Indywidualizm i niezależność od wspólnoty noszą znamiona egoizmu – taki pogląd pojawia się ostatnio w czasopismach popularnonaukowych, różnych „laboratoriach idei", a nawet w prasie codziennej. W szczególności krytykowany jest w tym kontekście różnie rozumiany (często błędnie) libertarianizm, czyli ideologia oparta na absolutyzacji wolności i własności prywatnej, sceptyczna wobec nakładanych przez państwo ograniczeń. Głęboko się nie zgadzam z tą krytyką. Można bowiem odmiennie zapatrywać się na styl życia i zasady dobrze urządzonej wspólnoty; można także inaczej pojmować moralność i, w konsekwencji, dobrowolnie wyrzec się swobód ekonomicznych i obyczajowych; nie sposób jednak zaprzeczyć formalnym regułom sprawiedliwości, które proponują libertarianie. W mojej opinii wręcz trudno o myśl bardziej humanistyczną i społeczną, a przez to lepiej nadającą się na fundament sprawiedliwego ustroju i prawa.
By dowieść słuszności mojego stanowiska, odwołam się do tzw. filozofii Robinsona Crusoe, którą jeden z najważniejszych libertarian, Murray Newton Rothbard, uprawiał w „Manifeście libertariańskim" i „Etyce wolności". Zgodnie z tym modelem dopóki człowiek (niczym bohater powieści Daniela Defoe) odseparowany jest od innych, dopóty nie ma sensu rozprawiać o etyce, prawie, a nawet ekonomii. Dopiero pojawienie się na wyspie innych osób sprawia, że aktualne stają się pytania o podział dóbr i zasady współżycia. Bez życia społecznego i interakcji międzyludzkich nie ma ani libertarianizmu, ani tym bardziej jakiegokolwiek ustroju.
Rothbard dowodził, że uznanie ludzkiej autonomii jest rzeczą konieczną. Podmiotowość każdego człowieka, wyłączne i bezwzględne władztwo nad samym sobą i swoim postępowaniem, jest, zdaniem amerykańskiego filozofa i ekonomisty, jedynym racjonalnym rozwiązaniem problemu statusu jednostki.
Zwróćmy uwagę, jaką alternatywę oferują zwolennicy innych ideologii: domniemanie władzy jednego człowieka nad drugim (np. Crusoe jako niewolnik Piętaszka) albo współwładztwo ludzi nad sobą nawzajem (np. Crusoe posiadający cząstkową kontrolę nad Piętaszkiem, a Piętaszek cząstkową kontrolę nad Crusoe). Pierwsza z wymienionych opcji traktuje człowieka jako przedmiot, narzędzie w rękach. Żadna rozumna, czy też możliwa do obiektywnego uzasadnienia, doktryna nie może przystać na to rozwiązanie. Druga opcja zakłada zaś, że jakiekolwiek legalne działanie jednostki uwarunkowane jest aprobatą pozostałych członków wspólnoty. Jak jednak ją uzyskać, skoro Crusoe (wnioskujący o zgodę) miałby wówczas kompetencję do analogicznego zezwalania na działanie Piętaszka (wydającego zgodę). Piętaszek nie mógłby przecież udzielić zgody na działanie Crusoe, dopóki ów Crusoe nie udzieliłby mu wpierw zgody na udzielenie zgody. Mamy tutaj więc do czynienia z oczywistym absurdem logicznym – współwładztwo ludzi nad sobą nawzajem, czyli komunizm, jest formalnie niemożliwe. Komunizm zaś realizowany w praktyce, zawsze prowadzi do konfliktu: Crusoe żąda ryb od Piętaszka, na co Piętaszek zdecydowanie oponuje i domaga się, by to Crusoe przekazał mu kilka bochenków chleba. A skoro obaj mają nad sobą cząstkową władzę, argumenty każdego z nich niepozbawione są racji. W tym stanie rzeczy powinno być jasne, że szacunek dla rządów prawa i autonomii drugiego człowieka wymaga, by każdy był panem samego siebie. Jak pisał inny słynny libertarianin Robert Nozick, „są rzeczy, których ani żadna osoba, ani żadna grupa nie może nikomu zrobić (bez naruszania jego praw)". Dopiero po ustaleniu tego aksjomatu możemy przejść do szczegółowych rozważań na temat prawa, etyki czy ekonomii.
Sprawiedliwa własność
Owszem, libertarianizm jest ideologią radykalnie indywidualistyczną. Jednocześnie z uznania podmiotowości ludzkiej wyprowadza wniosek o zasadniczym znaczeniu – każdego obowiązuje zasada nieagresji. Żadna jednostka nie jest uprawniona do przemocy fizycznej wobec pozostałych. Jest to norma absolutna – obowiązuje wszystkich, zawsze i wszędzie. Nie wyklucza możliwości samoobrony (libertarianizm nie jest ślepy na fakt, że znajdą się ludzie bezrozumni, którzy nie zastosują się do opisywanej normy). Wskazuje jedynie, by nie zadawać cierpienia, nie szkodzić i nie krzywdzić drugiego. Jeżeli zatem wolność to wartość najwyższa i absolutna, to jest ona absolutna negatywnie, czyli ograniczona analogiczną wolnością pozostałych. Mam prawo posiadać broń palną, ale nie korzystać z niej, by napaść na sąsiada. Mogę wygadywać bzdury, ale nie domagać się, by inni musieli mnie słuchać itd. Indywidualizm nie prowadzi więc libertarian do egoizmu, rozumianego jako instrumentalne traktowanie innych, ale przeciwnie – do afirmacji człowieczeństwa. Prawo zaś powinno służyć zabezpieczeniu życia i wolności po to, by umożliwić nam wszystkim harmonijną koegzystencję, gdy będziemy realizować własne koncepcje szczęścia.