Powód tych wszystkich relacji, tej całej satysfakcji, jest bardzo prosty – to antysystemowy, ale w swej istocie też bardzo antyzachodni odruch warunkowy. Nasza coraz bardziej radykalizująca się i dziczejąca prawica utwierdza się takimi przekazami w przekonaniu, że Polska jest oazą spokoju, wszelkich wolności, krajem sarmackiego liberum veto, zaś zachodnia Europa, która śmie pouczać nas o demokracji czy praworządności, jest zdegenerowana i zepsuta. Nie, nie dotyczy to wyłącznie spraw pandemii, bo lubość, z jaką nasz rodzimy prawy sektor relacjonował protesty żółtych kamizelek, też pełna była tego samego resentymentu.
Czytaj więcej
Minęły już trzy lata od czasu, gdy po jednym z felietonów w „Plusie Minusie" na temat Ordo Iuris, w którym stwierdziłem, że ta organizacja proponuje katolicką wersję szariatu, najpierw jej przedstawiciele zagrozili mi podjęciem „kroków prawnych", a później mało wówczas znany 33-letni prawnik przysłał polemikę, w której zapisał mnie do lewaków, sympatyków marksizmu uprawiających antykatolicką socjotechnikę.
Analogiczny obraz świata jako pełnego napięć, społecznych konfliktów, nieustannych protestów, zamieszek i brutalności państwa to właśnie wizja Zachodu, którą serwują widzom rosyjskie media propagandowe w stylu Sputnika czy Russia Today. Co ciekawe, nawet taka sama jest tam intencja – pokazać dekadencję Zachodu, mającą podkreślać harmonię, którą zapewni Słowiańszczyźnie Russkij Mir.
Ale rosyjską propagandę zostawmy na razie na boku. Bo istotne jest tu co innego: sentyment intelektualnego zaplecza partii rządzącej w Polsce do wszelkich przejawów antysystemowości na Zachodzie. Zapewne, gdyby nie polityczny konflikt rządu PiS z Brukselą, to zjawisko byłoby znacznie słabsze, dotyczyłoby pewnie radykalnych obrzeży, a tak weszło to do politycznego mainstreamu nad Wisłą. Stąd też biorą się wszystkie zachwyty postaciami, które mają szansę rozbić zachodnioeuropejski establishment. Choćby zachwyty nad alt-prawicą w Hiszpanii, Włoszech, Francji czy Austrii ostro występującą zarówno przeciwko swoim rządom (czasami nawet wchodząc do rządzących koalicji), jak i przeciw Brukseli.