Gdy 29 lipca 1989 r. Rakowski przejmował ster w PZPR po ustąpieniu z funkcji I sekretarza przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego, po tym jak ten ostatni dziesięć dni wcześniej został wybrany przez Zgromadzenie Narodowe na prezydenta PRL, zapewne nie tak wyobrażał sobie finał swej politycznej kariery. Spełniały się wówczas marzenia wieloletniego redaktora naczelnego „Polityki" o karierze w centralnym aparacie partyjnym. Jak później przyznał, przejmując funkcję I sekretarza, wierzył w siebie oraz w zdolność PZPR do autoreformy. Nie zamierzał być „malowanym" przywódcą. Nie przypuszczał też, że faktycznie stanie się grabarzem partii. W swym pierwszym przemówieniu stwierdził nawet: „ja nie będę syndykiem masy upadłościowej".
Także wielu towarzyszy w terenie uważało, że Rakowski „jest osobą, która może poderwać partię do aktywnego działania i walki politycznej", „skonsoliduje nurty reformatorskie i ma szansę przewodzenia partii silnej, nowoczesnej", „jest politykiem doświadczonym, twardym, ale elastycznym w działaniu", „daje gwarancję kontynuowania linii porozumienia". Podobnie na swój temat myślał sam Rakowski.
Sukces przyszedł jednak zbyt późno, gdy formacja, której przewodził, chyliła się już ku upadkowi. Jego poprzednicy byli przecież nie tylko przywódcami rządzącej po dyktatorsku partii, ale faktycznie stali na czele państwa. On sam nie mógł nawet marzyć o takiej sytuacji. Z wielu względów jego pozycja była nieporównanie słabsza. W „obozie PRL" postacią nr 1 ciągle pozostawał Jaruzelski, a po porażce PZPR w wyborach z 4 czerwca 1989 r. coraz wyraźniej widać było, że system narzucony prawie pół wieku wcześniej odchodzi w polityczny niebyt.
Czytaj więcej
W 1990 rok państwo polskie wkraczało z nową nazwą i z dwoma prezydentami – w Londynie i Warszawie. Aby na scenie pozostał tylko jeden, nie wystarczały powszechne wybory. Potrzebne było jeszcze porozumienie.
Przywódca obolałej partii
Zarówno wśród liderów PZPR, jak i w partyjnych dołach przywództwo Rakowskiego nie było oczywiste. Część towarzyszy namawiała prezydenta Jaruzelskiego, by pozostał I sekretarzem. Inni, jak ambitny przewodniczący klubu poselskiego PZPR Marian Orzechowski, sugerowali, by do zjazdu partią kierowało kolektywne kierownictwo. Problemów z kandydaturą Rakowskiego nie wykluczał nawet Jaruzelski, który kilka dni przed swoim ustąpieniem mówił mu, że będą trudności z przepchnięciem go na stanowisko I sekretarza. Gdy Rakowski stwierdził, że może się natychmiast wycofać, generał uniósł się i powiedział: „Mnie przepchnięto w Sejmie". (Jaruzelski został wybrany na prezydenta większością zaledwie jednego głosu i to w sytuacji, gdy siedmiu parlamentarzystów wybranych z listy Solidarności oddało celowo nieważne głosy, obniżając w ten sposób kworum potrzebne do wyboru głowy państwa).