Gdy człowiek z podmiotu staje się przedmiotem

Wiele osób zaczyna tracić orientację, gdzie jest ich prawdziwe „ja", a gdzie jedynie „ja" wykreowane na sprzedaż, gdzie są ich autentyczne pragnienia, a gdzie te, które im wmówiono.

Publikacja: 28.01.2022 17:00

Gdy człowiek z podmiotu staje się przedmiotem

Foto: Mirosław Owczarek

W otoczeniu społecznym i ekonomicznym, w którym wszystko ma swoją cenę, gdzie relacje ekonomiczne przenikają każdą sferę życia, a presja użyteczności pojmowanej jako zamiana danej rzeczy w coś, co może uzyskać swoją cenę na rynku kapitalistycznym, jednostki podlegają procesowi dostosowawczemu. Zaczynają traktować siebie jak przedsiębiorstwo, którym trzeba umieć zarządzać, aby uzyskać z niego jak największy zysk (już w latach 70. XX wieku proces ten proroczo opisał wielki historyk i filozof francuski Michel Foucault, a w wieku XIX przewidział największy socjolog w dziejach – Max Weber).

Wartościami dominującymi stają się efektywność i opłacalność. I tak jak o każde przedsiębiorstwo trzeba się troszczyć, remontować jego wyposażenie techniczne i utrzymywać w stałej gotowości do działania, tak samo człowiek-towar musi troszczyć się o siebie. Przy czym dziś, w dobie kapitalizmu „informacyjnego", „kognitywnego" czy „sieciowego", czyli takiego, w którym najbardziej liczy się gromadzenie i przetwarzanie informacji oraz wpływ na innych ludzi, wywierany za pośrednictwem internetu przy pomocy licznych narzędzi manipulacji, najważniejszymi ludzkimi zasobami są intelekt oraz emocje, nie zaś siła mięśni. Dlatego to właśnie troska o nie staje się podstawą sukcesu.

* * *

Nie oznacza to wcale, że sprawy ciała schodzą na dalszy plan, a jedynie, że utrzymywanie go w dobrej formie jest podporządkowane najważniejszemu zadaniu człowieka-towaru: pozostawaniu w ciągłej gotowości do podejmowania nowych zadań intelektualnych oraz emocjonalnych, które wymagają odpowiedniej sprawności fizycznej. Idzie także o odreagowanie zmęczenia psychicznego, które na co dzień towarzyszy człowiekowi-towarowi, a środkiem ku temu jest odwrócenie uwagi od zasobów psychicznych i skierowanie ich na zasoby fizyczne.

Człowiek-towar jest bowiem dobrze zaznajomiony z wszelkimi teoriami dotyczącymi ludzkiego zdrowia i wie doskonale, że lekarstwem na zmęczenie psychiczne jest zmęczenie fizyczne (w tym sensie rozpowszechnienie się kultury fitness nie jest wcale przypadkowe, stanowi ona ważny element systemu późnego kapitalizmu). Ale chodzi też o coś więcej: o to mianowicie, że człowiek-towar zdaje sobie sprawę, iż w epoce dominacji pracy afektywnej (niematerialnej) autoprezentacja jest pierwszym zasobem, do którego można sięgnąć, gdy w grę wchodzi lepsze sprzedanie siebie i wywarcie wpływu na innych. Utrzymywanie dobrej formy fizycznej jest zatem, w sposób typowy dla wszelkich działań człowieka-towaru, jedynie środkiem do osiągnięcia jakichś innych celów. Nie chodzi już o zdrowie dla zdrowia, ale o zdrowie, które pozwala lepiej realizować zadania, jakie stoją przed każdym człowiekiem-towarem: być bardziej efektywnym, sprawnym, wytrzymałym, móc pracować dłużej.

To rzecz bardzo charakterystyczna dla człowieka-towaru: nigdy nie traktuje on siebie jako celu samego dla siebie (autotelicznego), ale zawsze jako środka do osiągnięcia jakiegoś celu zewnętrznego. Niczego nie robi dla siebie jako człowieka po prostu, ale wszystko dla siebie jako narzędzia do realizacji czegoś innego niż on sam. W ten sposób gwałci jeden z fundamentów moralności europejskiej (zarówno o proweniencji chrześcijańskiej, jak i świeckiej), której wyrazem był sławny imperatyw kategoryczny Immanuela Kanta, nakazujący „traktować człowieczeństwo w sobie, jak i w innym zawsze jako cel, nigdy jako środek".

