Furtka prowadząca do dużego domu wśród sosen przybrana jest iglastym stroikiem, od progu widać pięknie ubraną choinkę, z sufitu zwisają ręcznie robione papierowe śnieżynki, korytarz ozdabiają kolorowe łańcuchy z krepiny. Już przy drzwiach szarmancko wita się ze mną jeden z mieszkańców, całuje w rękę, zaprasza do środka, wskazuje drogę. Z piętra dobiega muzyka, bo właśnie trwają prowadzone tu od lat zajęcia muzyczne. Jak przystało na okres przedświąteczny, ćwiczone są kolędy. Panie i panowie ze śpiewnikami w rękach zapraszają mnie do środka. Każdy przychodzi się przedstawić, przywitać. Twarze dorosłe, ale radość dziecięca.
Z motyką na słońce
Gazeta? Jaka gazeta? To będzie jakiś wywiad z nami? – dopytuje pani Dorotka, jedna z mieszkanek. Inni opowiadają swoje historie. Tak jak potrafią, prostymi słowami mówią o świętach, które spędzą z bliskimi, dzielą się swoimi sukcesami. Pani Małgosia niedawno była w Katowicach. Brała udział w zawodach w kręgle. Wróciła szczęśliwa, z nowymi wrażeniami. Na szyi wciąż nosi okolicznościową smycz, którą uczestnicy dostali od organizatorów. – Mieszkamy na parterze, w pokoju numer sześć – mówi zapraszająco.
Nie sposób nie przyjąć takiego zaproszenia. W pokoju stoi już ubrana choinka, przy stoliku siedzą trzy sąsiadki, dyskutują, popijają kawę. – Tutaj jestem od początku – mówi pani Małgosia. „Tutaj", czyli w domu fundacji Pomocna Dłoń przy warszawskiej ulicy Odrębnej – domu niezwykłym. Przed dwudziestu laty zbudowali go rodzice dla swoich niepełnosprawnych intelektualnie dzieci. Zatroskani o ich los, gdy pewnego dnia nie będzie ich przy dzieciach, wspólnymi siłami stworzyli miejsce, w którym mogą one mieszkać we własnym towarzystwie, otoczone przez życzliwych opiekunów. Dziś Odrębna jest domem dla 30 niepełnosprawnych intelektualnie. Są dorośli, wielu dobiega już nawet wieku emerytalnego. Rodzice części z nich już nie żyją.
Choć od czasu budowy przy Odrębnej minęły dwie dekady, ten dom to wciąż ewenement na mapie Polski. Podobne, niewielkie ośrodki można policzyć na palcach. Państwo nie ma w zasadzie żadnej odpowiedzi dla rodziców zatroskanych o przyszłość niepełnosprawnych intelektualnie dzieci. Co będzie z nimi, kiedy oni sami będą potrzebowali opieki albo odejdą? Prywatne placówki to rozwiązanie dla najzamożniejszych, bo miesięczne koszty utrzymania mieszkańca mogą dochodzić nawet do 5 tys. zł. Można ustawić się w długiej kolejce do domu pomocy społecznej. Tam pod jednym dachem mieszka kilkadziesiąt, sto czy więcej osób. Każda z innymi potrzebami, bo wśród mieszkańców są osoby starsze, samotne, inwalidzi.
– Nie wyobrażam sobie, by córka mogła mieszkać w takim domu pomocy społecznej. Byłam w nich wiele razy, wiem, jak to wygląda. Wśród osób starszych niepełnosprawni intelektualnie chodzą zagubieni jak sieroty. Dlatego tak bardzo zależało mi na budowie domu – mówi Jadwiga Porowska, jedna z inicjatorek budowy i mama jednej z mieszkanek, Doroty. Przyznaje, że to, co było możliwe na początku lat 90., dziś wydaje się już mało prawdopodobne. – Wówczas PFRON dopiero co powstał, udało nam się stamtąd pozyskać trochę pieniędzy na budowę. Nie wiem, czy dziś byłoby to możliwe – zastanawia się.