Szukając następcy Putina. Miedwiediew, Wołodin, Szojgu, Diumin czy Nawalny? Kto będzie nowym carem Rosji?

Władimir Putin rządzi Rosją już prawie dwie dekady. Gdy wygra tegoroczne wybory, pozostanie na Kremlu na kolejne sześć lat. Dłużej władał tylko Józef Stalin. Ale giełda nazwisk jego następców już ruszyła.

Aktualizacja: 18.03.2018 08:15 Publikacja: 17.03.2018 23:01

Wybory 18 marca będą najprawdopodobniej ostatnimi, w których Putin weźmie udział. W 2024 roku, zgodn

Wybory 18 marca będą najprawdopodobniej ostatnimi, w których Putin weźmie udział. W 2024 roku, zgodnie z konstytucją, nie będzie się już mógł ubiegać o trzecią kadencję z rzędu. Czy później odejdzie?

Foto: Getty Images/ Mikhail Svetlov

Uwaga rosyjskich mediów skupiła się w lipcu zeszłego roku na jeden dzień na centrum edukacyjnym Sirius w Soczi. W placówce, która wspiera najbardziej utalentowanych uczniów z całego kraju, zorganizowano spotkanie z Władimirem Putinem. Prezydent, wyraźnie rozluźniony, siedział na krześle i odpowiadał na pytania młodzieży. Po swobodnej rozmowie o sporcie przyszedł czas na trudniejsze zagadnienia. Jeden z chłopców spytał prezydenta, co będzie robił, gdy przestanie już być głową państwa: „Jeszcze nie wiem, co zrobię. Liczbę kadencji określa konstytucja. W przeszłości mogłem ją zmienić, ale tego nie zrobiłem i nie chcę tego robić w przyszłości" – odpowiedział Putin. Innego ucznia zainteresowało, czy prezydent wybrał już swojego następcę. „Zgodnie z międzynarodowym zwyczajem, kiedy przywódca państwa ustępuje, rekomenduje swojego następcę. Jednak na koniec decyzję podejmują obywatele, idąc do urn" – wyjaśnił prezydent. Pytania, które tak nurtowały młodzież, zadają sobie też najważniejsi politycy i oligarchowie w Rosji. Niedzielne wybory będą najprawdopodobniej ostatnimi, w których Putin weźmie udział. W 2024 roku, zgodnie z konstytucją, nie może się już bowiem ubiegać o trzecią kadencję z rzędu. Kto przejmie po nim schedę?

Wymarzona emerytura

Wśród setek transparentów, które Rosjanie przynoszą na antyrządowe demonstracje, pojawił się też taki, na którym Władimir Putin ma siwe włosy, pomarszczoną, nalaną twarz, krzaczaste brwi i jest ubrany w marszałkowski mundur obwieszony medalami. Wypisz wymaluj Leonid Breżniew. Takie porównanie nie jest pozbawione sensu. Putin, podobnie jak niedźwiedziowaty pierwszy sekretarz, rządzi Rosją już prawie dwie dekady. Gdy wygra tegoroczne wybory, pozostanie na Kremlu na kolejne sześć lat. Dłużej władał tylko Józef Stalin. Wiele wskazuje jednak na to, że prezydent nie zamierza wcale dogonić rekordzisty. – Myślę, że ustąpi w 2024 roku albo wcześniej, np. jeśli pogorszy się jego stan zdrowia. Mógł zmienić konstytucję już w 2008 roku i pozostać u władzy, ale tego nie zrobił. Sądzę, że dalej chce, by ustawa zasadnicza pozostała nietknięta – twierdzi Mary Dejevsky, korespondentka brytyjskich mediów w Moskwie.

Decyzja o odejściu może być także podyktowana wiekiem. W 2024 roku Władimir Władimirowicz będzie miał już 72 lata. Jeśli postanowi rządzić kolejną kadencję, skończy ją, mając prawie 80 lat. Jak pisze „New York Times", byłoby to ryzykowne. Putin mógłby w pewnym momencie podzielić los Roberta Mugabe z Zimbabwe, którego od władzy odsunęli młodsi politycy. Zdaniem dziennikarzy nowojorskiej gazety pokolenie 30–40-latków czeka już, aby mieć swój udział w rządzeniu Rosją. Jeśli Putin chce przejść do historii, nie może też pozwolić sobie na to, by zapamiętano go jako niedołężnego starca, który jak Jelcyn nie jest w stanie ustać o własnych siłach albo jak Breżniew bełkocze coś niezrozumiale.

Konstantin Kałaczow, jeden z najwybitniejszych rosyjskich politologów, w rozmowie z „Plusem Minusem" zauważa z kolei, że prezydent prawdopodobnie ustąpi z powodu wypalenia wieloletnim kierowaniem państwem. – Putin był zmęczony już wcześniej, a z upływem lat ten stan tylko się pogłębia. Twierdzenie, że uczepił się władzy, jest przesadzone – uważa Kałaczow. Słuszności tych słów ma dowodzić apatia, towarzysząca działaniom prezydenta w trakcie kampanii wyborczej. Polityk nie przedstawił żadnego hasła wyborczego ani planu reform na kolejne lata. W wygłoszonym niedawno orędziu złożył tylko, nierealne z finansowego punktu widzenia, obietnice polepszenia poziomu życia Rosjan.

„Moskowskij Komsomolec" przypomina natomiast, że w 2017 roku podczas rozmowy z robotnikami z Czelabińska prezydent narzekał na nadmiar obowiązków. Putina do odejścia może także skłonić utrata poparcia wśród najbliższych doradców. – Zachodnie sankcje najbardziej uderzyły w bliższych i dalszych przyjaciół Putina. Ich majątki są warte w sumie bilion dolarów. Część z nich ma już zamrożone zagraniczne konta i trudności w prowadzeniu biznesów. To, co jeszcze do niedawna było dla nich wartościowe, czyli znajomość z prezydentem, w tej chwili staje się obciążeniem – twierdzi Krystyna Kurczab-Redlich, reportażystka oraz autorka m.in. biografii prezydenta pt. „Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina".

Nie da się oczywiście całkowicie wykluczyć tego, że Władimirowi Władimirowiczowi pomimo różnych przeszkód uda się pozostać u władzy aż do śmierci. – Przypuszczam, że w 2020–2021 roku dojdzie do reformy konstytucji, po której, tak jak w wielu krajach postsowieckich, kadencje prezydenta zacznie się liczyć od nowa i Putin będzie mógł rządzić jako głowa państwa przez kolejne lata – mówi dr Iwan Preobrażeński, politolog i publicysta Agencji Informacyjnej Rosbałt. Niezależnie od tego, jaką decyzję podejmie, eksperci są zgodni, że jego otoczenie przez najbliższe lata będzie się zastanawiało wyłącznie nad tym, co wydarzy się w 2024 roku. „Wszyscy ciągle o tym myślą. Elity są wystraszone" – przyznał na łamach „Guardiana" jeden z członków prezydenckiej administracji. Strach wzrośnie jeszcze bardziej, jeśli Putin zdecyduje się jednak odejść. „Na Kremlu coraz częściej spekuluje się, kto może być jego następcą" – twierdzi źródło brytyjskiego dziennika. Każdy chce się odpowiednio przygotować na ten moment.

W ubiegłym roku Władimir Putin spotkał się z młodzieżą w centrum edukacyjnym Sirius w Soczi. Wyraźni

W ubiegłym roku Władimir Putin spotkał się z młodzieżą w centrum edukacyjnym Sirius w Soczi. Wyraźnie rozluźniony odpowiadał na pytania. Co będzie robił, gdy przestanie już być głową państwa? „Jeszcze nie wiem, co zrobię. Liczbę kadencji określa konstytucja. W przeszłości mogłem ją zmienić, ale tego nie zrobiłem i nie chcę tego robić w przyszłości” – odpowiedział

Foto: AFP

Śladem Jelcyna

Bez Putina nie ma Rosji" powiedział w 2014 roku Wiaczesław Wołodin, ówczesny pierwszy zastępca szefa prezydenckiej administracji. W rozmowie z dziennikarzami „The Irish Time" politolog Dmitrij Orieszkin jeszcze dosadniej stwierdził: „Jest jak gwóźdź w ścianie. Gdy go wyciągniesz, cała konstrukcja runie". I choć w tych dwóch opiniach nie brak przesady, to rzeczywiście prezydent zgromadził w swoich rękach ogromną władzę. To on, stojąc na czele stworzonego przez siebie autorytarnego i kleptokratycznego reżimu, odpowiada za zachowanie kruchej równowagi między różnymi grupami interesów.

– Odejście Putina, nawet w przypadku mianowania następcy, może doprowadzić do osłabienia władzy, kryzysu jej legitymizacji oraz politycznej niepewności – tłumaczy Lew Gudkow, dyrektor Centrum Jurija Lewady. Biorąc pod uwagę te wszystkie okoliczności, prezydent, decydując się na odejście, musi zadbać o stabilność systemu. By to osiągnąć, powinien rozważnie wybrać następcę. Jak taki proces mógłby wyglądać? Przykładem może być poszukiwanie następcy pierwszego przywódcy niepodległej Rosji. W 1996 roku najbliższe otoczenie Borysa Jelcyna zaczęło szukać człowieka, który mógłby zająć miejsce starego i coraz bardziej schorowanego polityka. Wybraniec musiał spełniać dwa kryteria.

Po pierwsze, być bezwzględnie lojalny, a po drugie, gwarantować, że gdy oskarżany m.in. o nadużycia finansowe Jelcyn i jego ludzie odejdą z Kremla, włos im z głowy nie spadnie. Pierwszy wybór padł na premiera Wiktora Czernomyrdina. Doświadczony polityk szybko wypadł jednak z łask po tym, jak obwiniono go o nieporadzenie sobie ze skutkami kryzysu finansowego z 1998 roku. Następny w kolejce ekonomista Siergiej Kirijenko stracił swoją szansę z tego samego powodu. Kolejny potencjalny kandydat Jewgienij Primakow szybko stał się wrogiem prezydenckiej administracji. Wpływowy szef rządu zbyt blisko związał się z komunistami, którzy dążyli do impeachmentu Jelcyna. W maju 1999 na premiera powołano Siergieja Stiepaszyna. Mimo że miał piastować ten urząd tylko do czasu, aż faworyt prezydenta będzie gotowy, by go zastąpić, to on sam również był rozważany do przejęcia schedy. Nadzieja na to przepadła wraz z plotkami, że nie jest on lojalny wobec przełożonego. Wtedy Jelcyn wyciągnął z rękawa swojego asa. 47-letni wówczas szef FSB Władimir Putin już wcześniej dowiódł wierności wobec przełożonych. Najpierw uratował przed procesem swojego politycznego mentora Anatolija Sobczaka, a później, wykorzystując prowokację służb, doprowadził do usunięcia prokuratora Jurija Skuratowa, który chciał postawić Jelcyna i jego rodzinę w stan oskarżenia. W ostatni dzień XX wieku Władimir Władimirowicz przejął obowiązki głowy państwa. Pierwszym dokumentem, który podpisał, było zapewnienie pełnej nietykalności poprzednikowi.

W 2024 roku podobną kalkulację będzie musiał prawdopodobnie przeprowadzić także Putin. Kryteria wyboru mogą być zbliżone do tych, którymi kierował się Jelcyn.

– Następca musi zagwarantować mu ochronę. Nie tylko przed rosyjskim wymiarem sprawiedliwości, ale także przed tym międzynarodowym. Bez takiej gwarancji odsunięcie od władzy grozi mu rozprawami m.in. za zbrodnie w Czeczenii. Jego odpowiedzialność przed niezawisłym sądem jest łatwa do udowodnienia – mówi Kurczab-Redlich. Znaczenie będzie miał też wiek i cechy charakteru. – Na pewno będzie to przedstawiciel młodszego pokolenia. Putin będzie preferował człowieka wiernego i niezbyt ambitnego – podkreśla Kałaczow.

Panorama kandydatów

O wyborze kandydata może decydować także stan gospodarki. Im gorszy, tym silniejszy sukcesor będzie potrzebny. Spośród najbardziej zaufanych ludzi prezydenta obecnie co najmniej kilku spełnia te wymagania. W połowie zeszłego roku think tank Petersburska Polityka pokusił się o zrobienie rankingu potencjalnych następców.

Oceniając szansę każdego z nich, analitycy brali pod uwagę m.in. polityczną aktywność, obecność w mediach państwowych oraz odbiór przez elity. Na pierwszym miejscu znalazł się Dmitrij Anatoljewicz Miedwiediew. Na dobre notowania premiera wpływ ma przede wszystkim to, że już raz w latach 2008–2012 zastąpił Putina na Kremlu. Prezydent darzy o 13 lat młodszego polityka dużym zaufaniem. Na korzyść Miedwiediewa przemawia także fakt, że gdy Władimir Władimirowicz postanowił wrócić na swoje poprzednie stanowisko, bez sprzeciwu ustąpił mu miejsca. Szef rządu nie ma też odpowiednio silnego zaplecza politycznego, więc Putin nie musi się obawiać, że stanie się zbyt niezależny. Los Miedwiediewa będzie w dużej mierze zależeć od tego, na jaką politykę względem Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych zdecyduje się Kreml w ciągu najbliższych sześciu lat. Jeśli nacisk zostanie położony na łagodzenie napięć i zbliżenie, to Miedwiediew, wciąż uważany przez zachodnich polityków za „liberała i reformatora", będzie idealnym wyborem. „Moskowskij Komsomolec" zauważa jednak, że na kandydaturze Miedwiediewa cieniem kładą się oskarżenia wysuwane pod jego adresem przez Aleksieja Nawalnego. W marcu zeszłego roku opozycjonista i szef Fundacji Walki z Korupcją ujawnił, że Dmitrij Anatoljewicz potajemnie zbudował finansowe imperium, w którego skład wchodzą pałace, winnice, rezydencje i luksusowe jachty. Te doniesienia doprowadziły do masowych protestów, a szef rządu stał się symbolem korupcji na szczytach władzy. Część rosyjskich analityków uważa, że z powodu tych oskarżeń popularność premiera znacznie spadła, co z kolei zmniejsza jego szansę na zostanie kolejnym przywódcą Rosji.

Podobne problemy ominęły jak na razie przewodniczącego Dumy Wiaczesława Wołodina, którego gazeta „Wiedomosti" okrzyknęła mianem kandydata idealnego. Pełen charyzmy, młodszy od Putina o 11 lat, karierę polityczną zaczynał w parlamencie regionalnym obwodu saratowskiego. Później objął stanowisko wicegubernatora, co pozwoliło mu poznać od podszewki regionalną politykę i rządzące nią układy.

Wołodin może się poszczycić dużym doświadczeniem w administracji państwowej. W 2010 roku został mianowany wicepremierem, a kilka miesięcy później pierwszym zastępcą szefa prezydenckiej administracji. Co więcej, to na jego barkach spoczęło de facto kierowanie rządzącą partią Jedna Rosja. „Wiedomosti" zauważają, że choć oficjalnie na czele ugrupowania stoi premier Miedwiediew, to Wołodin ma m.in. układać listy wyborcze. Również decyzje kadrowe dotyczące gubernatorów nie są podejmowane bez jego udziału. Obecny przewodniczący Dumy jest ponadto ceniony zarówno przez siłowików, jak i liberałów. Po antyrządowych protestach z lat 2011–2012 miał być jednym z autorów ustaw utrudniających organizowanie demonstracji. Z kolei dwa lata temu za jego zgodą do wyborów parlamentarnych dopuszczono wielu opozycyjnych polityków. W oczach Rosjan zyskuje także tym, że w odróżnieniu od większości zauszników Putina nie pochodzi z Petersburga i nigdy nie był członkiem służb specjalnych. – Wołodin ma duże ambicje, dlatego myślę, że jeśli prezydent będzie szukał sukcesora, to nie zdecyduje się na niego. Gdy tylko został zastępcą szefa prezydenckiej administracji, zaczął zwalczać swojego poprzednika i byłego mentora Władisława Surkowa. Putin zna tę historię i za nic nie chce podzielić losu Surkowa – podkreśla Preobrażeński.

Przyjacielem liberałów na pewno nie można nazwać kolejnego z potencjalnych następców, przypominającego rosyjską wersję Rambo. Aleksiej Diumin przez ponad dziesięć lat był jednym z ochroniarzy Putina oraz jego osobistym adiutantem. Później stanął na czele Sił Operacji Specjalnych, które odegrały kluczową rolę w zajęciu Krymu. W uznaniu zasług dla kraju Putin uhonorował go Medalem Bohatera Federacji Rosyjskiej oraz stopniem generalskim. Błyskotliwą karierę wojskową przerwała niespodziewana nominacja na gubernatora obwodu tulskiego. Tak szybki awans w strukturach cywilnych oznacza, że prezydent darzy Diumina zaufaniem i chce, by jego dawny ochroniarz zdobył polityczne doświadczenie.

Dużo bardziej tradycyjnym wyborem wydaje się być jednak Siergiej Szojgu. Przystojny i elokwentny generał jest obecnie drugim po Władimirze Putinie najpopularniejszym politykiem w Rosji. Może się też pochwalić niemałym dorobkiem w służbie kraju. Przez 18 lat stał na czele Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. Potem na krótko został gubernatorem obwodu moskiewskiego, a wreszcie w 2012 roku ministrem obrony. O tym, jak bliskie relacje łączą go z prezydentem, mogą świadczyć ich wspólne wakacje. Rok temu obaj prezentowali nagie torsy, łowiąc ryby przy granicy z Mongolią. Część rosyjskich mediów podkreśla jednak, że na szanse Szojgu negatywnie wpływa jego pochodzenie. Minister jest bowiem Tuwińcem, a wielu Rosjan wciąż ma pogardliwy stosunek do przedstawicieli mniejszości etnicznych. Problemem może też być jego wiek. Szojgu jest zaledwie o trzy lata młodszy od Putina.

Wśród potencjalnych kandydatów najczęściej wymienia się jeszcze obecnego mera Moskwy Siergieja Sobianina oraz szefa prezydenckiej administracji Antona Wajno. Niewykluczone także, że prezydent postawi na świeżą krew. Za taką można uznać gubernatorów obwodów moskiewskiego i jarosławskiego: Andrieja Worobiowa oraz Dmitrija Mironowa. W wyścigu o to, kto zasiądzie na Kremlu, praktycznie nie uczestniczą kobiety. I choć dziennikarze co jakiś czas wspominają, że Putina mogłaby zastąpić np. prezes Banku Centralnego Rosji Elwira Nabiullina, to w najbliższej przyszłości raczej się na to nie zanosi.

– Z zeszłorocznego sondażu wynika, że 11 proc. Rosjan zdecydowanie chciałoby kobietę-prezydenta. 23 proc. jest gotowych przyjąć takie rozwiązanie. Trzeba jednak mieć na uwadze, że większość odpowiadających to kobiety – mówi Gudkow. Krystyna Kurczab-Redlich zwraca uwagę, że nie można zapomnieć o Aleksieju Nawalnym. – Ujawnia on kolejne skandale korupcyjne dotyczące ludzi władzy i mimo utrudniania mu życia jednak działa. Czy mógłby działać bez pomocy niektórych stronnictw w obozie rządzącym? Być może to te służby specjalne, które Putin rozczarował, dostarczają Nawalnemu informacje i zapewniają wsparcie. W czyim więc interesie jest jego dalsza kariera? – zastanawia się dziennikarka.

Pechowa kiełbasa

W 1953 roku, kiedy zmarł Józef Stalin, w ZSRR wybuchła tak brutalna wojna o sukcesję, że pretendenci do władzy w obawie przed zamachem bali się pójść nawet do lekarza. Zdaniem ekspertów w latach 2018–2024 walka może być równie zażarta. Winę za to będzie ponosić sam Putin, który nie był w stanie stworzyć systemu gwarantującego „bezkrwawe" przekazanie władzy. Ten błąd już raz odbił mu się czkawką.

Pod koniec drugiej kadencji pod bokiem prezydenta zaczął dojrzewać spisek mający na celu zdyskredytowanie ministra obrony Siergieja Iwanowa, który wydawał się następcą Putina. Grupa polityków specjalnie nagłośniła historię żołnierza skatowanego przez przełożonego, by wywołać oburzenie Rosjan i w konsekwencji doprowadzić do dymisji Iwanowa. Putinowi udało się co prawda szybko załagodzić sytuację, ale wówczas jego pozycja była mocniejsza. Obecnie na Kremlu rozpoczął się dużo większy konflikt. Jeśli prezydent go nie opanuje, grozi to destabilizacją całego systemu.

Za jego pierwszą ofiarę można uznać byłego ministra rozwoju gospodarczego. Pod koniec zeszłego roku sąd skazał Aleksieja Ulukajewa na osiem lat ciężkiego łagru za rzekome przyjęcie 2 mln dolarów łapówki od wpływowego szefa Rosnieftu Igora Sieczina. Polityk miał wziąć pieniądze za wystawienie pozytywnej opinii w sprawie kupna przez Rosnieft innej firmy naftowej – Basznieftu. Ulukajewa zgubiła torba, którą rok wcześniej otrzymał od Sieczina jako prezent. Minister myślał, że znajdują się w niej kiełbasy, które szef Rosnieftu jako zapalony myśliwy rozdaje znajomym. Gdy Ulukajew chciał włożyć podarek do samochodu, został zatrzymany. Okazało się, że w pakunku znajdowały się pliki banknotów. Przed sądem polityk odrzucił wszystkie oskarżenia i przekonywał, że padł ofiarą spisku.

– Bój toczy się o kluczowe stanowiska, które umożliwiają odcinanie kuponów od budżetu. Ulukajew należał do technokratów i nie chciał się zgodzić na koncentrację pieniędzy w rękach struktur siłowych. Równolegle trwa konflikt buldogów pod dywanem. Służby specjalne walczą ze sobą o kontrolę nad transferami korupcyjnych pieniędzy do rajów podatkowych – tłumaczy Robert Cheda, były oficer operacyjny i analityk Agencji Wywiadu. W takiej atmosferze nominacja następcy nie może być ogłoszona ani zbyt wcześnie, bo wtedy otoczenie prezydenta przestanie się z nim liczyć, ani zbyt późno, bo wówczas sukcesor będzie za słaby, by odeprzeć ataki rywali. – Po aresztowaniu Ulukajewa poziom nieufności wśród elit jest tak wysoki, że bez gwarancji bezpieczeństwa nikt nie będzie chciał zostać potencjalnym następcą. Nawet Putin może nie być w stanie zapewnić mu ochrony. Z tego powodu sukcesja będzie długotrwałą operacją specjalną – mówi Konstantin Gaaze z Moskiewskiego Centrum Carnegie.

Rosyjski ajatollah

Tuż po skończonej prezydenturze Barack Obama wybrał się na długo oczekiwane wakacje. Jego poprzednik George W. Bush, gdy końca dobiegła jego druga kadencja, odkrył w sobie pasję do malowania. Władimir Putin po odejściu z iKremla nie zamierza raczej zaszyć się na swojej daczy. – Jeśli przestanie być prezydentem, zostanie dla niego stworzona jakaś nowa rola. Coś w rodzaju świeckiego cara. W ten sposób zagwarantuje sobie bezpieczeństwo i wpływ na politykę, nie będąc już obciążonym męczącymi obowiązkami prezydenta – tłumaczy prof. Mark Galeotti, ekspert ds. Rosji z praskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych.

By taki scenariusz się spełnił, Putin musi być bezwzględnie pewny lojalności swojego sukcesora. Tylko wówczas, jak twierdzą rosyjscy dziennikarze, zdecyduje się zostać „duchowym" liderem na wzór ajatollaha Chomeiniego, który będzie pilnował, by państwo funkcjonowało poprawnie. – Myślę, że Putin będzie chciał utrzymać kontrolę nad siłowikami. Może się na przykład mianować sekretarzem Rady Bezpieczeństwa i koordynować działania Gwardii Narodowej, FSB i innych służb – mówi Preobrażeński.

Według innego wariantu odchodzący prezydent zmieni konstytucję tak, by pomniejszyć rolę głowy państwa na rzecz przewodniczącego Dumy, po czym obejmie to stanowisko. Gazeta „Wzglajd" sugeruje z kolei, że jeśli w 2024 roku pogłębi się integracja państw wchodzących w skład Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej, to Putin zostanie jej przewodniczącym. – Na razie pewne jest tylko to, że prezydent nie będzie chciał odejść z polityki, dopóki nie upewni się, że jego rola i miejsce w rosyjskiej historii nie będą kwestionowane – podsumowuje Kałaczow. Te plany może pokrzyżować konflikt między kremlowskimi elitami. Jeśli nie zostanie w porę powstrzymany, zburzy delikatną równowagę systemu i rozpęta się wojna. Wówczas Putin przestanie być już potrzebny.

Uwaga rosyjskich mediów skupiła się w lipcu zeszłego roku na jeden dzień na centrum edukacyjnym Sirius w Soczi. W placówce, która wspiera najbardziej utalentowanych uczniów z całego kraju, zorganizowano spotkanie z Władimirem Putinem. Prezydent, wyraźnie rozluźniony, siedział na krześle i odpowiadał na pytania młodzieży. Po swobodnej rozmowie o sporcie przyszedł czas na trudniejsze zagadnienia. Jeden z chłopców spytał prezydenta, co będzie robił, gdy przestanie już być głową państwa: „Jeszcze nie wiem, co zrobię. Liczbę kadencji określa konstytucja. W przeszłości mogłem ją zmienić, ale tego nie zrobiłem i nie chcę tego robić w przyszłości" – odpowiedział Putin. Innego ucznia zainteresowało, czy prezydent wybrał już swojego następcę. „Zgodnie z międzynarodowym zwyczajem, kiedy przywódca państwa ustępuje, rekomenduje swojego następcę. Jednak na koniec decyzję podejmują obywatele, idąc do urn" – wyjaśnił prezydent. Pytania, które tak nurtowały młodzież, zadają sobie też najważniejsi politycy i oligarchowie w Rosji. Niedzielne wybory będą najprawdopodobniej ostatnimi, w których Putin weźmie udział. W 2024 roku, zgodnie z konstytucją, nie może się już bowiem ubiegać o trzecią kadencję z rzędu. Kto przejmie po nim schedę?

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
„Anora” jak dawne zwariowane komedie, ale bez autocenzury
Plus Minus
Kataryna: Panie Jacku, pan się nie boi
Plus Minus
Stanisław Lem i Ursula K. Le Guin. Skazani na szmirę?
Plus Minus
Joanna Mytkowska: Wiem, że MSN budzi wielkie emocje
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
J.D. Vance, czyli marna przyszłość dla bidoków