Czytaj więcej

Czy kapitalizm stał się nowym totalitaryzmem?

* * *

Człowiek-towar nie tylko człowieczeństwo w sobie traktuje jako środek, czyni tak samo z innymi ludźmi. Ponieważ wszystko musi mu się opłacać, także każdy kontakt z innym człowiekiem musi służyć jakiemuś zyskowi, niekoniecznie pojmowanemu w kategoriach czysto ekonomicznych. Może równie dobrze chodzić o poprawę samopoczucia, potwierdzenie swojej wartości czy uzyskanie wsparcia koniecznego dla dalszego sprzedawania siebie. Człowiek-towar to ktoś, kto wchodzi w każdy związek, czy to przyjacielski, czy miłosny, i od razu zadaje sobie pytanie: co ja z tego będę miał. Cechą najbardziej mu obcą jest bezinteresowność, robienie czegoś bez kalkulacji korzyści, nieliczenie na symetrię darów, polegającą na tym, że daję coś innemu (uczucie, uwagę, zainteresowanie, pomoc), ale oczekuję, że da mi równie wiele w zamian. Jest on bowiem istotą nieustannie kalkulującą. Wszystko staje się wartościowe jedynie ze względu na ostateczną korzyść, jaką można z tego czegoś mieć (jak mówią ekonomiści, człowiek taki jest „maksymalizatorem użyteczności" i jako pewien model stanowi podstawę całej ekonomii klasycznej i neoklasycznej).

W ten sposób następuje proces urzeczowienia człowieka, zamiany podmiotu w przedmiot. Człowiek-towar sam dla siebie staje się przedmiotem obróbki i kalkulacji, podobnie jak wszyscy inni ludzie, którzy przestają mieć wartość jako istoty ludzkie, a nabierają wartości jedynie jako środki do osiągania czegoś innego: sukcesu materialnego, prestiżu, władzy.

Można powiedzieć, że w ten sposób znika człowiek pojmowany jako osoba zdolna do kierowania swoim życiem w celu realizacji pełni swojego człowieczeństwa, a pozostają jedynie jego pragnienia i dążenia. Przy czym to nie on włada nimi, ale one nim. W ten sposób człowiek-towar traci swą autonomię, przestaje „kierować swoim życiem od wewnątrz", jak mówił wielki filozof liberalny John Stuart Mill, a staje się niewolnikiem narzuconych z zewnątrz wartości i następnie uwewnętrznionych w procesie treningu społecznego (socjalizacji). Każdy człowiek-towar jest bowiem w ostateczności jedynie agentem urynkowionego społeczeństwa, które produkuje cały system wartości, pozostający w zgodzie z tym, czego od niego i od jednostek domaga się system późnokapitalistyczny. Na obecnym etapie jego ewolucji sprawą kluczową jest skłonienie jednostek do tego, aby utrzymywały się w stanie autodyscypliny, gotowości do oddania się całym sobą zadaniom, jakie przed nimi stawia dzisiejszy katalog zajęć zawodowych. W zadaniach tych zaciera się granica między pracą a czasem wolnym, prywatnością a publiczną autoprezentacją (czemu sprzyjają tzw. media społecznościowe, w których kupczy się swoją prywatnością z nadzieją na uzyskanie benefitów wynikających z widzialności), uczuciami żywionymi spontanicznie a tymi, których oczekuje się w procesie pracy afektywnej (czyli wywierania wpływu na innych celem skłonienia ich do określonych działań), a także stałej gotowości do konsumpcji wedle wzorów, które jednostka czerpie od agend społeczeństwa rynkowego, takich jak reklama czy kultura masowa. Trudno się dziwić, że w takiej sytuacji wiele osób zaczyna tracić orientację, gdzie jest ich prawdziwe „ja", a gdzie jedynie „ja" wykreowane na sprzedaż, gdzie są ich autentyczne pragnienia, a gdzie te, które zostały im wmówione. W momentach refleksji owocuje to poczuciem autoalienacji, czyli postrzeganiem samego siebie jako istoty obcej i wręcz wrogiej sobie samej.

Czytaj więcej

Pochwała państwa dobrobytu

* * *

Ta swoista schizofrenizacja jednostki domaga się procesu korekty. Pomagają w niej agenci systemu, w którym wszystko jest na sprzedaż i powinno być na sprzedaż, w tym zdrowie psychiczne. Uzbrojeni w wiedzę psychologiczną starają się oni dopasować rozszczepione jednostki do kontekstu społecznego, uzgodnić ich poczucie odrębności z oczekiwaniem systemu, aby wszyscy byli mniej więcej tacy sami (pragnęli tego samego) przy zachowaniu pozorów ich różnorodności.

Ogromna podaż poradników psychologicznych, szkoleń coachingowych i wszelkiego typu psychoterapii jest widomym znakiem, że istnieje na nie zapotrzebowanie. Człowiek-towar w momentach kryzysowych, które przecież i jemu się zdarzają – np. w konfrontacji z innym człowiekiem-towarem, który instrumentalizuje związki międzyludzkie i przez to rani – wymaga pomocy, która ma go skłonić do przekonania, że klęska jest zawsze jego winą i powinien się zmienić. Nie ma tutaj mowy o wskazywaniu na jakiekolwiek braki systemu, przejawiające się np. w dowartościowywaniu egoizmu jako rzekomej troski o siebie czy w niemądrym kulcie harówki jako jedynej drogi do osiągnięcia sukcesu materialnego. W ten sposób system społeczny socjalizujący jednostkę do bycia człowiekiem-towarem pozostaje poza obszarem jakiejkolwiek refleksji krytycznej, jest bowiem uznawany za słuszny (sprawiedliwy) przez wszystkie strony wchodzących w grę relacji (w tym podlegającego terapii doradczej i doradcę/trenera). Gładko się odtwarza, legitymizowany przez jego „agentów" pilnujących, aby jednostki zawsze szukały winy za swoje kłopoty w sobie, a nie w nim – bo za mało się starały, za mało pracowały, były za mało zdeterminowane, aby odnieść sukces, nie potrafiły stać się „kowalem swojego losu".

Jednostki poddane takiej ideologii nader skutecznie przekazują wartości neoliberalnego turbokapitalizmu, traktując np. swoje dzieci jak przedmioty „obróbki" mającej na celu przygotowanie ich do sprawnego zarządzania samym sobą w momencie dojścia do dorosłości. W wyniku tego podejścia zamieniają się one w przepracowanych pracowników małych przedsiębiorstw, jakimi czynią ich rodzice, którzy są przekonani, że tylko trening w codziennej harówce może spowodować, iż dzieci będą w przyszłości zdolne sprawnie sprzedawać siebie na wysoce konkurencyjnym rynku kapitalistycznym.

Podejście takie powoduje, że wszelkie chwile wydarte logice przygotowywania się do funkcji człowieka-towaru, człowieka-przedsiębiorstwa, jak np. chwile bezinteresownej zabawy z rówieśnikami czy po prostu chwile lenistwa i nudy, nie mówiąc już o udziale w niezaprogramowanym żywiole podwórka, stają się zmarnowane i niemożliwe do odrobienia, a w związku z tym niedopuszczalne (trochę jak niedopuszczalne są przestoje w przedsiębiorstwie pracującym w trybie ciągłym). W ten sposób kradnie się dzieciom dzieciństwo, pozbawia je szansy na samodzielne poszukiwanie swojej drogi życiowej, zawęża horyzont wyboru i spycha do roli trybiku w maszynie społecznej, która przerabia osoby ludzkie w ludzi-towary.

Czytaj więcej

Jaki populizm, jaki paternalizm

Prof. Andrzej Szahaj

Filozof, historyk myśli społecznej i kulturoznawca, pracuje w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu

W otoczeniu społecznym i ekonomicznym, w którym wszystko ma swoją cenę, gdzie relacje ekonomiczne przenikają każdą sferę życia, a presja użyteczności pojmowanej jako zamiana danej rzeczy w coś, co może uzyskać swoją cenę na rynku kapitalistycznym, jednostki podlegają procesowi dostosowawczemu. Zaczynają traktować siebie jak przedsiębiorstwo, którym trzeba umieć zarządzać, aby uzyskać z niego jak największy zysk (już w latach 70. XX wieku proces ten proroczo opisał wielki historyk i filozof francuski Michel Foucault, a w wieku XIX przewidział największy socjolog w dziejach – Max Weber).

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich