Uosobieniem tej drugiej postawy był z pewnością Sławomir Mrożek. Przypominam o nim nie tylko z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru, ale też dlatego, że w tym sezonie został patronem Sceny Kameralnej Teatru Polskiego. Teatru, którego aktorzy – jak się zorientowałem – mają w Warszawie własne ulice. Paweł Krucz – ulicę Krucza, Andrzej Seweryn z rodziną – ulicę Sewerynów. Jest jeszcze ulica Rysia (z Klanu), czyli Piotra Cyrwusa, oraz Grażyny (Barszczewskiej).
Ale wróćmy do ul. Sewerynów. To właśnie tam, na tyłach Polskiego, mieści się wspomniana Scena Kameralna nosząca od niedawna imię Sławomira Mrożka. Wybranie autora „Tanga" na patrona teatru nikogo nie powinno dziwić. Wszak to on przez kilka dziesięcioleci był jednym z najczęściej granych w kraju i za granicą polskich dramaturgów, klasykiem współczesności. A Teatr Polski za dyrekcji Kazimierza Dejmka stał się miejscem kilku wybitnych premier jego dramatów. I rywalizował o palmę pierwszeństwa z Teatrem Współczesnym, w repertuarze którego, dzięki Erwinowi Axerowi, Mrożek był stale obecny.
Ja, który miałem okazję zrobić z Mrożkiem kilkanaście wywiadów, poznałem go w okolicznościach dość niecodziennych. Krzysztof Babicki, kierując lubelskim Teatrem Osterwy, zaprosił mnie na premierę „Miłości na Krymie" i usadził w loży między Mrożkiem i jego żoną a pewną szacowną damą, która okazała się wnuczką... Wyspiańskiego. W tym zestawie mogłem już tylko marzyć, by nocą, po spektaklu, przyszedł do mnie we śnie np. Juliusz Słowacki.
Andrzej Seweryn jako dyrektor Teatru Polskiego z ogromną atencją odnosił się do Sławomira Mrożka, co nasz dramaturg bardzo doceniał, a nawet wprawiało go to czasem w zakłopotanie.
Kiedy autor „Emigrantów" przyjeżdżał do Warszawy, zatrzymywał się zwykle w hotelu Bristol i wtedy dostawałem sygnał od jego żony Susane, że będzie szansa na krótkie spotkanie. To znaczy seans milczenia. Wyglądało to trochę tak, jakbyśmy siedzieli ze smartfonami w dłoni, tyle że nie posiadaliśmy smartfonów. Jedno z takich spotkań odbyło się niemal nazajutrz po premierze „Irydiona" w 2013 r. Zapytany o wrażenia Mrożek trochę się skrzywił i przyznał: – Wie pan, trudno mówić, bo właściwie niczego nie zrozumiałem.