowali. W tak zwanym talibskim ministerstwie obrony powstał nawet specjalny departament do spraw zamachowców samobójców. Są z nich dumni. Spotykają się z rodzinami tych, którzy już dokonali takich aktów terroru. Świat musi to zrozumieć, że oni się nie zmienili i są ogromnym zagrożeniem nie tylko dla Afganistanu.

Siradż Haqqani, de facto numer dwa w tak zwanych talibskich władzach, w 2010 roku opublikował podręcznik dla terrorystów. Zachęcał w nim do publicznego ścinania głów czy przeprowadzania zamachów samobójczych, udzielając szczegółowych i praktycznych wskazówek. Zalecał również inne metody. Wzywał swoich zwolenników, aby golili brody, byli cierpliwi, przenikali w środowiska wrogów – i stamtąd działali. Te taktyki na pewno zostały wykorzystane długo przed 15 sierpnia – stąd tak pozornie łatwe opanowanie całego kraju. Kim są ludzie tacy jak Siradż Haqqani, należy bez końca przypominać, bo to realne zagrożenie dla świata.

Teraz talibowie, zwłaszcza w Kabulu, wdzierają się do prywatnych domów. Pani dom także został splądrowany. Czego szukają?

Mówią, że szukają broni. Tego nie znajdą w domu uczonego czy artysty. Ale bycie artystą, muzykiem to też przestępstwo, za które można stracić życie. Zabierają pieniądze i wszystkie cenne rzeczy, które znajdą. Jeśli znajdą u kogoś broń, zabierają ją, a potem wracają, żeby rabować – gdy ludzie nie mają się jak bronić. Ale jak można się bronić, gdy do twojego domu wdziera się kilkunastu uzbrojonych terrorystów? Ci sami ludzie, którzy ścinają głowy sklepowym manekinom, teraz przeglądają kobiecą bieliznę. Jak czuje się Afgańczyk, który nie jest w stanie bronić swoich kobiet? Jak czuje się Afganka, której bieliznę przegląda obcy mężczyzna?

„Palimy naszą przeszłość, żeby ocalić przyszłość" – piszą Afgańczycy w mediach społecznościowych. Płoną dyplomy zagranicznych uczelni, legitymacje prasowe, zdjęcia, książki. Znikają materiały z sieci – chociaż wiele zostało już zniszczone w nocy 15 sierpnia.

Ludzie się boją. Nastoletni niepiśmienny, ale uzbrojony terrorysta może ich w jednej chwili pozbawić życia – zastrzelić na oczach rodziny.

Zdecydowana większość talibów to niepiśmienni młodzi chłopcy czy mężczyźni, których jedynym wykształceniem jest kilka miesięcy prania mózgu w madrasie na afgańsko-pakistańskim pograniczu. Ale talibska wierchuszka, wygodnie mieszkająca w Dausze czy Karaczi, zaczyna odkrywać uroki wielkomiejskiego życia. Biorą kolejne – trzecie, czwarte – żony. Zaczynają posyłać swoje córki do szkół, chociaż większość afgańskich dziewcząt po 15 sierpnia jest pozbawiona prawa do edukacji.

Czytaj więcej

Pandemia dla krajów Trzeciego Świata oznacza apokalipsę

Przy tak wielkich różnicach w stylu życia jest szansa na rozłam w szeregach talibów?

Milionom Afgańczyków grozi głód, a talibska wierchuszka, zwłaszcza za granicą, żyje w luksusie. Tym niepiśmiennym terroryzującym kraj zawsze można wytłumaczyć, że to właśnie wypełnianie zaleceń z podręcznika Haqqaniego – przenikać w szeregi wroga i działać stamtąd. Szans na rozłam – przynajmniej teraz – raczej nie widać.

Głód nie zna ani religii, ani narodowości, jak niedawno powiedział Masud Khalili, afgański dyplomata, poeta, bliski towarzysz Ahmada Szacha Masuda. Pozbawić kraj pomocy zagranicznej, gdy zaledwie 5 proc. populacji je tyle, ile potrzebuje? Gdy ludzie sprzedają dzieci i nerki?

Talibów nie można uznać za legalną władzę. Rozmowy z nimi w Dausze nie przyniosły dla Afganistanu nic dobrego. Po 15 sierpnia ponad 3 miliony Afgańczyków opuściło kraj. Każdego dnia co najmniej 15 tysięcy osób usiłuje przekroczyć granicę z Pakistanem, tyle samo z Iranem. Niektórzy zostają uchodźcami po raz trzeci lub czwarty w życiu.

Uznanie talibów za legalną władzę w Afganistanie nie poprawi losu Afgańczyków. Pieniądze trafią do talibskich prominentów. Dziś pojawiają się głosy, aby połowa zamrożonych aktywów trafiła do afgańskiego banku centralnego, który jest w rękach talibów. Numerem dwa jest tam od pięciu miesięcy Nur Ahmad Agha – znany światu terrorysta, od dawna na czarnych listach USA, UE i ONZ. Odpowiedzialny za finansowanie produkcji bomb do zamachów terrorystycznych, przekazywanie pieniędzy talibskim dowódcom oraz powiązanym z nimi innym organizacjom terrorystycznym. Raczej nie zmienił poglądów. Warto więc taką decyzję przemyśleć.

