Zbiegło się to w czasie z informacją, którą podał „Financial Times", że kilkadziesiąt szkół w Wielkiej Brytanii wprowadziło system rozpoznawania twarzy do płatności bezdotykowych za obiady w stołówkach, by pomóc w walce z pandemią koronawirusa. W obu przypadkach pojawiły się protesty. W Rosji obawiano się o bezpieczeństwo danych biometrycznych, przechowywanych na serwerach. Choć władze zapewniały, że nie będą one przekazywane służbom, to w kraju autorytarnym, który – podobnie jak Chiny – chce korzystać z technologii do jeszcze silniejszego podporządkowania sobie obywateli, nie jest to wcale oczywiste. W Wielkiej Brytanii z kolei prócz kwestii prywatności podnoszono aspekt wychowawczy systemu rozpoznawania twarzy – otóż zdaniem krytyków miał on prowadzić do zobojętnienia od najmłodszych lat na kwestie związane z inwigilacją.
Czytaj więcej
Jest coś intrygującego w tym, jak polski prawicowy internet z lubością relacjonuje wszelkie zamieszki na Zachodzie. Prawicowe portale, ale nawet i publiczna telewizja z satysfakcją pokazują, jak w różnych miastach państw zachodnich pojawiają się protesty przeciw covidowym restrykcjom, jak są tłumione przez policję, czasem – trzeba przyznać – wyjątkowo brutalnie. Po jednym z takich protestów, gdy internet obiegły zdjęcia funkcjonariusza szczującego policyjnego psa na manifestanta, gdy ten już bezbronny leżał na ziemi, jeden z prawicowych orłów reprezentujących nasz kraj w Parlamencie Europejskim złożył nawet skargę do Komisji Europejskiej na... łamanie praworządności przez rząd, który brutalnie się obszedł z manifestantami.
Z kolei na początku tygodnia prokurator generalny Teksasu poinformował o pozwaniu firmy Meta, czyli właściciela Facebooka, właśnie z powodu systemu rozpoznawania twarzy. Amerykańskie prawo nakłada karę 25 tys. dol. za każde wykorzystanie danych biometrycznych niezgodne z przepisami, a prokurator, występując w imieniu niemal 30 mln mieszkańców tego stanu, mógłby doprowadzić Metę do bankructwa. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Facebook jesienią wyłączył swój system, który służył m.in. do tego, by użytkownicy otrzymywali powiadomienia, gdy ktoś wrzucił jakąś fotkę, na której ta osoba występowała. Jednak firma uznała, że wątpliwości i obawy związane z korzystaniem z takich technologii są zbyt duże i lepiej taką funkcjonalność serwisu wyłączyć, niż narażać się na związane z tym ryzyko. Meta zapowiedziała wówczas likwidację miliarda „indywidualnych szablonów rozpoznawania twarzy" swoich użytkowników. Zadeklarowała jednak, że będzie nad tego typu technologiami dalej pracować, bo widzi w nich duży potencjał w przyszłości, np. przy okazji unikania oszustw, podszywania się, czy konieczności zweryfikowania czyjejś tożsamości.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Facebook jesienią wyłączył swój system, który służył m.in. do tego, by użytkownicy otrzymywali powiadomienia, gdy ktoś wrzucił jakąś fotkę, na której ta osoba występowała. Jednak firma uznała, że wątpliwości i obawy związane z korzystaniem z takich technologii są zbyt duże i lepiej taką funkcjonalność serwisu wyłączyć, niż narażać się na związane z tym ryzyko.
Całe to zamieszanie z cyfrowym rozpoznawaniem twarzy pokazuje, w jakim punkcie cywilizacyjnym się znaleźliśmy. To już nawet nie jest kwestia tego, że wkraczanie technologii cyfrowych do kolejnych dziedzin życia i dalsza digitalizacja naszego świata wiążą się z większym narażeniem naszej prywatności, ale znaleźliśmy się w bardzo specyficznym momencie rozwoju technologicznego. Jego motorem jest bowiem sektor prywatny, który kieruje się kapitalistyczną zasadą zysku. Bez tego nie byłoby tak szybkiego rozwoju, skoku generacyjnego technologii. Ale każdy z tych skoków pociąga za sobą zmiany społeczne, z których sprawę zdajemy sobie dopiero post factum.