Przypominamy tekst Piotra Zaremby, który ukazał się w „Plusie Minusie” w 2021 roku
W roku 2013, jeszcze przed dojściem PiS do władzy, miał miejsce znamienny incydent. Na zebraniu parlamentarnego Klubu PiS, wtedy jeszcze ugrupowania opozycyjnego, Jan Dziedziczak skrytykował rzecznika partii Adama Hofmana. Stawiał mu głównie zarzuty dotyczące stylu życia, oskarżał o zbyt ostentacyjne biesiadowanie, co przeciekało do mediów.
Jarosław Kaczyński uciął wszelką dyskusję następującą formułką: „Wolę mieć wojsko pitne, ale bitne". Chodziło mu o zalety Hofmana jako polityka chętnie wchodzącego w zwarcia z innymi formacjami, przede wszystkim z rządzącą Platformą Obywatelską. Prezes PiS zawsze bacznie obserwował swój obóz pod tym kątem. Sygnał był prosty: kto jest lojalny, może się mniej obawiać pretensji na innych polach.
Rzecz cała miała zabawną puentę. Jeszcze przed końcem tamtej kadencji parlamentu Kaczyński poczuł się zmuszony pozbyć się Hofmana i jego kolegów – z klubu i z list wyborczych w 2015 roku. Tym razem zarzuty były cięższe, dotyczyły wyłudzania pieniędzy z Kancelarii Sejmu na podróże. Ale co bardziej jeszcze symboliczne: Hofman uwolniony z gorsetu polityka zaczął robić karierę biznesową, pośrednicząc jako szef PR-owskiej firmy w rozmaitych dealach. Działo się to już za rządów PiS.
Hofman jest nie tylko sąsiadem Daniela Obajtka w jednym z jego licznych miejsc zamieszkania, ale też osobą dorywczo doradzającą prezesowi Orlenu w kwestiach wizerunkowych. I dowodem, jak bardzo dawne ideowe wybory w formacji latami skazywanej na klęskę i odrzucanej przez establishment można dziś przekładać na konkretny interes materialny.