Skąd ta niechęć sędziego Celeja?
Być może stąd, że zawsze mówiłam, to co myślę, zawsze miałam własne zdanie. Dlatego jeżeli ktoś zarzuca mi, że koniunkturalnie krytykuję system sądownictwa, bo jest to zgodne z linią obecnie rządzących, to mija się z prawdą.
Obecnie rządzący argumentują, że zmiany w sądownictwie są konieczne, bo w sądach zasiadają ludzie, którzy orzekali jeszcze w PRL. A pani zaczynała pracę na początku lat 80. i szybko zaczęła pani orzekać w sądzie karnym. Co pani myśli, gdy słyszy takie argumenty?
To prawda. Przejście do sądu okręgowego, wówczas wojewódzkiego, zaproponował mi w 1985 roku sędzia Andrzej Kryże, przewodniczący IV Wydziału Karnego.
Wiceminister sprawiedliwości za pierwszego rządu PiS. W 1980 roku skazał Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Czumę na areszt za zorganizowanie obchodów 11 listopada.
No właśnie. Nasza historia jest skomplikowana. A jeżeli chodzi o mnie, to 2 października 2017 r. wystąpiłam do ministra sprawiedliwości o możliwość kontynuowania pracy wobec ukończenia 60 lat i w grudniu otrzymałam decyzję pozytywną.
Czy fakt, że osoba o takim dorobku jak pani musi wystąpić do ministra o możliwość dalszej pracy, nie jest sposobem na uzależnienie sędziego od decydenta politycznego?
Nie. Otrzymałam zgodę na dalsze wykonywanie zawodu i jestem szczęśliwym sędzią orzekającym. Gdybym nie uzyskała tej zgody, to byłabym szczęśliwym sędzią w stanie spoczynku. Uważam natomiast, że państwa nie stać na to, żeby 60-letniego sędziego, pozostającego w dobrym zdrowiu fizycznym i psychicznym – a musimy przechodzić odpowiednie badania – odsyłać na emeryturę. Przecież w naszym zawodzie doświadczenie życiowe i zawodowe jest bezcenne. Poza tym w czym ja jestem gorsza jako sędzia z sądu powszechnego od kobiety-sędziego Sądu Najwyższego, która może pracować do 65. roku życia?
Dlaczego po tylu latach pracy nie awansowała pani na wyższe stanowiska, tylko tkwi pani w sądzie I instancji?
Po okresie mojego ministrowania nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym gdziekolwiek kandydować. W 1985 roku, gdy sędzia Kryże zaproponował mi możliwość orzekania w sądzie wojewódzkim, powiedział: „Ja pani nie znam, nie znam nikogo, kto panią zna, ale znam statystyki dotyczące pani pracy i z tego wnioskuję, że mogłaby pani orzekać w sądzie wyższej instancji". Dziś, przy obecnym systemie awansowania, to jest praktycznie niemożliwe. Poza tym faktem jest, że sędziowie w znacznej części nie są tak otwarci jak ja na potrzebę kontaktu ze społeczeństwem poprzez media, i to niezależnie od tego, jaką one opcję reprezentują. Czasami mam wrażenie, że zostałam ostatnią osobą ponad podziałami. Przyjmuję zaproszenie do rozmowy i w telewizji Republika, i w TVN24. Z każdym rozmawiam w ten sam sposób, przedstawiając argumenty. Nieraz za tę otwartość byłam ostro krytykowana. Groziło mi np. postępowanie dyscyplinarne, gdy w programie w telewizji TVN powiedziałam, że nie przekonuje mnie wersja, iż generała Papałę zabił złodziej samochodów.
Mówi pani o zabójstwie byłego komendanta głównego Policji Marka Papały, które do dzisiaj nie zostało wyjaśnione.
Tak. Czasem myślę że Markowi Papale zawdzięczam życie. W styczniu 1998 roku pan generał powiedział mi, że wie o tym, iż jest zlecenie zabicia mnie. Przydzielił mi ochronę. Dlatego uważam, że mam tytuł, żeby wypowiadać się w tej sprawie. A rzecznik dyscyplinarny, po piśmie zastępcy prokuratora generalnego, wezwał mnie na przesłuchanie za tę wypowiedź. To trochę tak, jakbym była obywatelem drugiej kategorii i nie miała prawa do publicznego wyrażania swoich poglądów. Niejednokrotnie obcy ludzie mówili, żebym zabierała głos publicznie, tłumacząc problemy sądownictwa, a w środowisku z poparciem w tym zakresie bywa różnie.
Jaka była najtrudniejsza decyzja, którą musiała pani podjęć na stanowisku ministra sprawiedliwości?
Nie było takiej decyzji. Naprawdę trudne decyzje podejmuje się na sali sądowej, wykonując zawód sędziego. Minister sprawiedliwości ma pod tym względem łatwiejsze zadanie. Nawet jeżeli musi podjąć szybko decyzję, to może, zastanawiając się, zasięgnąć porady ekspertów, doradców. Poza tym, jeżeli jesteśmy przy ekspertach ministra sprawiedliwości, to chciałam zwrócić uwagę na jedną rzecz – obecnie wielu mówi: Zbigniew Ziobro zrobił to czy tamto, rozprawia się ze środowiskiem sędziowskim itd. A to nieprawda. W ministerstwie pracuje bardzo wielu sędziów. Podobno na rozmaitych stanowiskach jest ich ok. 150. A więc to, co się teraz dzieje w sądownictwie, jest także dziełem tych sędziów. Przecież minister Ziobro nie jest autorem wszystkich pomysłów i nie przygotowuje wszystkich projektów ustaw.
Chce pani powiedzieć, że to sędziowie sędziom zgotowali ten los?
Coś w tym jest. Minister bierze na siebie polityczną odpowiedzialność za to, co proponuje resort, ale współpracujący z nim sędziowie uczestniczą w tych zmianach. Ja, sędzia praktyk, kiedy byłam ministrem, miałam o tyle łatwiej, że patrząc na proponowany przepis, mogłam sobie łatwo wyobrazić, jak będzie on funkcjonował w rzeczywistości.
Jednak minister Ziobro ma swoje na sumieniu, np. masowe odwoływanie prezesów sądów. Jak pani ocenia apele środowiska, np. Stowarzyszenia Iustitia, by sędziowie nie obejmowali stanowisk prezesów sądów po osobach zwolnionych?
Bardzo nie podobają mi się takie apele, bo można odnieść wrażenie, że sędziowie powinni zrezygnować z możliwości zajmowania stanowiska prezesa bądź przewodniczącego wydziału w czasie, gdy ministrem sprawiedliwości jest Zbigniew Ziobro, a to jest absurdalne. Poza tym skoro dużo mówi się o niezawisłości i niezależności sędziów, to podporządkowanie się takiemu apelowi mogłoby świadczyć o skłonności osób wykonujących zawód sędziego do poddawania się tego rodzaju swoistym naciskom. Takie działania mogą także skutkować ostracyzmem środowiska wobec osób, które obejmą te funkcje, albo tych, którzy będą np. kandydowali do nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Z góry się zakłada, że każda osoba, której obecny minister zaproponuje np. objęcie funkcji prezesa, będzie zachowywała się niegodnie. Jeśli jednocześnie przyjmuje się, że dotychczasowa droga do zawodu sędziego i system awansowania były bez zarzutu, to skąd biorą się te obawy, iż mamy sędziów niegodnych pełnienia różnych funkcji, tylko dlatego, że będę oni ze wskazania ministra? Mnie decyzję ministra o zgodzie na dalsze zajmowania stanowiska sędziego wręczał nowo powołany prezes w obecności dwóch nowo powołanych wiceprezesów i zrobili to w taki sposób i w takiej atmosferze, że w pełni oddali szacunek i uznanie dla pracy wykonywanej przez sędziego przez 39 lat.
Widzę, że raczej nie liczy pani na rychłe uspokojenie sytuacji wokół sądów?
Przeciwnie, tych napięć będzie coraz więcej.
A czy podoba się pani pomysł na skargę nadzwyczajną, w sytuacji gdy wyrok sądu był niesprawiedliwy w odczuciu społecznym?
To jest bardzo kontrowersyjny pomysł. Chwytliwy społecznie, ale o trudnych do przewidzenia skutkach. Bo jeżeli taki nowy wyrok też zostanie uznany za niesprawiedliwy, to co wtedy? Znowu może być wzruszony? Moim zdaniem większość niesprawiedliwych w odczuciu społecznym wyroków bierze się z tego, że ich uzasadnienia są niezrozumiałe dla tych, których dotyczą. To jest efekt nie tylko zakresu obowiązków sędziego, wynikających z obowiązujących przepisów, ale także tego, iż w większości uzasadnienia są „dziełem" asystentów, a nie w całości efektem pracy sędziego. Sędzia, sporządzając uzasadnienie, nie myliłby nazwisk stron czy świadków, a to się dzisiaj zdarza.
Naprawdę są takie uzasadnienia?
Jeden z moich znajomych miał sprawę o podwyższenie alimentów. Po tym, jak otrzymał uzasadnienie wyroku, powiedział do mnie: „Może nawet zgodziłbym się z decyzją o podwyższeniu alimentów, gdyby w uzasadnieniu było moje nazwisko, a nie czyjeś inne". I to jest problem. Bo część tych „niesprawiedliwych" wyroków może być jak najbardziej słuszna, ale jeżeli strona nie ma poczucia, że sędzia poświęcił sprawie wystarczającą uwagę, to trudno o poczucie sprawiedliwości.
Tęskni pani do czasów, gdy orzekała pani w głośnych sprawach i była gwiazdą mediów?
Ciągle miewam ciekawe sprawy. Ale i muszę podejmować decyzje w sprawach dotyczących np. pluszaka za 23 zł. To są nasze realia. Wszyscy sędziowie orzekający w sądzie okręgowym miewają takie sprawy, choć uważam, że państwa nie stać na to, żeby sędzia z 20- czy 30-letnim stażem pracy zajmował się sprawami o takim charakterze. To głównie wymaga zmian, a więc reform. Tylko że taka zmiana nie trafi na pierwsze strony gazet, a więc nikt się tym dotąd nie zajął.
Jakiś czas temu pojawiła się w mediach informacja, że mogłaby pani zostać szefową nowej KRS.
Ale po co?
—rozmawiała Eliza Olczyk (dziennikarka tygodnika „Wprost")
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95