Zwitek banknotów przez uchylone okno. Bez słów. Papieros jeden za drugim. Po trzynastej także khat, czuwaliczka jadalna, przeklęte ziele o właściwościach zbliżonych do amfetaminy. Mówią jeden przez drugiego. Słów nie rozumiem i nie muszę rozumieć. Widzę strach. Kilkunastu Etiopczyków w różnym wieku. Moi współtowarzysze podróży do Ubuk w Dżibuti. Płacą policji na każdym posterunku. Sami, bez pytania. Żeby policja nie pytała. Właśnie przekroczyli jedną granicę. Jeszcze dwie przed nimi. Te najtrudniejsze. Granice, których nie można zamknąć.
Na wieść o nowej pandemii dość szczelnie zamknęliśmy granice w Europie. Ale na świecie jest wiele granic, których zamknąć nie można. Oficjalnie nie istnieją, chociaż tysiące ludzi przekraczają je każdego dnia albo raczej każdej nocy.
Epidemia w cieniu wojny
W kwietniu 2018 r. sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres nazwał sytuację w Jemenie największą katastrofą humanitarną współczesnego świata. W tym samym roku do Jemenu dotarło ponad 150 tysięcy nielegalnych imigrantów, głównie z Somalii, Etiopii i Erytrei. Przez pierwsze dziewięć miesięcy 2019 r. kolejne co najmniej 107 tysięcy osób. Ludzie uciekają przed terrorem, biedą czy perspektywą dożywotniej służby wojskowej. Jemen ma być tylko etapem podróży. W poszukiwaniu lepszego życia chcą dotrzeć – choćby pieszo – do Arabii Saudyjskiej. To ponad 1400 kilometrów. Po kolejnej fali eskalacji walk w Jemenie dla miliona wewnętrznych uchodźców w Maribie nie ma ani jednego lekarza i ani jednej położnej. Wielu z tych ludzi ucieka po raz kolejny. Stracili swoje domy i dobytek. Gdzieś po drodze zaczęli prowizorycznie odbudowywać swoje życie. Tam dosięgnęła ich kolejna linia frontu.
W Jemenie, według oficjalnych danych, wykryto zaledwie kilkanaście zakażeń koronawirusem. Jeszcze miesiąc temu był tylko jeden przypadek, co zakrawało na cud, na który wyniszczony wojną, głodem i cholerą kraj jak najbardziej zasługuje. W prawie trzydziestomilionowym kraju 24 miliony ludzi potrzebują pomocy – albo humanitarnej, albo medycznej, najczęściej jednej i drugiej. Osiemnaście milionów nie ma stałego dostępu do czystej, bezpiecznej wody. Według danych Oxfam co godzinę 50 osób zapada na cholerę. Miliony skrajnie niedożywionych ludzi, o zazwyczaj bardzo osłabionej odporności, funkcjonują praktycznie tylko dzięki pomocy zewnętrznej. Pomocy, której za chwilę może zabraknąć. Prezydent USA wstrzymuje właśnie wsparcie finansowe dla Światowej Organizacji Zdrowia. Trzy czwarte programów pomocowych ONZ może się zakończyć w ciągu najbliższych kilku tygodni z braku funduszy. A wkrótce zarażonych może być nawet 16 milionów ludzi. To najczarniejszy scenariusz, tyle że według Lise Grande, szefowej misji humanitarnej ONZ w Jemenie, najbardziej prawdopodobny.