Bank Światowy właśnie przeznaczył miliard dolarów na pomoc dla Afganistanu. Pieniądze trafią do agencji ONZ, nie do talibów. Rezolucja Rady Bezpieczeństwa (17 marca) pozwala ONZ na kontynuowanie pomocy w Afganistanie. Jest to nawiązanie formalnych relacji, ale nie uznanie tak zwanych talibskich władz.

Niedawno Siradż Haqqani, za którego głowę Amerykanie chcieli płacić 10 mln dol., pojawił się po raz pierwszy publicznie. Towarzyszył mu ambasador Pakistanu. Jak to możliwe, że poszukiwany terrorysta, za którego głowę jest wysoka nagroda, może się swobodnie poruszać?

Talibowie chyba rzeczywiście uwierzyli, że są drugą – po Stanach Zjednoczonych – potęgą militarną świata. Pokonali NATO, pokonali Zachód – tak niedawno mówił tak zwany talibski wiceminister spraw zagranicznych Szer Mohammad Abbas Stanikzai. Upokorzyliśmy Amerykanów i wyparliśmy z naszego terytorium – tak mówią talibowie. I jednocześnie proszą Stany Zjednoczone o pieniądze. Madrasa Darul Ulum Haqqani (wykształciła ona wielu talibów - red.) jest w Pakistanie, więc wybór towarzystwa jest jak najbardziej oczywisty.

Gdy talibowie zajęli Afganistan, premier Pakistanu Imran Khan powiedział, że talibowie wyzwolili Afganistan z okowów niewolnictwa. Naprawdę chcą tego samego u siebie?

Pakistan chce mieć u siebie legalny rząd, ale nie chce, by miał go Afganistan. W Afganistanie woli mieć słaby rząd lub nie mieć go wcale. Pakistan chce robić interesy w Afganistanie, chce korzystać z funduszy, ale nie chce, żeby Afganistan dobrze prosperował.

Tak jak w przeszłości Dolina Pandższiru stawia opór talibom. Jakie są szanse, że oddziałom Narodowego Frontu Oporu wiernym synowi bohatera narodowego Afganistanu Ahmada Szacha Masuda uda się odeprzeć talibów?

Ruch oporu ma wielkie szanse. Ma duże poparcie Afgańczyków. Wiosną rozpocznie się ofensywa co najmniej w dwunastu prowincjach. Nie da się żyć w sposób, który talibowie chcą nam siłą narzucić. To wszystko jest obce i nie ma nic wspólnego z naszą kulturą.

Ale są też ludzie, którzy – jak poeta Habib Khan – twierdzą, że Narodowy Frontu Oporu nie ma poparcia Afgańczyków, bo nie wierzy w istnienie jednego afgańskiego narodu.

Narodowy Front Oporu (NRF) to Afgańczycy. Już dwukrotnie wyzwolili kraj. Raz spod okupacji sowieckiej, raz spod władzy talibów i międzynarodowej siatki terrorystycznej. To nie jest ugrupowanie separatystyczne. Od niedawna także afgańscy wojskowi i policjanci tworzą Afgański Front Wolności (AFF) i też chcą odzyskać nasz kraj.

Czytaj więcej

Jemen wciąż płonie

Afganistan bardzo potrzebuje nowej umowy społecznej. Jeśli nie umowa, to wojna domowa, dezintegracja, rozpad?

Jeśli wojna, w sensie dosłownym czy przenośnym, to nie nazwałabym jej wojną domową. To wojna o wartości. My wierzymy w prawa człowieka, w prawo do edukacji i pracy, w wolność mediów. Talibowie to przemoc, bezprawie i okrucieństwo. Talibowie to triumf ignorancji nad prawdą i dobrem. Nie da się długo sprawować władzy bez społecznego poparcia i międzynarodowego uznania.

Mamy nadzieję, że znajdzie się rozwiązanie pokojowe. Jeśli nie, talibowie zapłacą wysoką cenę. Już płacą w niektórych prowincjach. Ludzie stawiają opór i to będzie się nasilać.

—rozmawiała Beata Błaszczyk, współzałożycielka stowarzyszenia Szkoły dla Pokoju

Plus Minus: Jakie są pani najwcześniejsze wspomnienia z Afganistanu?

Wolność – to przede wszystkim. Bycie razem. Afgańskie rodziny są zazwyczaj liczne. Cała nasza rodzina mieszkała w tej samej części Kabulu. Dzieci – chłopcy i dziewczynki – bawiły się zawsze razem. Nie było bezpiecznie, to prawda. Ale byliśmy razem i byliśmy wolni. Dziś nie mieszka tam nikt z nas, z naszej licznej wielopokoleniowej rodziny. Gdy talibowie po raz pierwszy zajęli Kabul w 1996 roku, musieliśmy uciekać do Tadżykistanu.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi