Kiedy się zapyta w miejskiej informacji turystycznej o wyjątkowość Bolonii, to miłe dziewczyny płynną angielszczyzną zachwalają najstarszy uniwersytet, najdłuższe na świecie portyki, czyli ulice chroniące przed deszczem i słońcem, których jest ponad 35 kilometrów, liczne wysokie wieże, zabytki, muzea oraz... wyjątkowe kobiety. Nie chodzi o handel ciałem. Przeciwnie! W grze jest intelekt. I to dość nobliwy, zważywszy, że mowa o uniwersyteckim ciele pedagogicznym, bo sławne bolońskie damy były silnymi osobowościami, także na tutejszej uczelni. I to już od średniowiecza!
Otrzymałem nawet folderek, w którym opowiedziano ponad dziesięć przypadków niezwykłych kobiet – od słynnych wykładowczyń prawa w średniowieczu, przez tutejszą „Lady Makbet", czyli Ginevrę Sforzę, dwie święte (Katarzyna De'Vigri oraz Elena Duglioli, dla której sam Rafael malował św. Cecylię), dwie uznane malarki (Anna Morandi Manzolini i Lavinia Fontana), po heroinę napoleońskich czasów, prowadzącą najwytworniejszy salon w tej części Włoch (Cornelia Rossi Martinetti). Dodajmy, że nie brakło też wiedźmy znającej tajniki ziół, która jako trucicielka i wspólniczka podstępnej Ginevry Sforzy zmarła po okrutnych torturach w procesie o czary i morderstwa. Cała paleta silnych indywidualności, trzeba przyznać, więc nie ma co się dziwić, że heroiny dawnego feminizmu mogą zaimponować. Jak dla mnie – jedna jest najważniejsza, ale która – wyjawię za chwilę.
Wbrew temu, co się często sądzi, w średniowieczu pozycja kobiety nie była wiele gorsza od mężczyzn, a w każdym razie o wiele lepsza niż w wiktoriańskiej Anglii czy protestanckich państwach niemieckich w XVII, a nawet XIX wieku. O wiele większe znaczenie socjalne niż płeć miała pozycja społeczna i wykształcenie małżonków. W niższych klasach kobiety na równi z mężczyznami zajmowały się handlem, rzemiosłem czy zarządzały gospodarstwami rolnymi. W wyższych sferach pozycja kobiety była jeszcze silniejsza i nic nie stało na przeszkodzie, by odgrywały dużą rolę nawet w Kościele (Hildegarda z Bingen była doktorem Kościoła, a niepiśmiennej Katarzyny Sieneńskiej słuchał się sam papież). Maria Skłodowska pod koniec XIX wieku miała problemy z uzyskaniem dyplomu wyższej uczelni, a 600 lat wcześniej na najstarszym uniwersytecie świata mogła zostać profesorem! Dziwne są meandry postępu.
Bettisia Gazzadini (1209–1261), należąca do szlacheckiej rodziny, ukończyła filozofię, a następnie prawniczy fakultet na bolońskiej Alma Mater, obroniła doktorat w 1237 roku, prowadziła wykłady u siebie w domu, odmawiając zajęcia katedry (tak!), ale na szczęście zmieniła potem zdanie i tak została pierwszą kobietą-profesorem tej uczelni. Była studentką sławnego prawnika Odofredo, którego okazały grobowiec drażnił mnie przed kościołem bolońskich franciszkanów. Była także wybitnym oratorem, skoro zaproszono ją z laudacją na pogrzeb miejscowego biskupa Enrico della Fratta (kroniki odnotowały ten fakt pod datą 31 maja 1242 roku). Zginęła tragicznie w czasie powodzi wraz z czterema studentami, a jej pogrzeb był sporą manifestacją w mieście, skoro na znak żałoby zamknięto szkoły. Niestety, nie zachowały się jej pisma z prawa rzymskiego („Digest") i tylko w Muzeum Miasta Bolonii stoi jej skromne popiersie z XVII wieku.
Wiek XVII był mniej wyrozumiały dla kobiet. Inna wybitna prawniczka, Margherita Legnani, nauczała... przez okno. Największy podziw wzbudza jednak historia pięknej prawniczki Novelli d'Andrea (1312–1333), córki wybitnego znawcy prawa kanonicznego, Giovanniego d'Andrea, profesora bolońskiego uniwersytetu, którego okazały grobowiec można podziwiać w Museo Civico Medievale.